– Naprawdę chcesz wiedzieć? Nie.

– Tak.

Westchnął, jakby nie miał ochoty o tym mówić.

– Jej panieńskie nazwisko brzmi Amy Blakely. Mieszka w Anaheim, w domu, którego właścicielem jest twój chłopak. Pracuje jako Kopciuszek w Disneylandzie.

Czułam, że zaczynają mi drgać powieki. Richard był żonaty z cholernym Kopciuszkiem? Ramirez mówił dalej.

– Pobrali się nieco ponad dwa lata temu w Orange County.

– Może się rozwiedli? Może to jego była żona? – odparłam zdesperowana jak gracz w ruletkę, któremu został ostatni żeton. Jeśli tym razem kulka wyląduje na czerwonym polu, Richard będzie wolny, Amy okaże się jedynie wytworem wyobraźni Ramireza i wszystko będzie w porządku.

Ramirez pokręcił głową.

– Nie znaleźliśmy żadnych dokumentów, które świadczyłyby o tym, że którekolwiek z nich wniosło sprawę o rozwód. A biorąc pod uwagę, że w zeszłym miesiącu Richard kupił żonie bmw Z3, nie sądzę, żebyśmy takowe znaleźli.

Z3? Kupił cholernemu Kopciuszkowi cholernego roadstera? Nagle przestałam mieć wyrzuty sumienia, że naciągnęłam go na platynowe kolczyki. Zaczęłam się zastanawiać, ile mogłabym za nie dostać na e – Bayu. Może wystarczy na broń. Bo zamierzałam zastrzelić tego drania.

– Zakładam, że ona też nie widziała go ostatnio? – powiedziałam.

– Na to wygląda. Pani Howe jest właśnie przesłuchiwana.

Pani Howe. I pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu widziałam w tej roli siebie. A ona była już obsadzona.

Nie, śmierć od kuli jest zbyt szybka i bezbolesna. Może powinnam Richarda powoli podtruwać. Ciekawe, czy mama wie, gdzie w Internecie znaleźć arszenik.

– Przykro mi – odezwał się Ramirez. Miał niepewną minę, jakby się obawiał, że za chwilę przyjdzie mu uspokajać zanoszącą się histerycznym płaczem kobietę.

Co było możliwe. Szybko zaliczałam kolejne z pięciu faz przeżywania żalu. Miałam już za sobą zaprzeczanie (przecież Ramirez nie popełniłby takiego błędu) i teraz byłam gdzieś pomiędzy gniewem (cholerny Z3!?) a negocjacjami (Boże, spraw, żeby Amy była jego eks, a obiecuję, że bez słowa skargi włożę Fioletowe Paskudztwo na wesele matki).

Mogłam przymknąć oko na defraudację. Byłam skłonna uwierzyć, że opakowanie po prezerwatywie znalazło się na biurku Richarda przypadkiem. Może nawet wybaczyłabym, że ścigają go zabójcy. Ale żona? To już było przegięcie.

Nagle wizja Richarda skutego kajdankami wydała mi się całkiem pociągająca. Nawet spodobała mi się myśl, że być może będzie gnić w więzieniu przez resztę swojego nędznego, zakłamanego życia. Zasłużył sobie. Właściwie to zasłużył sobie na coś znacznie gorszego. Był żonaty z Kopciuszkiem! Powinni go posłać na krzesło elektryczne.

W tym momencie byłam gotowa wyśpiewać Ramirezowi wszystko. Opowiedzieć o telefonie Greenwaya i moich podejrzeniach odnośnie do udziału Richarda w całej sprawie. Jednak po chwili przypomniałam sobie zdjęcie zniekształconego mupeta, to znaczy dziecka, z USG Molly. Rosło właśnie w jej wnętrzu. Ciekawe, czy w moim też coś rosło? Spojrzałam w dół, na swój brzuch wciśnięty w Fioletowe Paskudztwo. Być może. A jeśli tak, był to mupet Richarda. Niezależnie od tego, co Richard zrobił, musiałam się poważnie zastanowić, czy naprawdę chcę, by ojciec mojego dziecka gnił w więzieniu?

Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i stłumiłam gniew, szykując się do wykonania pierwszego w moim życiu gestu altruistycznej matczynej miłości.

– Bardzo chciałabym ci pomóc, ale powiedziałam już wszystko, co wiem. – Jezu, bycie matką altruistką jest do bani. Ani się umywa do dobrej staromodnej zemsty.

Ramirez ponownie westchnął. W jego oczach dostrzegłam rozczarowanie.

– Jesteś pewna?

Oboje wiedzieliśmy, że nie byłam. Ale w ostatnim czasie uciekłam się już do tak wielu kłamstw, iż uznałam, że jedno więcej nie zrobi różnicy.

– Absolutnie.

– Okay. – Wyjął z kieszeni swoją wizytówkę i podał mi ją. – Zadzwoń do mnie, gdyby coś ci się nagle przypomniało.

Wzięłam od niego kartonik. Myślę, że oboje wiedzieliśmy, iż trafi w najgłębsze czeluście mojej torebki i nigdy więcej nie ujrzy światła dziennego.

– Przykro mi, że straciłeś czas, przyjeżdżając tutaj.

W milczeniu uniósł brew i jeszcze raz omiótł mnie wzrokiem. Mimo złości i frustracji, które czułam, wyraźne uznanie, jakie dostrzegłam w jego oczach, gdy zatrzymały się na moich piersiach, spowodowało, że zrobiło mi się gorąco.

Jego spojrzenie powędrowało w górę i napotkało moje. Miałam nadzieję, że nie wyczyta z wyrazu mojej twarzy kosmatych myśli, które nagle napłynęły mi do głowy.

Jego usta znów uniosły się w kącikach.

– Och, nie powiedziałbym, żeby była to totalna strata czasu.

Cholera. Chyba jednak umiał czytać w myślach.

Zanim zdążyłam wymyślić jakąś inteligentną odpowiedź, odwrócił się i wyszedł.

Niepewnym krokiem podeszłam do jednej z białych sof i usiadłam. A raczej próbowałam siedzieć, bo moja sukienka nie była zbyt elastyczna w okolicach pasa. Zamknęłam oczy i wzięłam tyle głębokich oddechów, ile śmiałam, nie obawiając się, że sukienka popęka w szwach. Niestety głębokie oddechy na nic mi się nie zdały, bo im dłużej siedziałam, tym więcej miałam czasu na myślenie. A im więcej myślałam o tym, co powiedział Ramirez, tym bardziej byłam wściekła. Richard miał żonę. Boże. To znaczyło, że byłam tą drugą kobietą. Richard zrobił ze mnie chodzący stereotyp!

Kiedy mama, Molly i pani Rosenblatt wróciły z tacą kolorowych paciorków, jednym okiem zerkałam na sukienkę, a drugim na zegar. Jeśli chciałam dowiedzieć się czegoś o telefonie od Greenwaya, musiałam dotrzeć do kancelarii Richarda w czasie przerwy Jasmine. A bardzo chciałam się dowiedzieć. Miałam do wypełnienia misję. Postanowiłam wykurzyć Richarda z ukrycia, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. A kiedy wychyli z kryjówki swoją zakłamaną twarz, będę go torturować dopóty, dopóki nie sprawię, że zacznie śpiewać sopranem.

Okay, tak naprawdę nie zamierzałam nikogo torturować. Prawda jest taka, że nigdy w życiu nawet nikogo nie uderzyłam i nie przepadam za widokiem krwi. Nawet kiedy oglądam programy o operacjach plastycznych, robi mi się niedobrze. Tak więc tortury odpadały. Mimo to przyjemnie było o tym pofantazjować. Na razie z uśmiechem czekałam, aż mama wybierze idealne koraliki, a Jasmine wyjdzie na lunch.

Było kilka minut po dwunastej, kiedy mama zdecydowała się na sztuczne perły, a ja mogłam wreszcie ulotnić się z salonu Bebe's. Modliłam się, żeby stojedynka nie była zakorkowana. Ten jeden raz bogowie ruchu ulicznego okazali się dla mnie łaskawi – nie wydarzył się żaden wypadek i w zasięgu wzroku nie było ani jednego radiowozu. Zaparkowałam pod kancelarią na dziesięć minut przed przewidywanym powrotem Jasmine z lunchu. Wbiegłam do budynku, wjechałam windą i zdyszana stanęłam przed stanowiskiem recepcjonistki.

– Dzięki bogu, że tu jesteś, Altheo – wysapałam.

Althea spojrzała na mnie zza okularów oczami okrągłymi ze zdziwienia.

– J – ja? Dlaczego?

Fakt, zrobiłam mocne wejście. Zaczerpnęłam tchu i zaczęłam od początku, tym razem normalnym głosem.

– Chciałam cię prosić o drobną przysługę. Recepcjonistka cofnęła się o krok.

– Jakiego rodzaju przysługę? – zapytała ostrożnie.

Oho. Być może zastępczyni Jasmine była mądrzejsza, niż sądziłam.

– Wczoraj ktoś dzwonił do gabinetu Richarda. Miałam nadzieję, że będziesz mogła sprawdzić rejestr połączeń i podać mi numer.

Althea przygryzła wargę.

– No nie wiem – odpowiedziała powoli. – Nie powinnam ujawniać tego typu informacji. Zwłaszcza teraz, kiedy, no wiesz… – Urwała, czerwieniąc się. Jakkolwiek na to patrzeć, to trochę krępujące, kiedy twój pracodawca daje nogę.

– Och, nie przejmuj się tym. Widzisz, tak właściwie to ja współpracuję z policją, żeby odnaleźć Richarda. – Drobne kłamstewko. Ja szukam Richarda. Policja szuka Richarda. To prawie tak jakbyśmy szukali go razem.

Althea nie wydawała się przekonana.

– Naprawdę?

– Tak. – Pokiwałam głową tak energicznie, że aż zafalowały mi włosy.

– No… nie wiem. – Wpatrywała się w biurko, unikając kontaktu wzrokowego. – Jasmine to się nie spodoba.

Starałam się nie wywrócić oczami na wzmiankę o Miss Plastik.

– Słuchaj, naprawdę potrzebuję tego numeru. – Nachyliłam się do niej, okraszając swoją opowieść szczyptą dramatyzmu. – Myślę, że Richardowi grozi niebezpieczeństwo.

Schowane za grubymi oprawkami okularów oczy Althei zrobiły się szerokie ze zdumienia.

– Niebezpieczeństwo? Jakie?

Gdyby pytała mnie o to Jasmine, kazałabym jej spadać. Nie wiem czemu, ale czułam, że dziewczyna o naturalnie kręconych włosach, nosząca rozpinane swetry, dochowa tajemnicy. Powiedziałam jej o telefonie Greenwaya i swoich obawach, że Richard się przed nim ukrywa. Albo, co gorsza, pływa w jakimś basenie.

Althea słuchała z rozdziawioną buzią, która z każdą sekundą robiła się coraz większa. Kiedy skończyłam, zamrugała parę razy oczami, wpatrując się we mnie w osłupieniu, jakby nasza rozmowa była najbardziej ekscytującym wydarzeniem w jej życiu od czasu, kiedy firma Post – it wprowadziła na rynek kolorowe karteczki.

– Zupełnie jak w filmie o Jamesie Bondzie. Ale czy jesteś pewna, że powinnyśmy się do tego mieszać? Czy nie lepiej zostawić tę sprawę policji?

Owszem, tak byłoby lepiej. Ale dopóki nazwisko Richarda znajdowało się na szczycie listy podejrzanych Ramireza, nie mogłam sobie pozwolić na ten luksus. Nadszedł czas wyciągnąć asa z rękawa.

– Mogę ci załatwić darmowy pedikiur w Fernando's. Bingo.

– Zaraz wracam – powiedziała Althea, po czym zniknęła za szklanymi drzwiami.

Stałam przy pulpicie, bębniąc nerwowo paznokciami w mahoniowy blat. Zerknęłam na mosiężny zegar powyżej. Dwunasta dwadzieścia trzy. Miałam nadzieję, że Althea się spręży.

Niecałe dwie minuty później wróciła z wydrukiem komputerowym.