– Jesteś taka blada – zauważyła służąca, przechodząc koło niej po raz któryś. – Nie jesteś aby chora? Nic ci się chyba nie stało?

– Nie, jestem tylko strasznie zmęczona – odpowiedziała, nie patrząc Ane w oczy. – Głupio zrobiłam, że poszłam tak daleko, ale… Czas mi jakoś przeleciał. Nie wyglądało tak daleko, ale się pomyliłam. To było dalej, niż przypuszczałam.

Ane pokiwała głową i już nie pytała, ale Mali czuła, że ona swoje wie.

– Beret była zła – rzuciła Mali. – Rozumiem ją. Ale z Oja wszystko poszło dobrze, prawda?

– Beret była zachwycona – uśmiechnęła się Ane. -To był dla niej dzień spełnionych marzeń. Miała Oję tylko dla siebie, mogła mu śpiewać i nosić, ile chciała. Nie, nie było żadnych kłopotów. Pod koniec stała się niespokojna, gdy tak długo nie wracaliście. Może nie lubi cię najbardziej na świecie, ale jesteś matką jej wnuków i panią w Stornes. Ona nie życzy ci źle, już nie.

Mali udało się w końcu położyć Siverta po opowiedzeniu mu po raz kolejny, jak to zabłądziła, ile dużych bagien musiała okrążyć i że czas po prostu jej uciekł. To dlatego wróciła tak późno.

– Bałem się, że cię porwał niedźwiedź – powiedział Sivert, patrząc na nią zmęczonymi oczami. – Albo troll -dodał, mrużąc powieki.

– No chyba nie troll. – Mali pocałowała syna. – Przecież trolli nie ma, dobrze wiesz. A niedźwiedź… Nie, ja musiałam wrócić – powiedziała, przykładając policzek do policzka chłopca. – Myślałeś, że nie wrócę? Nigdy, Sivercie, nigdy.

– Ale następnym razem pójdę z tobą – zarzucił jej ręce na szyję. – Havard też powiedział, że potrzebujesz kogoś, kto się będzie tobą opiekował. My, mężczyźni…

– Tak, oczywiście – uśmiechnęła się Mali. – Wy, mężczyźni…

– To Havard cię znalazł – mruknął Sivert i ziewnął rozgłośnie. – Havard cię uratował.

Mali poczuła, że się rumieni. Tak, to Havard ją znalazł. Ale czy uratował, to inna sprawa.

Sivert zasnął, zanim dośpiewała do końca pierwszą kołysankę. Wstała sztywno i podeszła do okna. Gdy ich nie było, przybył tabor cygański. Podobno był już u nich, powiedziała Ane. Mali oblała się potem, gdy to usłyszała. A jeśli jest wśród nich siostra Jo? Mimo że zmęczona do granic, Mali poszła do stodoły. Co zrobi, jeśli będzie tam jego siostra, nie wiedziała. Jeśli zobaczy Siverta…

Ale to nie był tabor Karolinę. Mali rozpoznała niektórych starszych, ale reszty nie.

– To ty jesteś Mali Stornes, prawda?

Mali wzdrygnęła się i obróciła. Za nią stał jeden z tych starszych mężczyzn, którego znała z widzenia.

– Tak, to ja – odparła z rezerwą.

– Karoline prosiła mnie, bym przekazał ci wiadomość, że ciotka Jo nie żyje. Umarła w zimie na zapalenie płuc, no i była stara – powiedział. – I tak nie przyszła do siebie po tym, co zdarzyło się z Jo. On tu pracował kilka lat temu i w zeszłym roku spadł z urwiska. Był wtedy razem z gospodarzem, prawda?

Mali pokiwała głową.

– Wiele osób żałowało Jo – dodał mężczyzna. – Był świetnym towarzyszem, jednym z najlepszych. Jego wdowie też było ciężko…

– Rozumiem – powiedziała Mali. – To był straszny wypadek. Pozdrów Karolinę ode mnie. Spotkałam ją tylko raz, gdy jej tabor był w Innstad, i nie znam jej zbyt dobrze. Nie wiesz, czy będzie tu tego lata?

Wtedy będzie musiała usunąć jej z oczu Siverta, pomyślała. On uwielbiał Cyganów i spędzał z nimi dużo czasu. Mali nie mogła go powstrzymywać, to wzbudziłoby podejrzenia. Ale zawsze się bała, gdy przybywał tabor, bała się, że ktoś dostrzeże podobieństwo Siverta do nich, bała się pytań, na które nie mogła odpowiedzieć.

Przez chwilę pomyślała, że skoro ciotka Jo nie żyje, nie ma się czego bać. Zresztą nigdy nie musiała, bo ona kochała Jo równie mocno, jak babcia ją. To także dlatego pokazała jej Siverta tego dnia, gdy zginął Jo. Teraz się cieszyła, że to zrobiła. Była jednak pewna, że więcej osób niż Karolinę dostrzeże podobieństwo między dziedzicem Stornes a Jo.

Ale przecież nie mogła ukrywać syna przed wszystkimi taborami pojawiającymi się w okolicy, więc już tak musiało być, pomyślała zmęczona. Podejrzenie, że Sivert mógłby być synem Jo, jednego z nich, także dla nich było tak niewiarygodne, że nigdy by go nie wypowiedzieli. W każdym razie nie w Stornes. A o czym rozmawiali gdzie indziej, to ich sprawa. Cyganie nie rozpowiadali plotek. Nigdy nie słyszała, by mówili coś nieprzychylnego o gospodarzach, u których się zatrzymywali, mimo że na pewno słyszeli i widzieli niejedno. Wtedy straciliby możliwość ponownej gościny. Byli zależni od schronienia i pracy, którą dostawali w gospodarstwach. Na utratę tego nie mogli sobie pozwolić.

Mali poszła do sypialni po czyste ubrania. Stanęła w otwartym oknie. Jej spojrzenie skierowało się w kie- I runku szopy na łodzie. W sercu poczuła głuchy ból. To już minęło, pomyślała. Dziś ostatecznie pożegnała się z Jo, marzeniami i miłością. Czy to dlatego tak bezwstydnie oddała się Havardowi? Wspomnienie tego, co wydarzyło się na Seterhaugen, wprawiło jej serce w szybsze bicie. Była zrozpaczona, spragniona do szaleństwa kogoś, kto mógłby jej dać ciepło i pocieszenie. I sprawiło jej to przyjemność, mimo całego bólu. Nadal nie rozumiała, czemu tak wykorzystała Havarda, jak mogło jej to przyjść na myśl po tym, jak pożegnała się z Jo? Ale nie miała takiego zamiaru, jeśli w ogóle można mówić o jakimkolwiek zamiarze z jej strony. Teraz czuła, jakby zdradziła Jo na jego grobie. A Havard był taki miły… Nie powinna jednak wykorzystywać jego uczucia wobec niej. Rozumiała, że z jego strony to poważne. A jeśli znów się zdarzy…

Ale Mali nie sądziła, by to znów się wydarzyło. Za bardzo lubiła Havarda i nie chciała wyrządzić mu krzywdy. Takim zachowaniem jak dziś krzywdziła go, bo wiedziała, że on to traktował poważnie, a ona nie. Dlatego powinna trzymać się od niego z daleka. Jeśli znów odda się mężczyźnie i może nawet za niego wyjdzie, powinien to być ktoś, kto obudzi w niej pożądanie, tak jak Jo. Sprawi, że zapomni o czasie i przestrzeni. A taki Havard nie był. Był dla niej tak dobry tam w górach, widziała, że płakał. Zasługiwał na kogoś lepszego niż ona. Powie mu to i przeprosi za to, co zrobiła. Poprosi, by zapomniał, bo to się już nie powtórzy. I jeśli jeszcze będzie potrzebowała mężczyzny, lepiej, by znalazła innego.

A jeśli wydarzenie z gór będzie miało skutki? Ta myśl przyszła jej do głowy dopiero teraz i wstrząsnęła nią. Minione lata przekonały ją, że z trudem zachodzi w ciążę, skoro dopiero po tak długim czasie doczekała się potomka Johana. Ale z Jo…

Pot wystąpił jej na czoło i zacisnęła nerwowo dłonie. Przecież to nie mogło się zdarzyć? Nadal karmi Oję piersią, więc jest chroniona. Do pewnego stopnia. Przecież były kobiety, które rodziły dzieci rok po roku i karmiły jedno, póki następne nie przejmowało piersi. Przecież tak było z Margrethe. Nie była bezpieczna mimo dziecka u piersi.

Zrobi sobie napar, pomyślała. Wśród rzeczy, których się nauczyła od Johanny, był napar, który mógł „oczyścić macicę", jak mówiła stara. Z wahaniem podzieliła się recepturą z Mali, bo dla Johanny każde życie było święte. Ale zdawała sobie sprawę, na co mogły być narażone biedne dziewczyny ze strony bogatych gospodarzy i silnych mężczyzn. Często brano je siłą i nie miały nikogo, by je obronił. W takich wypadkach zdarzało się, że Johanną robiła im ten napar, jeśli biedaczki zdążyły powiedzieć jej na czas. Działał dzień lub dwa po gwałcie, potem już nie. Właściwie Mali nie wiedziała, czy on rzeczywiście działa, ale musiała spróbować.

Boże jedyny, pomyślała, ocierając spocone czoło. Musiała dziś chyba postradać rozum…

Mali wzięła duże wiadro gorącej wody i poszła do pralni. Napełniła ceber wodą, wykąpała się i umyła włosy. Ciepła woda ukoiła ból zmęczonych mięśni, więc siedziała w niej długo, aż niemal zasnęła. Zerwała się, gdy usłyszała głosy na podwórzu. Zamoczyła w wodzie brudne ubrania i włożyła czyste.

Powiedziała wcześnie wszystkim dobranoc, unikając wzroku Havarda, wzięła Oję z kołyski i poszła na poddasze. Gdy nakarmiła i przewinęła małego, a on zasnął przy niej, leżała bezsennie i patrzyła w sufit. Miała w sobie niepokój, który nie dawał jej zasnąć. W końcu wstała, owinęła się szalem i usiadła przy oknie. Ze stodoły dobiegała muzyka skrzypiec. Mali siedziała tak, z głową w dłoniach, i słuchała kuszących tonów, czuła zapach morza i letniej nocy, i wspominała.

Dostrzegła Havarda, który szedł przez ogród z koszulą w ręku i ręcznikiem przewieszonym przez szyję. Najwyraźniej on też poczuł potrzebę umycia się po długim dniu w górach, pomyślała. Nagłe zdecydowała się, że porozmawia z nim poważnie. Jeśli ma to zrobić, nie było powodu, by czekać. Może nie wypadało iść do męskiej sypialni, mając na sobie tylko koszulę nocną i szal, ale nie było wiele miejsc, w których mogła z nim rozmawiać na osobności. Dookoła ludzkie oczy i uszy.

Co by powiedziano, gdyby zobaczono ją, jak idzie do sypialni Havarda, wolała nie wiedzieć. Ale to było mało prawdopodobne. Ona sama poszła na górę już dwie godziny temu, a dawno nie słyszała ani Beret, ani służących. Na pewno już śpią, więc jeśli będzie cicho…

Uchyliła drzwi i nasłuchiwała kroków Havarda na schodach. Gdy usłyszała, że zamyka za sobą drzwi sypialni, przebiegła na bosaka, zapukała i wśliznęła się do środka.

Havard siedział na stołku i zdejmował buty. Mali położyła palec na ustach, by nic nie powiedział. W domu było tak cicho…

– Pomyślałam, że skoro my… Chcę z tobą porozmawiać – wyszeptała. – Może nie wypada wchodzić do sypialni mężczyzny w ten sposób, ale trudno znaleźć miejsce, by pogadać w cztery oczy. Więc…

Nie odpowiadał, siedział tylko i patrzył na nią. Jego twarz chowała się w cieniu, więc nie widziała go dobrze. Ale oczy dostrzegała. Były ciemne i iskrzące. A może to tylko odbicie światła? Nie zaciągnął zasłon i światło księżyca oświetlało wnętrze pokoju.

Muzykę skrzypiec słychać tu było jeszcze wyraźniej, bo okno wychodziło na stronę stodoły. Mali poznała melodię, był to powolny walc, ale nie znała jego tytułu.