– Wyglądasz gorzej niż ja się czuję – szepnęła Emily, kiedy czwartego dnia przebudziła się z drzemki.

– Rzeczywiście, czuję się okropnie – wyznał cicho Ian. – Od spania w fotelu mam ciągły skurcz w karku. Pewnie nie uwierzysz, jak ci powiem, ale prasowałem dzisiaj.

– To świetnie, możesz przejąć ode mnie tę robotę – zażartowała. – Ianie, dziś jest taka ładna pogoda; otwórz okno i wpuść trochę świeżego powietrza. Nie chcę, żebyś zaraził się ode mnie.

– Chyba już trochę za późno, żeby się o to martwić – stwierdził Ian szarpiąc się z oknem. W końcu udało mu się je otworzyć. – Jeśli dasz sobie radę sama, to jutro pójdę na zajęcia. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz wstawać z łóżka.

Emily przytaknęła skinieniem głowy.

– Nic mi nie będzie. Jak sądzisz, duże masz zaległości?

– Dam sobie radę.

– Przykro mi, Ianie. Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś.

– Byłaś bardzo chora. Ale ostatni raz cię posłuchałem. Bardzo mnie męczyła twoja głupota i to, że również ja okazałem się na tyle głupi, by być ci posłusznym. W końcu ja wiem lepiej.

A to znaczyło, że głupia jest Emily. Przecież ona nie wiedziała lepiej.

– Przepraszam cię, Ianie – powtórzyła.

– Emily, bardzo się o ciebie martwiłem. Czułem się taki… taki bezradny patrząc, jak leżysz. Kocham cię – dodał burkliwie. – A co do prasowania, to nie biorę tego na siebie. Masz ochotę na jajecznicę?

– Brzmi smakowicie. Ale bez tostów. Gardło wciąż mnie boli.

– Może chcesz jeszcze grogu?

– Chyba już wpadłam w nałóg – uśmiechnęła się. – Kocham cię, Ianie, całym sercem.

– Moje serce odwzajemnia to uczucie.

Emily podciągnęła się na poduszki. Wiedziała, że nic nie dzieje się bez powodu. Zachorowała, a wtedy Ian uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha. Opiekował się nią odkładając swoje zajęcia na kilka dni. – Dzięki ci, Boże – szeptała Emily – za to, że dałeś mi takiego dobrego, wspaniałego męża. Ale gdzieś w głębi duszy jakiś głos krzyczał – ty idiotko, ty głupia.

Tylko czas mógł pokazać, czy rzeczywiście była głupia, czy nie.


* * *

Ian miał rację, pomyślała Emily wychodząc spod prysznica. Ledwie zauważyła, kiedy minęły ostatnie trzy lata pełne znoju i zmęczenia. Czy to rzeczywiście możliwe, że wkrótce mieli obchodzić trzecią rocznicę ślubu? Emily marzyła się z tej okazji długa, gorąca kąpiel i relaksujący masaż, jaki Ian czasami jej robił, i właściwie była to jedyna rzecz, jakiej pragnęła. Chciała zjeść dobrą kolację z lampką wina, a potem namiętnie kochać się z mężem. Zamiast tego czekało ją uczczenie rocznicy w restauracji. Długą relaksującą kąpiel zastąpił szybki prysznic, a na kolację miała być chińszczyzna i piwo, które musieli zabrać ze sobą. Emily kupiła jednak na tę okazję nową sukienkę, w której, według Iana, wyglądała jak jego własna wspaniała tęcza. Suknia była śliczna – Emily podobał się kolor, lecz fason, jej zdaniem, nie był zbyt udany. W dodatku nie miała do niej odpowiednich butów.

Ale najważniejsze, że długie lata studiów i poświęceń wreszcie się skończyły. Teraz życie miało nabrać rozpędu. Emily będzie w końcu mogła rzucić pracę, urodzić dziecko i być może zacząć własne studia. Tym razem przyszła kolej na nią. Jutro miał się rozpocząć pierwszy prawdziwy dzień jej wspólnego życia z Ianem. Jutro po południu zamierzała zapisać się na uczelnię, na semestr jesienny.

Przyłapała się na tym, że uśmiecha się do siebie. W wieku trzydziestu jeden lat nie jest jeszcze za późno na wznowienie edukacji, pomyślała. Postanowiła, że następnego ranka dłużej sobie pośpi, a potem wstąpi do restauracji „Sassy Sallie’s”, powiedzieć że odchodzi. – Dzięki ci, Boże, że zesłałeś mi wreszcie ten dzień – mruknęła pod nosem.

Przeszła do sypialni i włożyła sukienkę, po czym zabrała się do malowania paznokci u nóg. Kończyła właśnie mały palec, kiedy wrócił Ian. Chwycił ją w ramiona i zaczął kręcić się z nią dookoła, a potem tak długo ją całował, że Emily miała wrażenie, iż za chwilę udusi się z braku powietrza.

– No, powiedz sama, czy wciąż nie przypominamy nowożeńców? – krzyczał uradowany.

– Jesteśmy nowożeńcami, oczywiście, że tak – odpowiedziała ze śmiechem. – Przyszedłeś o całe pół godziny wcześniej.

– Bo w końcu powiedziałem temu staremu draniowi, że dzisiaj jest moja rocznica ślubu i moja żona mnie potrzebuje. Szkoda, że częściej tego nie robiłem. Chyba nie masz mi za złe, prawda?

– Oczywiście, że nie. Naprawdę sądzisz, że mogłabym wypominać ci te wszystkie święta, urodziny i dwie poprzednie rocznice, podczas których cię nie było? I te weekendy, kiedy musiałeś zastępować kolegów? Nic z tych rzeczy! Zresztą, to wszystko mamy już za sobą. Musimy porozmawiać, Ianie, naprawdę musimy pomówić o naszej przyszłości.

– Wiem. Dziś przy kolacji. Idziemy do… no, zgadnij gdzie?

– Do „Chińskiego Ogrodu”.

– Pudło. Wybieramy się do, no, przygotuj się… do „Adolpho’s”. Już w ubiegłym tygodniu zarezerwowałem tam stolik. Nieważne, ile to będzie kosztować. Kelnerzy będą nam nadskakiwać i wypijemy szampana. To dla ciebie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, i nadszedł czas, kiedy zamierzam ci to ofiarować. Posłuchaj, kochanie, wiem, że zapłacimy pieniędzmi, które ty zarobiłaś, ale na razie nie mam nawet złamanego szeląga. Za to jutro będzie początkiem zmian. Powiedz, że nie masz nic przeciw temu, mój skarbie.

Emily uważnie wpatrywała się w męża. Nie zmienił się na jotę odkąd się pobrali. Te oczy koloru letniego błękitnego nieba wciąż potrafiły ją omamić. Z trudem tłumiła w sobie chęć przeczesania dłonią jego włosów o barwie pszenicy, Ian nie lubił, kiedy go tak głaskała. W białej koszuli i krawacie wyglądał niewiarygodnie przystojnie. Jego twarzy nie znaczyła ani jedna zmarszczka, podczas gdy u żony było ich już kilka. Emily przypuszczała, że to dlatego, iż w młodości dużo się opalała. Ciekawe, że w jej oczach Ian wyglądał jak należy dopiero wtedy, gdy się uśmiechał. W tej chwili akurat sprawiał wrażenie zmartwionego, niczym chłopiec, który coś przeskrobał. I tylko ona była w stanie sprawić, by w miejsce troski pojawił się na jego twarzy uśmiech. Jeśli nawet dzisiejsza kolacja kosztować będzie tyle, ile dwie raty kredytu, to co z tego? Od czasu do czasu trzeba zrobić coś szalonego i nieobliczalnego, a dziś przecież obchodzili rocznicę ślubu.

– Powiedzmy sobie po prostu, że nam obojgu należy się taki wyjątkowy wieczór i nieważne, ile trzeba będzie za niego zapłacić. Obiecaj mi, że na stoliku będą świeczki, bo jeśli nie, to nie idę – powiedziała chichocząc Emily. Bez trudu potrafiła znaleźć odpowiednie słowa, ponieważ od lat zajmowała się rozweselaniem Iana. Tym razem także udało się jej sprawić, by się uśmiechnął.

– Idę teraz pod prysznic – powiedział klaszcząc w dłonie – potem wskakujemy oboje w nasze nowe ciuchy i wynosimy się stąd. A kiedy wrócimy, będziemy się kochać przez całą noc. Co pani na to, pani Thorn?

– Moim zdaniem, to fantastyczny pomysł, doktorze Thorn – odparła, a w myślach prosiła Boga, by nie zmorzył jej przedtem sen. Pragnęła przetrwać ten wieczór i przez cały czas zachować pełną świadomość.

– Przyszedł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł – obwieścił Ian. – Pani Thorn, proszę za mną, uświadomiłem sobie, że pod prysznicem jeszcze tego nie robiliśmy.

Ian zaczął całować żonę i robił to tak długo, że bała się, iż za chwilę zaczną jej szczękać zęby. Poczuła nagły i silny przypływ adrenaliny. W końcu minął już miesiąc, gdy ostatnio się kochali.

– Jeszcze raz – jęknęła prosząco.

Całował ją więc dalej całą drogę do łazienki i potem pod strumieniem wody spływającej na nich z prysznicu. Cudowne odprężenie, jakie ogarnęło jej ciało, sprawiło, że poczuła się radosna. Kiedy we dwójkę opuszczali mieszkanie, chichotali niczym małe dzieci.

Dwadzieścia minut później dotarli do restauracji.

– Kiedy będziemy wychodzili, dostaniesz różę – szepnął jej do ucha Ian.

Emily uśmiechnęła się. Pomyślała, że miło będzie otrzymać kwiat; zostanie pamiątka po dzisiejszym wieczorze. A gdy zwiędnie, włoży go pomiędzy karty albumu.

Nagle Ian się zachmurzył.

– Obiecaj mi, że nie będziesz krytykować obsługi ani robić min, jeśli kelner popełni jakiś błąd.

– Dobrze, ale pod warunkiem, że zostawisz hojny napiwek – odparła cicho Emily.

– W porządku, umowa stoi. Zapomnij dzisiaj, że jesteś kelnerką i na miłość boską, nie wspominaj o tym nikomu, dobrze?

Znakomity nastrój prysnął jak bańka mydlana.

– Dlaczego? Wstydzisz się tego, co robię? A co mówisz o mnie swoim przyjaciołom?

– Nic im nie mówię. To nie ich interes. Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, nie wstydzę się twojej pracy. Nikt bardziej ode mnie nie ceni tego, co robisz.

– Docenianie czegoś i wstydzenie się tego, to dwie różne rzeczy.

– Wydaje mi się, że nie najlepiej zaczynamy wieczór. Zawróćmy z tej ścieżki i spróbujmy od nowa. Co by nie było, wciąż czuję się jak pan młody, więc zachowujmy się jak nowożeńcy. To rozkaz i masz się do niego zastosować, Emily.

– Tak jest – odparła uszczypliwie. Ian położył właśnie rękę na klamce, gdy drzwi otworzyły się. Cofnął się więc o krok i ukłoniwszy się grzecznie odźwiernemu, przepuścił żonę przodem. Kiedy byli już w środku, poprowadził ją do wydzielonego pomieszczenia, gdzie z boku stał szef sali z przewieszoną przez ramię nieskazitelnie białą serwetką.

– Jestem doktor Thorn, a to moja żona – oznajmił władczym tonem.

Emily wzdrygnęła się.

Sala, w której się znaleźli, była mała; stało tu dwanaście stolików i tyluż kelnerów czekało pod ścianą. Domyśliła się więc, że każdy kelner miał obsługiwać tylko jeden stolik. Emily od razu wiedziała, że w tej restauracji stoliki nigdy się nie przewracają. Tutaj kolacja trwa na pewno trzy godziny, a może i dłużej, jeśli goście nie spieszą się zanadto z kawą i likierami.

Szturchając lekko męża, Emily szepnęła mu do ucha: