Starała się zapanować nad smutkiem i myśleć tylko o rodzeństwie. Gdy ułożyli malców do snu, usiadła na kanapie obok Filipa i George'a. Z przyjemnością patrzyła, jak chłopcy zajadają pieczone kurczaki i ciasto na deser. Jej na samą myśl o jedzeniu robiło się niedobrze. Przed pójściem do łóżka Alexis miała spojrzenie wystraszonego dzikiego zwierzątka, a Edwina nie umiała jej uspokoić. Namówiła ją tylko, by przytuliła obie lalki, zarówno Panią Thomas, jak i tę nową. Fannie ułożono w dużym, wygodnym łóżku blisko łóżka Edwiny, a Teddy przebrany w nową koszulkę nocną spał w pięknej obszernej kołysce.

– Rano będziemy musieli zatelegrafować do wuja Ruperta i cioci Liz – oznajmiła Edwina chłopcom.

Wprawdzie ze statku, via linie White Star, wysłali już do nich i do rodziców Charlesa depesze, ale chcieli zapewnić wujostwo, że bezpiecznie dotarli do Nowego Jorku. Tyle spraw należało zaplanować i przemyśleć! Teraz Edwina musiała zadbać o nowe ubrania dla dzieci pójść do banku, zaprowadzić malców do lekarza. Chciała w pierwszym rzędzie zasięgnąć opinii specjalisty, aby się upewnić, że Teddy'emu nic już nie grozi, Fannie zaś nie straci odmrożonych palców. Obydwoje mieli się dużo lepiej, Teddy nawet przestał gorączkować, niepokojący był natomiast stan Alexis. Szok wywołany utratą matki spowodował, że straciła zainteresowanie tym, co się wokół niej działo. Była przygnębiona, wystraszona i wpadała w histerię, ilekroć Edwina próbowała zostawić ją choćby na chwilę samą. Nic dziwnego po tym, co przeżyli! Tych strasznych chwil żadne z nich nigdy nie zapomni. Edwinie wciąż drżały ręce, gdy usiłowała coś napisać, choćby tylko własne nazwisko, czy pozapinać dzieciom ubranka. Ze wszystkich sił walczyła z tymi chwilami słabości – wiedziała, że nie ma wyboru.

Zeszła do recepcji i zapytała, czy może na następny dzień wynająć samochód z kierowcą lub chociaż powóz, jeżeli nie ma wolnego auta. Obiecano jej, że samochód z szoferem będzie z samego rana do jej dyspozycji. Podziękowała za ubrania i zabawki dla dzieci, a kierownik hotelu z powagą uścisnął jej dłoń i złożył wyrazy współczucia. Rodzice Edwiny od lat często stawali w tym hotelu, toteż kierownik, który dobrze ich znał, był niepocieszony dowiedziawszy się, że nie przeżyli katastrofy.

Edwina podziękowała mu raz jeszcze i wróciła do apartamentu. W holu mignęło jej kilka znajomych ze statku twarzy, lecz nikt nikomu nie narzucał się z towarzystwem, każdy był bowiem zaabsorbowany układaniem na nowo własnego życia.

Dochodziła pierwsza w nocy, gdy wchodząc do saloniku Edwina zastała braci przy grze w karty. Pili wodę sodową i kończyli właśnie jeść ostatni kawałek ciasta. Na chwilę zatrzymała się w drzwiach, patrząc na nich z uśmiechem, zaraz wszakże posmutniała na myśl, że życie toczy się dalej, jakby nic się nie stało. Tyle że powrót do powszedniości był dla nich jedynym ratunkiem. Przecież mieli przed sobą całe życie! Pomyślała, że dla niej bez Charlesa nic już nie będzie takie jak dawniej. Nigdy nie spotka takiego jak on mężczyzny, opieka nad rodzeństwem musi więc wypełnić jej życie.

– A panowie nie zamierzają iść spać? – zwróciła się do siedzących przy stole braci. Uśmiechnęli się do niej, a George spojrzawszy na siostrę skrzywił się z niesmakiem. Minę tę przybrał po raz pierwszy od czasu, gdy opuścili "Titanica".

– Wyglądasz okropnie, Edwino – roześmiał się. Rzeczywiście, w wytwornym apartamencie jej suknia sprawiała dziwaczne wrażenie.

– Dziękuję, braciszku – uśmiechnęła się Edwina. – Żeby nie przynosić ci wstydu, jutro z samego rana postaram się włożyć coś przyzwoitego.

– Dobrze by było – powiedział swym dawnym żartobliwie aroganckim tonem i powrócił do gry.

– Dobrze by było, gdybyście poszli spać – poleciła chłopcom Edwina kierując się do luksusowej łazienki, aby w gorącej kąpieli zmyć z siebie zmęczenie.

Gdy zdjęła suknię, przez dłuższą chwilę trzymała ją rozpostartą w rękach przyglądając się jej ze smutkiem. Zamierzała ją zrazu wyrzucić, ale się rozmyśliła. Postanowiła zachować suknię, którą miała na sobie, gdy po raz ostatni patrzyła w oczy Charlesa, gdy żegnała się z rodzicami. Chciała zostawić sobie pamiątkę po tych szczęśliwych dniach i po tej jednej chwili, która zmieniła wszystko i wszystko jej zabrała. Pozostała jej tylko ta podarta wieczorowa suknia. Wydawała się własnością innej osoby, którą Edwina niegdyś była i teraz ledwie pamiętała, którą nigdy więcej nie będzie.

Rozdział siódmy

Następnego ranka Edwina włożyła podarowaną jej na "Carpathii" czarną sukienkę i zabrała Fannie, Teddy'ego oraz Alexis do lekarza, którego polecono jej w hotelu. Po dokładnym przebadaniu dzieci medyk wyraził zdziwienie, że po tym, co przeżyły na "Titanicu", są w tak dobrej formie. Wprawdzie dwa paluszki u lewej ręki Fannie prawdopodobnie nigdy nie będą takie jak przedtem- pozostaną mniej wrażliwe i nieco sztywne, nie sądził jednak, by dziewczynka je straciła. Stan Teddy'ego również poprawił się nadzwyczajnie. Samo to, że dziecko przeżyło długotrwałe przebywanie w wyjątkowo niskiej temperaturze, zakrawało na cud. Lekarz, bardzo przejęty tym, czego doświadczyli, próbował dowiedzieć się od Edwiny czegoś więcej o katastrofie, lecz nie chciała na ten temat rozmawiać, zwłaszcza w obecności dzieci.

Poprosiła, by zbadał także Alexis. Okazało się, że poza kilkoma zadrapaniami, których doznała, gdy wrzucono ją do szalupy, stan fizyczny dziewczynki jest doskonały. Problemem pozostawała natomiast zraniona psychika. Edwina spostrzegła zmianę w zachowaniu siostry już w chwili, gdy odnalazła ją na pokładzie "Carpathii". Mała jakby nie była sobą. Nie mogąc się pogodzić z utratą ukochanej matki, dziewczynka wyłączyła się z otaczającej ją rzeczywistości. Niczym się teraz nie interesowała, prawie nie mówiła; była nieobecna.

– Poprawy może długo nie być – ostrzegł lekarz Edwinę. – Doznała szoku i może już nigdy nie wrócić do równowagi.

Edwina nie chciała się z tym pogodzić. Była przekonana, że z czasem Alexis znów będzie sobą – wrażliwym, nieśmiałym, ale i beztrosko śmiejącym się dzieckiem. Przyrzekła sobie, że nie dopuści, aby tragedia, którą przeżyli, wpłynęła na przyszłość rodzeństwa. Na szczęście opieka nad siostrami i braćmi pozwalała jej zapomnieć o własnej stracie. Lekarz uznał, że za tydzień będą mogli wyruszyć do San Francisco, tymczasem zaś mają wszyscy odpoczywać.

Po powrocie do hotelu zastali Filipa i George'a pogrążonych w lekturze gazet. "New York Times" poświęcił piętnaście kolumn na wywiady i relacje o katastrofie. George wszystkie zamierzał przeczytać Edwinie, lecz nie chciała słuchać. Już wcześniej doręczono jej trzy listy od reporterów "New York Timesa" z prośbą o udzielenie wywiadu, ale je wyrzuciła. Wiedziała, że należąca do Winfieldów gazeta zechce opisać historię śmierci rodziców oraz okoliczności zatonięcia statku-olbrzyma, i wtedy, jeśli dziennikarze będą chcieli z nią rozmawiać, wypełni swój obowiązek. Tymczasem nie życzyła sobie mieć do czynienia z prasą nowojorską, która tragedię przedstawiała w aurze sensacji. Struchlała, ujrzawszy na pierwszej stronie zdjęcie, które zrobiono jej i dzieciom, kiedy schodzili ze statku.

Tego ranka zaraz po powrocie do hotelu otrzymała jeszcze jeden list. Specjalna podkomisja senacka miała się zebrać nazajutrz w hotelu Waldorf-Astoria, by omówić przyczyny i okoliczności zatonięcia "Titanica". Edwinę i wielu innych rozbitków poproszono, by opowiedzieli o swoich przeżyciach. Chciano zgromadzić jak najwięcej szczegółów o katastrofie i ustalić, czy ktoś ponosi za nią odpowiedzialność, aby w przyszłości uniknąć podobnego nieszczęścia. Edwina zwierzyła się Filipowi, że wprawdzie nie czuje się na siłach występować publicznie, ale uważa za swój obowiązek zgłosić się na posiedzenie podkomisji. Brat pocieszył ją, że spotkanie na pewno przebiegnie gładko.

Po lunchu, który zjedli w apartamencie, Edwina oznajmiła, że ma do załatwienia kilka spraw. Nie mogą przecież wiecznie chodzić w pożyczonych ubraniach. Trzeba kupić niezbędne rzeczy.

– Muszę z tobą iść? – zaniepokoił się George, a Filip zatopił wzrok w gazecie.

Edwina uśmiechnęła się, bo George zachował się dokładnie tak, jak zachowałby się jego ojciec.

– Ależ nie, zostań z Filipem i pomóż mu zająć się dziećmi. – Postanowiła zaraz po powrocie do Kalifornii wynająć opiekunkę do dzieci i zaraz przypomniała sobie biedną Oonę. O czymkolwiek teraz pomyślała, skojarzenia były bolesne.

Najprzód udała się do banku, a potem do magazynu Altmana na rogu Piątej Alei i Trzydziestej Czwartej Ulicy, gdzie zaopatrzyła się w niezbędną odzież, stamtąd poszła jeszcze do Oppenheima Collinsa i dokupiła resztę potrzebnych rzeczy. Z biura ojca przysłano dość pieniędzy, by mogli zaspokoić bieżące potrzeby.

Dochodziła czwarta, gdy wróciła do hotelu w poważnej czarnej sukience od Altmana. Zaniepokoiła się, ujrzawszy George'a i Filipa beztrosko grających w karty.

– Gdzie reszta dzieci? – zapytała, stawiając pudła z zakupami na podłodze salonu. Za nią wszedł szofer uginający się pod resztą pakunków. Nie przypuszczała, że aż tyle rzeczy trzeba, by porządnie ubrać pięcioro dzieci. Dla siebie kupiła pięć czarnych spokojnych sukienek. Wiedziała, że będzie je długo nosić. Gdy przymierzając je w sklepie przejrzała się w lustrze, ze smutkiem zauważyła, że jest w nich bardzo podobna do matki.

Teraz rozglądała się niespokojnie, nigdzie nie widząc młodszych dzieci, a bracia jakby nigdy nic grali nadal.

– Gdzie one są? – zapytała zirytowana.

Filip wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wskazał na sypialnię. Edwina szybkim krokiem ruszyła do drzwi i otworzywszy je zaniemówiła ze zdumienia. Dziewczynki i ich dwuletni braciszek bawili się z pokojówką przynajmniej dwoma tuzinami nowych lalek, koniem na biegunach i kolejką, która była w sam raz dla Teddy'ego.

– Skąd to macie? – zapytała.

Zajęty grą George tylko wzruszył ramionami. Właśnie wyciągnął kartę, która pozwoli mu wygrać partię. Filip dopiero po chwili odwrócił się i spojrzał na Edwinę, która wciąż stała jak wryta, ze zdumieniem rozglądając się wokół.