– Tak, jest – obwieścił dumnie Aslak. – Więc tym lepiej, że nie pojedzie na pastwisko. To ciężka praca i baliśmy się, że coś mogłoby się stać…

– Nigdy bym cię nie wysłała na pastwisko w tym stanie! – Mali poklepała Ane po plecach. – Ależ wspaniałe wiadomości w ten wieczór świętojański. Gratuluję wam obojgu! Tak, to wielka zmiana dla was, no i dla nas w Stornes. Ale zostaniesz z nami, Ane, jak obiecałaś? Dziecko będziesz mogła zabierać ze sobą, przecież kołyska jest wolna.

– O tak, oczywiście, że zostanę w Stornes – rzuciła Ane szybko. – Przecież mamy umowę. A dla dziecka będzie dobrze mieć towarzystwo Siverta i Oi. Nie mogłoby być lepiej!

– Kiedy go oczekujesz, Ane? – spytała Margrethe. -Bo nic po tobie nie znać. Choć rzeczywiście nie widuję cię zbyt często – dodała z uśmiechem.

– Myślę, że to będzie podarunek na Boże Narodzenie – odparła Ane. – Wspaniały podarunek. O ile wszystko dobrze pójdzie – dodała, zerkając na Margrethe.

Na pewno pomyślała o jej martwym noworodku, albo i o gwałtownym porodzie Mali, którego była świadkiem. Takie przeżycia zostają w pamięci kobiety, która ma przed sobą pierwszy poród.

– Zajmiemy się tobą, Ane – uśmiechnęła się Mali uspokajająco. – Wszystko pójdzie dobrze.

Nagle dostrzegła spojrzenie, które Margrethe posłała Bengtowi. Było tak pełne słodyczy i czułości, że Mali już wiedziała, że prawdą jest to, czego się obawiała.

– Ty też jesteś brzemienna – powiedziała cicho, patrząc na siostrę.

– Zostałaś jasnowidzem, czy co? – spytał Bengt, ale czuła, że był lekko zażenowany. – Skąd wiesz? My dopiero się zaczęliśmy domyślać…

– Nie, ja…

Mali przerwała. Miała wielką ochotę krzyczeć. Czy oni nie mogą trochę bardziej panować nad sobą? Pewnie nie, pomyślała, skoro są nadal tak zakochani. Przecież sama straciła rozsądek, gdy Jo przybył do Stornes. Wiedziała, że to, co robi, to grzech, ale nic jej nie mogło powstrzymać. To samo się powtórzyło, gdy niespodziewanie odwiedził ją jesienią na pastwisku. Oddała mu się w dzikiej ekstazie, nie bacząc na konsekwencje. Więc może nie jestem ani trochę lepsza od Margrethe, pomyślała. Raczej gorsza. Konsekwencje tego ostatniego razu były… śmiertelne. Bo siostra jest przynajmniej żoną tego, z którym śpi. Ale Margrethe będzie miała dziecko przed upływem roku po stracie poprzedniego!

– Nie mieliśmy takiego zamiaru – tłumaczyła się młodsza siostra, a policzki jej płonęły. – Ale skoro ty… Nie, to nie będzie dla nas bożonarodzeniowy podarunek. Dziecko urodzi się pod koniec stycznia, tak sądzę.

O Boże jedyny, o czym oni myśleli? Przecież Margrethe będzie wycieńczona. Oczywiście, jest zdrowa i młoda, ale niemal bez przerwy w ciąży! Wzdrygnęła się. Gruźlica znów zbierała ofiary w pobliskich wsiach, a imała się najsłabszych… Mali nagle poczuła dłoń siostry na ramieniu.

– Nie bądź zła…

– Nie jestem zła – odpowiedziała Mali, otaczając młodszą ramieniem. – Dlaczego miałabym być zła? Wiem przecież, jak kochacie swoje dzieci. I jesteście młodzi i zdrowi. Nie, nie jestem zła – dodała. – Jeśli już, to tylko się o ciebie niepokoję, że będziesz wymęczona…

– Zaopiekuję się nią – obiecał Bengt. – Ona będzie już tylko dla ozdoby, naprawdę.

Co ty tam wiesz, pomyślała Mali. Młoda gospodyni w dużym dworze, z trójką małych dzieci, która miałaby być tylko dla ozdoby! To niemożliwe. Nie, wszyscy mężczyźni są tacy sami. Gdy już znajdą się w łóżku, myślą tylko tym, co mają między nogami, a nie głową!

Iskry strzelały z wielkiego ogniska tak, że musieli się odsunąć. Żar buchał. Pęki iskier wylatywały w niebo za każdym razem, gdy na pół wypalona belka padała na ziemię. Dzieci piszczały z radości. Mali próbowała nadążyć spojrzeniem za Sivertem, ale było to niemożliwe.

Biegał, umorusany i podniecony, zbierał patyki i dorzucał do ogniska w nadziei, że wieczór się nigdy nie skończy.

Jedna z przechodzących obok dziewcząt z Oppstad włożyła Mali na głowę wianek z rumianków, dzwonków i żółtych traw.

– Naprawdę dla mnie? – spytała Mali z uśmiechem. – Jest dla mnie zbyt ładny. To ty powinnaś go nosić, młoda i śliczna.

– Nie, to dla ciebie, bo może wyjdziesz za mąż – zaśmiała się dziewczyna. – Moja mama mówi, że dziewczyna, która ma wianek na głowie w wieczór świętojański, wyjdzie za mąż przed końcem roku.

– No, to mamy się na co cieszyć – zaśmiał się Bengt. -Zobaczymy, czy w Stornes będzie wesele na święta. To miła perspektywa!

Mali nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się do dziewczyny i zostawiła wianek na głowie. Nie wierzyła w przesądy, więc mogła go zatrzymać. Żaden wianek nie spowoduje, że wyjdzie za mąż!

– Chyba cieszycie się na próżno – rzekła. – Zamierzam być wolna i swobodna, by pomagać choćby w przyjmowaniu waszych dzieci na świat.

– Możesz dać radę obu sprawom – uśmiechnął się szwagier. – Właściwie nie rozumiem, dlaczego jeszcze jesteś wolna, skoro jesteś co najmniej tak samo ładna jak twoja siostra, a to niemało – dodał, patrząc na nią z nieskrywanym podziwem.

Bo była ładna w tym wianku. W blasku ogniska jej włosy lśniły niczym stare złoto, a skóra sprawiała wrażenie złocistego jedwabiu. Wiele spojrzeń śledziło jej postać: wyprostowaną jak świeca, wąską w talii i z bujnym biustem. Właściwie nigdy nie wyglądała piękniej, pomyślał Bengt, i to pomimo tego, co przeszła przez ostatni rok.

Mali poczuła, że się rumieni z radości i zażenowania. Rzadko myślała o swoim wyglądzie, ale gdy Bengt ją pochwalił, poczuła, że to miłe.

– Ja też powinnam chyba tego chcieć – rzuciła lekko. – Ale nie chcę, i mówię to jasno. A teraz może zmienimy temat?

Wtedy dostrzegła Havarda. Szedł wzdłuż brzegu razem z Laurą Granvold, córką we dworze Oppstad. Była dużo młodsza od swojego brata, Edvarda, który miał już żonę i dzieci. Jej narodziny były dużą niespodzianką i radością dla rodziców. Ile mogła mieć lat, zastanawiała się Mali. Siedemnaście, osiemnaście? I jakim cudem Havard spacerował właśnie z nią? Uświadomiła sobie, że Havard zawarł dużo znajomości, od kiedy zaczął pracować w Stornes, i że często bywał z jakimiś sprawami w Oppstad. Ale żeby spacerować z Laurą w taki wieczór? Coś skurczyło jej się w brzuchu. Na widok tych dwojga, dziewczyny od czasu do czasu otaczanej ramieniem przez mężczyznę. Mali oblała się żarem, choć nie wiedziała, dlaczego. Przecież Havard, jako kawaler, mógł sobie być, z kim chciał. Jej nic do tego. Mimo to… Mali nie mogła oderwać od nich spojrzenia.

– No proszę, oto Havard – Bengt wskazał dłonią. -I ma ze sobą kobietę. Wygląda na to, że na noc świętojańską – zaśmiał się.

– Bengt! – upomniała go żona żartobliwym tonem. -Nawet jeśli idzie razem z Laurą, to niekoniecznie znaczy, że on… że on… A może jest coś między nimi, Mali?

Mali wzdrygnęła się.

– Ja o niczym nie wiem – odparła, unikając wzroku siostry. – W ogóle nie wiem, z kim Havard się widuje w czasie wolnym. W każdym razie znalazł sobie niezłą dziewczynę -rzucił Bengt. – Laura wyrosła na całkiem ładną pannę, to pewne. Ale jest strasznie młoda.

– I ty to mówisz! – zaśmiała się Margrethe. – Ja byłam młodsza, kiedy ty…

Bengt zaczerwienił się gwałtownie i zaczął częstować wszystkich ciastkami. Havard i Laura dotarli do cypla i zaczęli podchodzić w górę.

– To tu jest przyjęcie, widzę – zauważył Havard wcale niezmieszany. – Znajdzie się miejsce dla nas?

– Oczywiście, oczywiście – powiedział Bengt, przesuwając się. – Mamy miejsce, ciastka i sok. Czekamy na kawę. Peder Plassen gotuje wielki czajnik kawy, podobno czarnej jak smoła. – Mrugnął do Havarda. – Ale nie odmówisz czegoś przezroczystego dolanego do niej, prawda?

– No nie, to należy do nocy świętojańskiej -uśmiechnął się Havard. – A ty zostałaś panną młodą? -powiedział, dotykając wianka Mali. – Gdzie jest ten szczęśliwiec? Ci, z którymi tu siedzisz, mają już żony, o ile wiem.

Mali zalała się rumieńcem. Gwałtownym ruchem zerwała wianek z głowy.

– Dostałam go – oznajmiła. – Mówią, że ta, która ma wianek w czasie nocy świętojańskiej, wyjdzie za mąż przed końcem roku? Więc pewnie on bardziej pasuje tobie – dodała z lekką ironią w głosie i włożyła wianek na głowę Laury.

Laura zaśmiała się, zażenowana, ale poprawiła wianek spoczywający na jej długich, rozpuszczonych włosach. Ona naprawdę ładnie wyrosła, zauważyła Mali.

Nie jest już dziewczynką, ale dojrzałą młodą kobietą o wspaniałych kształtach rysujących się pod niebieską sukienką.

Laura rzuciła szelmowskie spojrzenie na Havarda. Było w nim tyle uczucia i czułości, że Mali aż przeszedł dreszcz.

– Jest mi w nim ładnie? – spytała cicho, dotykając dłoni mężczyzny.

– Ładnie – uśmiechnął się Havard. – Jest ci ładnie i z wiankiem, i bez – dodał, urywając jeden rumianek z jej wianka i zatykając go w dziurkę koszuli.

Miał wiele rozpiętych guzików, niemal aż do pasa, widać było jego złocistą skórę. A może nie zapiął koszuli po tym, jak ją zdjął? – pomyślała Mali nagle. Myśl, że może on kochał się z Laurą gdzieś na brzegu morza, zanim tu przyszli, sprawiła, że Mali osłabła. A przecież nic jej do tego! Jednak czuła zazdrość palącą jej serce, mimo że gdyby chciała Havarda, mogłaby go mieć w każdej chwili, na pewno przed dzisiejszym wieczorem. On nigdy nie ukrywał, że jej pragnie, a ona go odrzucała. Teraz czuła, że go pragnie, o ile nie musiałaby wychodzić za niego za mąż.

Ale niech tam! Nigdy nie odda swej wolności, nie po tym, co przeżyła. Bo wszystkim chodzi o małżeństwo, Havardowi także. A tego ona nie chciała. Zresztą, wygląda na to, że i tak za późno żałować, pomyślała, zerkając z ukosa na Laurę, przytuloną do torsu Havarda. A niech tam, pomyślała ponownie, ale poczuła łzy napływające do oczu.

Powoli zapadał zmrok. Góry pałały w łunie zachodzącego słońca. W wodach fiordu odbijały się puchate obłoczki o złotych i purpurowych brzegach. Ognisko dogasało.

– Cóż, poszukam Siverta i idę do domu – rzuciła Mali nagle i wstała. -1 tak siedziałam za długo. Beret opiekuje się Oja, a miałam go nakarmić jakiś czas temu.