– Mamo! Dziewczęta dziś nie są tak afektowane – odparła Autumn. – Może kiedy byłaś młoda, takie rzeczy były w zwyczaju, ale nie teraz.

– Kiedy ja byłam młoda, dziewczęta nie mogły same wybierać sobie mężów i poślubiać ich z miłości. Zresztą większość z nich do dziś nie może sobie na to pozwolić. Z moich czasów, ma petite, rodzice wybierali męża i na tym koniec. Wychodziło się za mąż za tego, kogo oni wybrali i trzeba było z tym żyć. Może jeśli nie potrafisz sama wybrać, Autumn, powinnam wybrać za ciebie mężczyznę, którego uznam za najodpowiedniejszego, i to znacznie ułatwi sprawę. Zresztą nie masz najmniejszego pojęcia, co dziewczęta w tych czasach robią, a ja założę się, że flirt wciąż jest częścią zalotów.

– Mnie się to wydaje niemądre – odparła szczerze Autumn.

– Z mężczyznami trzeba po dobroci, moja droga – doradziła Jasmine.


*

W dniu Bożego Narodzenia dołączył do nich Guy Claude d'Auray, hrabia de Montroi, czarujący młodzieniec o roztańczonych, błękitnych oczach i jasnobrązowych włosach z lśniącymi, złotymi pasmami. Rozśmieszał Autumn i najwyraźniej irytował Etienne'a St. Mihiel. Autumn nareszcie zaczęła się dobrze bawić. Jeszcze nigdy młodzi mężczyźni tak bardzo nie zajmowali się jej osobą, ponieważ mieszkała zawsze w oddalonym i bezpiecznym Glenkirk. Dotąd takie życie bardzo jej odpowiadało, ale teraz miło było mieć Etienne'a i Guya na każde skinienie. Obdarzali ją komplementami, kłócili się o to, kto będzie z nią tańczył. Pewnego dnia sama zauważyła, że chichocze i poklepuje żartobliwie ramię jednego ze swoich adoratorów wachlarzem z piór.

– Ależ ty flirtujesz, moja droga – szepnęła jej matka.

– Mon Dieu, to prawda! – rzuciła Autumn zdziwiona, ale już po chwili jej myśli wróciły do księcia i hrabiego.

– Ma przyjechać jeszcze tylko jeden – powiedziała cicho Antoinette, patrząc jak Autumn tańczy z księciem.

– Jeśli przyjedzie – wtrąci! się oschle hrabia. – Wie pani przecież, jak bardzo niezależny jest Sebastian i jak nie lubi towarzystwa dziewic na wydaniu.

– Cóż, jeśli ma kiedyś mieć potomka, będzie musiał pokonać tę niechęć – odparła madame St. Omer. – Damy na wydaniu powinny być dziewicami. Nie rozumiem niechęci Sebastiana d'O1eron do niewinności. Sam nie jest już taki młody i jak tak dalej pójdzie, będzie za stary, by mieć dzieci. To taki uroczy mężczyzna, ale bardzo uparty.

Na święto Trzech Króli hrabia de Saville zaplanował bal i bankiet o północy. Goście mieli przyjść w przebraniach, a trupa wędrownych aktorów przygotowała przedstawienie.

– Przebiorę się za słońce – obwieściła swoim adoratorom Autumn.

– Więc ja będę księżycem – rzucił szybko Etienne i uśmiechnął się przebiegle w stronę hrabiego de Montroi.

Guy d'Auray nie pozostał mu jednak dłużny.

– Ja będę kometą, która okrąża słońce. Autumn klasnęła w dłonie.

– Och, Guy! Jak sprytnie z twojej strony, że wymyśliłeś takie przebranie.

Hrabia skłonił się elegancko i rzekł: - Merci, chérie.

– Kto dał ci prawo nazywać ją chérie?

– Obaj możecie mnie tak nazywać – odparła Autumn, by uniknąć kłótni.

Mężczyźni spojrzeli po sobie.

– Na niebiosa, mamo – zwierzała się później Jasmine. – Ależ oni są swarliwi. Przez chwilę myślałam, że będą się o mnie pojedynkować.

W jej oczach widać było psotne iskierki.

– Pojedynki są zabronione pod karą śmierci, jeśli kogoś złapią – ostrzegła matka. – Nie baw się więc ze swoimi adoratorami i nie prowokuj ich do łamania prawa. To nie jest najlepszy sposób wybierania.

– Wybierania czego? – zdziwiła się Autumn.

– Którego z nich chcesz poślubić.

– Nie chcę wyjść za żadnego z nich, mamo – odparła panna. – Etienne jest czarujący, a Guy wesoły, ale żadnego z nich nie kocham. Nie potrafiłabym ich pokochać.

– Jest na to za wcześnie. Nie znasz ich jeszcze dobrze, ale do wiosny zdążysz poznać.

Autumn skinęła głową.

– Może masz rację, mamo. Muszę dać sobie trochę czasu, żeby obu poznać lepiej.


*

Księżna Glenkirk była jeszcze w żałobie, nie przebrała się więc na bal u brata z okazji święta Trzech Króli. Miała na sobie suknię w kolorze ciemnego fioletu, którą uszył dla niej wcześniej pan Reynaud. Miała też przepiękną srebrną maskę, zdobioną ametystami. Jedyną ozdobą sukni był kołnierz ze srebrną koronką. Jej córka ubrała się we wspaniałą suknię ze złotej materii. Wierzchnia warstwa była przeźroczysta, połyskiwała złotymi i diamentowymi drobinkami. Odsłaniała jasne ramiona Autumn i dekolt. Bufiaste rękawy zebrane przy łokciach ozdobiono wstążkami z naszytymi maleńkimi topazami. Od łokcia do nadgarstka były dopasowane. Włożyła złote buty z obcasami zdobionymi maleńkimi brylancikami. Włosy miała ufryzowane w elegancki kok i posypane złotym pyłem oraz ozdobione maleńkimi złotymi cekinami, diamencikami i topazami. Na czubku głowy umieściła delikatną złotą koronę w kształcie słońca, a każdy z jego promieni ozdobiony był diamentem. Kolczyki również lśniły diamentami, a na szyi wisiał naszyjnik z różowego złota z diamentami, na środku okrągły diament Golkonda mienił się tysiącem promieni przy każdym poruszeniu się dziewczyny.

– Revissante! - zakrzyknął jej wuj, kiedy weszła do salki balowej. – Żadna kobieta na tej sali nie będzie miała tyle blasku.

– Nie obawiacie się, że to trochę zbyt odważny strój? – zapytała zaniepokojona madame de Belfort, spoglądając na Jasmine i brata.

– Ależ nie! – odezwała się madame St. Omer nim oni zdążyli otworzyć usta. – To odważny kostium, ale kiedy się zakłada pułapkę trzeba do niej włożyć najlepszy gatunek sera. Brawo, ma petite! Mężczyźni oszaleją dziś na twoim punkcie!

Jasmine roześmiała się.

– To pewne, Toinette – zgodziła się z kuzynką, a potem poklepała pulchną dłoń Gaby de Belfort. – Autumn nie ma już szesnastu lat, Gaby. Ubranie jej w strój odpowiedni dla jeune fille byłoby raczej nie na miejscu.

Etienne St. Mihiel i Guy d'Auray tak się śpieszyli, aby dotrzeć do Autumn jak najszybciej, że o mało się nie poprzewracali. Książę odziany był w strój w kolorze srebra, a na głowie miał półksiężyc ozdobiony seledynowymi koralikami. Drugi mężczyzna miał strój w kolorach srebra i głębokiego granatu, z tyłu doczepiono mu złoty ogon komety, a na głowę włożył srebrną czapkę. Autumn pochwaliła stroje obu panów, ale każdy z nich i tak myślał, że wygląda lepiej niż drugi. Gdy orkiestra zaczęła grać, obaj kłócili się, kto zatańczy z nią pierwszy. W tej właśnie chwili wszedł między nich mężczyzna przebrany za bandytę. Miał czarną pelerynę, szeroki, filcowy kapelusz z kilkoma białymi piórami i czarną maskę. Skłonił się Autumn i zaprowadził ją na parkiet.

– Któż to jest? – zapytała Jasmine.

– Jeśli się nie mylę, to d'O1eron we własnej osobie – zachichotała Antoinette. – Podejrzewałam, że w końcu ciekawość wzięła w nim górę.

Jasmine przyglądała się córce z zainteresowaniem i przypominała sobie czasy własnej młodości.

– Jest pan bardzo pewny siebie – odezwała się do swego partnera Autumn po kilku krokach tańca.

– To wina pani kostiumu, chérie. Lśni pani z daleka, jakby wystawiono ją na aukcji, by znaleźć dobrego kupca.

Okręcił ją dokoła.

– Nikt nie musi mnie kupować, m'sieu - odparła sucho. – Jestem dziedziczką znacznej fortuny.

Jej partner roześmiał się szczerze rozbawiony.

– Czyżby, mam'selle'?

Autumn zatrzymała się nagle i tupnęła.

– Owszem! – rzuciła.

– Och, nie rób scen, chérie – szepnął i zaczął dalej prowadzić ją w tańcu. – Ależ masz temperament. Lubię kobiety z temperamentem, to oznaka silnego charakteru. Nie chcę się żenić z kobietą pozbawioną namiętności.

– Ożenić? – zdziwiła się Autumn. – Jak to, ożenić się?

– Przybyłaś do Francji, żeby znaleźć odpowiedniego męża, a przynajmniej tak głosi plotka – powiedział i roześmiał się, gdy się zaczerwieniła. – Ku wielkiej radości moich krewnych jestem gotów się ożenić. Wydaje mi się, że się nadasz, lady Autumn Rose Leslie.

Ten głos. To był on.

– To ty! – odezwała się. – To ty! Ty jesteś tym człowiekiem z lasu, który powiedział, że jest złodziejem.

Muzyka ucichła, a jej partner skłonił się elegancko.

– Jean Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville, do pani usług, mademoiselle.

Ujął jej dłoń i ucałował, ale potem nie wypuścił. Wyprowadził ją z sali balowej do niewielkiego pomieszczenia obok.

– Nie wyszłabym za pana, nawet gdyby był pan ostatnim człowiekiem na ziemi! – rzuciła gniewnie. – Wolałabym raczej umrzeć jako dziewica!

– To mało prawdopodobne, chérie, żebyś umarła jako dziewica, ale chyba nie wolisz żadnego z tych amantów, którzy chodzą za tobą jak tresowane pieski.

– Etienne jest księciem, a pan zaledwie markizem. Za to Guy mnie rozśmiesza, a pana nawet nie znam.

– Poznasz – odparł pewnym siebie tonem. – Co się zaś tyczy St. Mihiela, to może i jest księciem, ale moja krew jest na pewno bardziej błękitna niż jego. – Przyparł ją do kamiennej ściany. – Pocałował cię kto kiedyś? – zapytał ze szczerym zaciekawieniem. – Objął ją ramieniem i palcami delikatnie dotknął pełnych ust. – Masz usta jak płatki róży – szepnął.

Oddychaj! – mówiła do siebie w duchu. Oddychaj, do diaska! Słyszała jak serce tłucze się w piersi. Czy ktoś ją kiedyś pocałował? Nie! Oczywiście, że nie, ale teraz była pewna, że pocałuje. Męska dłoń ujęła jej twarz i uniosła. Usta dotknęły delikatnie jej ust. Autumn westchnęła głośno. Odsunął się.

– Milej jest, gdy zamknie się oczy, chérie - podpowiadał cicho. – Spróbujmy jeszcze raz.