Kochana Emily

Dear Emily

Przekład Małgorzata Dors

Moim najlepszym przyjaciołom

Carol i Bobowi Ventimiglia


Część pierwsza

1

Jakiś drażniący uszy dźwięk wyrwał Emily ze snu. Myślała, że to budzik Iana, ale zaraz przypomniała sobie, że mąż jest w podróży służbowej. Cóż więc tak dzwoniło? Wcisnęła głowę w puchową poduszkę, żeby nie słyszeć uporczywie dryndającego dzwonka. Uszu jej dobiegł świergot ptaków siedzących na parapecie. Czekały jak zwykle na nasionka i okruszki, które co rano im wysypywała. Cholera, chyba znów zaspałam, pomyślała. Kątem oka zerknęła na zegar; była dziesiąta piętnaście. – A niech to diabli – mruknęła – to przecież dzwonek do drzwi.

Chwilę później Emily wstała z łóżka i wkładając szlafrok wsunęła stopy w filcowe kapcie. Zanim jednak zdołała dojść do przedpokoju, uporać się z wyłączeniem alarmu, odsunąć zasuwę, przekręcić klucz w zamku i otworzyć drzwi, furgonetka firmy Federal Express była już daleko od jej domu. Emily schyliła się, podniosła cienką kopertę i wróciła z nią do środka. Nie zawracała sobie nawet głowy sprawdzaniem do kogo była adresowana, bo i tak z pewnością do Iana.

W kuchni przygotowała dzbanek kawy, włączyła piekarnik i wsunęła do niego blaszkę ze słodkimi bułeczkami ociekającymi tłuszczem i lukrem. Potem przez dobrą chwilę szperała w lodówce aż znalazła masło. Dzięki kuchence mikrofalowej mogła je idealnie rozmiękczyć. Następnie nalała do wielkiego kubka mniej więcej półcentymetrową warstewkę delikatnej śmietanki.

Czekając, aż śniadanie będzie gotowe, Emily zsunęła niebieską gumkę, którą obwiązana była poranna gazeta. Obiema dłońmi niedbale zebrała włosy w koński ogon i ściągnęła gumką. Zdecydowanie przydałaby się wizyta u fryzjera. Kobiecie w jej wieku nie pasowała już długa niesforna grzywa, jaką wciąż miała na głowie. – To twoja największa chluba, oślico – mruknęła pod nosem. Postanowiła, że jeszcze dzisiaj pójdzie do fryzjera, żeby obciąć i ułożyć włosy. Przynajmniej będzie miała co robić i zapełni sobie godzinę lub dwie.

Nalała kawę, po czym zajrzała do słodkich bułeczek i uznała, że nie będzie czekać aż się podpieką. Były wystarczająco ciepłe, by miękkie masło wsiąkło w nie bez trudu. Ułożyła je na dużym talerzu, jedną przy drugiej, i skropiła masłem. W niecałe dziesięć minut spałaszowała sześć bułeczek i popiła pierwszym kubkiem kawy. Zaraz też uzupełniła jego zawartość, dolewając także śmietanki. Teraz, kiedy zaspokoiła apetyt na słodkości, mogła zmierzyć się z brutalną codziennością opisywaną w gazecie. Chociaż prawdę mówiąc to, co działo się na świecie, niewiele ją obchodziło. W jej własnym życiu panował taki bałagan, że nie miała ani czasu, ani ochoty czytać o problemach, z jakimi borykało się społeczeństwo.

Emily sięgnęła do szuflady szukając papierosa. Paskudny nawyk. Ale skoro Ian pali, a przecież jest lekarzem, więc dlaczego ona nie miałaby tego robić? Zapaliła papierosa, zaciągnęła się, wprawnie wypuściła kółko dymu, oparła bolące nogi na kuchennym krześle i sięgnęła po list ze znaczkiem Federal Expressu, który wcześniej niedbale rzuciła na stół. Zaadresowany był do pani Emily Thorn, a jako nadawca figurował doktor Ian Thorn. Emily zamrugała ze zdziwienia. Dlaczego Ian napisał do niej i to przez Federal Express? Odsunęła kopertę od siebie. Podejrzewała, że mąż czegoś od niej chce. Ian wiecznie czegoś chciał. Pomyślała, że któregoś dnia sporządzi listę przysług, o jakie prosił ją Ian przez te wszystkie lata, tak po prostu, żeby wiedzieć, ile tego było. Uznała, że jeśli teraz nie otworzy listu, przynajmniej nic nie będzie musiała robić. Tylko Ian pewnie zadzwoni, żeby sprawdzić, jak jej idzie wykonanie zadania. W końcu postanowiła, otworzyć kopertę i mieć to z głowy. Czegokolwiek mąż od niej chciał, mogła przecież zabrać się do tego po wizycie u fryzjera, Ian lubił jej długie, kręcone włosy. Mawiał, że kiedy Emily nimi potrząsa, wygląda bardzo kusząco. Prychnęła pogardliwie. Wciąż jeszcze nie zabrała się do czytania listu.

Dopiero paląc piątego papierosa i pijąc czwarty kubek kawy, sięgnęła po sztywną kopertę, otworzyła ją i wyjęła kartkę papieru.

Najpierw zaczęły drżeć jej kąciki ust, a potem całe ciało. Spróbowała odchylić się do tyłu na obrotowym krześle, lecz nie mogła się poruszyć. Przemknęło jej przez myśl, że to dziwne, iż cała się trzęsie, a jednocześnie nie jest w stanie zmienić pozycji. – A niech cię diabli, Ianie, idź do jasnej cholery. – Chwyciła się poręczy krzesła, niczym dwóch lin ratunkowych, i tupnęła nogami. Przypomniała sobie ten dzień sprzed wielu lat, kiedy też dostała list od Iana. To było w przeddzień ich ślubu. Tyle lat temu…


* * *

– Nie mogę uwierzyć, że naprawdę wychodzę za mąż. A ty możesz to sobie wyobrazić, Aggie?

– Skoro wisi tu biała suknia i welon, chyba to prawda – stwierdziła najlepsza przyjaciółka Emily.

– Szkoda tylko, że jestem taka zmęczona. Wciąż trudno mi pojąć, że poszłam do pracy wczoraj wieczorem. Musiałam chyba nie być przy zdrowych zmysłach, ale w piątek napiwki są takie duże, że nie chciałam ich stracić. Mieliśmy dwa bankiety, dzięki którym zarobiłam sto pięćdziesiąt dolarów. Całkiem nieźle.

– Wyglądasz na kompletnie wykończoną. No i fakt, musiałaś chyba zwariować, skoro pracowałaś do trzeciej nad ranem. Emily, przecież ty rujnujesz sobie zdrowie.

– Może i tak, ale popatrz tylko, ile mam na koncie w banku. Wszystkie rachunki są zapłacone, i Iana, i moje. No i wreszcie bierzemy ślub, co prawda z siedmioletnim opóźnieniem, ale już za kilka godzin będę panią łanową Thorn, żoną doktora Iana Thorna.

Aggie zmrużyła oczy.

– Chodzi o te białe koszule i krawaty, zgadza się?

– To także, ale ja kocham Iana. Zakochałam się w nim jeszcze w dziewiątej klasie. On jest częścią mnie, tak jak ja jestem częścią niego.

– A teraz bez namysłu, prosto z mostu, powiedz… ile razy w ciągu ostatnich siedmiu lat widziałaś się z Ianem?

Emily opadła szczęka.

– Jakieś siedemdziesiąt pięć. Tak mi się wydaje… ale chyba więcej… zadajesz mi idiotyczne pytania, Aggie. Nawet nie masz pojęcia, jak ciężko jest Ianowi znaleźć choćby piętnaście minut wolnego czasu dla siebie samego. Przeważnie jest ledwie żywy ze zmęczenia. Często rozmawialiśmy przez telefon, wysyłaliśmy sobie pocztówki. Codziennie byliśmy z sobą w kontakcie. Już na samym początku naszej znajomości pogodziliśmy się z tym, że będziemy musieli zdobyć się na wiele poświęceń. Wiedzieliśmy, na co się decydujemy. I udało się. Dzisiaj jest wielki dzień. Nigdy w życiu nie byłam taka szczęśliwa. A Ian… on jest taki… taki szczęśliwy, że język mu się plącze ze zdenerwowania.

Aggie zacisnęła usta.

– Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, Emily. Ja nie potrafiłabym osiągnąć tyle co ty – powiedziała potrząsając głową.

– Tylko dlatego, że ty i Rob nie macie żadnego wspólnego marzenia, żadnego celu. A Ian i ja mieliśmy. Nie znaczy to oczywiście, że waszemu związkowi tego brakuje. Ale ja i Ian właśnie czegoś takiego potrzebowaliśmy.

– Zawsze mówiłaś, że nie chcesz mieć cichego wesela ze skromnym poczęstunkiem dla paru gości – przypomniała jej gderliwie Aggie.

– Rzeczywiście, tak powiedziałam. Ale byłam głupia. Nasze wesele kosztuje tylko czterysta pięćdziesiąt dolarów. Wolę, żeby było ciche, bo przynajmniej pieniądze zostaną w banku. I Ian się na to zgodził. Postanowiłam włożyć na tę okazję ślubną suknię mojej ciotki, a Ian ubierze się w swój najlepszy ciemny garnitur. I dla ciebie jest śliczna sukienka. Skromna, ale to wszystko, na co było nas stać. A zdjęcia będzie robił kolega Iana. Tort mamy od ciebie jako prezent ślubny. Czegóż więc niby nam brakuje?

– Chyba niczego. Po prostu chciałabym, żebyś była szczęśliwa, Emily.

– Ciągle to powtarzasz. A w tej chwili jestem najszczęśliwszą panną młodą w Scotch Plains w New Jersey.

– Nie ruszaj się, bo muszę ci zatuszować te ciemne plamy pod oczami. Nie mrugaj – ostrzegła Aggie nakładając podkład pod dolnymi powiekami. – Nałożę też nieco więcej różu na policzki, ponieważ wyglądasz bardzo blado. Przydałoby ci się posiedzieć trochę na słońcu, Emily.

– Nie mam czasu się opalać. Wiesz, co chcę podarować Ianowi z okazji ślubu?

– Co takiego?

– Wyciąg z konta. On nie ma zielonego pojęcia, ile pieniędzy zdołałam zaoszczędzić przez te siedem lat. Wyobrażasz sobie, że ani razu o to nie zapytał? Ani słówkiem.

– A ile zaoszczędziłaś?

– Dwadzieścia trzy tysiące dolarów. Nie wszystko trzymam na koncie. Część tych pieniędzy zainwestowałam, Ian wytrzeszczy oczy ze zdumienia.

– A co on podaruje tobie? – zainteresowała się Aggie.

– Nie wiem. Nie jestem nawet pewna, czy on wie, że pan młody powinien sprawić pannie młodej jakiś prezent. Mnie w każdym razie wystarczy jego nazwisko.

– Nie zapominaj o tych wszystkich białych koszulach, które będziesz musiała prasować – dodała Aggie nieco ostrym tonem.

– Czy mnie się tylko wydaje, czy ty nie lubisz Iana? – zapytała Emily.

– Lubię go. Jest czarujący. Oczywiście wtedy, kiedy ma na to ochotę. Ale jestem przekonana, że on cię wykorzystuje. Emily, przecież odkąd skończyłaś szkołę, harujesz jak wół. Pracujesz po siedem dni w tygodniu od tak dawna, iż mam wrażenie, że nigdy nie było inaczej. Ciągle jesteś zmęczona i nawet nie pamiętasz, jak to jest, gdy człowiek czuje się dobrze. Masz dopiero dwadzieścia pięć lat i już dokuczają ci żylaki. Powinnaś pójść z tym do lekarza.

Emily wybuchnęła śmiechem.

– Przecież teraz będę miała lekarza przez cały tydzień. A ja szanuję jego opinię.

– To wcale nie jest zabawne, Emily. O kurczę, będzie mi ciebie brakowało.

– Możemy do siebie pisywać. Nieczęsto wprawdzie, ale obiecuję, że będę się odzywać, Ianowi został jeszcze rok studiów, potem praktyka i dalsze studia, jeśli zechce zrobić specjalizację, a myślę, że tak, ale potem, Aggie, poświęcenia będą już za nami. Zacznę studia, urodzę dziecko i będę się cieszyć życiem. Fakt, że trzeba na to poczekać kilka lat, nie ma znaczenia. Przynajmniej będziemy razem. Ciesz się, że jestem szczęśliwa, Aggie.