– Niczego takiego nie powiedziałem.

– Tylko dałeś do zrozumienia? Tak samo jak dałeś do zrozumienia mojej babci, że obdarzysz ją stadkiem katolickich wnucząt. Dla twojej wiadomości, nie jestem maszynką do rodzenia dzieci. Mam świetne nogi i nie zamierzam z nich rezygnować. I znam całe mnóstwo osób oprócz Richarda, które do mnie dzwonią i z którymi mogę rozmawiać, kiedy mi się żywnie podoba, bez konieczności spowiadania ci się z tego.

– Jezu. – Ramirez przewrócił oczami.

– Co? O co ci chodzi? Dlaczego przewracasz oczami?

– Zdaje się, że wariują ci hormony.

Jeżeli jest coś, czego nie należy mówić kobiecie, która się wścieka, to tego, że wariują jej hormony.

– Że co?! Słuchaj, to ty do mnie wczoraj przyszedłeś i nie mogłeś utrzymać rąk przy sobie. Więc nie gadaj mi o hormonach.

Ramirez uśmiechnął się, doprowadzając mnie do furii swoim seksownym dołeczkiem w policzku.

– Jakoś nie słyszałem, żebyś się wczoraj skarżyła.

– Byłam pijana. Zbliżył się do mnie.

– A teraz jesteś pijana?

– Co? Nie, nie jestem teraz pijana. Jestem…

Nie mogłam dokończyć, bo nagle Ramirez przycisnął swoje usta do moich. Chciałam go odepchnąć z siłą, która starłaby z jego twarzy ten seksowny uśmiech, ale kiedy jego usta ponownie złączyły się z moimi, czułam już tylko pożądanie. Wezbrało w mojej piersi i rozlało się po całym ciele, koncentrując się między nogami. Złapałam go za szyję, trochę dla utrzymania równowagi, bo moje ciało topiło się jak czekolada w słoneczny dzień. Nie mogłam dłużej zaprzeczać. Pożądałam Ramireza, i to bardzo.

W chwili kiedy przeniesienie się na tylne siedzenie jego SUV – a wydawało mi się bardzo dobrym pomysłem, Ramirez się odsunął.

– O co chodzi? – zapytałam, dysząc ciężko. Wyszczerzył się.

– Chciałem ci tylko coś udowodnić. Jakieś reklamacje? Oficjalnie go nienawidziłam.

Miałam wrażenie, że mój kac powrócił. Poza tym byłam zmęczona, urażona i wściekła.

Ramirez był przede wszystkim gliniarzem. I choć moja babcia uważała go za porządnego katolickiego chłopca, nie był materiałem na męża. Nie był nawet materiałem na chłopaka. Zresztą już miałam chłopaka. Tak jakby.

– Słuchaj, ja, eee, muszę iść do toalety.

Bardziej przydałby mi się zimny prysznic. A potem wizyta u psychiatry. Ramirez Fabryka Testosteronu tak bardzo namieszał mi w głowie, że już sama nie wiedziałam, co czuję. Projektowałam sobie spokojnie buciki za kostkę do kolekcji Strawberry Shortcake i zastanawiałam się, kiedy przecenią te cudne zamszowe botki, aż tu nagle przyszło mi tropić morderców, udawać dziwkę i zwiedzać wytwórnię porno. Nie wspominając już o tym, że obściskiwałam się z seksownym detektywem na weselu własnej matki. Tego już było za wiele.

Zostawiłam Ramireza w sali bankietowej i skierowałam do recepcji, sama nie wiedząc, dokąd właściwie idę. Podeszłam do stanowiska recepcjonistki.

– Przepraszam, gdzie jest damska toaleta? Recepcjonistka wskazała wąski korytarz.

– W głębi holu, po lewej.

– Dzięki. – Szłam korytarzem, nie zwracając uwagi na odłażącą tapetę w prążki i paskudną wykładzinę pod stopami. Tak bardzo byłam zaabsorbowana swoim życiem, które ostatnio przypominało telewizyjną farsę (coś w stylu Prawa i porządku połączonego z Kocham Lucy), że wpadłam na faceta, który wychodził z męskiej toalety.

– Och, przepraszam, nie…

Urwałam. Zrobiłam wielkie oczy, rozdziawiłam usta, a serce waliło jak oszalałe. Zadarłam głowę i spojrzałam prosto w niebieskie oczy Richarda. Pan Kopciuszek we własnej osobie.

Rozdział 16

Maddie? – Richard rozglądał się spłoszony na boki, jakby spodziewał się, że sprowadziłam ze sobą oddział kawalerii. W sumie, jeśli policzyć gości weselnych, właśnie tak było. – Co ty tutaj robisz?

Chciałam odpowiedzieć, ale język stanął mi kołkiem. Czułam się tak, jakbym zobaczyła ducha. Richard miał na sobie idealnie wyprasowane spodnie, koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i gustowną, sportową marynarkę. Wyglądał jak biznesmen, który właśnie wrócił z biura czy spotkania z klientem, a nie jak facet, który się od tygodnia ukrywał. Miałam ochotę go dotknąć, żeby sprawdzić, czy to nie przywidzenie.

Albo strzelić go w tę idealnie ogoloną szczękę.

– Ja? – wydusiłam w końcu. – Co ty tutaj robisz?

– Nic. – Richard przestępował z nogi na nogę, nerwowo zerkając ponad moim ramieniem na pusty korytarz. – To znaczy, eee, mieszkam tu od paru dni. Po prostu potrzebowałem trochę odetchnąć.

Prychnęłam.

– Od Greenwaya czy od policji? Och, a może potrzebowałeś odetchnąć od swojej żony.

Znieruchomiał i spojrzał mi w oczy.

– Wiesz o niej.

– Richardzie, wiem o wszystkim. – Okay, trochę przesadziłam.

– Słuchaj, może pójdziemy do mojego pokoju i pogadamy. – Znowu spojrzał ponad moim ramieniem.

Przygryzłam wargę. Umierałam z niecierpliwości, żeby zapytać Richarda o milion rzeczy, począwszy od tego, o co, u diabła, chodziło z Kopciuszkiem? Ale choć nadal wierzyłam, że Richard nie ma nic wspólnego z dziurą w głowie Greenwaya, miałam pewne opory przed zostaniem z nim sam na sam.

Musiał to wyczuć, bo ujął moją rękę obiema dłońmi i spojrzał na mnie smutnymi oczami małego chłopca, które zawsze mnie wzruszały.

– Proszę, pączuszku? Wzięłam głęboki oddech.

– Okay, chodźmy do twojego pokoju. – Powiedziałam sobie, że robię to, bo nie chcę, żeby Molly Inkubator przypadkiem tu zawędrowała i zobaczyła, jak wymyślam mu za to, że ożenił się z Kopciuszkiem. A nie dlatego, że kiedy nazwał mnie „pączuszkiem”, nagle obudziła się we mnie tęsknota za dawnymi dobrymi czasami, kiedy moim największym zmartwieniem było to, czy powinnam zostawić u Richarda swoją szczoteczkę do zębów. – Ale tylko na chwilę – dodałam. – Muszę wracać na przyjęcie.

– Przyjęcie? – Spojrzał na moją sukienkę, jakby dopiero teraz zauważył, że mam na sobie fioletowe okropieństwo.

– Tak, przyjęcie weselne. Moja mama właśnie wyszła za mąż. Wesele miało się odbyć w Malibu, ale pogoda spłatała nam figla i musieliśmy je przenieść… – Omiotłam wzrokiem fantastyczny wystrój -…tutaj. Miałeś na nie ze mną przyjść, pamiętasz?

– Tak. Przykro mi, pączuszku.

Wcale nie wyglądał, jakby mu było przykro. Wyglądał na zdenerwowanego. Ciągle zerkał w stronę recepcji, jakby spodziewał się, że w każdej chwili może wypaść stamtąd uzbrojony napastnik. Może Ramirez.

Wzdrygnęłam się na tę myśl. Nagle zapragnęłam, żeby Richard zniknął z korytarza równie mocno jak on sam.

Poszłam za nim do wind i wjechaliśmy na piętro. Zatrzymał się przed pokojem numer 214 i otworzył drzwi. Pokój był skromny. Stało tu podwójne łóżko przykryte narzutą z motywami pustynnymi. Na ścianach wisiały dwie akwarele, telewizor, a w rogu małe biurko. Jak to w motelu. Richard natychmiast podszedł do okna i zerknął przez rdzawopomarańczowe zasłony.

– Richard, może powiesz mi, co się dzieje.

– Nic się nie dzieje. Już ci mówiłem, że po prostu potrzebowałem odetchnąć.

– Jasne. Jesteś na wczasach. Przestań mi wciskać kit, Richard. Przeciął pokój i usiadł na łóżku. Nadal był podenerwowany.

– Okay, Maddie. Powiem ci. Tylko się na mnie nie wściekaj. Małe szanse. Ale skinęłam głową.

Richard westchnął.

– Nie sądziłem, że wszystko wymknie się spod kontroli. Przepraszam, że zniknąłem bez słowa, ale nie mogłem ryzykować, że ktoś będzie mnie śledził. Musiałem się ukryć.

– Z powodu Greenwaya?

– Tak.

Usiadłam obok niego. Wyglądał tak żałośnie, że prawie było mi go szkoda.

– Może zacznij od początku.

Richard znowu westchnął. A potem opowiedział mi mniej więcej to samo, co wiedziałam już od Ramireza. Miał długi. Kiedy Devon Greenway postanowił wyprowadzić z firmy trochę pieniędzy, Richard zgodził się pomóc zarejestrować fikcyjne przedsiębiorstwa na nazwisko Greenwaya w zamian za niewielki udział w zyskach. Niewielki, czyli dwa miliony dolarów. (Był mi winien parę naprawdę drogich szpilek od Manolo Blahnika, kiedy to wszystko się skończy). Plan był taki, że dwadzieścia milionów Greenwaya trafi na konta w szwajcarskim banku. Bardzo dobry plan, tyle że nadgorliwy księgowy z Komisji Papierów Wartościowych i Giełd dopatrzył się drobnego błędu w dokumentach księgowych. Wtedy wszystko zaczęło się gmatwać.

Co gorsza, podczas zacierania śladów dwadzieścia milionów gdzieś przepadło. Greenway podejrzewał, że podprowadził je Richard, zaś Richard uważał, że Greenway chce go zrobić w konia. Żaden z nich nie chciał wyjechać z miasta bez pieniędzy, ale kiedy rozpoczęło się oficjalne dochodzenie, obaj musieli się ukryć.

– Jak można zgubić dwadzieścia milionów? – zapytałam, kiedy Richard skończył.

– Nie wiem, jak to się stało. Pieniądze były przelewane na kolejne konta, żeby zatrzeć ślady na papierze. Ale wszystkie konta są puste.

– Kto miał do nich dostęp?

– Tylko Greenway, jego żona i ja. – Richard urwał. Musiał poznać po mojej minie, co o tym wszystkim myślę, bo słabym, płaczliwym głosem dodał: – Wiem, jak to wygląda, ale musisz mi uwierzyć. Nikogo nie zabiłem. Cały czas siedziałem tutaj. Pączuszku, przysięgam, nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego.

Choć nowe płaczliwe oblicze Richarda zaczynało działać mi na nerwy, wierzyłam mu. Nie sądziłam, by odważył się strzelić do człowieka, nie wspominając już o wyprawie do Północnego Hollywood.

Kiedy Richard wstał i znowu podszedł do okna, coś sobie przypomniałam. Bunny przyznała, że uczestniczyła w jednym ze spotkań Greenwaya z Richardem. A jeśli Greenway był tak samo nieostrożny w przypadku innych swoich przyjaciółek? Co jeśli któraś z blondynek była mądrzejsza, niż się wydawało? Niestety, lista kochanek Greenwaya była równie długa jak vintage'owy tren mamy.

Już miałam zapytać Richarda, co wie na temat pozamałżeńskich rozrywek Greenwaya, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Żołądek podszedł mi do gardła.