– Może, ale niekoniecznie, Montroi. Jutro pojedziesz ze mną.
To nie była prośba, tylko rozkaz i hrabia de Montroi mógł jedynie skłonić się uniżenie.
– Jak sobie Wasza Królewska Mość życzy.
– Musimy nauczyć madame la marquise, co znaczy posłuszeństwo i to na twoim przykładzie, mój drogi hrabio. – Zamyślił się na chwilę. – Jest zimna czy namiętna? – zapytał sam siebie. – Próbowałem ją uwieść, nim jeszcze zostałem królem, ale stanowczo mi odmówiła. Nigdy nie zapomniałem, jaka była ponętna. Wygląda na to, że teraz mężczyźni są jej obojętni.
– Ma złamane serce, Wasza Wysokość – podpowiadał hrabia.
– Więc będę musiał je naprawić – odparł Ludwik z uśmiechem.
– Znam dobrze kobiety, Wasza Wysokość i po tylu latach doświadczeń z nimi mogę śmiało powiedzieć, że Autumn będzie się opierała i twoje zaloty, panie, tylko ją rozzłoszczą.
– Będę musiał ją przekonać, Montroi. Trzeba będzie powoli rozpalać w niej ogień namiętności, by wybuchł w odpowiedniej chwili. Madame la marquise będzie moja!
Guy Claude d'Auray walczył w duchu ze sobą. Zastanawiał się, czy nie posłać Autumn wiadomości z ostrzeżeniem, że król zjawi się jutro. W końcu jednak stwierdził, że lepiej będzie, jeśli zachowa dyskrecję. Stał się zaufanym Ludwika i cenił sobie to. Nawet gdyby ostrzegł Autumn o przybyciu króla, nic by to nie pomogło. Ludwik zawsze będzie miał to, czego pragnie. Kobieta mogła opierać się mu przez jakiś czas, ale w końcu i tak musiała ulec i pewnie będzie się w końcu dobrze bawiła. Król, mimo zaledwie osiemnastu lat, miał już reputację doskonałego kochanka.
Wyruszyli do Chermont o świcie. Podróż z Chambord miała im zająć kilka godzin. Dzień był słoneczny. Wiał lekki wiaterek. W mijanych po drodze winnicach zbierano właśnie owoce i powietrze przepełniał słodki zapach winogron. Ludwik był w szczególnie dobrym nastroju, bo nie mógł się już doczekać spotkania z Autumn. Ona mogła się trochę zmienić, ale on sam zmienił się nie do poznania. Madame la marquise czeka wielka niespodzianka.
– Król? – zdziwiła się Autumn, podskoczyła na równe nogi i pobladła. Zakręciło jej się w głowie i schwyciła się oparcia fotela. – Mamo?
– Proszę wprowadzić Jego Wysokość, Lafite – odparła spokojnie Jasmine.
– Natychmiast, madame la duchese - powiedział majordomus i szybko wyszedł z salonu.
Autumn odruchowo poprawiła włosy. Przygładziła spódnicę likwidując nieistniejące zagięcia.
– Cóż to znaczy, mamo? – szepnęła.
– Chyba wiesz, co to znaczy? – odezwała się. – Panuj nad sobą, ma fille. Pamiętaj, że ten młodzieniec jest królem.
Otworzyły się drzwi salonu i wszedł Ludwik. Oczy Autumn zaokrągliły się ze zdziwienia. Skłoniła się nisko i nie wstawała, póki król nie podał jej ręki.
– Witamy w Chermont, Wasza Królewska Mość – powiedziała nerwowo.
– Dziękuję, madame la marquise - odparł, ale nie wypuścił jej dłoni. Zwrócił się do hrabiego: – Nie kłamałeś, Montroi, madame la marquise jest jeszcze piękniejsza niż dawniej. – Położył sobie dłoń Autumn na przedramieniu i uśmiechnął się do Jasmine. – Madame la duchese, od razu widać, po kim pani córka dziedziczy urodę.
– Dziękuję, Wasza Wysokość za ten miły komplement – odparła Jasmine i skłoniła się. – Moja córka zapomniała o dobrych manierach. Może wina?
Uśmiechnęła się i skinęła na służącego. Król zaprowadził Autumn do kozetki, usiadł i przyciągnął ją, by usiadła obok. Przyjął podany kielich, ale nim podano wino Autumn, przyłożył swój kielich do jej ust, zachęcając do wypicia. Kiedy to uczyniła, sam też się napił. Zachowywał się, jakby nikogo prócz nich nie było w salonie.
– Cieszę się, że cię znów widzę, ma bijou - szepnął łagodnym, pieszczotliwym tonem.
Hrabia de Montroi podał ramię księżnej. Glenkirk i wyprowadził ją z salonu, skinąwszy uprzednio do służącego, by poszedł za nimi. Autumn usłyszała trzask zamykanych drzwi i wpadła w panikę, gdy zauważyła, że wszyscy wyszli. Próbowała wstać ze swego miejsca, ale król ją powstrzymał.
– Dlaczego się mnie boisz? – zapytał. – Chcę cię tylko kochać, ma bijou.
– Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? – zaczęła Autumn, ale król przyłożył dwa palce do jej ust, by stłumić protest.
– Jestem twoim królem, madame. Musisz mi być we wszystkim posłuszna – rzekł i przesunął palcami po jej policzku. – Montroi ma rację. Masz skórę jasną jak biały jedwab.
Ujął jej brodę dłonią i delikatnie dotknął ustami jej ust.
Autumn wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
– Byłeś, panie, bezczelnym chłopcem i jak widzę, niewiele się zmieniło.
– Tylko że teraz jestem już mężczyzną, madame. Pragnąłem cię jako chłopiec i teraz, gdy jestem mężczyzną, nic się nie zmieniło. Wciąż cię pożądam, ma bijou.
– Nie jestem żadnym klejnotem – rzuciła. Ludwik roześmiał się.
– Masz zamiar opierać się królowi, madame? Zawsze bardziej zależało mi na trudnych niż łatwych podbojach.
– To twoje zamiary są niesłuszne – odparła ze złością. – Jestem szanowaną wdową, Wasza Wysokość, a nie paryską ladacznicą, której można podarować kilka monet lub klejnot. Nie jestem też żadną z tak zwanych dam dworu, które w twoim łożu szukają przywilejów. Odmówiłam zaproszenia. Jak, śmiesz, panie, przybywać do mego domu i nachodzić mnie w nim!
– Mówisz bez ogródek, madame la marquise, więc ja też będę szczery. Ty, i twoja córka jesteście moimi poddanymi. Jesteś mi winna posłuszeństwo i nie pozwolę, byś mi się sprzeciwiła. Rozumiesz, madame la marquise"} Będziesz musiała się ugiąć!
Autumn wybuchnęła płaczem, a król wiedział już, że wygrał. Kobieta, która nie miała się jak bronić, zawsze zaczynała płakać. Objął ją ramieniem i pogładził po ciemnych włosach.
– No już, ma bijou, nie będę dla ciebie niedobry. Uwielbiam cię. Nie opuszczasz moich myśli od tego popołudnia w Chenonceaux przed pięcioma laty. Tak tęskniłem za tymi ustami, tak bardzo chciałem przytulić do siebie twoje cudowne ciało. Wiele razy myślałem w nocy o tym, jak by to było mieć cię pod sobą, wchodzić w ciebie powoli, sprawiać, byś szlochała z rozkoszy. Nie opieraj się, Autumn. Pozwól mi się kochać, bo tak być powinno.
– Jak możesz mnie zmuszać do zdradzenia męża?
– szlochała dalej.
– Nie możesz zdradzać kogoś, kto nie żyje, ma bijou – szepnął jej łagodnie do ucha i pocałował je delikatnie. Ostrożnie zaczął językiem badać jego powierzchnię, a Autumn zadrżała. – Nie jesteś zakonnicą – rzekł łagodnie i przez jedwab sukni pieścił jej pierś.
– Proszę, nie! – westchnęła.
W odpowiedzi ujął palcami jej brodę i pocałował w usta. Czuł, jak jej miękkie usta poddają się, a po chwili oddają pocałunek. Rozdzieliły się i oddechy obojga połączyły się nagle. Odnalazł językiem jej język. Pod dotykiem zadrżała i odpowiedziała pieszczotą na pieszczotę. Zakręciło jej się w głowie i z głośnym westchnieniem osunęła się na odziane w aksamit ramię króla.
Ludwik jęknął głośno. Wyglądało na to, że czas nie zmniejszył jego pożądania do tej pięknej kobiety. Czuł, jak jego członek naciska na materiał spodni. Ledwie mógł się powstrzymać, by jej nie wziąć tu, w salonie, na kozetce. Nie broniłaby się nawet. Postanowił jednak, że tak się nie stanie. Planował uwiedzenie jej od dnia, gdy dowiedział się o śmierci Sebastiana d'L1eron. Chciał, aby pierwsze z nią zbliżenie odbyło się wśród kwiatów i świec. Pragnął położyć ją na poduszkach i pieścić do chwili, gdy zacznie go błagać, by ją posiadł. Nie miał zamiaru zadzierać jej teraz spódnicy na tej starej, skrzypiącej kozetce.
Pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta. Gdy zamknęła oczy, odezwał się:
– Wszystko będzie dobrze, ma bijou. Pojedziesz ze mną do Chambord i będziemy razem cieszyć się każdą chwilą naszej idylli. Otwórz już oczy, chérie.
Posłusznie wykonała rozkaz, a on z zachwytem patrzył w oczy, z których jedno było szmaragdowe, a drugie turkusowe. Wyraz twarzy miała poważny.
– Masz zamiar zrobić ze mnie swoją kochankę, Wasza Wysokość? Czy nic nie odwiedzie cię od tego zamiaru? Kiedy już będziesz usatysfakcjonowany, co wtedy? Kto będzie chciał się ze mną ożenić? Gdybym chciała wyjść jeszcze za mąż, choć nie chcę, nikt nie będzie mnie cenił.
– Nie jest wstydem bycie metresą króla, ma bijou – powiedział Ludwik rzeczowym tonem. – Kochanki króla to najbardziej pożądane i cenione żony, zwłaszcza jeśli były dość mądre, by zachować królewską przyjaźń po tym, jak minęła namiętność.
– Bardzo mnie to pocieszyło – odparła, usiadła prosto i roześmiała się.
– Jeszcze dziś pojedziemy do Chambord – zdecydował Ludwik.
– Nie. Przyjadę jutro, jak należy, swoim powozem, ze służbą i kuframi z odzieniem. Kto jest twoim gościem?
– Kilku przyjaciół, dżentelmenów – odparł.
– Żadnych kobiet? – zdziwiła się.
– Przyjechaliśmy na polowanie, ma bijou. Potrząsnęła głową.
– Skoro już masz swoją ofiarę, będzie siedziała przy stole w jadalni i zachowywała się jak pani domu. Masz szczęście, Wasza Wysokość, bo przywykłam w domu ojca do tego, że ja i moja matka byłyśmy jedynymi kobietami poza służbą. – Nagle przypomniała sobie o czymś: – Mama musi jechać ze mną, żeby wszystkiemu nadać pozory przyzwoitości. Wasza Wysokość, jeśli chcesz mnie mieć w swoim łożu, pozwól mi przynajmniej na zachowanie pozorów. Ludzie mogą sobie myśleć, co chcą, ale jeśli mama będzie ze mną, nigdy do końca nie będą pewni, czy byłam w twoim łożu.
– Czy to dla ciebie takie ważne, ma bijou? - zapytał.
– Tak, Wasza Wysokość, bardzo ważne – odparła spokojnie.
"Królewska Intryga" отзывы
Отзывы читателей о книге "Królewska Intryga". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Królewska Intryga" друзьям в соцсетях.