– Potrafię! Lecz... jeśli tak łatwo przeskoczyć ten mur, to dlaczego mój mąż dotąd jeszcze nie uciekł?
– Ponieważ pałac Księcia jest pilnie strzeżony przez najwierniejszych eunuchów Zobeidy. Jest ich wielu, są jej ślepo oddani, a ich bułaty tną gładko!
Nie było to zbyt pocieszające. Niemniej Katarzyna kazała sobie dokładnie objaśnić drogę, najpierw do pokoju Marii bez wzbudzania zainteresowania, potem do tajemniczych małych drzwi, które młoda odaliska opisała jej z niezwykłą dokładnością.
– Można by rzec, że znasz je bardzo dobrze! – zauważyła Katarzyna. – W ogrodzie kalifa rosną wielkie, soczyste śliwki, które mi bardzo smakują, a są przeznaczone wyłącznie na stół kalifa... – przyznała ze wstydem Maria.
Katarzyna roześmiała się, słysząc o takim łakomstwie, i przyjaciółki spędziły dalsze chwile na rozmowie, czekając aż zapadnie noc.
Plan, jaki wspólnie uknuły, nie mógł się powieść w pełnym słońcu, dlatego czekanie na ciemności wydało się Katarzynie całą wiecznością, tym bardziej że każda nadchodząca noc była dla niej istną męczarnią, zbyt dobrze bowiem wiedziała, w jaki sposób Zobeida zapełniała Arnoldowi nocne godziny.
Na widok zachodzącego słońca Katarzyna odetchnęła z prawdziwą ulgą, a kiedy jej niewolnice przyniosły wieczerzę, kazała im wszystko zostawić i znikać.
– Wrócimy, by położyć cię do łóżka, pani – oznajmiła główna służąca.
– Nie, nie trzeba. Położę się sama. Moja przyjaciółka zostanie jeszcze przez chwilę ze mną. Chcę, żebyście nas zostawiły w spokoju! Uprzedź Moraymę, że zwalniam ją z wieczornych odwiedzin. Nie potrzebuję niczego oprócz spokoju.
Możesz zgasić część lamp. Silne światło razi mnie w oczy!
– Jak sobie życzysz, pani! Życzę ci przyjemnej nocy!
Kiedy tylko niewolnice zniknęły, pozostawiając obie kobiety w półmroku, Katarzyna i Maria skubnęły trochę baranich zrazików i miodowych ciasteczek, po czym zabrały się za wprowadzenie planu w życie.
Maria zdjęła z siebie wszystkie rzeczy i wręczyła je Katarzynie, ta zaś podała jej swoje. Były prawie tego samego wzrostu, Katarzyna była tylko nieco szczuplejsza, toteż mocniej ścisnęła w pasie niebieskie, muślinowe spodnie Marii. Następnie obie kobiety podarły długie woale i wykonały z nich więzy, którymi Katarzyna spętała przyjaciółkę, uprzednio włożywszy ją do swego łóżka.
– Nie zapomnij mnie zakneblować! – przypomniała Maria – Inscenizacja musi być przekonywająca.
Posłużyła do tego jedwabna chusta, lecz zanim Katarzyna zatkała nią usta przyjaciółce, ta powiedziała: – Uważaj, żebyś cały czas była szczelnie zakryta, nawet jeśli będzie ci to przeszkadzać w pokonaniu muru. A teraz, do dzieła! I niech Bóg ma cię w swej opiece!
– I ciebie, Mario! Bądź spokojna, nie zapomnę o danej ci obietnicy... chyba że zginę!
– To się rozumie samo przez się! A teraz zaciśnij knebel! Upewniwszy się, czy Maria może oddychać, gdyż realizacja planu mogła zabrać parę dobrych godzin, Katarzyna pochyliła się nad nią i pocałowała ją w czoło. Zaciągnęła zasłony wokół łóżka i odeszła parę kroków, by sprawdzić efekt tych przygotowań. Za cienką zasłoną z muślinów Mana przypominała ją samą... Iluzja doskonała... Katarzyna owinęła się niebieskim woalem przyjaciółki, włożyła jej spodnie i krótką, ledwie zasłaniającą piersi bluzkę. Pomimo woalu czuła, że jej ruchy nie są skrępowane i po krótkim pożegnaniu, pewnym krokiem oddaliła się w stronę drzwi.
Strażnicy, jak zwykle, skrzyżowali przed nią lance, lecz ona, naśladując najlepiej jak tylko potrafiła głos swej nowej przyjaciółki, powiedziała: – Wracam do siebie! Przepuśćcie mnie! Jestem Aisza!
Jeden z eunuchów odwrócił do niej swoją szeroką, czarną twarz ze spłaszczonym nosem i rzucił szyderczo: – Dość późno wracasz! A co porabia faworyta?
– Śpi! – odparła Katarzyna, zaniepokojona tymi nieoczekiwanymi pytaniami. – Pozwól mi przejść!
– Muszę najpierw sprawdzić, czy nie wynosisz czegoś – odparł opierając lancę o mur. – Faworyta dostała wiele cennych prezentów I Murzyn jął ją obmacywać z taką gorliwością, że Katarzyna zaczęła wątpić w całkowity brak męskości tego eunucha. Słyszała, że niektóre z tych odpychających istot nie są całkowicie wykastrowane, co może tłumaczyć ich dziwne apetyty. Ten musiał być jednym z nich, więc kiedy zabrał się do odpinania jej paska, stanowczo zaprotestowała: – Zostaw mnie w spokoju! Bo zacznę krzyczeć!
– Nikt cię nie usłyszy. Mój towarzysz jest głuchoniemy, a na dodatek nienawidzi kobiet!
– Zawołam faworytę! – rzuciła odważnie. – Jest moją przyjaciółką i jeśli przyjdzie, to biada ci! Każe kalifowi ściąć ci głowę, a on z pewnością nie odmówi jej tak skromnego prezentu!
Katarzyna z zadowoleniem zauważyła, że Murzyn poszarzał ze strachu. Eunuch cofnął ręce i chwyciwszy swą lancę, wzruszył ramionami.
– To już nie można nawet trochę pożartować... Zmykaj więc, ale szybko!
Jeszcze się spotkamy!
Katarzyna nie kazała sobie tego powtarzać dwa razy i zamotawszy szczelniej swój woal zniknęła w ciemnościach zalegających na patio. Bez wahania przeszła przez ogród i znalazła się w samym sercu haremu, w sali Dwóch Sióstr, nazywanej tak z powodu dwóch olbrzymich bliźniaczych płyt zdobiących ją na samym środku. Tu zaczynało się niebezpieczeństwo, gdyż w tej świetlanej sali, ozdobionej stalaktytami jak jakaś nadmorska grota, pod jej przezroczystymi kopułami podobnymi do plastra miodu przebywało kilka kobiet. Leżąc na kanapach, poduszkach i dywanach rozmawiały, jadły słodycze lub drzemały. Inne spały tutaj, nie mając własnego pokoju.
Na szczęście, żadna z nich nie zwróciła na Katarzynę uwagi. Kobiety zazwyczaj nie interesowały się tym, co robią inne, chyba że którąś z nich wezwano do kalifa. Były podobne jedna do drugiej, a ich życie upływało w gnuśności i nudzie.
Katarzyna przeszła przez salę, powtarzając sobie wskazówki Marii, żeby się nie zgubić i żeby wyglądać na taką, która zna doskonale rozkład pomieszczeń. Za rzędem kolumienek znajdowała się perła Alhambry i haremu zarazem: dwanaście lwów z białego marmuru otaczających fontannę. Z ich pysków tryskały strumienie wody, spływając do wykutych w czerwonej ziemi kanałów, wyłożonych zielonymi i złotymi kafelkami. Olbrzymie drzewa pomarańczowe napełniały zapachem patio, gdzie ciszę przerywał jedynie szmer wody w fontannach i łagodny odgłos przelewającej się w marmurowym basenie wody. Katarzyna wyobraziła sobie siebie i Arnolda w tym bajkowym miejscu... Jakże musiało być cudownie kochać tutaj, słuchać szmeru wody i zasnąć pod tym niebem usianym gwiazdami, rzucającymi łagodny blask na wielobarwne dachówki pokrywające pawilony galerii... Szybko jednak otrząsnęła się z marzeń i przeszła bez szmeru przez patio, którego w ciszy strzegły lwy, stojąc na wyprostowanych nogach. Pokój Marii znajdował się tuż obok, a dalej ciągnął się ciemny korytarz, na końcu którego Katarzyna znalazła wreszcie małe drzwi wiodące do ogrodów. Miejsce to było tak ciemne, że z trudem namacała zamek. Wyciągnąwszy zza paska ukryty tam sztylet, włożyła go do zamka, który po kilku próbach puścił. Cedrowe drzwi otworzyły się bezszelestnie; Katarzyna prześlizgnęła się na zewnątrz i poczuła pod stopami piasek. Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, bez trudu więc dostrzegła w głębi ogrodu rząd cyprysów i mur broniący dostępu do apartamentów Zobeidy. Wkrótce pokonała i tę przeszkodę. Przed jej oczami za szerokim lustrem wody pojawiły się zgrabne, oświetlone podcienia, pod którymi kręcili się niewolnicy, i kwadratowa wieża Dam, stanowiąca część apartamentów Zobeidy. Po prawej stronie, w otoczeniu cyprysów i drzewek cytrynowych, Katarzyna z biciem serca zauważyła pawilon, który, zgodnie z opisem Marii, musiał być pałacem Księcia. Jego smukłe kolumny i elegancka wartownia odbijały się w tafli wody. Tam również paliły się światła i Katarzyna spostrzegła groźne sylwetki eunuchów w żółtych turbanach i szerokich, haftowanych spodniach. Uzbrojeni w błyszczące bułaty, wolnym krokiem chodzili tam i z powrotem przed wejściem do apartamentów.
Katarzyna przez chwilę obserwowała pawilon, starając się dostrzec znajomą sylwetkę. Nie miała jednak pewności, czy jest w środku i czy jest sam... Jak dostać się do tak dobrze strzeżonego budynku?...
Nie znajdując odpowiedzi na te pytania, chyłkiem przemknęła się do rzędu cyprysów i wtedy, ku jej radości, na progu pawilonu ukazał się Arnold. Był sam.
Wolnym krokiem zbliżył się do tafli wody i usiadł na marmurowym brzegu basenu. Tym razem nie był pijany, lecz jego twarz wyrażała samotność i nudę. Nadarzała się jedyna okazja, żeby się do niego zbliżyć. Nie zastanawiając się dłużej, Katarzyna zzuła pantofle pod drzewami i rzuciła się w stronę męża...
W chwili kiedy ukazała się blisko basenu w miejscu oświetlonym przez lampki oliwne, czyjeś mocne ręce chwyciły ją za ramiona. Chcąc wyrwać się z trzymających ją szponów krzyknęła, na co Arnold odwrócił głowę. Trzymało ją dwóch potężnych Sudańczyków, chociaż wystarczyłby jeden. Pomimo dławiącego ją strachu widziała tylko jedno: swego męża. Był tuż obok niej! Na wyciągnięcie ręki! Chciała krzyknąć jego imię, lecz głos uwiązł jej w gardle. Tymczasem, ku zgrozie Katarzyny, obok Arnolda pojawiła się księżniczka Zobeida.
Na jej widok Sudańczycy trzymający Katarzynę stanęli na baczność, nie wypuszczając jednak swego więźnia z rąk.
– Co tu się wyprawia? Co to za hałasy? – spytała księżniczka.
– Złapaliśmy kobietę ukrywającą się w ogrodzie, pani! Przeszła przez mur. Szliśmy za nią aż tutaj.
– Dajcie ją tu bliżej!
Katarzyna została zawleczona przed oblicze Zobeidy, rzucona na kolana i przytrzymana siłą w tej pozycji. Arnold widząc to skrzywił się z obrzydzeniem i odszedł na bok. Serce Katarzyny waliło jak oszalałe. Och, gdyby tak można było wykrzyczeć jego imię, schronić się w jego ramionach! Niebezpieczeństwo było jednak zbyt duże, zarówno dla niej, jak i dla niego.
"Katarzyna Tom 5" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 5". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 5" друзьям в соцсетях.