Cholerny Richard. To wszystko jego wina.

Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się do opuszczenia samochodu, i przejścia parkingiem do nieoznakowanych drzwi Big Boy Productions. Zwalczyłam pokusę, by przed wejściem do środka zasłonić oczy.

Jeśli spodziewałam się orgii lamp z lawą, to się rozczarowałam. Pomieszczenie, w którym się znalazłam, przypominało większość innych recepcji, w których byłam. Właściwie jeśli nie liczyć czerwonej lampki pulsującej nad drzwiami, niepokojąco przypominało recepcję Dewey, Cheatem i Howe. Tyle że zamiast jednej Jasmine były trzy. Wszystkie wyglądały jak klony Anny Nicole Smith, a ich biusty w rozmiarze podwójne D ledwie mieściły się pod skąpymi topami z napisem „Big Boy” rozciągniętym w poprzek ich implantów. I wszystkie wpatrywały się we mnie.

Przełknęłam ślinę, czując się jak świętoszka w swoim ubraniu z biblioteki.

– Hm, dzień dobry – powiedziałam do Podwójnego D najbliżej drzwi. – Szukam Bunny Hoffenmeyer.

Podwójne D poruszyła się na swoim siedzeniu, a ja oparłam się chęci odwrócenia wzroku, na wypadek gdyby spod jej skąpego topu wymsknął się implant.

– A z kim mam przyjemność? – zapytała głosem a la Marilyn Monroe.

– Eee. Jestem Maddie.

Spojrzała na moją skromną tweedową spódniczkę i zmarszczyła brwi.

– Kręcicie razem scenę?

– Nie! – powiedziałam trochę głośniej, niż zamierzałam. Jeszcze raz omiotła mnie wzrokiem.

– Tak myślałam.

Nie byłam pewna, czy powinnam czuć ulgę, czy się obrazić.

– Chciałam z nią porozmawiać o naszym wspólnym znajomym. Devo – nie Greenwayu.

Twarz Podwójnego D złagodniała.

– Och. To ten facet, z którym się spotykała. Widziałam w wiadomościach, co mu się przytrafiło. To takie smutne.

– Tak, bardzo – zgodziłam się, kiwając głową i naśladując jedną z zatroskanych min Energicznej Reporterki. – Przychodził tu czasem z Bunny?

Podwójne D uśmiechnęła się, odsłaniając nieco krzywe zęby.

– Naprawdę ma na imię Myrtle. Bunny to jej pseudonim artystyczny. Myrtle Hoffenmeyer? Już chyba wolałam Bunny.

– I tak, jasne, był tu kilka razy. Prawdziwy przystojniak. Bogaty. – Blondynka westchnęła. – Myrtle miała farta, że go poznała.

Jasne. Miała farta, że nie pływała teraz w basenie twarzą do dołu. Co mi przypomniało, że interesuje mnie jej obecne miejsce pobytu…

– Czy Bu… to znaczy Myrtle, jest tu dzisiaj?

– Tak. Właśnie kończy scenę w studiu numer 2. – Blondynka wskazała drzwi po swojej prawej stronie.

Zerknęłam tam. A więc to tu odbywają się orgie, pomyślałam skrępowana.

– Hm, czy mogłabym tu zaczekać, aż Myrtle skończy swoją… scenę? – zapytałam.

– Jasne, nie ma problemu. – Podwójne D uśmiechnęła się i wskazała krzesła z obiciami stojące pod ścianą. Usiadłam, dziękując Bogu, że w studiu są dźwiękoszczelne ściany.

Dziesięć minut później czerwone światło nad drzwiami zgasło i rozległ się głośny sygnał, przypominający alarm pożarowy. Zdaje się, że podskoczyłam, bo Podwójne D uspokoiła mnie, mówiąc:

– To znaczy, że skończyli nagrywać. Jeśli chcesz, możesz teraz wejść.

– Dzięki. – Wstałam i weszłam za podwójne drzwi, mając nadzieję, że Bunny zdążyła narzucić szlafrok.

Budynek, w którym mieściły się studia Big Boy Productions, był typowym surowym magazynem jakich wiele w Valley. Metalowe ściany pokrywała rdza (i nie był to elegancki, celowy efekt jak w Fernando's, tylko skutek prawdziwej korozji), pod sufitem biegły olbrzymie rury, betonowa podłoga była popękana. Jedynym wyłomem w tym industrialnym otoczeniu były otwarte z jednej strony pokoje, które miały udawać sypialnie. W każdym razie tak przypuszczałam, zważywszy na olbrzymie łóżka, jakie stały między prowizorycznymi ścianami z dykty.

Przy jednym z łóżek stała grupka ludzi. Na szczęście wyglądało na to, że już się rozchodzą. Faceci zwijali kilometry kabli, kobiety miały na sobie jedwabne szlafroczki i lekko potargane włosy. Odwróciłam wzrok, czułam, że się czerwienię.

Od razu rozpoznałam Bunny ze zdjęcia z Greenwayem w jednym z brukowców. Siedziała na stołku, paliła papierosa i patrzyła, jak technicy sprawdzają kamery. Była mojego wzrostu, ale jakieś dwa kilo szczuplejsza i tak napompowana silikonem, że w każdej chwili mogła stracić równowagę i runąć do przodu. Nie wyglądała na kogoś, kto byłby w stanie zwlec ciało Greenwaya na dół i upchnąć je w kontenerze na śmieci. Musiałam jednak sprawdzić wszystkie możliwości.

– Bunny Hoffenmeyer? – zapytałam. Spojrzała na mnie obojętnie.

– Tak?

– Witam. Nazywam się Maddie… Ramirez. – Nie mam pojęcia, dlaczego podałam akurat to nazwisko. Chyba nie chciałam, żeby wiedziała jak naprawdę się nazywam. Przynajmniej dopóki się nie upewnię, że nie posiada broni.

– Cześć – powiedziała Bunny, wypuszczając dym w kierunku sufitu.

– Miło mi. Eee, czy mogłabym zadać ci kilka pytań na temat Devona Greenwaya?

– Dlaczego? – spytała podejrzliwie. No właśnie. Bardzo dobre pytanie.

– Jestem reporterką lokalnego magazynu plotkarskiego, przygotowujemy materiał o śmierci Greenwaya. Chcemy zamieścić wywiady z ludźmi, którzy byli mu bliscy.

Bunny nadal patrzyła na mnie z powątpiewaniem, więc spróbowałam ją zachęcić.

– Planujemy też zamieścić zdjęcia. Miałabyś idealną okazję, żeby się pokazać.

Na wzmiankę o zdjęciach Bunny się wyprostowała.

– Co chcesz wiedzieć?

Zabiłaś go? Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że to zbyt bezpośrednie pytanie. W Prawie i porządku zawsze najpierw urabiali podejrzanych. Skupiłam się.

– Słyszałam, że byłaś blisko z Greenwayem. Na jej usta wypłynął kpiący uśmieszek.

– Można tak powiedzieć.

Miałam przeczucie, że pożałuję następnego pytania.

– Jak blisko? Bunny uniosła brew.

– Od czasu do czasu chodziłam z nim do łóżka, jeśli o to pytasz. Przynajmniej nie owijała w bawełnę.

– Okay. Kiedy ostatni raz się z nim… widziałaś? Zaciągnęła się papierosem.

– W zeszły czwartek.

Ożywiłam się. W czwartek Richard odwołał kolację ze mną, żeby spotkać się z Greenwayem. Ciekawe, czy Bunny z nim była.

– Co robiliście?

– Zjedliśmy kolację w La Petite's, tej potwornie drogiej francuskiej restauracji na Ventura. Potem musiał się spotkać ze swoim prawnikiem. Takim Kenem w garniturze.

Hej! Ten Ken, jak go nazwała, był moim facetem. Chociaż musiałam przyznać, że Richard rzeczywiście trochę przypominał chłopaka Barbie. Idealna, plastikowa powierzchowność, a w środku pustka. Och.

– Wiesz, po co się spotkali?

Przechyliła głowę, przyglądając mi się uważnie.

– Nie wiem. Jakieś spotkanie w interesach. Nie moja broszka. Czułam, jak z balonika mojej nadziei schodzi powietrze. Nawet jeśli Barbie – Gwiazda Porno była obecna na spotkaniu Richarda z Greenwayem, to pewnie i tak nic nie dotarło do jej wypełnionego silikonem mózgu.

– I nie widziałaś się z nim więcej od czwartku? Powoli wypuściła dym w kierunku sufitu.

– Nie. Skończyłam z nim.

– Naprawdę? Dlaczego? – Poważnie, Greenway i Bunny wydawali się dla siebie stworzeni.

– Znalazłam u niego w kieszeni stringi jakiejś laski.

– Żony?

Bunny znowu uśmiechnęła się kpiąco.

– Skarbie, żony nie noszą takich rzeczy. To były prześwitujące stringi w lamparcie cętki. Spał z jakąś cizią.

Jestem prawie pewna, że bezwiednie skierowałam wzrok na łóżko, w którym przed chwilą Bunny nagrywała scenę. Jakoś trudno mi było uwierzyć, że jest zwolenniczką monogamii.

– Hej, to tylko praca – powiedziała wzbraniająco. – W pracy udaję. To, co było między mną a Devonem, było na poważnie. A skoro zadawał się z inną, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.

Byłam skłonna jej wierzyć.

– Wiesz, czyje mogły być te stringi?

Na ustach Bunny znów zagościł drwiący uśmieszek.

– Jakiejś zdziry. Myślę, że bzykał się z nią podczas lunchu, bo wtedy nigdy nie odbierał telefonu.

– Ostatnie pytanie. Gdzie byłaś wczoraj wieczorem? – Choć Bunny błyskawicznie przesuwała się w dół mojej listy podejrzanych, uznałam, że nie zaszkodzi zapytać.

– Tutaj. Kręciliśmy scenę z Lasek w wielkim mieście.

– W porządku, nie chcę zabierać ci więcej czasu. – Już miałam uścisnąć jej rękę, gdy nagle uświadomiłam sobie, że nie wiem, co przed chwilą ta ręka robiła. Tak więc tylko jej pomachałam, odwróciłam się i skierowałam z powrotem do recepcji.

– Hej, czekaj! Odwróciłam się.

– Tak?

– A co ze zdjęciami? Racja, zdjęcia.

– Fotograf wpadnie tu jutro – skłamałam. Rety, byłam w tym coraz lepsza. – Jeszcze raz dziękuję.

Kiedy znalazłam się w dżipie, wyciągnęłam swoją listę podejrzanych. Nie miałam stuprocentowej pewności, że Barbie – Gwiazda Porno nie jest moją blondynką, ale ciężko mi było wyobrazić sobie, jak włamuje się na konta Greenwaya i podprowadza dwadzieścia milionów dolarów. Nie wyglądała na zbyt mądrą. Pod „blondynka w szpilkach” dopisałam „stringi w cętki, seks podczas lunchu”. Hm… Bunny miała rację. Zalatywało zdzirą.

Wracałam właśnie czterystapiątką, patrząc, jak słońce chowa się powoli za wzgórzami, kiedy zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Podrabiany Tatuś. Cholera, o czym znowu zapomniałam?

– Halo?

– Gdzie jesteś?

– Jadę czterystapiątką. Dlaczego pytasz?

– To dobrze. Twoja mama jest już w Beefcakes i zaczyna się o ciebie martwić.

Cholera! Pacnęłam się dłonią w czoło. Beefcakes.

– Właśnie tam jadę. Podrabiany Tatuś odetchnął z ulgą.

– To dobrze. Przez chwilę myślałem, że znowu zapomniałaś.

– Kto, ja? Nigdy. Milczał chwilę.

– Mads, jesteś ostatnio roztargniona. Masz jakieś problemy? Oparłam się pragnieniu wybuchnięcia maniakalnym śmiechem.

– Wszystko w porządku, Ralph. – Jasne! – Okay, muszę kończyć. Jadę przez kanion.

Rozłączyłam się, szybko zmieniłam pas na prawy i zjechałam z autostrady, kierując się do Beefcakes.