Dana przepchała się do mnie, chwyciła swojego drinka i pociągnęła spory łyk.

– Boże. Zapomniałam już, jak Liao cudnie śpiewa. – Opróżniła kieliszek i zjadła oliwkę. – Chodź z nami na scenę. Zaraz będziemy śpiewać I've Got You, Babe.

– Nie, dzięki. Nie jestem w nastroju do śpiewania. Dana przechyliła głowę.

– Hej, wszystko w porządku?

Nie, nie było w porządku. Przed chwilą do mnie strzelali! Nie chciałam psuć Danie wieczoru z Bruce'em Lee (była tak dobra, że pojechała ze mną do Valley, gdzie ją prawie zabili), dlatego odpowiedziałam:

– Nic mi nie jest. Tak jakby.

– Jesteś pewna? Zmusiłam się do uśmiechu.

– Tak. Spoko. Nie przejmuj się.

– Okay. W takim razie nie pogniewasz się, że nie wrócę z tobą? Widzisz, Liao opiekuje się domem jednego gościa na Wzgórzach i mówi, że z jacuzzi jest widok na napis Hollywood.

Spojrzałam na jej strój. Miałam nadzieję, że to zaproszenie nie miało nic wspólnego z jej minispódniczką. Choć, znając Danę, pewnie miała nadzieję, że tak.

– Jedź. Poradzę sobie.

– Super. Zadzwonię do ciebie jutro i przy bajglach poczytamy sobie o aresztowaniu. – Mrugnęła do mnie konspiracyjnie, po czym zniknęła w gęstniejącym tłumie amatorów happy hours.

Racja. Aresztowanie. Miałam tylko nadzieję, że do niego doszło. Znowu zaczęło mnie korcić, żeby sprawdzić, co tam w motelu. Czy Greenway trafił do aresztu? Jeśli tak, byłam pewna, że Energiczna Reporterka zamelduje o wszystkim w wieczornych wiadomościach. Jeśli Richard obejrzy wiadomości i przekona się, że niebezpieczeństwo minęło, może jeszcze dzisiaj wróci do swojego mieszkania. Upiłam kolejny łyk coli, zastanawiając się, co właściwie o tym myślę.

Teraz, kiedy wiedziałam o Kopciuszku, nie miałam stuprocentowej pewności, na czym stoję z Richardem. Oczywiście byłam na niego wściekła. W końcu był mężem cholernej disnejowskiej księżniczki. Ale, jak nauczyłam się na przykładzie pani Rosenblatt i jej wielu mężów, istniały różne małżeństwa. Może byli w separacji? A jeśli tak, co wtedy?

Najgorsze było jednak to, że nie mogłam przestać myśleć o fali gorąca, jaka zalała mnie w Bebe's, kiedy patrzył na mnie Ramirez. Składałam ją na karb faktu, że od jakiegoś czasu się nie bzykałam, ale mimo wszystko wytrącało mnie to lekko z równowagi.

Pociągnęłam kolejny łyk coli, żałując, że nie ma w niej wódki. Co było smutnym komentarzem do mojego życia. Aspirująca projektantka mody pragnie się upić, po tym jak strzelał do niej klient jej zakłamanego byłego chłopaka. Jednocześnie ma kosmate myśli na temat irytującego, ale szalenie seksownego detektywa z wydziału zabójstw.

– Przepraszam – odezwał się ktoś zza moich pleców, zwracając się do zmiennika Liao. – Poproszę coorsa.

Znieruchomiałam.

Zwróciliście uwagę, że niektórzy ludzie mają tendencję do pojawiania się znienacka, akurat kiedy o nich myślicie? Pani Rosenblatt powiedziałaby, że pchnęło nas ku sobie kosmiczne przeznaczenie. Osobiście uważam, że to kwestia głupiego szczęścia. Choć w moim wypadku trudno było dzisiaj mówić o szczęściu. Jeśli już, to o pechu.

Zwalczyłam pokusę, by wtopić się w tłum (pewnie i tak by mnie namierzył – w końcu jest gliniarzem) i odwróciłam się do niego.

– No proszę – powiedział Ramirez, uśmiechając się szelmowsko. – Co za spotkanie.

Rozdział 9

W milczeniu gapiłam się na niego. Cholera, zainstalował mi w samochodzie urządzenie naprowadzające, czy co?

Ramirez rozsiadł się swobodnie na sąsiednim stołku. Nadal się uśmiechał, kiedy barman podsunął mu butelkę coorsa.

– Fajny strój – rzucił.

– Dzięki. – Pociągnęłam za dół sukienki, przypominając sobie nagle o majtkach wpijających mi się w tyłek.

Uśmiechnął się szerzej, ukazując swój cholernie seksowny dołeczek.

– Nie wiem dlaczego, ale spandeks strasznie mnie kręci.

– Nabijasz się ze mnie?

– Tylko trochę.

– To jest kamuflaż.

– Przed kim?

Przez moment milczałam.

– Nikim.

– Hm. – Przyglądał mi się uważnie, bezwiednie wyjmując z pojemnika na barze pałeczkę do mieszania koktajli i kreśląc nią niewielkie kółka.

– Co? – zapytałam.

– Całkiem niezła ta peruka.

– Prawda?

– Ale chyba wolę cię jako blondynkę.

Byłam wściekła na uradowany głosik w mojej głowie, który krzyczał: „Podobają mu się twoje włosy!”

– Co tu robisz? – zapytałam, ignorując rozradowany głosik.

– Pracuję. – Teraz patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie prześwietlić. – A co ty tutaj robisz?

Przygryzłam wargę. Nie byłam pewna, ile mogę mu powiedzieć. W dodatku już tyle razy ściemniałam tak wielu osobom, że nie pamiętałam, co ostatnio ściemniłam Ramirezowi. Jednak biorąc pod uwagę, że Greenway był prawdopodobnie w drodze do aresztu, w związku z tym lada dzień spodziewałam się powrotu Richarda, uznałam, że nie mam wiele do stracenia.

– Szukałam Greenwaya, ale strzelali do mnie, więc musiałam się napić. – Miałam nadzieję, że Ramirez pomyśli, że w mojej coli jest rum.

– Okay – powiedział, kręcąc głową. – Ponieważ cię lubię i nie mam czasu na papierkową robotę, udam, że nie słyszałem o żadnej strzelaninie.

Czy właśnie powiedział, że mnie lubi? Cholera, radosny głosik znowu krzyczał wniebogłosy.

– Słuchaj, Maddie – ciągnął. – Tu chodzi o morderstwo. O złych facetów z wielkimi spluwami. To zupełnie inna bajka niż projektowanie dziecięcych bucików. Nie sądzisz, że już najwyższy czas, żebyś wróciła do domu i pozwoliła zająć się tą sprawą dużym chłopcom?

Miał rację. Denerwowałam się na samą myśl o facetach ze spluwami i ostatnią rzeczą, jakiej chciałam, to, żeby znowu ktoś do mnie strzelał. Zaniedbałam pracę, zaciągnęłam najlepszą przyjaciółkę do podejrzanej dzielnicy, przeze mnie Althea prawie została wylana, a teraz siedziałam w barze odstrojona w żarówiastą sukienkę ze spandeksu. Szczerze mówiąc, zamierzałam po prostu dopić colę, wrócić prosto do domu, zaleć na materacu i wypatrywać w wiadomościach materiału o aresztowaniu Greenwaya.

Jednak ton, jakim Ramirez zasugerował, żeby zostawić tę sprawę „dużym chłopcom”, sprawił, że wyprostowałam się, zacisnęłam szczęki, zmrużyłam oczy i odrzuciłam swoje sztuczne włosy na ramię.

– Posłuchaj, „duży chłopcze”: może i mam jajniki, ale to nie oznacza, że będę siedzieć w domu i robić na drutach, kiedy Richarda ściga morderca. Nawet jeśli mój cholerny chłopak jest żonaty z Kopciuszkiem.

Wiem, pyskowanie policjantowi to nie najlepszy pomysł. Ramirez wpatrywał się we mnie z miną Złego Gliny. W duchu modliłam się, żeby nie sięgnął po kajdanki. Nie należę do osób, które uważają spędzenie nocy w areszcie za dobrą zabawę. A zważywszy mój obecny strój, byłoby to chyba nawet gorsze od przejścia się po wybiegu w Mediolanie w Fioletowym Paskudztwie.

Już byłam gotowa oddać się w ręce sprawiedliwości, kiedy przy oczach Ramireza pojawiły się zmarszczki, a usta uniosły w kącikach.

Po chwili roześmiał się na głos.

Powinnam się obrazić, ale zamiast tego poczułam, jak znika mój bojowy nastrój. Rety, facet cudownie się śmiał. Jego śmiech był głęboki, serdeczny i całkowicie odmieniał mu twarz. Przez chwilę wyglądał zupełnie jak model z okładki kolorowego czasopisma.

– W porządku – powiedział, dochodząc do siebie. – Mam dla ciebie propozycję. – Nachylił się, tak że poczułam zapach jego mydła. Ivory. Zaciągnęłam się. Zawsze lubiłam tę markę.

– Jaką propozycję?

Spojrzał mi prosto w oczy i poufałym, może nawet zbyt poufałym, tonem powiedział:

– Pokażesz mi, co masz, a ja zrewanżuję ci się tym samym.

Rety. Miałam nadzieję, że mówi o prowadzonej sprawie. No może nie w stu procentach – przyznam, że w mojej głowie na ułamek sekundy rozbłysła poddana przez Danę myśl o „zwierzęcym seksie”.

– Co chcesz wiedzieć? – zapiszczałam. Nawet nie drgnęła mu powieka.

– Wszystko.

Wszystko to dość szerokie pojęcie. Postanowiłam podzielić się z nim skróconą wersją wydarzeń.

– Okay. Kiedy byłam wczoraj w gabinecie Richarda, zadzwonił Greenway. Udało mi się ustalić, że dzwonił z Moonlight Inn, więc razem z moją najlepszą przyjaciółką Daną przebrałyśmy się za dziwki, żeby wyciągnąć od recepcjonisty numer pokoju. Kiedy byłyśmy już pod drzwiami, ktoś zaczął strzelać, więc dałyśmy nogę.

Ramirez uniósł brwi.

– Udało ci się namierzyć, skąd dzwonił?

– Przekupiłam recepcjonistkę Richarda darmowym manikiurem, żeby to dla mnie sprawdziła.

– Jezu. – Przewrócił oczami.

– Co?

– Prawdziwie dziewczyńskie metody. Zmrużyłam oczy.

– Ale zadziałało, prawda? Okay, powiedziałam ci już wszystko, co wiem, teraz twoja kolej. Co tutaj robisz?

Ramirez pociągnął łyk piwa i spojrzał na mnie. Przez chwilę bałam się, że zechce się wycofać z umowy.

– W porządku. Dostaliśmy anonimowy telefon, że Devon Greenway ukrywa się w Moonlight w Północnym Hollywood. Sprawdziliśmy, skąd dzwonił informator – okazało się, że z twojej komórki. A kiedy mówię sprawdziliśmy, mam na myśli użycie technologii, nie manikiur.

Teraz ja przewróciłam oczami.

– Wysłałem paru ludzi, żeby to sprawdzili. Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy jadąc do motelu, zauważyłem zaparkowanego na ulicy twojego czerwonego dżipa.

Zignorowałam sarkazm w jego głosie.

– Aresztowali Greenwaya?

– Nie.

– Jak to „nie”? – Poczułam dławienie w gardle i mój głos znowu zrobił się piskliwy. Nagle bezpieczne, anonimowe wnętrze Mulligan's zmieniło się w pomieszczenie pełne obcych ludzi, z których każdy mógł być uzbrojony.

– To znaczy, że pokój był pusty. Nikogo tam nie było.

Po raz drugi w ciągu dwóch dni bałam się, że zaraz zhiperwentyluję. Drżącymi dłońmi chwyciłam szklankę i wychyliłam resztkę coli. Za szybko. Napój wpadł do złej dziurki i zaczęłam się dławić, wydając przy tym dźwięki hieny w rui. Ramirez uderzył mnie w plecy, do oczu napłynęły mi łzy, ale sytuacja została opanowana.