Katarzyna ze ściśniętym sercem ruszyła za Flamandczykiem, a za nią milcząc podążał Bérenger. Wrażenie, że Tristan stał się kimś ważnym, utwierdziło się w niej na widok ustępujących przed nim rycerzy oraz usłużności, z jaką przyprowadzili mu konia. Tristan wskoczył na rumaka i mała grupa ruszyła ulicą Saint-Martin w stronę kościoła Świętego Jakuba. Niepokój Katarzyny wzrastał z sekundy na sekundę.
Tristan nie odzywał się przez całą drogę i zatrzymał się dopiero przed oberżą Pod Orłem, która, jako jedna z nielicznych, zachowała oznaki dawnej świetności.
– Zatrzymacie się tutaj – oznajmił pomagając Katarzynie zsiąść z konia. – Zamieszkiwali w niej angielscy kapitanowie, dlatego też nie ucierpiała w czasach nędzy. A oto imć Renaudot...
Istotnie, nadbiegał oberżysta, wycierając ręce w biały fartuch, z plecami zgarbionymi, gotowymi do ukłonu.
– Pan namiestnik! – wykrzykiwał. – Co za zaszczyt widzieć cię u nas! Czym może służyć moja skromna oberża?
– Namiestnik? – zdziwiła się Katarzyna. – Pan również? Czyj namiestnik?
– Pewnie chcesz powiedzieć, pani, że to tytuł nieco zdegradowany, czyż nie? Możesz być spokojna, jest nas tutaj tylko trzech: pan Filip de Ternant, pan Michał de Lallier, i ja: namiestnik oficerów. To znaczy, że odpowiadam za całą policję wojskową armii królewskiej. Muszę dodać, że pan de Richemont nadał mi także tytuł wielkiego mistrza artylerii i kapitana Conflans-Sainte-Honorine, lecz tę funkcję pragnąłbym porzucić i zostać przy żołnierzach...
– To dlatego rycerze oddają ci honory z takim szacunkiem... i z bojaźnią...
– W rzeczy samej! Boją się mnie, gdyż stosuję bez pardonu przepisy i dyscyplinę, bez których nie ma porządnej armii... a konetablowi zależy, ażeby jego armia była najlepsza.
– Bez pardonu?... Zawsze?
– Tak, zawsze! Dlatego musisz zaraz się dowiedzieć, by sytuacja była jasna, że to ja zatrzymałem kapitana de Montsalvy.
– Ty?... Jego przyjaciel?...
– Przyjaźń nie ma tu nic do rzeczy, pani Katarzyno. Spełniłem tylko swój obowiązek. Ale siądźmy do stołu. Podczas gdy pokojówki będą przygotowywać twój pokój, Renaudot poda nam coś do zjedzenia. Na szczęście zostało mu jeszcze kilka smakowitych wędzonek i kilka beczek wybornego wina, które uratował zamurowując część piwnicy. Dzięki naszemu zwycięstwu padnie więc jeszcze jeden mur w Paryżu! Przynieście no, przyjacielu, pełen dzban tego specjału! Ci podróżnicy przybywają z daleka i muszą się wzmocnić!
Po chwili Katarzyna, Tristan i Bérenger zasiedli przy stole naprzeciw wielkiego kominka pod girlandami młodej cebuli i wędzonymi szynkami wiszącymi z belek stropowych. Przed nimi cynowe kubki i miski sąsiadowały z bochnem chleba, solonymi śledziami, pieczoną gęsią i talerzem pełnym andrutów, a wszystko to w doborowym towarzystwie dwóch dzbanów wina z Romanee i Aunis.
Podczas gdy Bérenger rzucił się na posiłek jak wilk, Katarzyna, choć równie głodna jak on, nie tknęła jedzenia, przyjęła tylko kubek wina czekając z niecierpliwością na wyjaśnienia Tristana.
Ten zdziwił się niepomiernie, że Katarzyna nic nie je, gdyż zawsze uważał jej apetyt za godny podziwu.
– Czyżbyś nie była głodna? Jedz, moja droga, porozmawiamy później.
– Mój żołądek może poczekać, mój niepokój nie! Wiesz o tym dobrze. Dręczysz mnie, pozwalając snuć domysły... najgorsze oczywiście... To nie jest godne przyjaciela...
W jej głosie zabrzmiała zapowiedź gniewu. Tristan wyczuł to i na jego twarzy pojawiło się dawne ciepło. Wyciągnął ręce i chwycił dłonie Katarzyny leżące na stole, zdając się nie zauważyć, że były zaciśnięte w pięści.
– Jestem nadal twoim przyjacielem – oświadczył gorąco.
– Czy aby na pewno?
– Nie masz prawa w to wątpić! Zabraniam ci! Wzruszyła ramionami z przygnębieniem.
– A czyż możliwa jest przyjaźń pomiędzy dowódcą oficerów... a żoną zabójcy? Gdyż, jeśli się nie mylę, to właśnie dałeś mi do zrozumienia?
Tristan, który być może dla dodania sobie pewności zabrał się do krojenia pieczonej gęsi, której Beranger od dłuższej już chwili słał pożądliwe spojrzenia, podniósł nagle głowę oraz nóż i spojrzawszy na Katarzynę wybuchnął śmiechem. – Na świętego Quintina, świętego Omera i wszystkich świętych Flandrii! Ty nigdy się nie zmienisz, Katarzyno! Twoja wyobraźnia nadal cię nie opuszcza, jak wtedy gdy w przebraniu Cyganki rzuciłaś się na podbój tego grubasa La Tremoille’a i doprowadziłaś go do zguby. Czy kiedykolwiek jednak dałem ci powody, byś mogła zwątpić w mą przyjaźń?
– Powody nie... ale próby tak! Znasz mnie przecie, a wygląda mi na to, że chcesz zyskać na czasie, bym nie dowiedziała się, co takiego zrobił mój mąż.
– Mówiłem już! Zabił człowieka! Lecz ja wcale nie uważam go za zabójcę, gdyż działał raczej jako ręka sprawiedliwości.
– To dlaczego wsadziłeś go do Bastylii?
– Dlatego, że to zabójstwo było przede wszystkim poważnym aktem nieposłuszeństwa, jawnym pogwałceniem dyscypliny i otrzymanych rozkazów. Jeśli zwlekałem z wyjaśnieniem, to dlatego, byś dobrze mnie zrozumiała... a także byś zrozumiała konetabla, gdyż działałem z jego rozkazu.
– Konetabl – szepnęła Katarzyna. – On także mienił się naszym przyjacielem. Jest chrzestnym naszej córki... Jak on mógł...
– Na Boga, zrozum, że przede wszystkim jest najwyższą władzą w armii królewskiej. Jest dowódcą i nawet książęta krwi winni mu są całkowite posłuszeństwo! Po czym, widząc, że oczy Katarzyny wypełniły się łzami, jej palce zaś zaciskały kurczowo kulkę z chleba, dodał:
– A teraz przestań się boczyć na jedzenie! Pozwól, bym ci nałożył kawałek tej soczystej gąski! A potem wysłuchasz mej opowieści.
Katarzyna poczuła się zwyciężona i pozwoliła napełnić sobie miskę. Tristan rozpoczął swoją opowieść o tym, co zdarzyło się rankiem 17 kwietnia, nie opodal Bastylii.
– Kiedyśmy zdobyli miasto, a jego poprzedni właściciele stracili wszelką nadzieję, postanowili drogo sprzedać swą skórę i zamknęli się w Bastylii, która wydawała im się najsolidniejszym budynkiem w całym Paryżu. Było ich około pięciuset, Anglików jak i zwolenników poprzednich rządów. Był wśród nich Pierre Cauchon, a także Wilhelm Legoix, przywódca Wielkiej Rzeźni...
Katarzyna aż podskoczyła i krzyknęła z niedowierzaniem:
– Cauchon i Wilhelm Legoix? Jesteś pewien?
– Jak najbardziej! A co, czyżbyś ich znała?
– Czy ich znam? O tak! Jak zły szeląg!
– Jak to możliwe? Nie dziwię się co do Cauchona, którego zbrodniczy udział w straceniu Dziewicy Orleańskiej zna cała Francja, ale ten Legoix...
– Otóż w noc po spaleniu Joanny d’Arc, którą na próżno staraliśmy się uratować, ja i Arnold z garstką dzielnych ludzi, Cauchon kazał nas oboje zaszyć w skórzanym worku i wrzucić do Sekwany! Wyszliśmy z tego dzięki opatrzności boskiej i pomocy jednego z towarzyszy. Co zaś się tyczy tego Legoix... jest moim kuzynem!
Twarz Tristana zastygła ze zdziwienia.
– Twoim kuzynem? Jak to?
– A tak, że zanim przyjęłam nazwisko de Brazey, a potem de Montsalvy, nazywałam się po prostu Katarzyna Legoix. Mój ojciec i Wilhelm Legoix byli kuzynami. Kuzyn ten w kwietniu 1413 roku, w czasie wielkich zamieszek wznieconych przez Caboche’a, zmasakrował starszego brata mojego męża:
Michała de Montsalvy, koniuszego księżniczki Gujenny...
– Która jest teraz małżonką konetabla...
– Właśnie! Michał umarł na progu naszego domu, tłum rozerwał go na strzępy, a Legoix... dokończył go toporem... Powiedz mi, przyjacielu, to jego... Wilhelma Legoix zabił mój mąż?...
– W istocie! I ledwo zdążyliśmy na czas, by przeszkodzić mu w zabiciu również Cauchona. Najpierw zasztyletował Wilhelma, po czym powaliwszy biskupa na ziemię przygwoździł go nogą i chwycił za gardło.
Katarzyna słuchając tych słów, nagle wybuchła:
– Więc to tak! Przybyliście w porę! I jesteś z tego dumny! Dumny, że ocaliłeś życie tej świni, tego potwora, który spalił Joannę d’Arc! Zamiast mu przeszkadzać, sami powinniście powiesić potwora na pierwszej lepszej szubienicy! Co do mego męża, to wiedz, że nie tylko nie mam mu za złe tego, co zrobił, lecz sama postąpiłabym podobnie... a nawet gorzej, gdyż ten złoczyńca w pełni na to zasłużył. Który mężczyzna przyglądałby się bezczynnie zabójcy własnego brata?
– W takim razie dlaczego twój mąż nie powiedział, co łączyło was z tym Legoix i o krzywdzie, jaką wam wyrządził, kiedyśmy go zatrzymali? Wykrzykiwał tylko, że Legoix to ścierwo i że dokonał aktu sprawiedliwości.
– A gdyby powiedział, czy to by coś zmieniło? Czy sądzisz, że w tym kuzynostwie jest powód do dumy? Musisz wiedzieć, Tristanie, że mój mąż nie lubi przypominać, że jego żona pochodzi z rodziny zwykłego złotnika, który co prawda miał wielką duszę... lecz nie był szlacheckiego pochodzenia.
– To błąd – burknął Tristan – chociaż teraz rozumiem jego postępek i kocham was jeszcze bardziej. Jednak muszę przyznać, że wielcy panowie feudalni są niesamowicie zarozumiali. Zapominają bowiem, że ich przodkowie w czasach Merowingów byli często na wpół dzikimi, zwykłymi prostakami. Lecz jaśniepaństwo było zaraźliwe jak ospa! I nie tylko nie wyleczyli się z niego, lecz na dodatek przekazali je w spadku swoim potomnym, i to w jeszcze poważniejszej postaci. Prawo wymierzania samemu sprawiedliwości! Oto przywilej, na którym najbardziej im zależy... i który pchnął pana Arnolda do zbrodni, pomimo rozkazów konetabla. Po aresztowaniu go jego rycerze wycofali się na swoje kwatery, odmawiają wszelkich usług i pokazują kły gotowi do ataku. A zwłaszcza dwóch jasnowłosych olbrzymów, którzy grożą, że rozwalą Bastylię kamień po kamieniu. Nazywają się Renaud i Amaury de...
– ...de Roquemaurel! – dokończył Bérenger z dumą. – To moi bracia, panie namiestniku, i jeśli grożą zburzeniem Bastylii, musicie mieć na nich baczenie, gdyż są zdolni to zrobić!
"Katarzyna Tom 6" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 6". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 6" друзьям в соцсетях.