– Nie, na pewno zamówią – stwierdziła Ane stanowczo. – Jesteś zbyt skromna. Słyszałam nieraz, co ludzie mówią o twoich kilimach. Ale żeby tacy oficjele się nimi zainteresowali… Nie, wspaniale! Żadna nie usłyszała, że ktoś wchodzi.
– Co tu się dzieje? – spytała Beret ostro. – Słychać was aż w sieni.
– Dzwonił dyrektor banku w 0ra – odparła Ane z uśmiechem. – Chcą zamówić u Mali kilim do przystrojenia lokalu. Czy to nie cudowne?
Beret uniosła brwi. Zaimponowało jej, że dzwonił sam dyrektor banku, ale nie dała tego po sobie poznać. Nigdy nie mogła pogodzić się z tym, że Mali tka i że to zajmuje jej czas. Mali wiedziała jednak, że ona jej po prostu zazdrości i niechętnie widzi, że synowa odnosi sukcesy na tym polu.
– Przyszłam tylko po to, by zobaczyć, czy zdążyłaś już upiec chleb – rzuciła, wpatrując się w Mali. – Chcę z tobą porozmawiać.
O co może jej chodzić? – zastanawiała się Mali, wyrabiając osiem dużych bochenków i układając je w formach. Ostatnio panował pomiędzy nią a teściową spokój, nie miała pojęcia, o co może jej chodzić. Zostawiła chleby do wyrośnięcia i umyła ręce.
– Nie sądzę, by nasza rozmowa trwała długo – rzuciła do Ane. – Ale w razie czego wstaw je do pieca, dobrze? No i spojrzyj na dzieci – dodała, zerkając na Oję śpiącego w kołysce. Za mało czasu mu poświęca, przemknęło jej przez myśl. Często zostawia go pod opieką Beret lub Ane, ale to z powodu obowiązków! Ale może nie tylko. Dla Siverta zawsze miała czas i rzadko powierzała go obcym.
Westchnęła. Oja stanowił dla niej źródło wyrzutów sumienia. Musi coś z tym zrobić, pomyślała.
Beret siedziała w bujanym fotelu i robiła na drutach.
– Siadaj – wskazała na kanapę.
Mali posłuchała, choć poczuła lekki niepokój. Beret nie była w najlepszym nastroju i na pewno nie będzie jej chwaliła.
– Wiesz, że byłam zadowolona, gdy powiedziałaś, że nie chcesz znów wychodzić za mąż – zaczęła starsza pani. – W każdym razie nie od razu. Sądziłam, że to dlatego, że… chciałaś uczcić pamięć Johana. I wydawało mi się, że dobrym rozwiązaniem było sprowadzenie Havarda. On jest mądry i pracowity, nadal tak uważam. – Przerwała i zadzwoniła drutami. – Ja na pewno się starzeję – mówiła dalej, wpatrując się w Mali – ale jeszcze nie jestem ani ślepa, ani głucha, mimo że tak pewnie sądzisz. Słyszałam niejeden raz, że byłaś u Havarda w sypialni!
Mali poczerwieniała gwałtownie i spuściła wzrok. Nienawidziła uczucia, że jest u Beret na cenzurowanym. Ale Beret z pewnością nasłuchiwała wszelkich odgłosów z sypialni od pierwszego dnia, kiedy Mali przybyła do Stornes, a teraz jej sypialnia na poddaszu nie była tak bardzo odległa od sypialni Havarda. Powinna była o tym pamiętać…
– Co ja robię, to moja sprawa – rzuciła. – Jestem dorosła.
– Ale rozsądku nie masz – odparła Beret gwałtownie. – Co ludzie powiedzą na to, że wdowa ze Stornes spędza noce…
– To ty musiałabyś to im powiedzieć – przerwała Mali. -Nie słyszałam, by ktoś we dworze…
– A co mieliby mówić? To służący, wiesz dobrze. Ale oni też słyszą i widzą. Na pewno o tym wiedzą!
– Co wiedzą? – Mali spojrzała na teściową wyzywająco.
– Że pani ze Stornes to nic innego tylko bezwstydna dziewka! – prychnęła Beret. – Sprowadzisz wstyd na dwór i nas wszystkich. Nie myślisz nawet o dzieciach? Nie chcę, by ktoś powiedział, że synowie Johana…
Mali nic nie odpowiedziała. Nawet nie wiedziała za bardzo, co ma odpowiedzieć. Do pewnego stopnia rozumiała oburzenie teściowej. To, że była w łóżku z Hazardem, i to niejeden raz, nie uchodziło. Sama to musiała przyznać, choć nie cierpiała, gdy ją krytykowano, a szczególnie gdy robiła to Beret. Ona chyba specjalnie nie spała, by czuwać, czy na poddaszu nie dzieje się nic zdrożnego.
– Co na to powiesz? – spytała ostro Beret, a jej druty zadźwięczały.
– Nic – odparła Mali. – To… to się nie powtórzy.
– Jest tylko jedna rzecz, którą możesz zrobić, zanim będzie z tego skandal – powiedziała Beret. – Wyjdź za Havarda. To odpowiedni kandydat. Ja przeżyję fakt, że to on zajmie miejsce Johana, byle stało się to w przyzwoity sposób.
– Ale ja mówiłam, że nie chcę…
– Uważaj, co mówisz, Mali Stornes – rzuciła Beret cicho i groźnie. – Jeżeli chodzisz z nim do łóżka, to mam nadzieję, że rozumiesz, że powinnaś za niego wyjść. Nie chcemy, byś coś jeszcze zniszczyła tu we dworze. Synowie Johana nie będą mieli puszczalskiej matki, to jest jasne.
– Zniszczyłam? – spytała Mali drżącym głosem. – Co masz na myśli, mówiąc, że coś zniszczyłam? Wiesz, że to nieprawda. Wręcz przeciwnie, nigdy nie…
– Można zniszczyć ludzi – odparła Beret, patrząc złym spojrzeniem na Mali. Mali wstała, zdenerwowana.
– Coś jeszcze?
– Nie, ale liczę na to, że zrozumiałaś, co masz robić. A właściwie co z ciebie za kobieta, by iść do łóżka z zarządcą? Można zacząć się zastanawiać…
Mali poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było, by Beret zaczęła się „zastanawiać". Wyszła, nieco za mocno zamykając za sobą drzwi. Brakło jej oddechu ze strachu, złości i uczucia przekory. Nie chce wychodzić za mąż, nawet za Havarda! Ale rozumiała, że nie powinna już mu się oddawać. Nie miała usprawiedliwienia. Będzie trzymała dystans właściwy dla wdowy ze Stornes. Może gdy sytuacja się j uspokoi, Beret odstąpi od swego pomysłu małżeństwa. Przecież tylko Beret wiedziała…
Uderzyło ją ponownie, że nie powinna niedoceniać teściowej. Żyły w stanie swego rodzaju zawieszenia broni, od kiedy umarł Johan i Havard przybył na gospodarstwo. Powinna jednak wiedzieć, że ona wykorzysta każdą okazję do skrytykowania Mali. Od tej pory nie będzie miała do niej zaufania, zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn. To nie było dobre, bo jeśli Beret zwątpi w moralność Mali, w najgorszym wypadku może zacząć patrzeć, badawczym wzrokiem na Siverta…
Co za chaos, pomyślała Mali, odgarniając włosy z czoła spoconymi dłońmi. Czas pomoże, musi mieć taką nadzieję. Przez moment pożałowała, że już nigdy nie będzie mogła przytulić się do Havarda. Już nigdy nie pozwoli sobie na ciepło, bliskość i rozkosz. Ale to musi się skończyć, pomyślała i wróciła do salonu.
Przy obiedzie Ane z szerokim uśmiechem wspomniała, że dzwonił sam dyrektor banku.
– No, wreszcie ktoś zauważył twoje prace – powiedział Havard. – Jesteś bardzo zdolna, mówiłem ci.
Mali poróżowiała z radości i zerknęła na niego. Havard uśmiechnął się do niej, sięgnął po jej dłoń i uścisnął.
– Gratuluję – powiedział. – To wspaniałe.
Mali poczuła ciepło płynące z ręki, którą tak dobrze znała, i zarumieniła się. Cofnęła dłoń. Wspomnienie słów Beret sprawiło, że bała się dotyku Havarda.
– Dziękuję, ale jeszcze nie wiadomo, czy coś z tego będzie – broniła się. – Możliwe, że nawet nie zadzwonią.
– Na pewno będzie – zapewnił ją Havard. – Rostad nie zawraca ludziom głowy bez powodu, na pewno zadzwoni.
Gdy następnego wieczora Mali położyła Siverta spać i szła korytarzem poddasza, drzwi do pokoju Havarda uchyliły się. Mężczyzna wyszedł, odświeżony, w białej koszuli i odświętnych spodniach. Był tak przystojny, że Mali aż zakłuło w sercu.
– Ależ ładnie wyglądasz w sobotę – powiedziała. Przecież mogła z nim chyba rozmawiać, nawet na korytarzu poddasza. Beret tego nie powinna jej mieć za złe.
– Człowiek powinien się stroić, gdy wychodzi – odparł z uśmiechem Havard, zamykając drzwi.
Mali poczuła jakby uderzenie w żołądek. Sądziła, że przebrał się na wieczór tutaj. Wcale się nie spodziewała, że on mógłby gdzieś wyjść.
Po wieczorze świętojańskim, który spędził z Laurą z Oppstad, nie wyglądało na to, by z kimś wychodził. Zajeżdżał czasem do Innstad, jak mówiła Margrethe. Dobrze dogadywał się z Bengtem. Zdarzało się, że nie było go wieczorem, ale przecież się nad tym nie zastanawiała.
Sądziła, że… Tak, co właściwie sądziła? Że Havarda zadowolą chwile, które czasem mu poświęcała? Że tak go fascynowała, że wystarczały mu te rzadkie razy, gdy oddawała mu się, za każdym razem zaznaczając, że to ostatni raz? Po tym miał prawo robić to, co chce, zwłaszcza teraz, gdy nie mogła sobie pozwolić nawet na jego uścisk. -Idziesz na zabawę? – spytała, usiłując zachować spokój, choć serce biło jej w gardle.
– Zabawę? Nie, idę na spotkanie z kimś – odpowiedział, przeciągając dłonią przez włosy. – Ale może będzie wesoło, kto wie?
Uśmiechnął się, aż błysnęły białe zęby.
Mali zebrała spódnicę i zaczęła schodzić po schodach.
– Nie, właściwie to nie moja sprawa – rzuciła, choć wszystko w niej się burzyło.
Myśl o Havardzie z jakąś inną sprawiła, że czuła niechęć i coś, co przypominało… zazdrość, pomyślała zdziwiona.
– Tak, to prawda. To nie twoja sprawa.
Gdy doszli do drzwi na dole, złapał ją mocno za łokieć i odwrócił ku sobie. Usiłowała się wyrwać, ale trzymał ją mocno.
– Jesteś na mnie zła? – spytał z dobroduszną ironią w głosie.
Zdenerwowało ją, że najwyraźniej ją przejrzał.
– Zła? – spytała. – Nie mam przecież powodu. Dlaczego tak uważasz?
– Wydajesz się zdenerwowana – powiedział, odgarniając luźne kosmyki włosów z jej twarzy. – No, to idę.
– Pozdrów, jeśli to ktoś znajomy – rzuciła, czując, że chętnie odgryzłaby sobie za to język.
– Dobrze, pozdrowię – odparł z uśmiechem. – Doprawdy pozdrowię.
Mali leżała bezsennie. Myślała o słowach Beret. Gdyby teściowa niczego nie zauważyła, pewnie znów wylądowałaby w łóżku Havarda. Musiała to przyznać, mimo że stale się zastrzegała, że to ostatni raz. Ale on rozbudził w niej instynkty, które nią targały, pomyślała, czerwieniejąc. Teraz musiała się pilnować.
Za każdym razem, gdy usłyszała jakiś odgłos, sztywniała. Czy to drzwi? Czy Havard wrócił? Ale to był tylko wiatr. Nie opuszczała jej myśl o tym, gdzie i z kim on był. Czy może nadal spotykał się z Laurą? Jeżeli nawet tak, miał do tego prawo. Do kochania, kogo chce. Ona nie miała mu nic do zaoferowania, ciągle mu to powtarzała. Oddawała mu się z pożądania. Nie chciała za niego wychodzić, ale kochać się z nim chciała. Nie można mieć wszystkiego!
"Księżycowa noc" отзывы
Отзывы читателей о книге "Księżycowa noc". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Księżycowa noc" друзьям в соцсетях.