– Jest w Palm Springs – wyjaśnił cicho George i popatrzył Edwinie prosto w oczy. – Sam uważa, że nie powinniśmy się więcej spotykać.

To tłumaczyło niespodziewane zaproszenie siostry na premierę, Edwina zastanawiała się bowiem, czemu Helen nie ma na przyjęciu.

– Dlaczego? – zapytała krótko, wzruszona wyrazem beznadziejnego smutku w oczach George'a. Pod maską wesołości wyglądał na zupełnie zdruzgotanego, co nie było do niego podobne.

– Sam twierdzi, że po czterech latach romansu albo powinniśmy się pobrać, albo przestać się widywać.

Westchnął i pozwolił, by przechodzący obok kelner napełnił mu kieliszek szampanem. Wypił już sporo tego wieczoru, ale od czasu wprowadzenia przed trzema laty prohibicji ogólnie nadużywano alkoholu. Ulubioną rozrywką stało się chodzenie na prywatne przyjęcia, organizowane w salach kinowych lub w ukrytych barach, na których czarnorynkowy alkohol lał się strumieniami. Ustawa Volsteada przyczyniła się do tego, że wielu Bogu ducha winnych ludzi zostało alkoholikami. George zazwyczaj nie pił dużo. Tego dnia przesadził, bo bez Helen czuł się strasznie samotny, i trudno było nie zauważyć, jaki jest nieszczęśliwy.

– To dlaczego się z nią nie ożenisz? – Edwina odważyła się wreszcie zadać pytanie, które od dawna cisnęło jej się na usta. Może uznała, że nadeszła pora, by postawić sprawę jasno, a może ona również wypiła za dużo? – Przecież ją kochasz, prawda?

Skinął potakująco głową i uśmiechnął się smutno.

– Tak. Ale nie mogę się z nią ożenić.

– Dlaczego? – zdumiała się Edwina.

– Pomyśl, co by ludzie powiedzieli. Że ożeniłem się z nią, aby ugruntować interesy z jej ojcem. Że ożeniłem się z nią dla pieniędzy… dla kariery. – Popatrzył nieszczęśliwy na siostrę. – Widzisz, pół roku temu Sam zaproponował mi spółkę, ale moim zdaniem muszę wybierać: albo Helen, albo ta praca. Jeżeli się z nią ożenię, prawie na pewno będę musiał opuścić Hollywood, żeby ludzie nie gadali, że to małżeństwo dla korzyści. Co prawda moglibyśmy zamieszkać w San Francisco – mówił George z rozpaczą – ale co bym tam robił? Wyjechałem cztery lata temu i nie znam się na niczym prócz tego, co robię tutaj. Dlatego na żadną posadę raczej nie mogę liczyć. A do tego wydałem pieniądze od ciotki Liz, więc jakim sposobem utrzymałbym Helen?

Istotnie, tutaj George miał niezłe, może nawet całkiem dobre dochody, lecz z dala od Hollywood nie posiadałby nic. Pieniądze odziedziczone po ciotce wydał na wspaniały dom, luksusowe samochody i stajnię pełną drogich koni.

– Jakbym się z nią ożenił, przyszłoby nam klepać biedę. A jeżeli wejdę w spółkę z Samem, nie będę mógł ożenić się z Helen. To by wyglądało paskudnie, jak najgorszy rodzaj nepotyzmu.

Odstawił szklankę i tym razem, gdy kelner zbliżył się do nich, zakrył kieliszek dłonią. Tego wieczoru nie miał nawet ochoty się upić. Pragnął jedynie wypłakać się na ramieniu siostry i przykro mu było, że psuje jej zabawę, na którą przecież ją zaprosił.

– To śmieszne – zaprotestowała Edwina, spoglądając na niego ze współczuciem. – Przecież wiesz, co myśli o tobie Sam. Wiesz, dlaczego chce mieć cię za wspólnika. Taka propozycja dla człowieka w twoim wieku to dowód prawdziwego uznania. Zrobiłeś chyba jedną z najwspanialszych karier w Hollywood.

– I co z tego, skoro jestem sam? – zaśmiał się z goryczą. – Edwino, nie mogę tego zrobić. A co będzie, jeżeli Helen pomyśli, że ożeniłem się z nią dla kariery? Tego bym nie zniósł, dlatego muszę o niej zapomnieć.

– Rozmawiałeś z nią o tym? – spytała Edwina.

– Nie. Tylko z Samem. Powiedział, że przyjmie każdą moją decyzję, ale uważa, że nasz romans za długo trwa. Helen ma dwadzieścia dwa lata i jeżeli nie wyjdzie za mnie, ojciec chciałby ją wydać za kogoś innego – odrzekł George.

Nie miał jeszcze dwudziestu czterech lat, a już osiągnął prawie wszystko, czego pragnął. Do pełni szczęścia zabrakło mu spółki z najpotężniejszym człowiekiem w Hollywood i kobiety, którą chciał pojąć za żonę. Mógł mieć jedno i drugie, uważał jednak, że to nieosiągalne. Edwina, choć rozumiała jego rozterki, była zdania, że sprawy da się ułożyć pomyślnie, i przez cały wieczór próbowała przekonać o tym brata. Ale George nadal miał wątpliwości. Gdy odwoził ją do hotelu swoim lincolnem phaetonem, z uporem powtarzał:

– Nie zrobię jej tego, Weenie. Helen nie może być bonifikatą w tym interesie.

– Tam, do diabła! – Edwina zaczynała tracić cierpliwość. – Kochasz ją?

– Tak.

– To ożeń się z nią. Nie marnuj życia na inne dziewczyny, o które nie dbasz. Ożeń się z nią, dopóki nie jest za późno. Nigdy nie można przewidzieć, jak się życie potoczy. Skoro masz okazję zaznać szczęścia, to łap je i na nic się nie oglądaj… – Kiedy to mówiła, do oczu napłynęły jej łzy. George wiedział, że pomyślała o Charlesie, jedynym mężczyźnie, którego kochała, jedynym, o którym marzyła. Gdy odszedł, zostawił po sobie pustkę, której nic nie mogło zapełnić. – Pragniesz tej pracy? – ciągnęła, zdecydowana, pomimo uporu brata, wyjaśnić na gorąco nurtujące go kwestie. – Chcesz wejść w spółkę z Samem? – zapytała.

George zawahał się, lecz tylko na moment.

– Tak.

– No to wykorzystaj szansę, George. – Położyła mu dłoń na ramieniu, głos jej złagodniał. – Życie daje nam tylko określoną liczbę okazji. A tobie zaskakująco szybko ofiarowało wszystko, o czym marzyłeś. Wybierz więc to, czego pragniesz najbardziej, pielęgnuj, zatrzymaj, nie daj sobie odebrać i bądź wdzięczny losowi za to, co dostałeś. Nie marnuj życia i nie rezygnuj ze szczęścia doszukując się wyimaginowanych przeszkód. Horowitz daje ci wspaniałą szansę, a Helen jest kobietą, którą kochasz. Byłbyś głupi, gdybyś zrezygnował z jednego lub drugiego! Przecież wiesz, że nie żenisz się po to, by zbliżyć się do Sama. Nie musisz. On już cię poprosił, żebyś został jego partnerem. Na co czekasz? Mówię ci, wykorzystaj szansę i do diabła z ludźmi! Przecież dobrze wiesz, że jeżeli ktoś coś sobie ubzdura, a nawet odważy się skomentować twój krok, po tygodniu inne wydarzenie będzie tematem dnia, a wasz ślub pójdzie w zapomnienie. Twoje miejsce jest nie w San Francisco, tylko tutaj, w tym zwariowanym biznesie, w którym jesteś taki dobry, że pewnego dnia studio Sama będzie należało do ciebie. Albo dorobisz się własnego. Masz dopiero dwadzieścia trzy lata, dzieciaku, i kiedyś dotrzesz na sam szczyt. Zresztą już teraz zaszedłeś wysoko. Do tego masz dziewczynę, którą kochasz… Do diabła, na co czekasz? – mówiła uśmiechając się przez łzy. – Chwytaj swój skarb, George… Jest twój, bo zasłużyłeś na niego.

Edwina wygarnęła bratu całą prawdę. Za bardzo go kochała, by pozwolić mu na zmarnowanie życia. Pragnęła, aby otrzymał od losu to, czego jej nie było dane zakosztować. Nie żałowała, że się poświęciła, bo przecież zrobiła to dla rodzeństwa i chciała, aby każde z nich zaznało szczęścia na własną miarę, sięgnęło po najlepsze z tego, co życie ma do zaoferowania.

– Naprawdę tak myślisz, siostrzyczko?

– A jak sądzisz? Pewnie, że zasługujesz na to, żeby być szczęśliwym, głuptasie kochany.

Zburzyła dłonią jego starannie ułożone włosy, a on odwzajemnił się takim samym gestem. Podobała mu się jej krótka fryzura – wyglądała w niej prześlicznie. Wielka szkoda, że nie wyszła za mąż, oprócz Charlesa jednak nie istniał dla niej nikt.

Nieco później, czy to z powodu szampana, czy pod wpływem nastroju chwili, George odważył się zadać Edwinie pytanie, które nurtowało go od dawna.

– Powiedz, Weenie, nie żałujesz, że nie przeżyłaś niczego więcej? Czy nie znienawidziłaś życia, które przypadło ci w udziale?

Zanim zdążyła otworzyć usta, wyczytał odpowiedź w jej oczach.

– Znienawidziłam? – roześmiała się. Ona, która poświęciła jedenaście lat na wychowanie dzieci swej matki, przybrała zdumiewająco zadowoloną minę. – Jakżebym mogła, skoro kocham was tak bardzo? Nie zastanawiałam się nad tym przed laty. Zajęcie się wami uznałam za oczywiste, ale najdziwniejsze jest to, że to wy daliście mi szczęście. Szkoda, że nie mogłam być żoną Charlesa, ale życie z wami nie było takie złe.

Mówiła w taki sposób, jakby najistotniejszą część życia miała już za sobą. I niestety, było w tym trochę prawdy. Jeszcze pięć lat i Teddy pójdzie do Harvardu, Fannie i Alexis pewnie będą już mężatkami. Życie George'a już się ułożyło, i to całkiem dobrze, oczywiście poza chwilami takimi jak ta, gdy sam siebie torturował. Za pięć lat podobne rozterki będzie miał za sobą. A ona zostanie wtedy sama, bo taka jest kolej rzeczy. Dzieci, które wychowywała, dorosną. Na razie wolała o tym nie myśleć.

– Niczego nie żałuję – powiedziała, przysunęła się do George'a i pocałowała go w policzek. – Ale nie chciałabym patrzeć, jak marnujesz życie bez kobiety, którą kochasz. Jedź do Palm Springs, poproś Helen o rękę i powiedz Samowi, że będziesz jego partnerem w interesach. Nie zawracaj sobie głowy tym, co ludzie mogą pomyśleć. Moim zdaniem wszystko dobrze się ułoży. Możesz to powtórzyć Helen.

– Zdumiewasz mnie, Weenie – rzekł George na koniec.

Później, gdy odprowadzał ją do hotelu, pomyślał, że jest wspaniałą kobietą i szczęściarzem byłby mężczyzna, który pojąłby ją za żonę. Czasami miewał poczucie winy, że nie wyszła za mąż. Czuł, że on i dzieci zabrali jej zbyt wiele. Chciał właśnie powiedzieć coś na ten temat, gdy obydwoje jednocześnie stanęli jak wryci. Przez hol, ubrana w szarą satynową suknię Edwiny, z włosami upiętymi wysoko przytrzymywanymi nie wiadomo gdzie zdobytą opaską, w której tkwiło śnieżnobiałe pióro, kroczyła Alexis. Szła uwieszona u ramienia bardzo przystojnego mężczyzny, którego Edwina nie znała, George natomiast rozpoznał go od razu.

– O Boże – szepnęła zaskoczona Edwina. Gdy wychodziła na przyjęcie, Alexis była już w łóżku. – Kto to jest?

Mężczyzna, o którego zapytała, wyglądał na pięćdziesiątkę i choć niewątpliwie był przystojny, miał co najmniej trzy razy więcej lat niż jej siostra. Sprawiał wrażenie podchmielonego, a jego pełne zachwytu spojrzenie dobitnie wskazywało, że jest pod urokiem Alexis.