– Cieszę się, Emily. I niech lepiej Ian stara się dać ci szczęście, bo będzie miał ze mną do czynienia. Rob i ja pokażemy mu, gdzie jego miejsce.

– Aggie – zaczęła szeptem Emily – chcę ci coś pokazać. Chcę, żebyś to zobaczyła i nie martwiła się o mnie więcej. Wczoraj w nocy, kiedy wróciłam do domu tak zmęczona, że wydawało mi się, iż straciłam czucie w rękach i nogach i miałam chęć po prostu rzucić się na łóżko tak jak stałam, zapaliłam światło i wtedy zobaczyłam, że do szyby przyklejony jest list. Najwyraźniej Ian wpadł do mnie wieczorem i zostawił go dla mnie. To właśnie cały on, a tak się wtedy rozpłakałm, że nie mogłam przestać. Znam ten list na pamięć, ale przeczytam ci go. Posłuchaj – powiedziała wyjmując zza stanika złożoną kartkę. – Chcę go mieć jak najbliżej serca. Zobaczysz, że ten list rozwieje twoje wątpliwości co do Iana.

– No, to czytaj – zachęciła Aggie, siadając na brzegu łóżka.


Kochana Emily,

Piszę do Ciebie „Kochana Emily”, bo na całym szerokim świecie nie ma droższej memu sercu, cudowniejszej kobiety, niż Ty, moja kochana. Kocham Cię tak bardzo, że chciałbym wyrazić to właściwymi słowami, jakich używają poeci w swoich wierszach, lecz nie umiem. Chcę, żebyś w głębi swego serca wiedziała, że kocham Cię ponad życie. I nigdy nie marzyłem nawet, że ktoś mógłby mnie kochać tak bardzo jak Ty. Możesz być pewna, że w pełni odwzajemniam Twoje uczucie.

Ty jesteś moim życiem, sensem mojego istnienia. Bez Ciebie nie osiągnąłbym tego co mam i nie miałbym tego, co wspólnie zdobędziemy jutro i przez wszystkie następne dni. Pragnę poświęcić swe życie na leczenie chorych i uszczęśliwianie Ciebie. Przyjdzie czas, że będę mógł dać Ci wszystko, czego tylko zapragniesz, i nie przestanę dawać do końca życia.

Ostatnie lata były bardzo trudne, zwłaszcza dla Ciebie, Emily. Ale w tym ciemnym tunelu już widać światełko. Obiecuję, że resztę swych dni poświęcę na to, by wynagrodzić Ci wszystkie wyrzeczenia.

Czułem potrzebę napisania tego listu właśnie dziś, w ten ostatni wieczór, zanim Ty i ja staniemy się jednością w pełnym znaczeniu tego słowa. Dziękuję Ci, Emily, za to, że jesteś właśnie taka a nie inna, za to, że mnie kochasz. Będę Cię kochać zawsze, aż do końca moich dni. Moje serce należy do Ciebie, moja kochana Emily.”


– Bardzo piękny list – orzekła Aggie.

– Będę go sobie czytała codziennie do końca życia, mimo iż znam go na pamięć. A kiedy już będę siwą staruszką siedzącą w fotelu na biegunach, otoczoną wnukami, pokażę im ten list i powiem, że na prawdziwą miłość warto zaczekać i że jest ona warta wszelkich wyrzeczeń, na jakie trzeba się zdobyć, żeby jej zaznać.


* * *

Państwo Thornowie z zapałem rozpoczęli swoje nowe wspólne życie. Atlanta w stanie Georgia znajdowała się wystarczająco daleko od New Jersey, by ani Emily, ani Ian nie musieli zawracać sobie głowy odwiedzinami rodziny, Ian uczęszczał na zajęcia w Akademii Medycznej Emory, a Emily znalazła pracę w podrzędnej restauracji o nazwie „Sassy Sallie’s”.

Tak więc Ian studiował, a jego żona pracowała. Monotonię ich życia przerywały jedynie wolne dni Iana, ale tych było niewiele i trafiały się rzadko. Emily zaczęła nawet pracować na dwie zmiany, po to tylko, żeby nie siedzieć sama w ciasnym mieszkanku, które nazywali swoim domem. Obydwoje jednak jakoś dawali sobie radę w przeciwieństwie do wielu innych małżeństw, które nie wytrzymywały długich rozstań, nie kończącej się pracy i braku towarzystwa. Trzy pary rozpadły się, bo żony złożyły pozew o rozwód. Za każdym razem, kiedy Ian opowiadał jej o czyimś rozwodzie i w jego oczach pojawiała się obawa, Emily jeszcze bardziej się starała i ciężej pracowała. – Nas to nie spotka, Ianie, przysięgam, że nie. – Wciąż i wciąż od nowa zapewniała męża, że ich małżeństwo jest inne, tym bardziej że, gdy się pobierali, oboje wiedzieli, co ich czeka. – Chcę, żeby ci się udało, żeby spełniło się twoje marzenie, a potem ja zabiorę się za siebie. – Zawsze, gdy to mówiła, Ian się uśmiechał. Ten uśmiech i ciepłe spojrzenie jego oczu były dla Emily siłą napędową. Aż do dnia, w którym zachorowała.

– Emily, przecież ty ledwie trzymasz się na nogach – zauważyła delikatnie Carrie, hostessa z nocnej zmiany. – Obserwuję cię od wczoraj. Idź lepiej do domu i połóż się do łóżka. W końcu tylko ty jeszcze nie chorowałaś na grypę, więc pewnie przyszła na ciebie kolej. Sallie na pewno nie będzie miała nic przeciw temu. Jesteś najlepszą kelnerką, jaką kiedykolwiek miała, więc nie zechce cię stracić. Masz czerwone policzki i założę się, że również gorączkę. Ubierz się i idź do domu. Nie ma wielkiego ruchu, a zostając do końca zmiany zarobiłabyś nie więcej jak dziesięć dolców. Ci faceci popijający w rogu nie należą do rozrzutnych. No już, nic nie mów, tylko idź do domu. Zadzwoń jutro, żeby powiedzieć jak się czujesz. I nie przejmuj się, jeśli nie będziesz w stanie przyjść. Sallie ma rezerwowych kelnerów na porę śniadaniową.

Emily westchnęła.

– Chyba masz rację. Wytłumacz mnie przed Sallie, dobrze?

Kiedy Emily dotarła do mieszkania, całym jej ciałem wstrząsały dreszcze. Zrobiła herbatę, ale upiła jej tylko trochę. Połknęła cztery tabletki aspiryny, wciągnęła na siebie ciepłą flanelową koszulę i położyła się do łóżka nakrywając się czterema kocami. Kiedy już prawie zasypiała, przy- pomniała sobie, że Carrie wsunęła jej do torebki zdjętą z półki baru butelkę brandy. Pomyślała, że przydałoby jej się teraz kilka łyków.

Zupełnie wyczerpana, zasnęła.

Budzik rozdzwonił się o wpół do piątej. Emily z trudem wyciągnęła rękę, żeby go wyłączyć i dać Ianowi pospać jeszcze godzinkę. Zwykle sama go budziła, gdy była już gotowa do wyjścia. A co więcej, podawała mu przy tym filiżankę porannej kawy.

Kiedy tym razem ręka odmówiła posłuszeństwa i nie zdołała jej wyciągnąć, Emily zrozumiała, że jest bardzo chora. Jakakolwiek była to choroba, dopadła ją w ciągu ostatnich dwóch dni. Teraz Emily poczuła, że bolą ją uszy i gardło, a oczy tak silnie łzawią, iż ledwie może odczytać godzinę na zegarze. Spróbowała się poruszyć, lecz było jej tak zimno, że aż szczękała zębami. Czyżby miała grypę? Ale któż choruje na grypę w maju? Chyba tylko ona.

– Ianie, obudź się. Jestem chora.

Ian mruknął coś pod nosem i odsunął się od niej. Pozbawiona bliskości jego ciała, poczuła się jeszcze bardziej zmarznięta. Zęby wciąż jej szczękały.

– Ianie, obudź się. Musisz zadzwonić do mojej szefowej i powiedzieć, że nie przyjdę dziś do pracy. Ian w jednej chwili usiadł na łóżku.

– Która godzina? O Boże, za piętnaście piąta. Spóźnisz się do pracy, Emily.

– Jestem chora, Ianie – wykrztusiła Emily. – O Boże, w ogóle nie mogę się rozgrzać i chyba mam gorączkę. Możesz mi podać aspirynę?

– Chryste Panie, Emily, jesteś cała rozpalona.

– Czułam, jak mnie powoli rozkłada. Już od dwóch dni łykam aspirynę.

– To właśnie cała ty; chcesz się leczyć sama. Ta cholerna grypa rozłoży cię na dwa tygodnie. Stracimy twoje dziesięciodniowe zarobki. Zachowałaś się idiotycznie, Emily.

Dziewczyna wtuliła twarz w poduszkę. Czyż to była jej wina, że zachorowała? Pewnie tak. Wszytkiemu była winna właśnie ona. Ian miał rację – niemądrze postąpiła próbując leczyć się sama po to tylko, żeby zaoszczędzić dziesięć dolarów.

– Przepraszam – powiedziała. – Byłam głupia. Nie gniewaj się na mnie.

– Nie gniewam się na ciebie. No masz, włóż tę grubą bluzę i wełniane skarpety. Zapytam gospodarza, czy ma jakiś przenośny grzejnik. Kaloryfery wyłączyli w zeszłym tygodniu. Teraz działa tylko klimatyzacja. Więcej koców już chyba nie mamy, prawda? – Emily potrząsnęła przecząco głową. – Zrobię ci trochę grogu. Może się wypocisz. Potrzebujesz czegoś jeszcze?

– Zadzwoń do Sallie.

– A tak. Zadzwonię. Zostanę dzisiaj przy tobie – oznajmił zmartwiony. – Ale przecież ty nigdy nie chorujesz, Emily. Przez te wszystkie lata, odkąd się znamy, tylko raz byłaś przeziębiona. – Zmierzył jej temperaturę, po czym popatrzył na nią zdziwiony. – O Boże, Emily, masz trzydzieści dziewięć stopni. Wezwę lekarza.

– Nie. Przecież ty już prawie jesteś lekarzem. Po prostu zaopiekuj się mną. Na grypę i tak nie można nic poradzić i sam dobrze o tym wiesz. Trzeba leżeć, dużo pić i łykać aspirynę, żeby zbić gorączkę. Zaufaj mi, Ianie. Nie dzwoń po lekarza.

Jedyne, o czym Emily mogła teraz myśleć, to była strata dziesięciodniowych zarobków.

– No dobrze, jeszcze zaczekam, lecz jeśli temperatura nie spadnie, wezwę doktora – zagroził Ian. – A teraz zupa – mamy jakąś w puszce? Kupię kilka sztuk, gdy wyjdę do sklepu. I miałem przyrządzić ci gorący grog. Jest chyba brandy, prawda? A sobie zrobię kawę i tosty. Może ty też chcesz?

– Ianie, idź na zajęcia. Tylko zadzwoń do mnie w ciągu dnia.

– Nie ma mowy. Zostanę przy tobie.

Około południa gorączka spadła o jeden stopień, a Ian po raz trzeci natarł żonę alkoholem, zużywając wszystko, co było w butelce. Emily piła drugą szklankę grogu, gdy Ian oznajmił, że wychodzi do sklepu po alkohol i aspirynę. Oczy niemal same jej się zamykały.

– Przyrzeknij, że nie zadzwonisz po doktora. Czuję się już lepiej, naprawdę. A do wieczora gorączka pewnie mi spadnie. Mówię poważnie, Ianie.

– Emily, jakiż będzie ze mnie lekarz, jeśli będę słuchał ciebie? Tobie jest potrzebny wykwalifikowany specjalista. Ja oferuję ci leczenie domowymi sposobami i to w najgorszym wydaniu.

– Ty sam jesteś dla mnie najlepszym lekarstwem. Musisz mi obiecać – wykrztusiła. – Przecież i tak czekają cię wydatki w aptece. A ja czuję się lepiej. Po prostu trzeba przez to przejść.

Minęły trzy dni, zanim Emily pozbyła się uczucia ciągłego zimna, gorączki i przestała się pocić. Ból w gardle nie był już tak dotkliwy, a dzięki kuracji kupionymi w aptece kroplami uszy też przestały ją boleć. Grog i aspiryna zrobiły wreszcie swoje albo, jak to ujęła Emily, grypa wkroczyła w kolejne stadium. W każdym razie chora ciągle piła płyny, które wmuszał w nią Ian czuwający cały czas przy jej łóżku.