Edwina była wstrząśnięta, wiedziała jednak, że nie ma sensu przekonywać brata, iż źle robi. Może jak nie będzie na niego naciskać, pewnego dnia z własnej woli wróci na uniwersytet? Nie mogła pogodzić się z myślą, że George nie otrzyma dyplomu. Nawet Filip, chociaż poszedł na wojnę, zamierzał później ukończyć studia.

Wałkowali sprawę przez kilka dni, potem Edwina przedyskutowała ją z Benem i wreszcie, dwa tygodnie później, George rozpoczął terminowanie w redakcji. Edwina chcąc nie chcąc musiała przyznać, że takie rozwiązanie będzie najlepsze, zwłaszcza że teraz, po śmierci Filipa, nie było nikogo, kto mógłby się zająć wydawnictwem. George musi się wiele nauczyć, ale może za rok czy dwa będzie w stanie podołać obowiązkom. Cóż, nie mieli wyboru.

Uśmiechała się do swych myśli, gdy co rano wybiegał do wydawnictwa. Wyglądał jak dziecko udające własnego ojca. Zrywał się z łóżka zwykle za późno i zdyszany, w przekrzywionym krawacie, zjawiał się na śniadaniu w samą porę, by podroczyć się z dziećmi. Potem, po wypiciu trzech garnuszków mleka i nakarmieniu owsianką kota, chwytał jakiś owoc i wypadał za drzwi, po drodze wołając do niej, że wróci w okolicy obiadu. Codziennie dzwonił z pracy, zazwyczaj po to, by opowiedzieć jej nowy dowcip i zapytać, czy nie ma nic przeciwko temu, że zje kolację poza domem. Oczywiście nie broniła mu tych przyjemności.

Romantyczne przeżycia George'a stały się w mieście legendarne, toteż gdy rozeszła się wieść o jego powrocie, niemal codziennie był zapraszany na przyjęcia. Crockerowie, Youngowie, Sprecklesowie szukali jego towarzystwa, zapraszali także Edwinę, ona jednak wolała zostawać w domu i tylko od czasu do czasu wychodziła z bratem. Niewątpliwie był atrakcyjnym kompanem, ale jej nie zależało już na uczestniczeniu w przyjęciach. Natomiast George świetnie się na nich bawił, o wiele lepiej niż w pracy.

Edwina zmusiła wprawdzie brata, aby brał udział w zebraniach zarządu, lecz zauważyła, że popołudniami urywa się z wydawnictwa, i dokładnie zbadawszy sprawę odkryła, że gdy tylko może, wymyka się do kina.

– Na miłość boską, George, bądź poważny! Ta gazeta będzie kiedyś należała do ciebie – nakrzyczała na niego w czerwcu.

George przeprosił ją i obiecał poprawę, ale w następnym miesiącu Edwina stwierdziła, że nadal postępuje tak samo. Zagroziła wtedy, że zawiesi mu pensję, jeżeli nie będzie pilnował pracy.

– Nic na to nie poradzę, Edwino, to nie dla mnie. Pracownicy kłaniają mi się w pas i mówią do mnie "panie Winfield", a ja oglądam się za siebie sądząc, że zwracają się do ojca. To nie dla mnie!

– To naucz się, do diabła, jak masz się zachowywać. Ja bym tak zrobiła na twoim miejscu!

Była na niego wściekła, George jednak miał dość nacisków i nalegań z jej strony i nie omieszkał jej o tym zakomunikować.

– To dlaczego sama nie zajmiesz się gazetą? – spytał zaczepnie. – Decydujesz o wszystkim: o domu, dzieciach, mną też chciałabyś rządzić tak, jak rządziłaś Filipem.

Edwina wymierzyła mu siarczysty policzek i do George'a wtedy dopiero dotarło, że przesadził. Przepraszał ją jak umiał. Powiedział o kilka słów za dużo i rozumiał to.

– Edwino, przebacz mi – prosił. – Na chwilę zgłupiałem i nie wiedziałem, co mówię.

– A więc w ten sposób o mnie myślisz? Uważasz, że wami rządzę? Twoim zdaniem tak to wygląda? – Po policzkach spływały jej łzy. – A co miałam robić, kiedy mama i tato umarli? Usiąść i rozpłakać się?… Pozwolić, żebyście wyrośli na dzikusów?… Kto miał utrzymać rodzinę w jedności, ocalić majątek? Ciotka Liz, wuj Rupert?… A może ty, zajęty wrzucaniem żab do cudzych łóżek?… Kto miał zatroszczyć się o to wszystko? Taty już nie było – rozżaliła się na dobre i wyrzucała z siebie to, co dotąd skrywała. -Mama wolała umrzeć z nim… Dla ojca i dla Filipa, dla mężczyzn, nie było miejsca w łodziach. Ojciec więc "musiał" zostać na pokładzie, ale mama została z własnej woli, bo chciała być z nim. Filip powiedział mi później, że nie chciała wsiąść do ostatniej szalupy. Wolała umrzeć z ojcem – mówiła, po raz pierwszy dzieląc się myślami, które ją dręczyły przez ostatnie pięć lat. Zawsze ją zastanawiało, dlaczego Kate wolała umrzeć z mężem, na to pytanie szukała odpowiedzi i nie potrafiła jej znaleźć. – A więc kto został, George? – ciągnęła. – Kto miał się wami zaopiekować? Zostałam ja… i ty, dwunastoletni chłopiec… i Filip, który miał ledwo szesnaście lat. Wybór musiał paść na mnie. A jeżeli ci się nie podoba sposób, w jaki się wami opiekowałam, to bardzo mi przykro.

Stali w pomieszczeniu, które było kiedyś gabinetem ojca. Edwina odwróciła się od brata, by ukryć mokrą od łez twarz.

– Przepraszam, Weenie – rzekł George, przerażony tym, co zrobił. – Kocham cię… i byłaś wspaniała… Zdenerwowałem się, bo czuję, że redakcja nie jest miejscem dla mnie i nic na to nie poradzę. Przykro mi… Nie jestem ojcem… ani Filipem… ani tobą… Jestem sobą, a gazeta i uczelnia mi nie odpowiadają. – W jego oczach pokazały się łzy, bo czuł, że zawiódł siostrę. – Nie potrafię być taki jak oni. Harvard nie ma dla mnie żadnego znaczenia, Weenie. I zupełnie się nie znam na wydawaniu gazety. Chyba nigdy bym się tego nie nauczył – rozpłakał się. – Przepraszam, Weenie.

– A co byś chciał robić? – spytała łagodnie Edwina. Kochała go takim, jaki był, szanowała za to, co sobą przedstawiał, musiała wszakże pokierować jego życiem.

– To, o czym zawsze marzyłem: chcę pojechać do Hollywood i kręcić filmy.

Nie miał jeszcze dziewiętnastu lat, toteż myśl, że George wyjedzie do Hollywood, wydała się Edwinie niedorzeczna.

– Jak zamierzasz się do tego zabrać? – pytała mimo to dalej.

Oczy rozbłysły mu, gdy usłyszał pytanie.

– Wujek mojego kolegi ze szkoły prowadzi studio filmowe. Kolega powiedział mi, że gdybym zamierzał coś robić w tej branży, to powinienem się z nim skontaktować.

– George – westchnęła Edwina – przecież to mrzonki.

– Skąd wiesz? A nuż zostanę sławnym producentem filmowym?

Obydwoje zaczęli się śmiać przez łzy. Edwina bardzo by chciała, żeby spełniło się marzenie brata, wiedziała jednak, że to czyste szaleństwo.

– Pozwolisz mi spróbować? – popatrzył na nią błagalnie.

– A jeżeli nie pozwolę? – spytała surowo. Rozczarowanie, które ujrzała na jego twarzy, wzruszyło ją.

– To zostanę tu i będę się sprawował jak należy – odrzekł markotnie. – Ale jeśli mi pozwolisz, to przyrzekam, że będę przyjeżdżał do domu co weekend i sprawdzał, jak sobie radzisz.

Ostatnie zdanie wypowiedział tak żarliwie, że Edwina się roześmiała.

– A co pocznę z pannami, które ciągniesz zawsze ze sobą?

– Zostawimy je w ogrodzie – uśmiechnął się szeroko. – To co? Pozwolisz mi spróbować?

– No, może… – powiedziała w zadumie i spojrzała nań ze smutkiem. – A co mam zrobić z gazetą?

– Nie wiem – przyznał otwarcie. – Ale nie sądzę, żebym ja mógł ją kiedykolwiek poprowadzić.

Od dłuższego już czasu myśl o wydawnictwie przyprawiała Edwinę o ból głowy. Wiedziała, że już wkrótce, z braku kogoś, kto zająłby się interesami, gazeta albo przestanie istnieć, albo trzeba będzie do niej dokładać.

– Chyba przyjdzie mi ją sprzedać – zastanawiała się na głos. Dotąd tylko Filip myślał serio o pracy w wydawnictwie, a trudno było przewidzieć, co będzie w przyszłości interesowało Teddy'ego, który miał dopiero osiem lat. Jedno Edwina wiedziała na pewno: nie miała już siły ciągnąć tego dalej.

George popatrzył na nią z żalem.

– Nie jestem Filipem, Weenie.

– Wiem – uśmiechnęła się. – Ale kocham cię takiego, jaki jesteś.

– Czy to znaczy?… – nie miał odwagi dokończyć.

Edwina zaśmiała się i skinęła głową. Objęła go ramionami.

– Tak, szkarado, idź… Zostaw mnie teraz samą – westchnęła z udawaną złością. Gdy siedem miesięcy wcześniej, po śmierci Filipa, potrzebowała go, natychmiast przybył na jej wezwanie, ale wiedziała, że praca w redakcji nie da mu szczęścia i będzie ją uważał za beznadziejną wegetację. A kto wie? Może istotnie kiedyś zostanie dobrym fachowcem w świecie filmu? – Aha – przypomniała sobie – kim jest wuj tego twojego kolegi? Czy to człowiek dobry w tej branży, godny szacunku?

– Najlepszy! – Podał jej nazwisko, którego nigdy dotąd nie słyszała, po czym trzymając się za ręce wyszli z gabinetu ojca.

Edwinie pozostało mnóstwo spraw do przemyślenia, musiała podjąć wiele decyzji, ale George wybrał już swoją drogę. Jechał do Hollywood, co wydawało się Edwinie skończonym szaleństwem.

Rozdział dwudziesty trzeci

George wyjechał do Hollywood w lipcu, zaraz po wakacjach spędzonych z rodzeństwem nad jeziorem Tahoe. Edwina i dzieci co roku latem wyjeżdżali do ulubionego obozowiska, w którym użyczali im gościny przyjaciele rodziców. Długie spacery, pływanie w jeziorze, wypady na połowy raków – celował w nich George – pozwalały zapomnieć o miejskim zgiełku. Tego lata, zanim George wyruszył na podbój Hollywood, dzieci najlepiej jak potrafiły wykorzystywały każdą chwilę wspólnego pobytu.

Często rozmawiali o Filipie, wspominając spędzone z nim lata. Edwina traciła wiele czasu na rozważania, jak dalej postąpić z gazetą. Wprawdzie postanowiła już, że ją sprzeda, ale na razie nie podjęła decyzji co do ostatecznego terminu transakcji. Dopiero po powrocie do San Francisco, dwa dni po wyjeździe George'a do Los Angeles, poprosiła Bena, by złożył ofertę Youngom.

Choć chłopiec wyjechał, dom nadal wydawał się go pełen, a znajomi George'a wydzwaniali w dzień i w nocy. Edwina nie potrafiła sobie wyobrazić brata traktującego poważnie jakiekolwiek zajęcie. Ale jeżeli historie, które opowiadano o Hollywood, były choć w części prawdziwe, należało się zastanowić, czy faktycznie nie jest to dla George'a najodpowiedniejsze miejsce. Słyszało się o ekstrawaganckich gwiazdach filmowych otulonych w srebrne lisy, pędzących w fantastycznych samochodach na zwariowane przyjęcia. Komuś mogło się wydać, że chłopiec jest za młody na taki tryb życia, Edwina wszakże miała do niego zaufanie i uważała, że postąpi najrozsądniej, jeżeli pozwoli bratu spróbować zrealizować marzenia. Albo mu się powiedzie, albo raz na zawsze się z nich uleczy.