– To ci się nie spodoba. Super.

– To lepiej powiedz mi to szybko, zanim przestanie mnie boleć głowa i będę mogła cię udusić.

Dana patrzyła to na pontiaka, to na mnie.

– Zdaje się, że powiedziałam Saszy i Miszy, że spotkamy się z nimi na podwójnej randce.

– Dana! Przecież mówiłam ci, że nie chcę.

– Wiem, wiem. Ale myślałam, że może zmienisz zdanie. W końcu Richard siedzi w areszcie.

Jakby musiała mi o tym przypominać.

– Przepraszam. Tak się przestraszyłam, kiedy zadzwoniłaś, że zupełnie zapomniałam, żeby zadzwonić do Saszy i to odkręcić.

– Naprawdę nie jestem teraz w nastroju na zabawę z króliczkiem Energizera.

– Po prostu tam wejdziemy i wyjaśnię im, że nie czujesz się dobrze, w związku z czym musimy przełożyć naszą podwójną randkę.

Spiorunowałam ją wzrokiem.

– Okay, okay. Żadnych podwójnych randek. Jezu. Przecież wiesz, że chodziło mi tylko o twoje dobro. Kiedy ostatni raz uprawiałaś seks?

Nie zaszczyciłam jej odpowiedzią. Głównie dlatego, że nie pamiętałam.

Kiedy weszłyśmy, Sasza i drugi ciemnowłosy mężczyzna siedzieli na sofie w salonie. Gość bez Szyi siedział w fotelu naprzeciwko i z rękami skrzyżowanymi na piersi rzucał im groźne spojrzenia.

– Przepraszamy za spóźnienie – zaćwierkała Dana, odkładając torebkę na blat kuchni. Rzuciła okiem na Gościa bez Szyi i pocałowała Saszę w policzek.

Gość bez Szyi zmrużył oczy.

– Czekamy z twój współlokator. Wpuścić nas. Długo czekamy – odparł z wyrzutem Sasza. Ale kiedy przyjrzał się króciutkiej sukience Dany, dodał: – Ale warto czekać.

Oczy Gościa bez Szyi zwęziły się jeszcze bardziej.

– Przepraszam, ale zdarzył się mały wypadek. Maddie – powiedziała Dana, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. – To jest Misza, przyjaciel Saszy.

Misza wstał, żeby uścisnąć moją rękę. Mimowolnie parsknęłam. Czubek jego głowy znajdował się na wysokości mojego podbródka. Misza wyciągnął rękę, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Robię to na górze.

Zamrugałam oczami. Okay, trochę za dużo informacji jak na pierwszą randkę. Przeniosłam wzrok z nadmiernie przyjaznego karła na Danę.

– Proszę, powiedz mi, że on nie powiedział tego, co myślę, że powiedział.

– Misza jest czubkiem piramidy – wyjaśniła szybko Dana.

– Tak – przytaknął Misza. – Robię to na górze. Jasne. W myślach pacnęłam się w czoło.

Misza usiadł, poklepując miejsce obok siebie. Usiadłam tak daleko od niego, jak tylko mogłam.

– Podobać mi się twoja nowa sukienka – powiedział Sasza, wpatrując się w sukienkę Dany, jak człowiek na diecie Atkinsa w pączka.

– Och, dzięki, skarbie. – Dana zerknęła w stronę Gościa bez Szyi. – Kula u nogi fajnie się ubiera, prawda?

Sasza pokiwał głową. Na szyi wystąpiły mu żyły.

– Bardzo dobra sukienka. Robi bardzo ładne cycki. Oczy Gościa bez Szyi zmieniły się w maleńkie szparki.

– Maddie projektuje buty – poinformowała Miszę Dana, najwyraźniej ciągle próbując wyswatać moje niezaspokojone libido.

Misza spojrzał na moje puchate kapcie.

– Nie, nie takie – wyjaśniłam. – Buty dla dzieci.

– Aha. – Skinął głową.

– Tyle że na tych nowych za kostkę jest teraz wszędzie napis „dziwka”, bo włamała się do mnie kochanka Greenwaya i walnęła mnie w głowę, więc właściwie niezbyt nadają się dla dzieci. – Okazuje się, że skłonność do paplania występuje u mnie nie tylko wtedy, kiedy jestem zdenerwowana, ale również kiedy mam wstrząs mózgu.

Misza spojrzał na mnie niespokojnie i odsunął się w kąt sofy.

– Chyba miałaś im o czymś powiedzieć? – przypomniałam Danie, wskazując na piramidowych bliźniaków.

– Racja. – Odchrząknęła. – Chłopaki, Maddie nie czuje się dzisiaj zbyt dobrze, więc musimy odwołać naszą randkę. Przykro mi.

Sasza posmutniał, za to Miszy, który nadal zerkał na moje puchate kapcie, chyba ulżyło.

– Kiedy my się znów zobaczyć? – zapytał Sasza. – Ty spotkać się ze mną jutro? Może randka w elegancka restauracja?

– Och, jakie to urocze – powiedziała Dana. – To miło, że niektórzy mężczyźni – znowu spojrzała na Gościa bez Szyi – nie boją się zobowiązań.

– Ja nie bać się niczego – powiedział Sasza. Mało brakowało, a zacząłby się walić pięściami w klatę jak Tarzan. – Uwielbiać randki z Dana. Uwielbiać swoja mała cycatka.

– Dość tego! – Gość bez Szyi poderwał się z fotela. Jego gwałtowna reakcja po tak długim milczeniu zszokowała wszystkich. – Dana, jak możesz traktować tego gościa poważnie! Przecież on przed chwilą nazwał cię małą cycatką?

Dana oparła dłonie na biodrach.

– Lepsze to niż kula u nogi.

– Ale to pacan!

– A ty jesteś związkofobem!

– Ciszej – powiedziałam błagalnie. – Mam wstrząs mózgu. Niestety, oboje mnie zignorowali.

– Ja? – odparował Gość bez Szyi. – To ty wskakujesz do łóżka każdemu, kto ci się nawinie. Może i nie rozumiem, po co trzymasz w lodówce cholerne kwiaty z cholernego wesela, ale przynajmniej mam dość przyzwoitości, żeby zaczekać z gadaniem o twoich cyckach, aż pójdziemy do łóżka.

Sasza wstał.

– Ty chodzić do łóżka ze współlokator? – zapytał, patrząc to na Danę, to na Gościa bez Szyi.

Przyłożyłam dłoń do skroni. Miałam wrażenie, że moja głowa za chwilę eksploduje.

Dana zerkała od jednego amanta do drugiego.

– Eee, nie. Tak. To znaczy, może raz. Albo dwa.

– Pięć razy – poprawił ją Gość bez Szyi. – Pięć razy w ciągu jednej nocy. I co ty na to, Panie Piramidko?

– Ty wyzywać Sasza? – Sasza zwinął dłonie w pięści, robiąc krok w stronę konkurenta.

Gość bez Szyi zmrużył oczy.

– Może i wyzywam.

Dana popatrzyła na ich rozszerzone nozdrza, po czym posłała mi błagalne spojrzenie.

– Maddie?

Westchnęłam, podniosłam się i stanęłam za Saszą.

– Chyba wszyscy powinniśmy się trochę uspokoić – zasugerowałam.

Oczywiście, obaj panowie, znajdujący się już w stanie pełnej gotowości bojowej, całkowicie mnie zignorowali. Sasza zrobił kolejny krok w stronę Gościa bez Szyi, który zacisnął pięść, szykując się do zadania ciosu. Od tej pory wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Misza poderwał się z sofy, Dana wrzasnęła, Sasza uchylił się, a pięść Gościa bez Szyi przeżyła spotkanie bliskiego stopnia z moim prawym okiem.

– Och. – Jęknęłam, lecąc do tyłu, prosto na karła.

– Boże! Patrz, co zrobiłeś, ty… ty… neandertalczyku! – ryknęła Dana, rzucając mi się na pomoc, kiedy Misza częściowo przenosił, częściowo ciągnął mnie na sofę.

Obraz zrobił się zamazany, ale chyba widziałam, jak Gość bez Szyi stoi z rozdziawioną buzią, gwałtownie mrugając oczami.

– Facet się uchylił. Nie chciałem jej uderzyć. Do diabła, przecież nie uderzyłbym dziewczyny.

– Nieładnie bić dziewczyny. Ty nie mieć honor. – Sasza pokręcił głową, cmokając przy tym z dezaprobatą.

– To twoja wina! – wrzasnął Gość bez Szyi. – Uchyliłeś się.

– Zaniknijcie się, obaj – ryknęła Dana, posyłając obu mordercze spojrzenia.

– Czy ktoś mógłby przynieść mi lodu? – zaskrzeczałam, czując, jak zaczyna mi puchnąć oko. Przy odrobinie szczęścia spuchnie tak bardzo, że nie zostanie nawet szparka i nie będę się musiała jutro oglądać w lustrze. Miałam przeczucie, że nie jest to przyjemny widok.

Gość bez Szyi wyjął z zamrażarki paczkę japońskiego groszku. Dana przyłożyła mrożonkę do mojego oka. Wzdrygnęłam się, żałując, że nie wzięłam czegoś mocniejszego niż ibuprom. Albo nie strzeliłam tequili.

Dana odesłała Gościa bez Szyi do jego pokoju, a Rosjan wystawiła za drzwi. Sasza popatrzył tęsknym wzrokiem na sukienkę Dany (lub raczej brak), ale dał za wygraną, kiedy niezbyt subtelnie zatrzasnęła za nim drzwi.

Zamknęłam oczy i położyłam głowę na oparciu sofy, zastanawiając się, co takiego zrobiłam, żeby sobie na to wszystko zasłużyć. Czy chodziło o to, że nie byłam w kościele od Wielkanocy? O to, że pragnęłam Ramireza? Może moja matka miała rację? Może Bóg postanowił mnie ukarać?

Dana usiadła obok mnie na sofie i wypuściła głośno powietrze.

– Jak twoje oko?

– Boję się spojrzeć.

Dana zabrała mrożonkę, żeby sprawdzić. Skrzywiła się.

– Nie jest tak źle.

– Kłamczucha. – Ponownie zakryłam oko groszkiem, zastanawiając się, czy nie mogłabym hibernować przez resztę lata w pokoju Dany.

– Tak mi przykro z powodu twojego oka – powiedziała w końcu Dana.

– Faceci są do bani.

– Co ty powiesz.

– Dosyć tego, kończę z nimi. Wszystkimi. Od tej pory wystarczy mi wibrator.

W tamtej chwili musiałam się z nią zgodzić. Życie z wibratorem wydawało się o wiele prostsze. Przynajmniej wibrator nigdy ci nie przyłoży.

Przez całą noc Dana budziła mnie dokładnie co dwie godziny. Był to świetny sposób na upewnienie się, że nie zapadłam w śpiączkę, ale kiepski na to, żeby się wyspać. Zanim poczułam się względnie wypoczęta, poranek zamienił się w popołudnie. Podniosłam się, obolała i zupełnie zdezorientowana. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Koc, pod którym leżałam, nie był mój, tak samo poduszka. Do diabła, zdaje się, że nawet T – shirt, który miałam na sobie, należał do kogoś innego.

Wszystko mi się przypomniało, kiedy zobaczyłam Gościa bez Szyi, w bokserkach, nalewającego sobie sok. Dana stała sztywno wyprostowana i robiła tost. Nie odzywali się do siebie.

Powoli wstałam i wzięłam prysznic, wzdrygając się na widok swojego oka w lustrze. Było bardziej niebieskie od cieni mojej matki i, trzeba to przyznać, jeszcze mniej atrakcyjne. Darowałam sobie makijaż, uznając, że i tak nie na wiele się zda, i pożyczyłam od Dany czyste dżinsy i top. Niestety, jedynymi butami, jakie miała w moim rozmiarze, były różowe szpilki, które pasowały bardziej do Bunny Hoffenmeyer, ale nie mogłam wybrzydzać. Kiedy wyszłam z łazienki, w Domu Aktorów nadal wiało chłodem. Dana piła kawę i czytała „Variety”, zaś Gość bez Szyi jadł płatki prosto z pudełka i rozglądał się wściekłym wzrokiem.