Znowu pokręciłam głową. Ze wstydem musiałam przyznać, że żadna z tych rzeczy nie przyszła mi do głowy.

– Kretynka ze mnie, co?

Dana była dobrą przyjaciółką, dlatego darowała sobie odpowiedź na to pytanie. W zamian ściągnęła w skupieniu przyczernione brwi.

– Słuchaj, chodziłam kiedyś z kolesiem z firmy telekomunikacyjnej. Mówił, że niektóre małe firmy prowadzą rejestr wszystkich rozmów przychodzących i wychodzących. Może w kancelarii Richarda też mają coś takiego?

Przypomniałam sobie uwagę w aktach Jasmine odnośnie do jej zamiejscowych telefonów.

– Tak! Mają! Boże, Dana, jesteś genialna.

Dana siedziała rozparta w fotelu z miną osoby, która właśnie ułożyła kostkę Rubika.

Oczywiście wiedziałam, że nie wydobędę od Jasmine żadnych informacji dotyczących kancelarii, ale czułam, że jeśli zaczekam, aż wyjdzie jutro na lunch, mam szanse przekonać Altheę, by sprawdziła dla mnie ten numer. Miałam wrażenie, że nawet współczuje Richardowi. A jeśli się myliłam, zawsze mogłam ją przekupić darmowym manikiurem.

– Ale super – powiedziała Dana, ruszając odpacykowanymi palcami u stóp. – Zupełnie jak w pilocie, w którym zagrałam wiosną, Detektywi w szpilkach. Tropimy prawdziwego zabójcę.

Co?

– Chwileczkę. Co znaczy „tropimy”?

Dana udała urażoną, wydymając mocno umalowane wargi.

– Hej, nie ma mowy, żebyś bawiła się w Aniołki Charliego beze mnie. Choć doceniałam dobre chęci Dany, to błysk w jej oku, kiedy mówiła Aniołki Charliego, sprawił, że trochę się zaniepokoiłam. Zaraz każe mi założyć perukę i spodnie dzwony.

– To nie jest zabawa, Dano. Myślę, że Richard ma poważne kłopoty.

– Nagle pomysł z odszukaniem Greenwaya przestał mi wydawać się taki genialny. Bo co zrobimy, jeśli rzeczywiście go znajdziemy? Jak Dana entuzjastycznie zauważyła, facet był mordercą. A jeśli miał broń? I będzie próbował nas zabić? Nie byłam gotowa na pożegnanie z życiem, tak samo jak nie byłam gotowa na zrobienie testu ciążowego.

– Może jednak powinnam zostawić tę sprawę policji – stwierdziłam.

– Mają odpowiedni sprzęt i w ogóle. Nie wspominając już o doświadczeniu z podobnymi przypadkami.

Dana spojrzała na mnie, mrużąc oczy.

– Jak myślisz, co zrobią, kiedy znajdą Richarda?

Przygryzłam wargę.

– Odwiozą go do domu?

– Och. – Dana zaimprowizowała dźwięk gongu. – Zła odpowiedź. Odczytają mu jego prawa, a potem założą kajdanki. Skarbie, oni przetrząsnęli jego gabinet, przeszukali mieszkanie. Nie robią takich rzeczy bez powodu. Nie oglądasz telewizji?

Poczułam ucisk w żołądku. Oglądam. Dana miała rację. Kiedy Ramirez mnie wczoraj przesłuchiwał, odniosłam wrażenie, że Richard nie jest już uważany wyłącznie za świadka.

– Ale Richard jest niewinny – zaprotestowałam. Tyle że zabrzmiało to dziwnie niepewnie, nawet w moich uszach. – Jest jeszcze coś – przyznałam.

– To znaczy?

Nachyliłam się do niej, ściszając głos do szeptu, żeby nie wychwycił go plotkarski radar Marca.

– Kiedy przeszukiwałam gabinet Richarda, znalazłam coś, czego nie powinno tam być.

Przysunęła się na tyle blisko, że poczułam w jej oddechu beztłuszczowe bezkofeinowe latte, które wypiła rano.

– Co takiego?

Z trudem przełknęłam ślinę.

– Saszetkę po prezerwatywie. Zamrugała oczami, jakby czekała na puentę.

– No i?

– Nigdy nie robiliśmy tego w jego gabinecie. Właściwie to robiliśmy to tylko w jego sypialni. Albo w mojej.

– Czekaj, chcesz powiedzieć, że nigdy nie kochałaś się z Richardem poza łóżkiem?

Nie jestem wstydnisią. Oglądam HBO, rozmawiam szczerze z moim ginekologiem, posługując się językiem anatomii i mam na swoim koncie przeciętną liczbę seksualnych doświadczeń. Jednak pobłażliwe spojrzenie Dany sprawiło, że moje policzki zaczęły płonąć żywym ogniem.

– Nie. Richard lubi, kiedy jest wygodnie – odparłam na swoją obronę.

Dana jęknęła z niedowierzaniem.

– Seks nie ma być wygodny. Ma być dziki, namiętny, zwierzęcy…

– Okay, rozumiem. – Zdaje się, że pani Spears zaczęła się nam przyglądać.

– Wow. Żyjesz naprawdę bezpiecznie.

Bałam się, że jeśli temperatura moich policzków jeszcze się podwyższy, eksploduję. Owszem, Richard lubił, żeby było wygodnie. Nie widzę w tym nic złego. To dobrze, kiedy jest wygodnie. W plecy nie wbija ci się drążek zmiany biegów, w oczach nie masz mydła. Może Richard i ja nie byliśmy seksualnymi kaskaderami jak Dana, ale naszemu pożyciu nic nie brakowało. I przysięgam: ani przez chwilę nie pomyślałam o Ramirezie, kiedy Dana mówiła o dzikim, zwierzęcym seksie. Nawet przez sekundę.

– Nie rozumiesz, w czym rzecz. Ta prezerwatywa nie była moja.

– Okay, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Może nie była jego, tylko któregoś z jego przyjaciół.

Tak, jasne. Tej samej wymówki użyłam w ostatniej klasie liceum, kiedy byłam na tyle głupia, żeby spróbować trawki, i mama przyłapała mnie na gorączkowym wywietrzeniu pokoju. Nie zabrzmiało to wtedy przekonująco. Teraz też nie.

Byłam jednak zdesperowana.

– Myślisz?

– Jasne. Albo po prostu opróżnił kieszenie na biurko po tym, jak spędził noc u ciebie.

O, to wytłumaczenie nie było takie najgorsze.

– Pewnie masz rację.

– Oczywiście, że mam. Richard za tobą szaleje. Nie uwierzę, że zabawia się z recepcjonistką czy coś takiego.

Richard i Jasmine? Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Musiałabym kupić broń i skończyć ze sobą, bo nie chciałabym żyć w świecie, gdzie panny pokroju Miss Plastik są w stanie odbić chłopaka takiej bogini jak ja. Nie, żebym była zarozumiała, ale Jasmine stała o stopień wyżej od brudu z pępka.

– Masz rację. Richard na pewno mi to jakoś logicznie wyjaśni. Gdy tylko go znajdę.

Z paznokciami u stóp połyskującymi już Fuksjową Fuzją i Inwazją Różu udałyśmy się z Daną na lunch do Brown Bag Deli na Wilshire Boulevard. Po drodze Elwira, Pani Ciemnych Cieni do Powiek, rozdała aż trzy autografy, mrucząc z nadzieją: „Mogłabym się do tego przyzwyczaić”. Kiedy w końcu napchałyśmy się koszernymi kanapkami z ogórkiem konserwowym i indykiem (Dana dodała do swojej niskotłuszczowy majonez i kiełki, ja zamówiłam porcję z ekstraserem i frytkami – no co, prawdopodobnie jadłam teraz za dwoje, nie?), zrobiło się późno. Uświadomiłam sobie, że od paru dni nawet nie tknęłam butków ze Strawberry Shortcake. Obiecałam Danie, że zadzwonię do niej, jak tylko załatwię sprawę z Altheą, podrzuciłam ją na casting, a sama wróciłam do domu.

Zmusiłam się do dokończenia projektu mieniących się sznurówek i zapięć na rzepy, w które miały być wyposażone buciki, po czym zamówiłam jedzenie z wietnamskiej knajpy. Byłam zbyt zmęczona, żeby zawracać sobie głowę talerzami, więc zjadłam makaron ryżowy plastikowym łyżkowidelcem, stojąc przy kuchennym blacie. Cały czas starałam się unikać kontaktu wzrokowego z małym różowym pudełeczkiem, które stawało się moją obsesją.

Wiedziałam, że zachowuję się jak tchórz. Powinnam zrobić ten cholerny test i już. Ale już wcześniej miałam wątpliwości, a teraz miałam ich jeszcze więcej. A jeśli Richard jest zaangażowany w sprawę Greenwaya bardziej, niż myślałam. A jeśli wcale nie jest kryształowo czysty. Co jeśli Ramirez – albo, co gorsza, Greenway – znajdą go przede mną.

Co jeśli Richard nie ma przekonującego wyjaśnienia, skąd na jego biurku wzięło się opakowanie po prezerwatywie.

Tak więc zamiast otworzyć pudełko jak normalna, rozsądna kobieta, postanowiłam trzymać się teorii, że problem, którego nie zauważamy, nie istnieje. Klapnęłam na materac i włączyłam telewizor. Wyparcie jest najlepszym przyjacielem dziewczyny.

Nie uwierzycie, ale na pierwszym kanale, jaki włączyłam, nadawali właśnie materiał z energiczną reporterką z fryzurą a la Tipper Gore, stojącą nad basenem Celii Greenway. Pojawił się Ramirez (w dopasowanych lewisach i prostej skórzanej kurtce wyglądał bardzo apetycznie) i poinformował reporterkę o postępach śledztwa. Z grubsza powiedział jej to samo, co mnie wczoraj. Biuro koronera nadal nie wydało oświadczenia w sprawie przyczyny śmierci Celii Greenway.

Poczułam, że makaron bulgocze mi w żołądku, kiedy na ekranie ukazały się kolejne obrazy. Uśmiechnięta, rudowłosa Celia siedzi na ławce. Devon Greenway z włosami elegancko zaczesanymi do tyłu, w smokingu, wymienia uścisk dłoni z jakimś politykiem. Reporterka podała, że Newtone Technologies Corporation jest obecnie objęte dochodzeniem dotyczącym oszustw, defraudacji i wielu innych nieprawidłowości. Jej wyregulowane brwi były ściągnięte w udawanej trosce.

Na szczęście nie pokazali żadnych zdjęć Richarda.

Jeszcze.

Rozdział 6

Nazajutrz obudziłam się wcześnie, nabuzowana nerwową energią, choć jeszcze nie wypiłam obowiązkowej filiżanki kawy. Przez całą noc śnili mi się Ramirez, Greenway, a, co najważniejsze, Richard. Nie wspominając już o tajemniczym opakowaniu po prezerwatywie.

Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym więcej miałam wątpliwości, czy Richard jest tylko niewinnym świadkiem. Z jego wyciągów bankowych wyraźnie wynikało, że potrzebuje pieniędzy. A tu proszę, nagle pojawia się dwadzieścia milionów dolarów do wzięcia. Kusząca propozycja. I choć chciałam wierzyć, że Richard nie ulegał pokusom, pewności nie miałam.

Uznałam, że po tak wyczerpującej nocy na śniadanie należy mi się podwójna mocha latte z dekadencką bitą śmietaną. (Czasami dziewczyna musi sobie pofolgować). Wciągnęłam dżinsy biodrówki, czarny top od Calvina Kleina i srebrne lakierowane pantofle bez palców, w których mogłam pochwalić się różowymi paznokciami. Złapałam torebkę i pojechałam do najbliższego Starbucksa.

Ku mojemu zdziwieniu znalazłam wolne miejsce parkingowe niedaleko wejścia. Stanęłam w kolejce, w której jak zwykle czekał milion uzależnionych od kofeiny osób. Dzięki temu miałam aż nadto czasu, żeby przyjrzeć się paterom z ciastkami. Zanim dotarłam do pryszczatego dzieciaka przy kasie, moje zamówienie jakimś cudem powiększyło się o muffina z kawałkami czekolady i croissanta z jagodami.