– Edwino, czy nie byłoby ci łatwiej, gdybyście pojechali do Anglii i na czas jakiś zamieszkali u Hickhamów? – spytał Ben któregoś dnia. – Oni chcą ci pomóc.
Samo przypuszczenie, że nie daje sobie rady, wydało jej się obraźliwe.
– Nie potrzebuję pomocy, radzimy sobie wyśmienicie – odrzekła sucho.
– Wiem, że tak jest – powiedział przepraszająco – ale to niesprawiedliwe, żebyś musiała sama się borykać ze wszystkimi kłopotami. Wujostwo naprawdę chcą ci pomóc.
Z punktu widzenia Edwiny jednak wyglądało to inaczej.
– Wcale nie chcą mi pomóc. Chcą nam wszystko zabrać. – Gdy wypowiedziała te słowa, oczy napełniły jej się łzami. – Dom, przyjaciół, dzieciom szkołę, nasz sposób życia. Czy tego nie rozumiesz? – Popatrzyła na niego z wyrzutem. – Chcą zabrać wszystko, co nam pozostało.
– To nieprawda – sprzeciwił się i nagle zapragnął serdecznie ją przytulić. – Macie przecież siebie.
Tego dnia nie wspomniał więcej o Hickhamach. Później razem przejrzeli dokumenty dotyczące majątku Winfieldów. Edwina wyboru dokonała raz na zawsze: zrobi, co do niej należy, choćby wbrew opinii krewnych. Zamierzała walczyć o gazetę dla braci i dom dla całej rodziny.
– Ben, czy będę w stanie zatrzymać dom i gazetę? – Teraz to było najważniejsze. Musiała zadawać pytania, które przedtem nie przyszłyby jej do głowy. Na szczęście Ben niczego przed nią nie ukrywał.
– Tak, stać cię na to. Nie ma pośpiechu, na razie nie musisz nic zmieniać. W ostatecznym rozrachunku może się to obrócić przeciw wam, ale teraz gazeta przynosi całkiem przyzwoity dochód, a utrzymanie domu nie przedstawia żadnego problemu.
– A więc zatrzymam jedno i drugie – ucieszyła się. – Co jeszcze zostało?
Chwilami była nadspodziewanie praktyczna i aż szokująco zaradna. Może słusznie robiła, zostawiając najistotniejsze sprawy w takim stanie, jakby w rodzinie nic się nie zmieniło? Tymczasem był to niewątpliwie najwspanialszy dar, jaki mogła ofiarować rodzeństwu.
Ostatecznie zdołała przekonać wuja Ruperta, który odetchnął z ulgą. Tylko na błagania żony zapraszał dzieci do Anglii, spełniając swój obowiązek. Edwina w kolejnym telegramie wyraziła mu wdzięczność i wytłumaczyła, że po tym, co się stało, ona i dzieci muszą odzyskać spokój w otoczeniu, które jest im znajome i bliskie. I chociaż kochają jego i ciocię Liz, obecnie nie mogą opuścić Kalifornii. Odpowiedział jej, że jeżeli zmienią zdanie, zawsze będą w Anglii mile widziani. Od ciotki Liz zaczęły nadchodzić niezliczone listy, w których obiecywała przyjechać do Kalifornii, jak tylko będzie mogła zostawić wuja Ruperta. Jej listy przygnębiały Edwinę, lecz kryła się z tym przed rodzeństwem.
– Nie jedziemy – powiedziała do Bena. – Podjęłam ostateczną decyzję. – Siedziała za biurkiem w firmie adwokackiej, w której był wspólnikiem, i spoglądała nań z powagą. – Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek odważę się wsiąść na statek. Nie sądzę. Nie wyobrażasz sobie, jak tam było… – dodała cicho.
Wciąż męczyły ją nocne koszmary, w których widziała sterczącą ku czarnemu niebu rufę statku i ociekającą wodą, już bezużyteczną śrubę okrętową. Wiedziała, że jej rodzeństwo miewa podobne sny. Za nic w świecie nie pozwoliłaby, by musieli przechodzić przez te udręki raz jeszcze, choćby Rupert Hickham nie wiedzieć jak się upierał przy ich przyjeździe do Anglii jako najlepszym dla nich wyjściu.
– Rozumiem cię – szepnął Ben. Pomyślał, że jest nad podziw odważna i zaskakująco samodzielna. Ku jego zdumieniu najwyraźniej udawało się jej realizować swe plany.
Czasami się zastanawiał, jak Edwina sobie poradzi. Podziwiał jej dbałość o dzieci i zdecydowanie, z jakim walczyła o zachowanie rodziny w całości. Inna panna na jej miejscu spędzałaby dni zamknięta w swoim pokoju, opłakując narzeczonego, którego utraciła. Ale nie Edwina. Ona bez słowa skargi poświęciła się rodzinie. Tylko w jej oczach można było dostrzec smutek i spojrzenie to wciąż jednako wzruszało Bena.
– Przykro mi, że przypominam o sprawach, o których chcesz zapomnieć, ale otrzymałem list z linii White Star. Chcą wiedzieć, czy będziesz się domagać odszkodowania za śmierć rodziców, i należy im odpowiedzieć. Chociaż rodziców ci to nie wróci, uważam, że powinnaś wystąpić o odszkodowanie, bo teraz, gdy zabrakło twojego ojca, ty będziesz musiała ponosić koszty utrzymania rodziny i domu. Poruszanie tej sprawy jest dla mnie bolesne, ale muszę znać twoje zdanie. Zrobimy tak, jak postanowisz, Edwino… – głos mu się załamał, gdy spojrzał jej w oczy. Była piękną panną, a on z każdym dniem przywiązywał się do niej coraz mocniej. W bardzo krótkim czasie musiała dojrzeć, los bowiem bezwzględnie i okrutnie zatrzasnął drzwi jej dzieciństwa, i przeobraziła się w piękną młodą kobietę.
– Nie zamierzam nikogo skarżyć-powiedziała cicho. Odwróciła się i powoli podeszła do okna. Żadne odszkodowanie nie mogło im wynagrodzić poniesionej straty. Jakiej zapłaty miałaby się domagać za to, że mogli utracić Alexis i Teddy'ego, który omal nie umarł z zimna? Pomyślała o Fannie i jej dwóch przemrożonych paluszkach. I o rodzicach, o Charlesie… I o tych wszystkich koszmarach, lękach, żalu… O welonie ślubnym, którego nigdy nie włoży, o rękawiczkach, które schowała w skórzanym puzderku w swojej komodzie. Jakiej rekompensaty mogła żądać za to, że nie znosi widoku zatoki, którą przedtem kochała, że czuje się chora od samego patrzenia na statek?… Jakżeby można to oszacować? Ile za matkę?… Ile za ojca?… A za narzeczonego?… Za zmarnowane życie?… Jaką cenę wyznaczono za jedno ludzkie istnienie? – Nie ma takiej sumy, która mogłaby nam wyrównać poniesione straty.
Ben ze smutkiem kiwał głową.
– Zdaje się, że inni pasażerowie są podobnego zdania. Astorowie, Widenerowie, Strausowie… Nikt nie występuje o odszkodowanie. Niektórzy domagają się tylko rekompensaty za utracony bagaż. Mogę zgłosić roszczenie w twoim imieniu, jeżeli chcesz. Musisz tylko wnieść skargę.
Jednakże Edwina pokręciła przecząco głową. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda im się wyrzucić z pamięci tamte straszne chwile, czy nadejdzie taki dzień, kiedy się od nich uwolnią, i czy choćby na krótko wróci to życie, jakie wiedli przed "Titanikiem".
– Kiedy to się skończy, Ben? – zapytała ze smutkiem. – Kiedy przestaniemy o tym myśleć całymi dniami i nocami udając, że tak nie jest? Kiedy Alexis przestanie wykradać się na piętro, żeby dotknąć futer mamy i jej nocnych koszul? Kiedy Filip straci wygląd człowieka, który dźwiga na ramionach troski całego świata, kiedy mały Teddy przestanie szukać mamy?… – Po policzkach spływały jej łzy; Ben obszedł biurko i położył dłonie na jej ramionach. Popatrzyła nań jak na ojca, którego przecież utraciła, i skryła twarz na jego piersi. – Kiedy przestanę widzieć ich twarze za każdym razem, gdy zamykam oczy? Kiedy przestanę marzyć, że Charles przyjedzie do mnie z Anglii?… O Boże…
Ben objął Edwinę. Bardzo by chciał odpowiedzieć na jej pytania, niestety, było to niemożliwe.
Po chwili Edwina odsunęła się od niego i wytarła nos w chusteczkę, która należała kiedyś do jej matki.
– Musi upłynąć trochę czasu, Edwino. Nie minęły przecież nawet dwa miesiące.
Westchnęła i skinęła głową.
– Wybacz, że tak się rozkleiłam.
Uśmiechnęła się smutno, wstała, pocałowała go w policzek i z roztargnieniem poprawiła kapelusz. Było to szykowne nakrycie głowy, które matka kupiła sobie podczas pobytu w Paryżu. Ben odprowadził Edwinę do powozu, a gdy odwróciła się, by mu pomachać ręką na pożegnanie, uświadomił sobie, jaką wspaniałą stała się dziewczyną. Nie dziewczyną, poprawił się zaraz w duchu, lecz kobietą, bardzo interesującą młodą kobietą.
Rozdział jedenasty
Letnie dni upływały im leniwie na codziennych zajęciach i przyjemnościach. W lipcu, jak co roku za życia rodziców, Edwina pojechała z rodzeństwem nad jezioro Tahoe do obozowiska, które wynajmowali od przyjaciół ojca. Tam zawsze spędzali część lata, a Edwina starała się, by w miarę możliwości nic w ich życiu nie uległo zmianie. Mieszkali w kilku pozbawionych komfortu, lecz uroczych chatkach. Chłopcy łowili ryby i jeździli na rowerach, Edwina chlapała się w jeziorze z Teddym i dziewczynkami. Zaznawali tam prawdziwego wytchnienia i widać było wyraźnie, że dzieci zaczynają nareszcie dochodzić do siebie. Wypoczynek był im wszystkim bardzo potrzebny. Edwinę również przestały w końcu nękać sny o owej strasznej kwietniowej nocy. Gdy leżała w łóżku myśląc o tym, co robili przez cały dzień, od czasu do czasu pozwalała sobie powspominać poprzednie wakacje, które spędziła tu z Charlesem. Wtedy myśli jej wracały do niego, a wspomnienia były słodkie i bolesne.
Poprzedni pobyt nad jeziorem wyglądał inaczej. Ojciec zabierał chłopców na wycieczki, a ona z matką odbywały długie spacery brzegiem jeziora, zbierając po drodze bukiety polnych kwiatów. Rozmawiały o życiu, mężczyznach, zakładaniu rodziny i wychowywaniu dzieci i wtedy po raz pierwszy opowiedziała matce o swej wielkiej miłości do Charlesa. Nie było to wprawdzie dla nikogo tajemnicą i George kpił z niej bezlitośnie, lecz Edwina nie dbała o to. Chciała, by o jej uczuciu wiedział cały świat. Jakże była zachwycona, gdy Charles przyjechał do nich z San Francisco! Przywiózł słodycze dla dziewczynek, nową hulajnogę dla George'a i stos pięknie oprawionych książek dla Filipa. Dzieci bardzo ucieszyły się z prezentów. Później Edwina poszła z Charlesem na długi spacer po lesie.
Czasami, gdy wspominała te chwile, trudno jej było powstrzymać łzy; zmuszała się więc, by myśleć o teraźniejszości. Dla niej letni wyjazd z rodzeństwem był przede wszystkim wyzwaniem. Starała się zastępować im matkę, a jakże mała czuła się w jej cieniu! Uczyła Alexis pływać, czuwała nad Fannie, która bawiła się lalkami na brzegu jeziora, strzegła Teddy'ego nie odstępującego jej ani na krok, z Filipem godzinami rozmawiała o Harvardzie. Musiała być teraz dla dzieci matką, ojcem, przyjacielem, autorytetem, nauczycielem i doradcą.
"Miłość Silniejsza Niż Śmierć" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć" друзьям в соцсетях.