Sięgnęła po list wicehrabiny i usiadła w fotelu. Po dwukrotnej lekturze długo wpatrywała się w płomienie buzujące w kominku. List spoczywał na jej kolanach.

Napisany został przed tygodniem. Wicehrabina była wzburzona i bardzo się spieszyła Nie brakowało obraźliwych uwag pod adresem Mostynów. Najwięcej jednak napisała na temat romansu Kita Mostyna ze swoją córką.

Zrozpaczona Beth uświadomiła sobie, że rodowa waśń znów dzieli dwa rody. Nieszczęsny Kit umyślnie lub przez fatalne zaniedbanie sprawił, że dawny spór Trevithicków z Mostynami odżył na nowo.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Marnie wyglądasz – oznajmiła Charlotte, odsuwając kuzynkę na długość ramion. – Moim zdaniem za bardzo martwisz się o Kita i pannę Trevithick. Podróżowanie zimą też robi swoje. Powinno się tego unikać.

W domu przy Upper Grosvenor Street panowała osobliwa cisza. Ponury nastrój doskonale odzwierciedlał przygnębienie Beth. Przez długie cztery tygodnie była w podróży. Do Londynu zjechała dziesięć dni po Bożym Narodzeniu. Stolica świeciła pustkami. Trwał martwy sezon, bo całe towarzystwo wyjechało na wieś, żeby w domowym zaciszu odpocząć przed następnym sezonem. Ulice opustoszały. Niebo było szare, brakowało świątecznego nastroju, zwłaszcza w domu przy Upper Grosvenor Street, gdzie wszyscy czekali na wieści dotyczące Kita, pełni obaw, że będą złe. Po przyjeździe Beth Charlotte nabrała otuchy, ale na powitanie oznajmiła jej, że Kit nie dał znaku życia, a poszukiwania nie przyniosły żadnych efektów.

– Przykro mi, że wlokłaś się taki kawał drogi do Mostyn Hall tylko po to, by usłyszeć o moim wyjeździe do Londynu – ciągnęła Charlotte, prowadząc Beth do salonu. – Mój list zapewne minął się z tobą w drodze. Co w domu?

– Nie najgorzej. – Beth uśmiechnęła się smutno. Zdjęła rękawiczki i podeszła do kominka. – Wszyscy są pełni obaw, bo nie ma żadnych nowin o Kicie. Nikt nie wie, co się z nim dzieje. Po nagłym zniknięciu jeszcze się tam nie pokazał. – Sądziłam, że to pierwsze miejsce, gdzie w razie kłopotów mógłby się udać… – powiedziała Charlotte. Głos jej się załamał, twarz była ściągnięta bólem. – Przepraszam. Ledwie przestąpiłaś próg, a ja raczę cię złymi nowinami. Odłóżmy tę smutną rozmowę na później. Teraz każę podać herbatę.

Beth uśmiechnęła się.

– Porozmawiajmy tymczasem o czymś przyjemniejszym. Mimo kłopotów wyglądasz ślicznie. Jesteś taka rozpromieniona. Domyślam się, że masz dla mnie ważne nowiny.

Charlotte natychmiast poweselała.

– Zdaję sobie sprawę, że to nie jest odpowiedni moment, bo Kit przysporzył nam wszystkim tylu kłopotów i przykrości, ale… Tak! Justyn Trevithick i ja zaręczyliśmy się.

Beth spodziewała się, że usłyszy tę nowinę, ale kiedy to nastąpiło, ogarnęła ją zazdrość, którą natychmiast stłumiła i tak mocno uściskała Charlotte, że ta nie mogła złapać tchu.

– Kochanie, cieszę się twoim szczęściem. Sama widzisz, że zimowe podróże mają swoje zalety.

– Owszem. – Charlotte spłonęła rumieńcem. – To się stało, kiedy Justyn… to znaczy pan Trevimick odwoził mnie do Mostyn Hall.

– Tak przypuszczałam.

– Pobierzemy się wiosną. – Teraz Charlotte przytuliła kuzynkę. – Jak mogę być taka szczęśliwa, skoro Kit…

– Zasługujesz na pomyślną odmianę losu – przerwała Beth stanowczo. – Wreszcie nadeszła. Dość się nacierpiałaś.

Szczerze mówiąc, uważam, że to raczej pan Trevithick jest szczęściarzem, bo zdobył twoje serce.

Charlotte zarumieniła się i usiłowała protestować, a potem dodała:

– Bałam się oczywiście, że okropny postępek Kita spowoduje zerwanie zaręczyn, ale Justyn… – Zarumieniła się jeszcze bardziej. – Oznajmił stanowczo, że dla niego ta sprawa nie jest istotna. Na szczęście niewiele znaczy w swojej rodzinie, więc może robić, co chce. Gdyby chodziło o jego kuzyna lorda, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, ale… – Umilkła, a po namyśle mruknęła: – Tak czy inaczej sytuacja jest osobliwa.

Zasmucona Beth pokiwała głową. Słowa Charlotte potwierdziły wcześniejsze obawy, że Markus jest dla niej stracony i w przyszłości nic ich nie będzie łączyło. Raz jeszcze przypomniała sobie jego pożegnalne słowa. Może to i lepiej? Szalony romans na Fairhaven był poza wszelką krytyką. Beth wzdrygnęła się na samą myśl, co by mówiono w towarzystwie, gdyby sprawa wyszła na jaw. Skandal z uwiedzeniem i porzuceniem biednej Eleonory narobił mnóstwo zamieszania, więc jej naganny związek z Markusem nie zrobiłby już takiego wrażenia, ale plotkarze mieliby o czym rozprawiać,, W drodze do Londynu miała dość czasu, żeby zastanowić się nad tym, jak ułożyć sobie życie bez Markusa. Serce nie chciało słuchać zdrowego rozsądku. Beth okropnie tęskniła za ukochanym, a jej miłość nie osłabła pomimo braku nadziei na wspólną przyszłość. Z każdą godziną ubywało tylko wiary, że mogą być razem.

Ciężko opadła na krzesło.

– Natychmiast każę podać herbatę – oznajmiła Charlotte.

i zadzwoniła na służbę. – Opowiedz mi, co porabiałaś. Straszna ze mnie egoistka. Chciałam natychmiast podzielić się z tobą dobrymi nowinami, więc…

– Nie mów głupstw, kochanie – skarciła ją dobrotliwie Beth. Robiła dobrą minę do złej gry i uśmiechała się, chociaż zbierało jej się na płacz. – Szczerze mówiąc, nie mam żadnych nowin. Postanowiłam, że Fairhaven ma pozostać własnością lorda Trevithicka. Ta sprawa jest zakończona.

– Ależ, Beth! – Charlotte wyglądała na zaskoczoną. – Bardzo ci zależało na tej wyspie…

– To prawda. – Beth zacisnęła złożone dłonie. – Ale kiedy tam przyjechałam, okazało się, że moje wyobrażenia nie przystają do rzeczywistości. Potem wszystko ci opowiem, lecz na razie musisz być cierpliwa. Umieram ze zmęczenia.

– Naturalnie. – Charlotte spochmurniała, patrząc na wymizerowaną twarz kuzynki. – Jedno pytanie, Beth. Sądziłam, że lord Trevithick zamierza cię poprosić…

– Nie rozmawiajmy teraz o nim – przerwała stanowczo Beth. Nie miała ochoty tłumaczyć kuzynce, co się zdarzyło w czasie pobytu na Fairhaven. – Sprawa Eleonory i Kita jest przecież znacznie ważniejsza.

W tej samej chwili podano herbatę. Beth odetchnęła z ulgą, bo Charlotte zaabsorbowana obowiązkami pani domu zaprzestała pytań. Szkoda tylko, że spochmurniała na wzmiankę o zniknięciu brata.

– Kochanie, jakie to wszystko okropne! Przyjechałam z Mostyn Hall natychmiast po otrzymaniu wiadomości od pana Gough, choć sama nie wiem, na co mogę się tutaj przydać. Jak Kit mógł uwieść i porzucić tę nieszczęsną dziewczynę! To do niego niepodobne!

– Czy na pewno tak było? – zapytała Beth, biorąc od Charlotte filiżankę herbaty. Wolała rozmawiać o cudzych sprawach, choćby trudnych, niż roztrząsać własne problemy. – - W głowie mi się nie mieści, że okazał się zdolny do takiej podłości!

– Nie wiesz wszystkiego. Jest gorzej, niż sądziłam. – Charlotte była zbita z tropu. – Eleonora twierdzi, że wzięli ślub.

– Dlaczego uważasz, że to pogarsza sprawę? – żachnęła się nieco zirytowana Beth. Charlotte spojrzała na nią ze zdziwieniem, więc dodała pospiesznie: – Pani Trevithick powinna być usatysfakcjonowana. Obrączka na palcu sprawia, że wcześniejsze afery można uznać za niebyłe.

– To prawda, ale to małżeństwo zostało zawarte w atmosferze skandalu. – Charlotte wyglądała tak, jakby miała się za moment rozpłakać. – Dzień później Kit opuścił żonę i zniknął bez śladu. Nie do wiary, że okazał się zdolny do i takiej podłości.

Beth odstawiła filiżankę i ujęła zimne dłonie kuzynki.

– Moim zdaniem to jedno wielkie nieporozumienie. Coś się musiało wydarzyć. Mam nadzieję, że prawda wkrótce wyjdzie na jaw.

– Aż strach pomyśleć! Obawiam się najgorszego. – Charlotte mocno ścisnęła ręce Beth. – Nie muszę ci mówić, że na moje życzenie Gough szukał Kita wszędzie, lecz na próżno.

– Opowiedz mi wszystko ze szczegółami – poprosiła Beth. – Wątpię, żebym doszła do nowych wniosków, ale przynajmniej spróbuję.

Gdy Charlotte skończyła opowieść, herbata dawno wystygła. Zadzwoniły na służbę i kazały przynieść świeży napar. Beth szybko się zorientowała, że Charlotte wie wszystko od Justyna, dla którego źródłem informacji był Markus. Ten z kolei wziął na spytki Eleonorę. W największym skrócie chodziło o to, że dziewczyna nie chciała wyjść za wielbiciela, którego próbowała narzucić jej matka. W desperacji uciekła do Kita, błagając go o pomoc i ratunek. Według niej ukochany stanął na wysokości zadania, wyjednał, gdzie należało, stosowne pozwolenie i wziął z nią ślub, ale następnego dnia opuścił ją i zniknął. Nie miała od niego żadnej wiadomości i dlatego po pewnym czasie ze złamanym sercem i zszarganą reputacją wróciła do Trevithick House.

– Wicehrabina nie szczędziła córce słów potępienia – ciągnęła oburzona Charlotte, patrząc na Beth smutnymi niebieskimi oczyma. – Moim zdaniem tylko zaszkodziła Eleonorze swoją paplaniną. Teraz we wszystkich salonach plotkuje się o najbardziej osobistych szczegółach tego romansu i omawia powody, które sprawiają, że nie można unieważnić małżeństwa.

Beth z dezaprobatą uniosła brwi.

– O Boże! Żal mi Eleonory. Dobrze się składa, że większość znajomych z towarzystwa opuściła Londyn. Wkrótce sprawa ucichnie, bo straci urok nowości. Wyjdzie na jaw nowa afera i ludzie zapomną o wcześniejszym skandalu. Taka jest kolej rzeczy.

Charlotte nerwowym gestem wygładziła suknię.

– Justyn uważa, że po powrocie lorda Markusa, który jest do siostry bardzo przywiązany, sytuacja zmieni się na lepsze. Lord Trevithick zrobi wszystko, żeby ratować jej reputację, ale trudno powiedzieć, jak ma tego dokonać, jeśli Kit nie zostanie odnaleziony. – Głos jej się załamał. Po chwili szlochała rozpaczliwie, a Beth ściskała jej dłonie.

– Nie płacz, Charlotte. Wszystko będzie dobrze. Jestem tego pewna.

Nadrabiała miną i udawała optymistkę, żeby kuzynka nie popadła w czarną rozpacz.

– Bardzo przepraszam – powiedział kamerdyner Carrick, stając w drzwiach. – Przyszedł pan Justyn Trevithick.