– Dwunastoletni król nie ma porządnego dworu – mruknęła rozczarowana Autumn.

Jej matka roześmiała się głośno.

– Będziesz miała swoją chwilę, ma bébé – obiecała. Otworzyły się właśnie drzwi i do pokoju wchodził cały rząd służących z talerzami, półmiskami, miskami, z których unosiły się smakowite zapachy. Nakryto stół, a potrawy ustawiono na pomocniku.

– Sam będę usługiwał madame la duchese - zwrócił się Adali do gospodarza i po chwili służba z gospody opuściła pokój.

– Dajmy sobie spokój z ceremoniami – postanowiła Jasmine. – Usiądźcie wszyscy do stołu. Adali na drugim końcu, Autumn, po mojej prawej, a pozostali, gdzie zechcą. Red Hugh pomógł jej zasiąść na honorowym miejscu. Podziękowała mu z uśmiechem.

Adali napełniał każdy talerz i podawał. Jako pierwsza kolację dostała pani, potem Autumn, a potem cała reszta. Na końcu nałożył porcję dla siebie. Podano karczochy gotowane na parze i oblane pikantnym sosem na bazie oliwy z oliwek. Był też boeuf bourguignonne z maleńkimi zielonymi cebulkami, marchewką pokrojoną w zapałkę, oblany gęstym, aromatycznym sosem. Były krewetki gotowane z koprem, tłusty kapłon faszerowany cebulą, selerem i pietruszką. Adali odkrawał cienkie, soczyste plastry. Była też wędzona szynka i dwa rodzaje sera, rzadki brie i twardy, angielski cheddar, ciepły jeszcze chleb prosto z pieca oraz gomółka świeżego masła. Na pomocniku czekał jeszcze jabłecznik i miska bitej śmietany. Podano mocne, czerwone wino i choć księżna wypiła dwa kielichy tego trunku, stwierdziła jednak, że wina z jej rodzinnej winnicy w Archambault są lepsze.

Po doskonałym posiłku służba z gospody przyszła zabrać naczynia, a chwilę później wniesiono dwie drewniane balie, po jednej do sypialni obu dam. Napełniono je pospiesznie gorącą wodą, w czym pilnie pomagali Fergus i Red Hugh. Jasmine i jej córka wykąpały się i położyły do łóżek. Lily, Rohana i Toramalli spały w pokojach swoich pań, a mężczyźni w saloniku, w którym wcześniej jedli kolację. Po raz pierwszy od wielu nocy wszyscy spali spokojnie, bo łóżka pod nimi już się nie kiwały. Gdy nadszedł ranek, zjedli porządne śniadanie, a Adali kazał przygotować kosz jedzenia na podróż.

Kilka następnych dni spędzili podróżując drogą wiodącą wzdłuż Loary. Każde miejsce, w którym zatrzymywali się po drodze, było równie wygodne, a Autumn zaczęła narzekać, że roztyje się na tej doskonałej, francuskiej kuchni.

– Nie musisz przecież jeść wszystkiego – zaprotestowała matka.

– Ale muszę mieć siły na podróż! – broniła się dziewczyna.

W Tours przekroczyli Loarę, która tam krzyżowała się z rzeką Chèr i ruszyli węższą drogą, która w końcu zwężała się do wąskiej jak wstęga dróżki pełnej dziur, wybojów i zamarzniętych kałuż. Nagie gałęzie drzew ocierały się o powóz, prawie zagradzając im drogę. Kiedy ostatnio tędy jechałam, droga nie była tak zarośnięta, pomyślała Jasmine. Ale przecież to było tak dawno temu. Będę musiała zatrudnić kilku ogrodników, a Guillaume będzie musiał ich tu skierować.

– Mamo! Och, mamo, spójrz! – Autumn wskazywała coś, a oczy płonęły jej z zaciekawienia. – Czy to Belle Fleurs, mamo? Jesteśmy na miejscu?

Jasmine wyjrzała. Przez chwilę ogarnęły ją piękne wspomnienia. Belle Fleurs było jej schronieniem, kiedy wraz z dwójką najstarszych dzieci uciekła przed Jamesem Leslie. Ale Jemmie ich odnalazł, i Belle Fleurs stało się miejscem kojarzącym się z miłością. To się już nigdy nie powtórzy, pomyślała Jasmine, ale może Autumn tutaj się zakocha. Chwyciła dłoń córki i uścisnęła ją.

– Tak, ma bébé, to Belle Fleurs – odparła.

ROZDZIAŁ 4

Zamek położony był na niewielkim pasie lądu, z trzech stron otoczony wodami jeziora. Od strony lądu rozciągał się piękny ogród obwiedziony niskim, kamiennym murem. Belle Fleurs wybudowano w roku tysiąc czterysta piętnastym, miał więc dwieście trzydzieści pięć lat, ale solidna konstrukcja budynku na tamte czasy była bardzo nowoczesna. Powstała z płaskich, grubo ciosanych rdzawoszarych kamiennych bloków. Belle Fleurs posiadał cztery wielokątne wieże, których pokryte czarnym gontem dachy przypominały kapelusze czarownic. Każda z nich znajdowała się w narożniku budynku. Powóz wjechał na podwórzec przez potężny most i wysoką, umocnioną bramę, z obu stron wspartą okrągłymi wieżyczkami.

Gdy pojazd się zatrzymał, nim Fergus zdążył zsiąść z kozła, podbiegł do nich mężczyzna w średnim wieku. Otworzył drzwi powozu, opuścił schodki i podał dłoń Jasmine, a potem jej córce.

– Witam, madame la duchese! - rzekł. – Jestem Guillaume. Mam nadzieję, że podróż była przyjemna.

Skłonił się uniżenie.

– Bardzo przyjemna – odparła, zaskoczona jego dwornością. – Czy dom jest gotowy do zamieszkania?

– Oui, madame. Czekałem tylko na pani przybycie z najęciem do pracy służby. Moja żona, Pascaline, i ja będziemy służyć pani i jej córce przez kilka dni. Widzę, że przyjechała pani z własną służbą.

– Potrzebni nam będą ogrodnicy do wycinania gałęzi wyrastających na podjazd do domu – odparła Jasmine. – Trzeba też wyrównać drogę. Za dużo na niej korzeni.

Mężczyzna zaprowadził je do środka. Za nimi podążyła służba. Kamienne schody prowadziły na niewielki ganek, a stamtąd głównymi drzwiami weszli do holu.

– Och – westchnęła z uśmiechem. – Jak dobrze tu znów być. – Zwróciła się do zarządcy: – Babka mówiła mi, że kiedyś domem zajmował się człowiek o imieniu Guillaume. Jesteś z nim spokrewniony?

– Guillaume i Migno to mój dziad i babka. Mieli przyjemność służyć pani przodkom, madame la duchese. Lord Marisco kupił ten zamek od hugenota po nocy świętego Bartłomieja, która miała miejsce tuż po ślubie Henryka z Nawarry z księżniczką Margot. Poprzedni właściciel uznał za stosowne skryć się w La Rochelle. Och, jest i moja poczciwa żona. Chodź, Pascaline, poznaj swoją panią i jej córkę. Zaprowadzisz panie i ich pokojowe do komnat.

Adali wysunął się naprzód. Z wiekiem nieco się przygarbił, ale wciąż miał władczy sposób bycia.

– Jestem majordomusem madame la duchese - rzekł. – Byłem już w Belle Fleurs. A to Fergus – skinął w jego stronę. – Jego żona Toramalli. Będą mieszkali razem. Wiem, że jest dla nich odpowiedni pokój w zamku. Kapitan straży przybocznej madame la duchese też będzie mieszkał w zamku. – Odwrócił się w stronę pulchnej Pascaline i uśmiechnął się nieznacznie. - Madame i mademoiselle życząsobie zjeść kolację w sali reprezentacyjnej. Wszystko już przygotowane, bonne femme?

– Oui, monsieur Adali – rzekła Pascaline i skłoniła się. Szybko uznała, że to on będzie tu wszystkim rządził. – Posiłek jest prosty, ale sycący.

– Doskonale! – odparł Adali. – A teraz, mes amies, jak najszybciej wnieśmy bagaże. Czuję w powietrzu zbliżający się deszcz.

– Adali znów bryluje – zaśmiała się Autumn, zwracając do matki. – Kiedy nie jesteśmy w swoim domu, czuje się zagubiony.

– Cóż, nie jest to Glenkirk – odparła Jasmine. – To tylko niewielki zameczek. Pod nami jest kuchnia i pokoje służby. Oprócz salonu na tym piętrze jest tylko biblioteka. Na górze sześć pokoi sypialnych. Kiedy znajdziesz czas na spacer, zobaczysz stajnie, zagrody dla psów, gołębnik i wolierę dla jastrzębi.

– Dom jest piękny, ale niewielki.

– Nie, to dom dla kochanków lub niewielkiej rodziny. Mój kuzyn ma wielki pałac w Archambault. Później cię tam zabiorę – obiecała Jasmine.

Rozpakowali się i w ciągu następnych kilku dni Autumn była zajęta przystosowaniem swego pokoju do własnych upodobań. Z okna rozciągał się widok na jezioro. Autumn siadała na kanapie pod oknem i wyglądała przez witrażowe szybki. Czasem je otwierała, by napawać się zapachem żyznej, francuskiej ziemi. Umeblowanie pokoju było proste i składało się z kilku starych, ale dobrze utrzymanych sprzętów w jasnego dębu.

Łóżko było duże i miało wysokie, rzeźbione motywami roślinnymi wezgłowie i dwa solidne słupy podtrzymujące baldachim. Może nie było tak wielkie, jak łoże mamy, ale w zupełności wystarczające. W pokoju stała też duża, dębowa szafa, w której Lily powiesiła jej suknie. Pozostałe rzeczy włożyła do ciężkiej dębowej bieliźniarki. Po jednej stronie łóżka ustawiono stolik, a naprzeciw znajdował się kominek z rzeźbionymi w kamieniu postaciami aniołków.

Zasłony baldachimu, zawieszone na mosiężnych kółkach, uszyto z różowego aksamitu. Poduszka ułożona na kanapie pod oknem miała kolor naturalnego lnu i wyszyto na niej różowe kwiaty. Za oknem dostrzec można było ogromną okiennicę, która miała za zadanie nie wpuszczać chłodnego powietrza do pokoju, ale można je było też zasłonić zasłonami z lnu i aksamitu. Pod łóżko wsunięto posłanie z grubego materaca dla Lily, a na nocnym stoliku stał świecznik. Po obu stronach marmurowej półki nad kominkiem stały małe, kwadratowe porcelanowe naczynia zawierające mieszankę aromatycznych ziół, których zapach rozchodził się po całym pokoju. Mimo dotychczasowych obaw związanych z życiem w tak odosobnionym, niewielkim domu, Autumn polubiła swój pokój i całe Belle Fleurs.

Adali, z pomocą Guillaume'a, najął nowych służących do zamku. Pascaline pozostała kucharką, ale potrzebne jej były dwie dziewczyny do pomocy oraz chłopak do szorowania garnków i ostrzenia noży. Zatrudniono również praczkę, trzy pomocnice dla niej, trzy pokojówki i trzech lokajów. Przyjęto dwóch ludzi do stajni. Ogrodnik i pół tuzina jego pomocników już pracowali w ogrodzie, zadbali o rośliny i oczyścili podjazd z gałęzi i samosiejek. Guillaume doglądał prac poza domem, a Adali kontrolował służbę w domu. Red Hugh i Fergus odpowiadali za polowania, bezpieczeństwo księżnej oraz jej córki. W ciągu dwóch tygodni praca w całym domu przebiegała gładko, a Autumn i jej matka miały wszelkie niezbędne wygody.