– Lepiej, żebyś poszła do lekarza. Przecież to tylko pół godziny. Może będzie potrzebny antybiotyk? Maść nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę, wiesz.

– Na razie spróbujemy maści. Jeżeli okaże się nieskuteczna, pójdę do doktora. Rozumiesz, jest mi trochę głupio iść do niego z powodu kilku małych pryszczy.

Zanim jeszcze Dolly zapowiedziała lunch, Ariel zdążyła puścić w ruch pierwsze działania mając na celu powołanie do życia swej firmy producenckiej. Zamieściła ogłoszenia w „Variety”, wynajęła skrytkę pocztową na nazwisko Dolly i otworzyła konto nowej osoby prawnej o nazwie Perfect Productions. Otrzymała nowy numer identyfikacji podatkowej i, jak stwierdził Lamantia, powinna się przygotować na rychły napływ wielu ton dokumentów.

Weszła do kuchni zacierając ręce. Na stole czekała już kanapka z serem i szynką, sałatka pomidorowa i surówka z kapusty. Podczas jedzenia Ariel stwierdziła, że gryzienie sprawia jej ból, zjadła jednak wszystko.

– Na pewno zrobił mi się ropień pod zębem i stąd te pryszcze na twarzy. Przy śniadaniu jeszcze nie bolało. Powinnam umówić się na wizytę do dentysty, trzeba to sprawdzić. Lunch smakował wybornie. Jedzenie to wielka przyjemność. Mój walker pomoże mi spalić te smakowite kalorie, więc przestań się martwić o moją linię. Jeszcze kilka spraw biurowych. Chcę, abyś poszła do banku i zaniosła tam kilka dokumentów. Także na poczcie trzeba podpisać jakąś umowę i wnieść opłaty za sześć miesięcy z góry. Resztę popołudnia możesz przeznaczyć na te swoje telenowele.

– Postaraj się, aby gabinet wyglądał ślicznie. Może wypijemy tam naszą popołudniową herbatę lub kawę w równie eleganckim stylu jak owe piękne, wystrojone kobiety z reklam kawy?… Fotele posypane brokatem, dookoła dużo świeżych kwiatów, pięknie i elegancko… – rozmarzyła się Dolly.

– Zrobię, co w mojej mocy. Masz motrinę?

Dolly sięgnęła do szafki kuchennej. Wzięła buteleczkę i wysypała na rękę trzy tabletki. Podała Ariel, która od razu je połknęła i popiła resztką wody sodowej.

– Zadzwoń po mnie na obiad. Przyjęcie nazwiemy elegancko: soirée. Ja zajmę się sporządzeniem listy gości. Jutro zaniesiesz ją do drukarni. Mamy jeszcze trzy tygodnie licząc od soboty. Na zaproszeniu napiszę coś w stylu: „Ariel Hart ma zaszczyt prosić o wzięcie udziału w soiree, które odbędzie się dwunastego listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku” – pełna data brzmi bardziej formalnie. A dalej coś w tym rodzaju: – „Uroczystość odbędzie się z okazji powstania Perfect Productions”. Wiem, że słowa nie są jeszcze odpowiednio dobrane, ale rozumiesz mniej więcej, o co chodzi. Jak ci się podoba?

– Brzmi nieźle. Rozumiem, że chcesz zachować tu oficjalny ton, zgadza się?

– Dokładnie tak. Mam zamiar włożyć tę wyszywaną perełkami suknię, którą kazałam sobie uszyć w Hongkongu. A z tobą trzeba będzie pójść na Rodeo Drive, kupimy ci coś niebanalnego. Zastanów się, co chciałabyś włożyć na taką okazję.

– Lepiej nie licz, że uda ci się wcisnąć w tę suknię, jeśli dłużej będziesz jadać tak jak ostatnio. Oglądałam ją, tam nic nie da się poszerzyć.

– Nie ma sensu martwić się na zapas. Jestem taka podekscytowana, Dolly – Mam tyle energii, czuję, że jestem w stanie dopiąć swego. Cóż to będzie za kompromitacja dla tych, którzy kiedyś skreślili mnie ze swoich list! Już widzę, jak zaczynają mi się przypochlebiać. Ależ jestem zarozumiała, prawda? Nieważne. Przyszła wreszcie moja kolej. Jestem dobrej myśli. Ojej, znowu leje. No to z powrotem do pracy i do mojego ciepłego kominka. Tu w kuchni także powinnaś sobie rozpalić. Jak to zrobisz, zjemy tu razem obiad. Chciałabyś na Boże Narodzenie pojechać do Aspen? Zobaczyłybyśmy śnieg, może Carla też będzie miała ochotę pojechać razem z nami.

– Ty naprawdę jesteś w gorącej wodzie kąpana. Wszystko naraz: przyjęcie, Aspen, nowy interes. Zwolnij tempo, przecież ci się nigdzie nie spieszy.

– Owszem, spieszy mi się, Dolly. Muszę mieć dużo zajęć, bo to nie zostawia wiele czasu na myślenie. Nie chcę stać się jedną z tych zgorzkniałych, nadąsanych samotnic, od których aż roi się w tym miasteczku. Kiedy tu przyjechałam, wiedziałam, że każda aktorka musi się z tym liczyć, ale byłam młoda i sądziłam, że dla mnie taki dzień nigdy nie nadejdzie. Jednak nadszedł, a życie obojętnie toczy się dalej. Ale ja się nie poddam, mam zamiar cieszyć się życiem, nie widzę dla siebie innego rozwiązania.

– Dobrze, tylko nie przesadzaj z tempem. Obiecaj.

– Obiecuję. Do zobaczenia o szóstej.

Popołudnie szybko minęło dla Ariel. Z projektantem wnętrz umówiła się na następny ranek, zrobiła rezerwację na siedmiodniowy pobyt w Aspen, potem zadzwoniła do Carli, którą zachwycił wspólny wyjazd na święta. Potem okazało się, że dentysta Ariel wyjechał służbowo do Vegas, więc zamówiła wizytę na następny tydzień. Przed marszem na walkerze postanowiła jeszcze umyć twarz i nałożyć świeży krem. Miała wrażenie, że pryszcze powiększyły się trochę i cera zaczęła wyglądać coraz gorzej. A przecież motrina powinna była już zadziałać. Może lepiej nie odkładać tej wyżyty u dentysty do następnego tygodnia? Zdecydowała ostatecznie, że jeżeli do rana nie będzie żadnej poprawy, umówi się na wizytę do dentysty Dolly, i połknęła kolejne dwie tabletki motriny, którą trzymała w biurku.

Przeszła ledwie pół mili, gdy musiała przerwać z powodu nagłego, intensywnego bólu głowy. Nigdy nie miała zwyczaju martwić się na zapas, ale tym razem była poważnie zaniepokojona. Z jej zdrowiem musi być coś nie w porządku. Boże, a jeśli to naprawdę ropień i trzeba będzie usuwać z zębów cenną osłonę z porcelanowych koronek?

Tylko spokojnie, nie wolno martwić się przedwcześnie – uspokajała samą siebie. – W najgorszym wypadku wstawią coś zastępczego, a ja na jakiś czas zaszyję się w domu, to proste.

Zegar na kominku wybił wpół do piątej. Pora na małą drzemkę przed obiadem. Jutro samopoczucie na pewno będzie lepsze, bo to pierwszy dzień nowej kariery zawodowej. Oby tylko była dla niej równie pomyślna jak ta, z której właśnie zrezygnowała… Chciałabym…

2

Przyjęcie, jak chciała Ariel, zapowiadało się bardzo uroczyście, tym bardziej że termin przez nią wyznaczony zbiegł się ze świętem Halloween. Dolly przystroiła trawnik i drzwi wejściowe imitacją pajęczyny, chochlikami, czarownicami i duchami w prześcieradłach.

Wszyscy zgromadzeni goście czekali na Ariel, która lada chwila miała wrócić z miasta. Wśród nich był doradca finansowy Ariel, Ken Lamantia, agent Sid Berger, makler Gary Kapłan, agent ubezpieczeniowy Alex Carpenter oraz kilku prawników: Marty Friedman, Ed Grueberger i Alan Kaufman, Audrey i Mike Bernstein – od lat prowadzący księgowość Ariel, a także Carla Simmons. Wszyscy rozprawiali gorączkowo o nowym przedsięwzięciu, oferując swój udział i wznosząc toasty świeżutkim cydrem domowej roboty za sukces Perfect Productions.

– Czy przybyli już wszyscy zaproszeni goście? – zapytał Sid.

– Dwieście osób. – Dolly skinęła głową. – Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Jestem pewna, że Ariel zjawi się lada chwila. Ona jest tym wszystkim bardzo przejęta.

Tymczasem zaproszeni goście wyrażali swój podziw i uznanie dla Ariel, która tak znakomicie poradziła sobie z przejściem od aktorstwa do zawodu producenta, i przepowiadali świetną przyszłość Perfect Productions.

– Dokąd ona poszła? – zapytała z ciekawością Carla.

– Na pewno przymierza jakąś kieckę. Wiesz, jak to jest, mogła stracić poczucie czasu. Możliwe też, że zostawiła sobie do załatwienia na ostatnią chwilę coś związanego z przyjęciem. Zaplanowała je przecież zaledwie dwa tygodnie temu. O, chyba słyszałam otwieranie drzwi garażowych. Proszę, częstujcie się cydrem do woli, a ja za chwileczkę wracam.

Dolly otworzyła kuchenne drzwi, które prowadziły do garażu. Zobaczyła Ariel siedzącą w samochodzie z głową opartą na kierownicy.

– Wszyscy już są, Ariel, delektują się cydrem. Jak ci się podobały dekoracje trawnika?

Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi, nachyliła się i pociągnęła Ariel za ramię.

– Co się stało? – zapytała przerażona.

– Coś bardzo złego. Dolly, idź do nich i powiedz, żeby rozeszli się do swoich domów. Rano do nich zadzwonię. Teraz nie jestem w stanie… nie mogę… proszę, zrób to dla mnie, Dolly.

– Nie, chyba że mi powiesz, co się stało. Poszłaś do dentysty, zgadza się? Mówiłam, żebyś nie odwoływała tej wizyty, ale czyżbyś mnie posłuchała? Nie! Pewnie masz ropień pod zębem i trzeba usuwać z zębów korony. Ależ to nie koniec świata, Ariel. Chodź, jesteś przecież aktorką. Masz teraz świetną okazję, aby to jeszcze raz wykorzystać. Pomyśl choć chwilę o czekających tam na ciebie przyjaciołach i o tym, jak wiele im zawdzięczasz. Nie możesz ich rozczarować. Ariel, czy ty mnie słuchasz?

– Nie byłam u dentysty. Byłam u lekarza. To… coś na mojej twarzy nie jest spowodowane ropniem. To guzy i doktor Dawis chce, abym jak najszybciej poddała się operacji. Jutro rano zrobią mi biopsję. Jestem przerażona, Dolly. To może być… wiesz… O Boże!

– Czy powiedział coś jeszcze? – zapytała Dolly. – Powtórz mi wszystko. Tylko nie próbuj się wykręcać, że nie pamiętasz, bo skoro możesz nauczyć się na pamięć całego scenariusza, możesz również powtórzyć słowo w słowo to, co ci powiedział.

– Powiedział, że byłam nierozsądna, zwlekając tak długo z pójściem do lekarza. Jego zdaniem nie jest to nowotwór złośliwy, ale operację i tak należy przeprowadzić. Na początek konieczne są wyniki biopsji. Jutro podczas zabiegu będzie obecny również chirurg plastyczny, dlatego że operacja może zdeformować mi twarz. To wszystko, Dolly.

– Dobrze. Wiemy już przynajmniej, czego się spodziewać. Damy sobie z tym radę. Wysiadaj już z tego samochodu i zaprezentuj swoją sztukę aktorską. Na tym etapie nie możemy się poddać. Mamy zbyt wiele do stracenia. Bądź dobrej myśli. To rozkaz, Ariel. Doktor zna się na tym i na pewno nie bez podstaw powiedział, że nowotwór nie jest złośliwy. Ruszaj, jesteś zdrowa. Słuchaj, jeśli w tej chwili nie wysiądziesz z samochodu, odchodzę i zapewniam cię, że tym razem na dobre. Mówię serio. No, uśmiechnij się, chcę teraz zobaczyć ten twój sławny uśmiech, na pewno potrafisz to zrobić. – Dolly miała tak sugestywny ton, że Ariel wyszła wreszcie z samochodu.