– Zastanawiam się… – zaczął Filip, lecz w tonącym w ciemnościach pomieszczeniu trudno mu było znaleźć właściwe słowa. W kajucie obok przebywali inni pasażerowie "Titanica", wśród nich około tuzina nie zidentyfikowanych dzieci.

– Wciąż myślę o ich ostatnich chwilach… – Filipowi załamał się głos i chłopiec odwrócił głowę, aby ukryć wzruszenie. Edwina delikatnie dotknęła jego ramienia.

– Daj spokój… To niczego nie zmieni – rzekła, aczkolwiek ona także przez całą noc rozmyślała o tym samym: o rodzicach i o tym, dlaczego jej matka wolała zostać na statku, i o Charlesie, i o Alexis… Co się z nią stało? Czy ją odnaleźli? Czy utonęła razem z nimi? Filip dowiedziawszy się, że nie ma jej z Edwiną, wpadł w przerażenie, rodzice bowiem do końca byli przekonani, że dziewczynka opuściła bezpiecznie pokład w szalupie z najstarszą siostrą.

Chłopiec westchnął głęboko i popatrzył na Teddy'ego. Maleństwo spało głęboko, spod koca wystawały miękkie loczki. Śmiertelnie bladym Filipem wstrząsały co chwila ataki kaszlu, lecz nie zwracał na nie uwagi. Twierdził, że kaszle już od dwóch dni, Edwina zaś wspomniała słowa matki, która wyraziła obawę, że chłopiec się przeziębi wyczekując w lodowatych powiewach wiatru, aż na pokładzie drugiej klasy pokaże się "jego wybranka". Edwina pomyślała, że dziewczyna pewno utonęła, bo jak inni pasażerowie drugiej klasy nie miała szansy na ratunek.

– Jak on się czuje? – zapytał Filip, spoglądając na najmłodszego brata.

– Nie pogorszyło mu się… – Edwina uśmiechnęła się czule i pochyliła nad maleństwem, by pogłaskać je po główce i ucałować. – Wydaje mi się, że oddycha lżej. Oby tylko nie przyplątało się zapalenie płuc – dodała.

– Posiedzę przy nim, a ty się prześpij – zaproponował Filip, lecz Edwina tylko westchnęła.

– I tak nie mogłabym zasnąć – odparła.

Nie potrafiła zapomnieć o porannym przeszukiwaniu miejsca, gdzie zatonął "Titanic". Kapitan Rostron chciał mieć pewność, że na morzu nie ma już nikogo, dlatego "Carpathia" kilkakrotnie okrążyła miejsce katastrofy. Natrafiono jednak tylko na pływające po powierzchni oceanu leżaki, kawałki drewna, kamizelki ratunkowe, dywan przypominający dokładnie ten, który Edwina miała w kabinie, wreszcie na zwłoki marynarza unoszące się na fali. Wspomnienie tych scen przejmowało Edwinę grozą. Zaledwie poprzedniego wieczoru Widenerowie wydawali przyjęcie na cześć kapitana Smitha, a teraz, dwadzieścia cztery godziny później, nie było ani statku, ani kapitana, ani pana Widenera i jego syna Harry'ego, nie było ponad tysiąca pięciuset pasażerów! Edwina wciąż się zastanawiała, jak mogło dojść do takiej tragedii. Myślała o Charlesie, o tym, jak bardzo go kochała. Dopiero co zachwycał się jej błękitną atłasową suknią, mówił, że jest dokładnie koloru jej oczu, komplementował jej fryzurę. Upięła wtedy swoje czarne lśniące włosy wysoko, podobnie jak pani Astor. Suknię nadal miała na sobie, tyle że mocno sfatygowaną. Po południu nieznajoma kobieta podarowała jej czarną wełnianą sukienkę, lecz Edwina była tak zajęta przy dzieciach, że nie zdążyła się przebrać. Jakie to zresztą miało teraz znaczenie? Przecież Charlesa już nie ma, przecież i ona, i jej młodsze rodzeństwo zostali osieroceni!

Przez większą część nocy brat i siostra siedzieli razem, snując wspomnienia z przeszłości bądź z niepokojem dumając o czekającej ich przyszłości, aż wreszcie Edwina wysłała Filipa do łóżka, aby George się nie wystraszył, gdyby po przebudzeniu nie znalazł brata obok siebie.

– Biedny George, tyle wycierpiał – powiedziała Edwina.

Istotnie chłopiec przez cały czas trzymał się nad podziw dzielnie, a w ciągu ostatniej doby był dla Edwiny niemałą pomocą i jak umiał, dodawał jej otuchy. Gdyby jego siostra nie była tak nieludzko zmęczona, pewnie by się zaniepokoiła niezwykłym jak na niego spokojem.

Kiedy Filip odszedł, Edwina usiadła przy Teddym i Fannie, dotykała pieszczotliwie ich twarzyczek, przygładzała im włosy. Od czasu do czasu, gdy Teddy budził się spragniony, dawała mu pić, a gdy Fannie płakała przez sen, tuliła ją czule. Czuwając przy rodzeństwie modliła się żarliwie, tak samo jak z rana podczas nabożeństwa na statku. Nie wszyscy rozbitkowie przyszli na nie, wielu bowiem było zbyt wyczerpanych, wielu chorych, a dla wielu ceremonia ta byłaby zbyt bolesna. Jedno nieoczekiwane zderzenie z górą lodową spowodowało, że wiele kobiet spośród tych, które przeżyły, zostało wdowami. Zginęły tysiąc pięćset dwadzieścia trzy osoby – mężczyźni, kobiety i dzieci. Uratowało się zaledwie siedmiuset pięciu pasażerów.

Edwina zapadła wreszcie w krótką drzemkę. Obudziła się, gdy Teddy poruszył się niespokojnie i spojrzał na nią oczami, które tak bardzo przypominały oczy matki.

– Mama!… – zawołał, krzywiąc usta do płaczu. Wyglądał teraz dużo lepiej, a gdy Edwina się pochyliła, aby go pocałować, uśmiechnął się do niej, zaraz jednak znów zaczął płakać za matką.

– Mamusi tu nie ma, kochanie. – Nie wiedziała, jak mu wytłumaczyć nieobecność matki. Był za mały, żeby zrozumieć nieodwracalność wydarzeń, nie chciała go jednak okłamywać obiecując, że matka wnet się pojawi.

– Ja też chcę do mamy – zawtórowała bratu Fannie, która także się przebudziła.

– Bądź grzeczną dziewczynką – przekonywała małą Edwina, całując ją i tuląc.

Wstała i umyła Teddy'emu buzię, po czym mimo protestów chłopczyka zostawiła go pod opieką pielęgniarki i poszła z Fannie do łazienki. Dopiero spojrzawszy w lustro pojęła, jakie niezatarte piętno wycisnęły na niej tragiczne przeżycia. Postarzała się mocno w ciągu jednej nocy, tak że nie poznawała swego odbicia. Pożyczony grzebień i ciepła woda trochę pomogły, mimo to wracając do jadalni czuła, że nadal wygląda okropnie. Ale gdy popatrzyła po twarzach innych rozbitków, spostrzegła, że wcale nie lepiej się prezentują. Ludzię wciąż mieli na sobie niestosowne, nieraz wręcz nieprzyzwoite strzępy ubrań uzupełnione pożyczonymi, nie pasującymi do siebie częściami garderoby, całość robiła więc niezwykle dziwaczne wrażenie. Pasażerowie "Titanica" zajmowali każdy wolny skrawek przestrzeni – w kabinach ulokowano ile osób się dało, reszta pozostała w korytarzach i w wielkim salonie. Niektórzy przebywali w pomieszczeniach załogi, inni spali na fotelach, a nawet na gołej podłodze. Dla nich nic nie miało już znaczenia. Żyli, choć wielu wolałoby umrzeć, gdy zrozumieli, że ich bliscy utracili życie.

– Jak się ma Teddy? – zapytał George na widok siostry, a gdy uśmiechnęła się w odpowiedzi, chłopiec odetchnął z ulgą. Jeszcze jedno nieszczęście byłoby ponad jego siły.

– Chyba lepiej. Obiecałam, że zaraz do niego wrócę.

Miała przy sobie Fannie, dla której chciała znaleźć coś do jedzenia, zanim pośpieszy z powrotem do małego.

– Pobędę z nim, jak chcesz – zaofiarował się George. Nagle spojrzał za plecy siostry i uśmiech zamarł mu na ustach. Wyglądał, jakby zobaczył ducha, aż zaskoczona Edwina pochyliła się nad nim i dotknęła jego ramienia.

– George, co się stało?

Nie odezwał się, po chwili zaś wskazał ręką w stronę, w którą spoglądał. Coś tam leżało na podłodze obok materaca. Bez słowa podbiegł, podniósł ów przedmiot i podał go Edwinie. Była to Pani Thomas, lalka Alexis! Dziewczynki jednak nigdzie w pobliżu nie było, a osoby znajdujące się obok nie potrafiły im nic powiedzieć. Nikt nie pamiętał ani lalki, ani dziecka, które ją zostawiło.

– Ona musi tu gdzieś być!

Edwina gorączkowo rozglądała się dokoła. W pobliżu bawiło się kilkoro dzieci, lecz żadne z nich nie było Alexis. Nagle serce w niej zamarło, wspomniała bowiem, że córka Allisonów miała podobną zabawkę. Podzieliła się wątpliwościami z Filipem, lecz ten stanowczo pokręcił głową. To była lalka Alexis. Rozpoznałby ją wszędzie, a George i Fannie również nie mieli co do tego wątpliwości.

– Nie pamiętasz, Edwino? Sama uszyłaś jej sukienkę ze szmatek.

Istotnie, Edwina teraz dopiero przypomniała to sobie i do oczu napłynęły jej łzy. Czyżby okrutny los oszczędził lalkę, a skazał Alexis?

– Gdzie Alexis? – Fannie spoglądała na rodzeństwo ogromnymi oczyma, które ich ojcu tak bardzo się podobały. Cieszyło go to niezwykłe podobieństwo córki do matki.

– Nie wiem – odparła zgodnie z prawdą Edwina i trzymając lalkę w drżących ze wzruszenia rękach, nadal rozglądała się wokół. Niestety, nigdzie siostry nie widziała.

– Może gdzieś się schowała? – podsunęła Fannie, wykazując się dobrą znajomością zwyczajów siostry, lecz tym razem Edwina się nie uśmiechnęła.

– Nie wiem, Fannie. Mam nadzieję, że ją znajdziemy.

– A mama i tata też się gdzieś schowali?

Mała zupełnie nie pojmowała, w jakiej znajdowali się sytuacji. Ze łzami w oczach Edwina pokręciła przecząco głową, nieprzerwanie rozglądając się za Alexis.

Po godzinie bezowocnych poszukiwań musiała niestety wrócić do Teddy'ego. Zabrała lalkę siostry, a kiedy Teddy ujrzał zabawkę, spojrzał na Edwinę ucieszony.

– Lexie? – wyseplenił. – Lexie?

On także zapamiętał lalkę, z którą Alexis rzadko się rozstawała. Pielęgniarka przechodząca obok uśmiechnęła się. Jakie to piękne dziecko, pomyślała, i jak wzruszająco wygląda z siostrą.

– Siostro – zatrzymała ją Edwina – jak mogłabym… – urwała nie wiedząc, jak sformułować pytanie. – Nie udało mi się odnaleźć sześcioletniej siostry. Obawiam się, że została na "Titanicu" z naszą matką, ale… -mówiła z trudem, co pielęgniarka doskonale rozumiała, Delikatnie dotknęła ramienia Edwiny i podała jej listę rozbitków.

– Mamy tu spis tych, których udało nam się uratować, łącznie z dziećmi. Możliwe, że wczoraj w zamieszaniu nie udało się pani odszukać dziecka. Może być na statku? Widziała ją pani w którejś z łodzi?

Edwina zaprzeczyła, potem pokazała pielęgniarce lalkę.

– Znalazłam tutaj jej zabawkę… Nigdy się z nią nie rozstawała… -Posmutniała, bo przejrzawszy pobieżnie listę upewniła się, że Alexis nie ma na "Carpathii".

– Jest pani pewna, że to jej lalka?