– Oczywiście, babciu. – Uznałam, że kłamstwo w dobrej wierze to nie kłamstwo. Gdyby moja babcia dowiedziała się, że nie idę na mszę, mogłaby dostać ataku serca i zejść na miejscu. Tak więc kłamiąc, ocaliłam jej życie. Właściwie, jeśli się nad tym dobrze zastanowić, zachowałam się bardzo szlachetnie.
– A twój nowy facet? – zagadnęła o Ramireza, jakby go tam nie było. – Chodzi do kościoła?
– Eee… – Byłam w kropce.
– Moja rodzina uczęszcza do Świętego Jana Vianneya – oznajmił Ramirez.
Był katolikiem? Boże. Moja babcia umrze jako szczęśliwa kobieta. Maddie wreszcie przyprowadziła do domu porządnego, katolickiego chłopca. No dobrze, katolickiego chłopca. Ława przysięgłych ciągle była po naszej stronie.
Oczy babci zwęziły się jak u kota.
– Świętego Jana Vianney? Czyli znasz ojca Michaela? – Sprawdzała go.
– Znam. Współpracowaliśmy nawet w zeszłym roku przy organizacji zajęć pozaszkolnych dla trudnej młodzieży. Przekażę, że pani o niego pytała.
Na pomarszczonej twarzy babci pojawił się lekki uśmiech. Odniosłam niepokojące wrażenie, że w myślach już rezerwuje kaplicę w Świętym Marku na ślub Springer – Ramirez.
Ramirez nachylił się do mnie.
– Zdaje się, że babcia mnie lubi. – Puścił do mnie oko i poczułam na kolanie jego dłoń.
Prawie podskoczyłam. Nie wiedziałam, czy Ramirez jest tu jako mój kierowca, ktoś więcej niż mój kierowca, czy po prostu glina, który chce mieć na mnie oko, na wypadek gdyby próbował się ze mną kontaktować Richard. Owszem, spędziłam noc, śliniąc się na jego tors. A teraz był na weselu mojej matki i czarował protezy zębowe mojej babci. Wiedziałam też, że gdyby wziął udział w zawodach w całowaniu, wróciłby do domu ze złotym medalem.
Jednak w miarę jak trzeźwiałam, byłam coraz bardziej świadoma rzeczywistości. A była ona taka, że Ramirez prowadził śledztwo, Richard się ukrywał, a ja tkwiłam gdzieś pośrodku, nie wiedząc, w którą stronę się zwrócić.
Wiedziałam tylko, że nienawidzę Richarda. Trudno nie nienawidzić faceta, który ożenił się z disnejowskim animkiem. A mimo to nie potrafiłam wykreślić go ze swojego życia. Musiałam najpierw wysłuchać jego wersji wydarzeń. Pomijając moje „spóźnienie”, łączył mnie z Richardem kawałek historii. Nie byłam gotowa, by to wszystko odrzucić. Cała ta sytuacja sprawiała, że czułam w żołądku ucisk, podobny do tego, którego doświadczyłam w drugiej klasie podstawówki, kiedy zjadłam nieświeże burrito, a potem zaszalałam w małpim gaju.
Nie strąciłam jednak dłoni Ramireza.
– Prawda, że to był uroczy ślub? – zaćwierkała Molly. Babcia prychnęła.
– Bez księdza. Cywilizowani ludzie pobierają się w kościele, a nie na jakimś trawniku. – Zwróciła się do Ramireza. – Molly brała ślub w Świętym Marku. Wszystkie dziewczęta z naszej rodziny wychodzą za mąż w Świętym Marku – podkreśliła.
Ramirez spojrzał na mnie, unosząc brew. Udałam, że znalazłam bardzo interesujący paproszek na Fioletowym Paskudztwie.
– Nasz ślub był naprawdę piękny – powiedziała Molly. – Kościół tonął w białych różach. Miałam białą koronkową suknię ze wspaniałym długim trenem, który – Stan, zajmij się swoim synem, znowu wdrapuje się na scenę – tak, tren ciągnął się w nieskończoność. Uwierzycie, że musiałam mieć dziewczynkę, która go niosła. Czułam się jak księżniczka i – Stan, zabierz go, zaraz wszystko przewróci! – O czym to ja mówiłam? Ach tak, o Świętym Marku. Cóż, to była naprawdę piękna ceremonia. Musicie poprosić, żeby ślubu udzielał wam ojciec Jacobs, jest po prostu – Stan, przysięgam, że jeśli dasz mu jeszcze tortu, to cię wykastruję! Zabieraj go stamtąd, natychmiast! – Na czym to ja skończyłam?
Wpatrywałam się w nią z otwartą buzią, zupełnie jak w kreskówce. Właśnie ujrzałam moją przyszłość. Przerażającą przyszłość ciężarnej kobiety. Jeszcze trochę i też będę się tak zachowywać, kompletnie nie panując nad hormonami. Chwyciłam ze stołu szklankę z wodą i upiłam duży łyk, starając się zapanować nad ogarniającą mnie paniką. Postanowiłam, że gdy tylko wrócę do domu, nasikam na test.
Stan wymamrotał pod nosem: „Jeszcze tylko cztery miesiące”, po czym wstał od stołu, żeby zająć się swoim małym, napchanym tortem potworem.
– Molly ma już troje dzieci – uświadomiła Ramireza babcia. – Jeśli chcesz mieć dużą rodzinę, nie możesz z tym zwlekać. Maddie nie robi się coraz młodsza.
Zakrztusiłam się wodą i zakaszlałam, starając się nie obryzgać stołu. Ramirez wyglądał, jakby z trudem tłumił śmiech.
– Zajmiemy się tym. – Posłał babci szeroki uśmiech, jednocześnie zaciskając dłoń na moim kolanie.
Upiłam kolejny łyk wody.
– Cieszę się. – Muszę przyznać, że babcia miała niemal tak uszczęśliwioną minę, jak wtedy kiedy Molly obiecała, że zastanowi się, czy nie kształcić najstarszego syna na księdza.
Super. Mama jeszcze nawet nie rzuciła bukietem, a babcia już próbowała wydać mnie za mąż i przekonać do posiadania własnego stada opychających się tortem i atakujących scenę małych potworów. Zastanawiałam się, jak w delikatny sposób uświadomić jej, że Ramirez tylko mnie podrzucił.
I tylko ściskał pod stołem moje kolano.
Nim zdążyłam coś wymyślić, zadzwoniła moja komórka. Babcia spojrzała na mnie surowo, dając do zrozumienia, że komórki znajdują się na długiej jak Wojna i pokój liście rzeczy, których nie aprobuje.
– Przepraszam – powiedziałam, odchodząc od stołu. Dzwonił jakiś nieznany mi numer.
– Halo? – powiedziałam, zasłaniając dłonią drugie ucho, żeby nie słyszeć taktów tańca kurczaków.
– Miałam oddzwonić na ten numer. Maddie Springer?
– Zgadza się.
– Mówi Andi Jameson. Nadstawiłam uszu. Kochanka numer dwa.
– Super, wielkie dzięki za telefon. Dzwoniłam do ciebie, bo chciałam ci zadać kilka pytań na temat Devona Greenwaya.
Andi milczała.
– Znałaś go, prawda?
– Tak – przyznała z wahaniem. – Możesz powtórzyć, jak się nazywasz?
Postanowiłam trzymać się historii, którą sprzedałam Bunny.
– Pracuję w lokalnym magazynie plotkarskim. Robimy materiał o tragicznej śmierci pana Greenwaya i rozmawiam ze wszystkimi bliskimi mu osobami.
Andi nie odpowiedziała. Nie odłożyła jednak słuchawki, więc brnęłam dalej.
– Z tego co wiem, spotykałaś się kiedyś z Greenwayem?
– Słuchaj, nie wiem, czy mam ochotę rozmawiać o tym z prasą.
Cholera. Przygryzłam wargę, próbując szybko coś wymyślić. Myśl jak sprzedawca używanych samochodów, powiedziałam sobie.
– Okay, powiem ci prawdę. Wcale nie jestem dziennikarką. Też kiedyś chodziłam z Greenwayem i chciałam się dowiedzieć, ilu jeszcze kobietom zapomniał powiedzieć, że jest żonaty. – Zgadza się, znowu skłamałam. Moja wściekłość na chłopaka, który zapomniał wspomnieć, że ma żonę, była jak najbardziej autentyczna.
To był strzał w dziesiątkę.
– Boże, tobie też? – Andi westchnęła. – Uwierzysz, że dowiedziałam się, że był żonaty, dopiero kiedy zobaczyłam w wiadomościach ciało jego żony? Co za łajza.
– Mowa. – Miałam wreszcie jakiś punkt zaczepienia. Swoją drogą ciekawe, jak bardzo wściekła się Andi, kiedy obejrzała wiadomości. Czy na tyle, żeby zabić?
– Jak długo spotykałaś się z Devonem? – zapytałam.
– Przez pół roku. Obiecywał, że się ze mną ożeni. I że kupi nam duży dom na Wzgórzach. Wciskał mi same kity.
– Faceci to świnie. – Zaczynałam się wczuwać w swoją rolę. – Wszyscy żonaci faceci powinni mieć wytatuowane na czole ostrzeżenie.
– Lepiej na fiutach.
– Kiedy ostatni raz widziałaś się z Devonem?
– Parę tygodni temu. Powiedział, że musi na jakiś czas wyjechać z miasta. Drań. Pewnie po prostu znalazł sobie jakąś zdzirę. Bez urazy.
– Spoko. – No, no, była nieźle wkurzona. Zastanawiałam się, czy uda mi się od niej wyciągnąć, czy ma w domu broń. – Mówię ci, kiedy dowiedziałam się, że jest żonaty, byłam tak wściekła, że miałam ochotę go zabić. Ale wygląda na to, że ktoś mnie wyręczył. – Zaśmiałam się nerwowo.
Andi milczała.
Ponownie zarzuciłam przynętę.
– Chętnie uścisnęłabym dłoń kobiecie, która to zrobiła. Wyświadczyła nam wszystkim przysługę, co?
Nadal cisza. Cholera. Może trochę przesadziłam. Wtedy Andi odezwała się cichym, spokojnym głosem.
– Chcesz wiedzieć, co zrobiłam?
Włoski na karku stanęły mi na baczność. Czyżbym za chwilę miała usłyszeć wyznanie morderczyni? Prawie bałam się zapytać.
– Co?
– Pojechałam do jego domu, zakradłam się do garażu i wyryłam „mały fiutek” na masce jego ukochanego merca. – Andi się roześmiała.
Cholera. Nie takiego wyznania oczekiwałam. Mimo to postanowiłam zapamiętać numer z „małym fiutkiem”. Richard też był mocno przywiązany do swojej beemki…
– Mogę spytać, co robiłaś wieczorem dwa dni temu? – zapytałam, kiedy Andi przestała się śmiać.
– Byłam na zajęciach z jogi. Próbuję odnaleźć wewnętrzny spokój. Dobry pomysł.
– Och, jeszcze jedno. Nie masz przypadkiem stringów w cętki? – zapytałam.
– Nie. Czemu pytasz?
– Bez powodu. Jeszcze raz, dzięki.
Rozłączyłam się z poczuciem, że tak naprawdę niczego się nie dowiedziałam. No, może poza tym, że Andi Jameson potrafiła dać ujście swojej wściekłości. Świetnie ją rozumiałam. Przejechanie kluczykiem po lakierze auta za pięćdziesiąt tysięcy dolców wydawało się całkiem niezłą terapią. Mogłaby wystąpić w programie Jerry'ego Springera w odcinku pod tytułem Zemsta kochanek.
Zamknęłam telefon, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że Ramirez stoi tuż za mną.
– Och! – wyrwało mi się.
– Kto dzwonił? – zapytał.
– Nikt. Nikt ważny. Przyjaciółka.
Zmrużył oczy, a ja poczułam, że płoną mi policzki.
– Na pewno? A nie przyjaciel podejrzany o morderstwo? Oparłam dłonie na biodrach.
– Coś sugerujesz?
– Skąd. Przecież powiedziałabyś mi, gdyby zadzwonił Richard, prawda?
– Oczywiście – odparłam, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Przyjęłam zatem taktykę obronną. – Chcesz powiedzieć, że mi nie ufasz?
"Śledztwo wysokich obcasach" отзывы
Отзывы читателей о книге "Śledztwo wysokich obcasach". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Śledztwo wysokich obcasach" друзьям в соцсетях.