– Czy nie uważasz, Ben, że powinnam się wstrzymać ze sprzedażą gazety? Bo co będzie, jeżeli George zmieni zdanie i wróci do domu? – zastanawiała się. Wciąż miała wątpliwości, czy słusznie robi, rzeczywistość jednak była nieubłagana: interesy szły coraz gorzej. Niemożliwe było dalsze utrzymanie wydawnictwa bez udziału kogoś, kto, jak niegdyś ich ojciec, twardą ręką nim pokieruje. George nie nadawał się do tego; był za młody i na dodatek nie interesowało go przejęcie rodzinnej firmy.

– Nie uda ci się utrzymać gazety do czasu, aż George dorośnie do jej prowadzenia – rzekł Ben, jak zwykle nie ukrywając prawdy przed Edwiną. Jemu także było przykro, że firma zmieni właściciela. Nie miało jednak sensu kurczowe trzymanie się jej. Po śmierci Berta Winfielda tylko Filip mógł objąć kierownictwo. Teraz i jego zabrakło, a George nie ukrywał braku zainteresowania wydawnictwem.

Wprawdzie Youngowie odrzucili ofertę Edwiny, ale po miesiącu otrzymała propozycję od spółki wydawniczej z Sacramento. Jej właściciele od pewnego czasu rozglądali się za gazetą wychodzącą w San Francisco i "Telegraph Sun" bardzo im odpowiadał. Zaproponowali Edwinie przyzwoite warunki i Ben poradził, aby je przyjęła.

– Muszę się zastanowić – odparła.

Wciąż nie mogła się zdecydować, Ben jednak nalegał, by nie przeciągała sprawy, bo kontrahenci z Sacramento mogą się rozmyślić. Kwota, którą jej zaproponowano, nie była przesadnie wysoka, ale pozwoliłaby jej na wygodne życie przez następne piętnaście, dwadzieścia lat i na wykształcenie rodzeństwa.

– A potem? – spytała cicho Bena. – Co będzie potem?

Zdawała sobie sprawę, że w wieku czterdziestu siedmiu lat będzie bez męża, bez zawodu i bez rodziny, która by się nią zaopiekowała, Będzie musiała liczyć na to, że George i pozostałe dzieci zechcą ją utrzymywać. Jej przyszłość nie rysowała się różowo, niemniej teraz wolała się nad nią nie zastanawiać. Zresztą zatrzymanie gazety za wszelką cenę nie poprawiłoby jej sytuacji.

Benowi żal było Edwiny, choć nigdy by jej tego nie okazał.

– Przez następne lata będziesz miała dość czasu, żeby poczynić stosowne inwestycje i zaoszczędzić trochę pieniędzy. Jest wiele możliwości – uspokajał ją.

Mogła na przykład wyjść za mąż za niego lub za kogoś innego, aczkolwiek teraz, gdy miała dwadzieścia siedem lat, nie powinna liczyć, że łatwo znajdzie kandydata. Kobiecie w jej wieku trudno było się wydać. Najlepszy czas na małżeństwo miała za sobą. Tyle że ona o zamążpójściu nie myślała. Wybrała drogę, którą uznała za najwłaściwszą, i zdawała się niczego nie żałować. Tylko na stacji, gdy na twarzy odjeżdżającego George'a dostrzegła wyraz niekłamanego entuzjazmu, miała wrażenie, że jej życie minęło niepostrzeżenie. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na podobne rozważania, toteż po powrocie do domu rzuciła się w wir obowiązków.

Od George'a często przychodziły listy z Hollywood. Dzieci śmiały się do łez czytając jego opowieści o kobietach noszących wspaniałe futra bez względu na pogodę, obwieszonych kryształami górskimi i poruszających się w otoczeniu sfory chartów. Na pierwszym przyjęciu, na które George został zaproszony, omal nie doszło do awantury, gdy jeden z psów nadepnął na ulubionego węża pewnej gwiazdki. Od pierwszych dni pobytu w Hollywood George poczuł się w tym zwariowanym świecie jak ryba w wodzie. Wuj kolegi nie zawiódł go i zgodnie z obietnicą dał mu pracę kamerzysty, by chłopiec od samego początku mógł zgłębiać tajniki zawodu. Po dwóch tygodniach George pracował już nad swym pierwszym filmem.

– Czy on zostanie kiedyś gwiazdorem? – dopytywała się dziesięcioletnia Fannie zaraz po wyjeździe brata. Wszystko, co robił George, wydawało jej się nadzwyczajne.

Nie mniej przejęta karierą brata była Alexis, która w wieku dwunastu lat stała się prawdziwą pięknością. Wyrosła na panienkę ładniejszą, niż się zanosiło, a jej pełna smutku powściągliwość zdawała się skrywać gorący temperament. Edwina nieraz niepokoiła się na widok spojrzeń, jakimi obcy obrzucali to nad wyraz powabne dziecko. Mała nadal niechętnie zadawała się z obcymi. Nie doszła całkiem do siebie po stracie rodziców, a kolejny cios, jakim była śmierć Filipa, sprawił, że jeszcze bardziej oderwała się od rzeczywistości. Przy Edwinie była wygadana i pewna siebie, ale jak tylko zjawiali się nieznajomi, niemal wpadała w panikę. Zanim George opuścił dom, okazywała mu wręcz bałwochwalcze uwielbienie. Nie odstępowała go ani na krok i bywało, że w nocy siedziała na schodach całymi godzinami, czekając na jego powrót z przyjęcia. Po śmierci Filipa przylgnęła doń i darzyła go przywiązaniem takim jak ongiś rodziców. Domagała się, żeby pojechali do Hollywood odwiedzić brata, i Edwina obiecała jej to, choć chłopiec wybierał się do domu na Święto Dziękczynienia.

Niedługo przed tym świętem sprzedała wreszcie gazetę spółce z Sacramento. Przeciągającej sprawę Edwinie udało się mimo woli uzyskać wyższą cenę. Kwota okazała się całkiem przyzwoita, choć nie oszałamiająca, i Edwina wiedziała, że odtąd przyjdzie jej bardziej liczyć się z wydatkami. Nie było mowy o nowych strojach, samochodach ani drogich wycieczkach, zresztą za żadną z tych rzeczy nie tęskniła. Chciała mieć tylko dość pieniędzy, aby przyzwoicie wychować i wykształcić rodzeństwo. Nie przypuszczała, że sprzedaż gazety obudzi na nowo falę wspomnień.

Tego dnia udała się do wydawnictwa, by podpisać stosowne dokumenty. Transakcja miała się dokonać w dawnym gabinecie jej ojca, obecnie zajmowanym przez dyrektora zarządu. Dla personelu był to wciąż gabinet Berta Winfielda, na ścianie nadal wisiało zdjęcie Edwiny stojącej obok matki. Zdjęła je i wpatrywała się w nie przez chwilę, po czym dołączyła fotografię do innych rzeczy, które zabierała. Usiadła przy biurku i podpisała ostatnie dokumenty.

– To już chyba wszystko, prawda? – spojrzała pytająco na Bena, który jako jej prawnik miał dopilnować ostatecznego kształtu umowy.

– Przykro mi, Edwino, że sprawy tak się mają – powiedział ze smutnym uśmiechem. Podobnie jak ona wolałby widzieć Filipa na czele gazety, niż oddawać ją w obce ręce. – Co słychać u George'a? – zapytał na odchodnym.

Zanim mu odpowiedziała, roześmiała się, wspomniawszy głupstwa, jakie brat powypisywał w ostatnim liście.

– Chyba nigdy dotąd nie był taki szczęśliwy. To, co opisuje, mnie się wydaje zupełnym wariactwem, ale jemu najwyraźniej odpowiada.

– Cieszę się. Nie nadawał się tutaj – rzekł Ben. Nigdy nie mówił Edwinie, że według niego George w krótkim czasie doprowadziłby gazetę do bankructwa.

Zanim się pożegnali, postali chwilę przed wydawnictwem. Edwina wiedziała, że w dalszym ciągu będzie korzystać z rad Bena. Odprowadził ją do samochodu i z uczuciem nostalgii pomógł przy wsiadaniu.

– Dziękuję ci za wszystko – rzekła miękko.

Ben w odpowiedzi skinął tylko głową.

Edwina uruchomiła silnik i pogrążona w smutku powoli odjechała w stronę domu. Sprzedała gazetę, która była jej ojcu tak droga! Ale skoro jego zabrakło, skoro zabrakło Filipa… Pewien rozdział życia musiał zostać zamknięty.

Rozdział dwudziesty czwarty

Zgodnie z obietnicą złożoną rodzeństwu George przyjechał do domu na Święto Dziękczynienia. Sypał jak z rękawa zwariowanymi opowieściami o jeszcze bardziej zwariowanych ludziach. Zetknął się już z braćmi Warner, na przyjęciu widział Normę i Konstancję Talmadge. Olśniewał dzieci opowiadaniami o Tomie Miksie i Charliem Chaplinie. Nie znaczyło to, że poznał ich bliżej, ale Hollywood było miejscem dostępnym dla każdego, pełnym życia i niesłychanie ekscytującym, a w raczkującym przemyśle filmowym każdy mógł popróbować swoich sił, nieraz z nadspodziewanie dobrym skutkiem.

Wuj jego przyjaciela, Sam Horowitz, postać niezwykła, był według George'a wybitnym biznesmenem i znał w mieście każdego, kogo znać należało. Przed czterema laty założył najwspanialsze studio filmowe w Hollywood i miał duże szanse na zostanie najpopularniejszą osobą w mieście. Znał się wyśmienicie na swojej robocie, a jego praca spotykała się z ogólnym uznaniem. George opisał go jako mężczyznę potężnego zarówno pod względem postury, jak i zajmowanej pozycji. Edwinie nie umknęła rzucona przy okazji uwaga, że Horowitz ma wyjątkowo ładną córkę, jedynaczkę, którą po śmierci jej matki w katastrofie kolejowej na Wschodzie wychowywał uwielbiający ojciec. George nadspodziewanie dużo wiedział o owej pannie, lecz Edwina wstrzymała się od komentarzy, wysłuchując kolejnych zabawnych historii.

– Możemy do ciebie przyjechać? – zapytał Teddy z wyrazem uwielbienia w oczach.

Dla niego brat był wielkim człowiekiem, znacznie ważniejszym niż jakiś tam gwiazdor filmowy! A George pławił się w zachwycie, którym darzyło go młodsze rodzeństwo. Podkreślał, że interesuje go nie tylko techniczna strona produkcji filmu. Posada asystenta kamerzysty miała być, jak zapewniał dzieci, jedynie etapem przejściowym do dalszej kariery. Przekonany o swoim talencie George był pewien, że pewnego dnia będzie kręcił filmy i kierował studiem co najmniej takim, jakie posiadał Sam Horowitz. Sam obiecał mu posadę w biurze, jeżeli przez rok będzie się należycie przykładał do powierzonych mu obowiązków.

– Mam nadzieję, że w tej pracy lepiej się spiszesz niż w gazecie – zauważyła Edwina.

George uśmiechnął się, pewien, że bez trudu podoła stawianym przed nim zadaniom.

– Obiecuję, siostrzyczko. Pójdzie mi lepiej niż w Harvardzie!

Miał wyrzuty sumienia, że ją zawiódł przerywając studia, ale nareszcie robił to, co mu odpowiadało! Edwina żałowała, że Filip nie dożył dnia, w którym jego brat zajął się czymś na serio, zaraz jednak pomyślała, że gdyby Filip żył, George wciąż chodziłby na wagary w Harvardzie.

O wojnie, zakończonej ledwie przed kilkoma tygodniami, starsze rodzeństwo rozmawiało niejednokrotnie. Wydawało im się ogromną niesprawiedliwością, że Filipa nie ma wśród nich. Edwina na próżno próbowała doszukać się sensu w ogólnoświatowej jatce. Państwa sprzymierzone miały dziesięć milionów zabitych i dwadzieścia milionów kalek. Bilans zmagań wojennych okazał się szokujący. Rozważania na temat wojny w Europie przypomniały Edwinie, że od dawna nie miała wiadomości od ciotki Liz, postanowiła zatem do niej napisać. O śmierci Filipa poinformowała krewną już wcześniej, potem pisała jej o życiu George'a w Hollywood i o tym, co słychać u reszty Winfieldów. Od blisko roku jednak nie przyszedł żaden list z Anglii – zapewne wojna paraliżowała działalność poczty.