W końcu przed chwilą grożono mi śmiercią. Właśnie takimi sprawami zajmują się policjanci. Reagowała na podobne zgłoszenia.

Tyle że po naszej porannej kłótni zupełnie nie uśmiechało mi się zrobienie pierwszego kroku. Nie chciałam, żeby Ramirez pomyślał, że użyłam tego telefonu jako wymówki, by do niego zadzwonić. Bałam się, że dzwoniąc do niego pierwsza, wyjdę na cieniaskę.

Przygryzłam wargę, zastanawiając się, co jest gorsze: wyjść na cieniaskę czy paść ofiarą Barbie. Złapałam telefon i wybrałam numer. Jednak po pierwszym sygnale stchórzyłam i się rozłączyłam. Cholera. Byłam cieniaską.

Telefon zadzwonił w mojej dłoni, a ja podskoczyłam chyba metr w górę. Trzęsącymi się palcami wcisnęłam guzik.

– Halo? – Modliłam się w duchu, żeby to był telemarketer.

– Maddie?

Pobożne życzenie. Dzwonił Ramirez.

– Och, cześć.

– Dzwoniłaś do mnie? Przed chwilą wyświetlił mi się twój numer. Szlag by trafił te nowoczesne wynalazki.

– Och, eee, powiedzmy.

– Co znaczy „powiedzmy”?

– Okay. Dzwoniłam, ale się rozłączyłam. Zadowolony?

Przez chwilę milczał. Spodziewałam się, że zaraz wybuchnie śmiechem, ale w jego głosie usłyszałam niepokój.

– Co się dzieje? Nic ci nie jest?

Cholera. Byłam zła, że zachowuję się jak nastolatka, podczas gdy on jest zatroskany i przejęty. Maddie, jesteś naprawdę porąbana, dziewczyno.

– Nie. Wszystko w porządku. Po prostu odebrałam niepokojący telefon.

Znowu zamilkł.

– Opowiedz mi o tym.

Opowiedziałam. Nie trwało to długo. Telefon był krótki, choć pozostawił po sobie niezatarte wrażenie. Kiedy skończyłam, znowu zapadła cisza.

– Chcesz, żebym przyjechał? – zapytał po chwili Ramirez.

Jasne, że tak. I wcale nie myślałam o seksie. No może trochę. Już sama myśl o Złym Glinie z wielką, groźną spluwą, stojącym na straży moich drzwi sprawiała, że czułam się bezpieczniej. Z drugiej strony dzwonienie do Ramireza, a potem odkładanie słuchawki było bardzo dziewczyńskie. Proszenie go, by przyjechał na noc, bo dzwoniła do mnie jakaś kobieta, byłoby jeszcze bardziej dziewczyńskie. Tak więc, choć wszystko we mnie krzyczało: „Tak, przyjedź, weź ze sobą spluwę i wskocz do mojego łóżka”, wykrzesałam z siebie resztki dumy.

– Nie, dzięki. Mam thighmastera. Wszystko w porządku. Naprawdę. Słyszałam, jak westchnął. Zdaje się, że nie uwierzył w moje zapewnienia.

W końcu powiedział:

– Masz mój numer, tak?

– Tak.

– Ustaw go na szybkie wybieranie. – I się rozłączył.

Zrobiłam, jak kazał. Potem w towarzystwie thighmastera ja i moja duma spędziłyśmy długą, wyczerpującą noc, na zmianę czuwając i śniąc sny o lalkach mordercach i nagim Ramirezie. Chyba mam kompletnie spaczoną podświadomość.

Następnego ranka obudziłam się wcześnie i natychmiast sprawdziłam, czy wszystkie drzwi i okna nadal są zamknięte. Były. Powinnam poczuć się lepiej, ale to tylko spotęgowało moją paranoję. Odpuściłam sobie prysznic (przypomniała mi się słynna scena z Janet Leigh w Psychozie), wypiłam dwie filiżanki kawy i szybko się ubrałam.

Sprawdziłam wiadomości na automatycznej sekretarce. Dzwoniła Althea, żeby poinformować, że widzenia odbywają się między drugą a czwartą i że wpisała mnie na listę, abym mogła się zobaczyć z Richardem. Podziękowałam w duchu za to, że choć jedna osoba jest po mojej stronie.

Druga wiadomość była od Dany. Zmieniła zdanie i nie chciała już pożyczać ciuchów. Potrzebowała za to nowych butów. Pytała, czy chcę z nią pojechać na zakupy.

Z jednej strony wydawało się to dość frywolne – robić zakupy, kiedy moje życie jest w rozsypce. Z drugiej strony nowa para butów zawsze pozwalała mi odzyskać jasność myśli…

Szybko oddzwoniłam do Dany i powiedziałam, że spotkamy się w Neimanie Markusie za pół godziny.

Dom towarowy Neiman Marcus znajduje się w Beverly Hills, zaledwie trzy przecznice od sławnego Miracle Mile przy Wilshire, gdzie pełno jest muzeów, restauracji i, co najważniejsze, firmowych butików, kuszących ograniczone finansowo maniaczki mody takie jak ja. Zostawiłam samochód na parkingu wielopoziomowym i odszukałam Danę w dziale z butami. Siedziała obok sterty botków.

– Spóźniłaś się – powiedziała. Dlaczego ludzie ciągle mi to wypominali?

– Przepraszam. To była długa noc.

– Ooo… z twoim detektywem?

– Nie! – Dzięki mojej głupiej dumie. – On wcale nie jest moim detektywem. Jest po prostu detektywem. – Który pojawia się w moich snach. Nago. Rety.

– Szkoda. Bo… – W oczach Dany pojawił się szelmowski błysk, który, jak wiedziałam po latach przyjaźni, wiązał się z przygodnie poznanymi facetami. – Zapytaj mnie o moją noc z Saszą. – Poruszyła brwiami.

– Będziesz zła, jeśli powiem, że wolałabym nie?

– Było cudownie! Maddie, ten facet jest jak maszyna. – Uniosła cztery palce. – Cztery razy. Cztery oddzielne orgazmy jednej nocy. Możesz uwierzyć?

Ze wstydem przyznałam, że z trudem.

– Mówię ci, on jest jak króliczek Energizera. Jest nienasycony, jest…

– Okay, rozumiem.

– A najlepsze jest to… – Nachyliła się do mnie, zniżając głos. – Że ma przyjaciela. Miszę. – Puściła do mnie oko. – Co powiesz na podwójną randkę dziś wieczorem?

Przyznaję, że perspektywa bliższej znajomości z króliczkiem Energizera była kusząca.

– Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję, jest inny facet. Dana przechyliła głowę.

– Nie mówiłaś przypadkiem, że Richard jest żonaty? I że siedzi w areszcie?

– Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Wzruszyła ramionami.

– Jak chcesz. Ale dobrze to przemyśl. – Ponownie uniosła cztery palce. Przewróciłam oczami, szybko zmieniając temat.

– To Prada?

– Aha. Podobają ci się? – Dana poruszyła palcami w jasnobrązowych kozaczkach z cielęcej skórki.

– Czy mi się podobają? Są boskie. Stać cię na Pradę? – zapytałam.

– Chciałabym. Ale przymierzenie nic nie kosztuje.

Jakby na komendę z zaplecza wyszedł sprzedawca, niosąc trzy kolejne pudełka z butami. Postawił je obok Dany.

– Dziękuję, Davidzie – powiedziała, odczytując jego imię z plakietki. – Jesteś cudowny. – Posłała mu swój najszerszy, najbardziej zalotny uśmiech. – Mógłbyś sprawdzić, czy macie takie – wskazała na szpilki od Gucciego – w czarnym kolorze?

– Nie ma problemu – powiedział, po czym spojrzał pytająco na mnie.

– Eee, ja, eee… – Patrzyłam to na kozaczki od Prady, to na Davi – da. A co tam. – Sprawdź jeszcze, czy macie takie w rozmiarze trzydzieści osiem.

Dwadzieścia minut później sprzeczałam się sama ze sobą, czy istnieje cień szansy, żebym mogła sobie pozwolić na Pradę. Może gdybym sprzedała samochód i nie jadła przez pół roku, mogłabym je kupić. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, byłam prawie zdecydowana. Miękka, jasnobrązowa skórka otulała moje nogi niczym jedwab, a podeszwy były tak idealnie wyprofilowane, że czułam się, jakbym chodziła po chmurach. Nie wspominając już o tym, że dzięki ponadsiedmiocentymetrowym obcasom moje łydki wyglądały prawie jak u Dany. Drobniutki, precyzyjny ścieg, doskonała sylwetka i mały błyszczący dzyndzelek suwaka z logo Prady. Panie i panowie, właśnie tak powinny wyglądać buty. Obróciłam się przed lustrem i westchnęłam.

Niestety, kiedy obliczyłam, ile dziecięcych bucików musiałabym zaprojektować, żeby pozwolić sobie na tę jedną parę, poddałam się. Wynik był porażający. Niechętnie włożyłam z powrotem swoje szmaragdowe czółenka z odkrytą piętą. Opuściłyśmy królestwo Prady z białymi kozaczkami tancerki go – go dla Dany. Była to jej własna interpretacja stylu lat sześćdziesiątych.

Powędrowałyśmy w dół ulicy do Leon's, gdzie zamówiłam frytki z chili i dodatkowym serem, zaś Dana wciągnęła niskokaloryczną pitę z ogórkiem i kiełkami. Wtedy opowiedziałam jej o telefonie, jaki odebrałam poprzedniego dnia wieczorem.

Kiedy skończyłam, Dana z zamyśloną miną przeżuwała kiełki.

– Jak myślisz, kto to był?

– Nie wiem. Może Bunny. Była nieźle wkurzona, kiedy wpadłam na nią w agencji Charliego Platta.

– Aha. – Potakując, Dana włożyła do ust ogórek.

– Albo Andi. Odniosłam wrażenie, że jest zdolna do tego typu akcji.

– Zastanawiam się – powiedziała Dana, oblizując palce – czemu nie bierzesz pod uwagę żony?

– Celii? – zapytałam. – Ona nie żyje.

– Nie, mówię o żonie Richarda. Znieruchomiałam z frytką uniesioną do ust.

– Zdaje się, że miałyśmy nie rozmawiać o jego stanie cywilnym.

– Przepraszam, przepraszam – powiedziała, wymachując serwetką. – Ale po prostu… – Urwała, przygryzając wargę.

Poddałam się.

– Mów. O co chodzi z żoną Richarda?

– Cały czas trzymamy się teorii, że morderca ma związek z niewiernością Greenwaya. A co z niewiernością Richarda?

Wzdrygnęłam się.

– Mów dalej.

– Może jego żona dowiedziała się o tobie i jej odbiło. Może wykorzystała Greenwaya, żeby wrobić Richarda? Posłanie niewiernego mężulka do celi śmierci to niezła zemsta.

Włożyłam frytkę do ust, zastanawiając się nad teorią Dany. Musiałam przyznać, że bardzo mi się spodobała.

– Jeśli planowała rozwód, to dwadzieścia milionów byłoby idealnym prezentem pożegnalnym. A będąc żoną Richarda, miała dostęp do jego dokumentów.

– Dokładnie. Czasami kobietom nieźle odwala, kiedy się dowiadują, że są zdradzane.

Mnie nie musiała tego mówić. Dana wzruszyła ramionami.

– W każdym razie nie zaszkodzi wziąć tego pod uwagę.

Miała rację. Pytanie brzmiało, czy Kopciuszek rzeczywiście była zdolna zabić z zimną krwią dwoje ludzi, żeby odegrać się na Richardzie? Wzdrygnęłam się. Zawsze uważałam, że te disnejowskie postacie są jakieś podejrzane.

– Okay – powiedziała Dana, zgniatając serwetkę – było fajnie, ale za dwadzieścia minut muszę być w Hollywood. – Uniosła swoje kozaczki tancerki go – go. – Życz mi powodzenia.

– Połamania nóg – powiedziałam, a ona posłała mi buziaka i wyszła. Patrzyłam, jak idzie w dół Wilshire i znika za rogiem, wracając po samochód. Ciągle przetrawiałam najnowszą teorię z Kopciuszkiem w roli głównej. Rozmiękłą frytką nabrałam resztkę chili i włożyłam do ust. Muszę przyznać, że im dłużej o tym myślałam, tym bardziej chciałam, żeby to Kopciuszek okazała się morderczynią. Dlaczego nie? Ramirez powiedział, że to ona jest właścicielką broni. Jeśli tak, to na pewno umiała się nią posługiwać. Blond włosy w pokoju Greenwaya też mogły należeć do niej. Kto wie, może Kopciuszek miała nawet romans z Greenwayem? W końcu co tak naprawdę o niej wiedziałam? Niewiele. Tylko tyle, że jeździ nowiutkim roadsterem.