I że jest żoną Richarda. Suka.
Spojrzałam na zegarek. Druga dziesięć. Dziesięć minut temu zaczęła się w areszcie pora widzeń. Najwyższy czas, żeby wyciągnąć z Richarda parę odpowiedzi. Szybko wyrzuciłam pozostałości po moim kalorycznym lunchu i wróciłam do dżipa.
Budynek aresztu okręgu Los Angeles wygląda jak podobne obiekty w filmach. To ciąg posępnych betonowych brył, pomalowanych na kolor ciemnopomarańczowy pewnie gdzieś w latach siedemdziesiątych. W środku jest niewiele lepiej: migoczą jarzeniówki, wszędzie unosi się zapach detergentów i dymu papierosowego. No i jeszcze napięcie i ludzie, którzy nie patrzą ci w oczy.
Musiałam zgodzić się na rewizję torebki, z której usunięto wszystko, co mogłoby posłużyć jako broń (mój pilnik do paznokci został uznany za niebezpieczny), a potem zostałam dwukrotnie obmacana przez kobietę, która wyglądała jak John Goodman. W końcu skierowano mnie do pomieszczenia przypominającego salę gimnastyczną, pełnego stolików, przy których zapłakane kobiety siedziały naprzeciwko mężczyzn w pomarańczowych kombinezonach. Jak na moje oko, wszystkim przydałaby się porządna kąpiel z dużą ilością mydła antybakteryjnego.
Obecność stojących pod ścianami strażników o kamiennych twarzach trochę mnie uspokoiła, zajęłam więc miejsce przy stoliku w pobliżu drzwi. Pięć minut później przez samozamykające się drzwi na drugim końcu sali wprowadzono Richarda. Prawie zrobiło mi się go szkoda, kiedy usiadł naprzeciwko mnie. Miał podkrążone oczy, jakby w ogóle nie spał. Brodę porastała mu jasna szczecina, z tym że wcale nie przypominał faceta z reklamówki maszynek do golenia. Jeśli już, to Nicka Nolte z policyjnej fotografii.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział. Skinęłam głową, niepewna co powiedzieć.
– Chesterton mówił ci, że nie wypuszczą mnie za kaucją? Ponownie skinęłam.
– Przykro mi.
– Mnie też. – Rozejrzał się, jakby ciągle nie mógł uwierzyć, że tu trafił.
Przyznaję, że mnie samej ciężko było w to uwierzyć. Wzięłam się jednak w garść, przypominając sobie, po co przyszłam.
– Richard, musimy porozmawiać o twojej żonie. Wpatrywał się w swoje dłonie, unikając kontaktu wzrokowego.
– Przepraszam, że ci o niej nie powiedziałem, Maddie. Nie chciałem cię skrzywdzić.
– Nigdy nie zamierzałeś mi o niej powiedzieć, prawda?
– Nie. Słuchaj… jesteśmy w separacji. – Westchnął, nadal nie podnosząc oczu. – Ja mieszkam tutaj, ona w Orange County. Nie wniosłem jeszcze sprawy o rozwód, bo nie chciałem, żeby jej prawnik węszył teraz w moich aktywach.
Przygryzłam wargę. Nie byłam pewna, czy mu wierzę.
– A co z roadsterem?
– Boże, skąd o tym… – Urwał, w końcu unosząc wzrok. Pokręcił głową i przeczesał ręką sterczące włosy. Zdaje się, że żel do włosów nie znajdował się na wyposażeniu celi. – Kupiłem Amy samochód, żeby ją trochę udobruchać. Ona już chciała składać pozew rozwodowy, a ja nie mogłem ryzykować. Jej prawnik zażądałby wglądu w moje rachunki, wytropiłby każdego centa, jaki przeszedł przez moje ręce. Biorąc pod uwagę moje interesy z Greenwayem… cóż, nie uważałem, żeby to był dobry pomysł.
– Czyli chodzi jej o twoje pieniądze? – Teoria z Kopciuszkiem wyglądała coraz lepiej.
– Nie. Amy nie jest taka. Nie chodzi jej o pieniądze. Tak, jasne.
Richard pokręcił głową.
– Roadster był moim pomysłem.
– Richard, czy Amy wiedziała, że się ze mną spotykasz? Zmieszany, odwrócił wzrok, unikając mojego spojrzenia.
– Nie. Nie powiedziałem jej.
Co nie znaczy, że nie dowiedziała się tego sama. I wpadła w szał. Byłam ciekawa, co Richard myślałby o Kopciuszku, gdyby okazało się, że jest morderczynią. Czy wtedy wniósłby sprawę o rozwód? Odebrał roadstera? Szczerze mówiąc, trochę niepokoił mnie fakt, że jej broni, choć jak sam przyznał, byli w separacji. I co to za brednie, że Kopciuszkowi nie chodzi o pieniądze? Wszystkim chodzi o pieniądze.
Chciałam go wymaglować, wypytać o każdy szczegół dotyczący jego potencjalnie niebezpiecznej dla otoczenia żony. Postanowiłam trzymać emocje na wodzy, skupiając się na faktach. Zamierzałam ją pogrążyć. Jednak im dłużej myślałam o idealnym Kopciuszku i jej roadsterze, tym większa ogarniała mnie niepewność. Może to przez moje rozregulowane hormony, ale zamiast rzucić: „Myślisz, że twoja żona jest zdolna do popełnienia morderstwa?”, zapytałam:
– Ciągle ją kochasz? – Przygryzłam wargę, próbując nie okazać, ile znaczy dla mnie jego odpowiedź.
– Nie. Boże, nie. Naprawdę myślisz, że zrobiłbym ci coś takiego, Maddie? – Zajrzał mi głęboko w oczy, jednocześnie sięgając przez stół po moją rękę. Zaczął rysować kciukiem niewielkie kółeczka po wewnętrznej stronie mojego nadgarstka. – Przysięgam, pączuszku, że jesteś jedyną kobietą w moim życiu.
Przyznaję, że zaczynałam się wahać. Brzmiało to naprawdę szczerze.
– A co powiesz o opakowaniu po prezerwatywie na twoim biurku?
– Co? – Był auntentycznie zaskoczony.
– Przeszukiwałam twój gabinet i przy okazji natknęłam się na opakowanie po prezerwatywie wetknięte pod biurkowy kalendarz.
Richard rozdziawił usta, zszokowany, że miałam czelność myszkować w jego gabinecie.
Uniosłam wyzywająco brwi, czekając na odpowiedź. No dalej, wytłumacz się.
– Nic nie wiem na ten temat.
– Nie uprawiałeś w pracy seksu ze swoją żoną?
– Nie. – Pokręcił głową i zmarszczył nos, jakby sam pomysł wydał mu się odpychający. – Słuchaj, wiem, że masz wszelkie powody, żeby mi nie wierzyć po tym, co przeze mnie przeszłaś, ale przysięgam ci, że nie wiem, o czym mówisz. Pączuszku, nie ma nikogo poza tobą. Przysięgam. Proszę, uwierz mi. Potrzebuję cię.
Potrzebuję cię. Nie kocham cię, tęskniłem za tobą. Potrzebuję cię.
Nagle dotarło do mnie, że Richard naprawdę mnie potrzebuje. Siedział w gównie po szyję, a ja byłam jedyną osobą na świecie, która mogła go z tego wyciągnąć.
Pytanie brzmiało jednak, czy ja potrzebuję jego? Przyjrzałam się siedzącemu naprzeciwko mnie facetowi. Nie wyglądał już jak Ken. Lśniąca, zewnętrzna powłoka zniknęła. Pozostał człowiek, którego być może nie poznałabym do końca jeszcze przez wiele lat, gdyby nie bałagan, w który nas wpakował. Odnosiłam niepokojące wrażenie, że pod zewnętrzną warstwą Richarda, ważnego prawnika, niewiele się kryje.
Przez ostatni tydzień rozpaczliwie pragnęłam go odnaleźć. Sądziłam, że kiedy mi się to uda, nie będę już musiała sama borykać się z problemem mojej ewentualnej ciąży. Że jeśli zobaczę różową kreskę i spanikuję, przynajmniej będę miała oparcie w Richardzie. Kiedy teraz patrzyłam na mężczyznę, z którym spędziłam ostatnich pięć miesięcy, uświadomiłam sobie, że nawet gdyby się starał, mógłby okazać się nie dość silny, by mnie wspierać. Być może zamiast znaleźć w nim oparcie, musiałabym być silna za nas oboje?
Nagle jedyne, czego chciałam, to mu dowalić. Chciałam wrzeszczeć, wyładować na nim wszystkie swoje frustracje za to, że w pojedynkę zrujnował mi życie. Chciałam dać upust emocjom, poddać się typowo kobiecej histerii, załamać się i oczyścić właśnie tutaj, w sali widzeń aresztu.
Richard milczał, czekał, aż się odezwę.
– Musisz mi uwierzyć. – Uniósł moje dłonie do ust i delikatnie całował moje kostki. – Proszę, pączuszku, mam tylko ciebie.
Wzdrygnęłam się. Pomyślałam, że jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie mi do głowy związać się z facetem, powinnam się zastrzelić.
– Okay. Wierzę ci. – Może.
Uśmiechnął się słabo, nie uwalniając moich dłoni.
– Dziękuję, pączuszku. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Wychodząc, czułam w żołądku dziwną pustkę połączoną z mdłościami i bólem. Zdaje się, że moja cholerna duma znowu dawała o sobie znać.
Po wizycie w areszcie wstąpiłam do Taco Bell, gdzie zamówiłam wielką, tłustą porcję nachos z ciągnącym serem i papryczkami jalapeno. Tak dla poprawienia nastroju. Zjadłam wszystko i pojechałam do siebie.
Jadąc do domu, starałam się nie myśleć o rozmowie z Richardem. Najgorsze było to, że naprawdę mu wierzyłam. Nie uważałam, by był zdolny do prowadzenia podwójnego życia, chociaż aż za dobrze mogłam sobie wyobrazić, jak przekupuje Kopciuszka samochodem. Kiedy w zeszłym miesiącu chciałam, żeby poszedł ze mną na bierzmowanie mojej kuzynki Shannon, zbył mnie parą błyszczących dwudziestoczterokaratowych kolczyków. Tak, historia jego życia idealnie przystawała do jego moralności. Tylko co to oznaczało dla mnie? Nadal miałam chłopaka czy nie? Nie byłam pewna. Nie wiedziałam też, czy tu jeszcze chodzi o mnie. Zerknęłam na swój brzuch. Obiecałam sobie, że rano pójdę do apteki po nowy test ciążowy.
Powoli wspięłam się po schodach, tak zatopiona w myślach, że nie zauważyłam niczego podejrzanego, dopóki nie stanęłam przed swoim mieszkaniem.
Drzwi były otwarte.
Przeszedł mnie zimny dreszcz, a stopy przyrosły do podłogi. Może to tylko Dana. Może pokłóciła się z Saszą i przyjechała się wypłakać. Albo wrócił Ramirez. Może nie chciało mu się czekać i po prostu wszedł do środka.
Tyle że na ulicy nie widziałam ani jego czarnego SUV – a, ani jasnobrązowego saturna Dany.
Powoli podeszłam do drzwi, uważnie nasłuchując. Jedyne, co słyszałam, to włączony telewizor u sąsiadów i odgłosy ruchu ulicznego. Ostrożnie pchnęłam drzwi.
– Halo? Dana?
Głośno wciągnęłam powietrze na widok swojego mieszkania. Wyglądało jak po przejściu tornada. Wszystkie szafki były otwarte, moja skromna zastawa kuchenna leżała potłuczona na podłodze. Materac był przewrócony na bok, a poduszki rozrzucone po całym pokoju. Po podłodze walały się moje pisaki, wraz z butami, ubraniami i kosmetykami do makijażu.
Obawiając się najgorszego, podeszłam do stołu kreślarskiego. Zassałam powietrze, walcząc ze łzami. W poprzek projektu buta z kolekcji Strawberry Shortcake ktoś napisał grubym, czarnym markerem: „Odpuść sobie, dziwko”.
Zakręciło mi się w głowie, słowa rozmywały mi się przed oczami. Wpatrywałam się w zniszczony projekt, wiedząc, że będę musiała zacząć wszystko od nowa. Nagle za plecami usłyszałam dźwięk.
"Śledztwo wysokich obcasach" отзывы
Отзывы читателей о книге "Śledztwo wysokich obcasach". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Śledztwo wysokich obcasach" друзьям в соцсетях.