Nad lustrem wody, w której odbijały się gwiazdy, w zacisznym otoczeniu krzewów jaśminowych leżały jedwabne materace i aksamitne poduszki. Sułtan położył nań Katarzynę, po czym niecierpliwie zerwał z siebie gandurę i cisnął precz. Ciężki, wysadzany szmaragdami pas, ciśnięty do basenu, wkrótce zniknął z powierzchni wody. Wreszcie sam osunął się na poduszki i przyciągnął ją do siebie drżącą, niezdolną do obrony i oczarowaną urokiem tego mężczyzny i tego bajkowego miejsca przesyconego zapachami nocy, cykaniem cykad i czułym śpiewem słowika. Kalif biegły był w sztuce miłości i Katarzyna bez oporów oddała się wyrafinowanej grze, odbierając w momentach jego rozkoszy swoją porcję przyjemności.
A wielkie lustro wody, nad którym wznosił się srebrzysty sierp księżyca, w milczeniu odbijało obraz dwóch złączonych ciał.
Wydajesz się ulepiona z wszystkich kwiatów rosnących w tym ogrodzie, Jutrzenko, a twoje spojrzenie jest czyste, jak kryształowe wody górskich potoków. Kto, o najwonniejsza z róż, nauczył cię sztuki kochania?...
– szeptał sułtan do ucha Katarzyny.
Słysząc te słowa, zaczerwieniła się, błogosławiąc cień rzucany przez jaśminy, który ukrył jej zmieszanie. To prawda, lubiła się kochać i jeśli jej serce należało tylko do jednego, jej ciało potrafiło docenić wyrafinowane pieszczoty mistrza rozkoszy. Odpowiedziała z nutą hipokryzji: – Któraż uczennica nie nabrałaby wprawy przy takim mistrzu jak ty, panie? Jestem twoją niewolnicą, panie, i muszę cię słuchać.
– Czyżby? Sądziłem, że... ale dla kobiety takiej jak ty potrafię okazać cierpliwość. Nauczę cię kochać mnie nie tylko ciałem, ale i sercem. Nie będziesz tutaj miała nic innego do roboty, jak dać mi każdej kolejnej nocy rozkosz większą od poprzedniej.
– Każdej nocy, panie? A pozostałe kobiety?...
– Kto raz zakosztował boskiej ambrozji, już nigdy nie zadowoli się mdłym, baranim sadłem!
Katarzyna uśmiechnęła się, lecz wkrótce jej uśmiech zniknął na wspomnienie dzikich, kocich oczu Egipcjanki Zory. Oczu, przypominających oczy tej strasznej i nieszczęśliwej Marii de Comborn, która chciała ją zabić i którą Arnold zasztyletował... Było oczywiste, że sułtan chciał uczynić z niej swoją faworytę i Katarzyna obawiała się, że przestrogi Moraymy nie powstrzymają Egipcjanki przed zbrodnią, jeśli ta zostanie odrzucona przez kalifa...
– Czynisz mi wielki zaszczyt, panie... – zaczęła, lecz natychmiast przerwała, gdyż w tej chwili w podcieniach pojawili się jacyś ludzie z łuczywami, rzucającymi na pogrążony w mroku ogród czerwonawe blaski.
Muhammad podparł się na łokciu i zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
– Kto ośmiela się przeszkadzać mi o tej porze?
Ludzie sułtana prowadzili młodego, wysokiego, chudego mężczyznę z krótką, czarną brodą i w purpurowym turbanie na głowie. Sądząc po jego aroganckiej minie i bogatym stroju, musiał to być jakiś wysoki dostojnik. Katarzyna nagle rozpoznała w nim jednego z myśliwych, którzy tamtego ranka towarzyszyli Arnoldowi.
– Kto to? – spytała.
– To Aben-Ahmed Banu Saradj... nasz wielki wezyr – odparł kalif.
– Musiało stać się coś ważnego, jeśli ośmielił się przyjść aż tutaj.
W jednej chwili mężczyzna, który wydał się Katarzynie taki ludzki, stał się ponownie wszechmocnym kalifem, komandorem wiernych, przed którego obliczem każdy człowiek, bez względu na pozycję, powinien chylić czoła. Pośpiesznie zakryła swą nagość wśród poduszek w najciemniejszym miejscu pod jaśminami, Muhammad zaś przywdział gandurę i wyłonił się z gniazdka. Na jego widok niosący pochodnie padli na twarz, a wielki wezyr giął w pokłonach swoją dumną postać odzianą w brokaty. W blasku płomieni wyglądał jak wielki rubin, lecz błyski, jakie można było dostrzec w jego oczach, nie spodobały się Katarzynie. Wydał jej się człowiekiem fałszywym, okrutnym i niebezpiecznym.
– Czego chcesz, Aben-Ahmedzie? Czego szukasz o tej nocnej godzinie?
– Jedynie niebezpieczeństwo mogło skierować moje kroki do ciebie, komandorze wiernych, i zmusić mnie do przerwania rzadkich godzin odpoczynku. Twój ojciec, waleczny Yusuf, opuścił Gibraltar na czele swych berberyjskich jeźdźców i kieruje się na Grenadę. Pomyślałem, że należy uprzedzić cię o tym bez zwłoki...
– Dobrze uczyniłeś! Czy wiadomo, dlaczego mój ojciec opuścił swoją kryjówkę?
– Nie, Panie Wszechmocny, nie wiadomo, lecz jeśli zechcesz przyjąć radę wiernego sługi, sądzę, że mądrość nakazuje, byś wysłał wojska na spotkanie Yusufa, w celu zbadania jego intencji.
– Nikt oprócz mnie nie może sobie pozwolić na badanie zamiarów wielkiego Yusufa. Jest moim ojcem i mój tron był jego tronem. Jeśli ktokolwiek ma się udać na jego spotkanie, to tym kimś mogę być tylko ja, gdyż tego wymagają odwieczne więzy krwi... tym bardziej jeśli Yusuf chce wojny.
– Nie lepiej w takim przypadku, byś się bronił, panie?
– Czy bierzesz mnie za kobietę? Idź wydać rozkazy! Każ osiodłać konie i niech Maurowie będą w pogotowiu! Pięćdziesięciu ludzi będzie mi towarzyszyć.
– Nie więcej? Ależ to istne szaleństwo, panie!
– Ani jednego więcej! Odejdź! Za chwilę wracam do Alhambry! Aben-Ahmed, zgarbiwszy się pod siłą spojrzenia kalifa, wycofał się, lecz Katarzyna zauważyła w jego ciemnych oczach złowróżbne błyski radości, kiedy Muhammad zapowiedział swój wyjazd z Grenady. Po zniknięciu wezyra Muhammad zbliżył się do swej nowej faworyty i klęknąwszy przed nią, pogładził jej splątane włosy.
– Muszę cię opuścić, moja cudowna różo, i dlatego smutno mi na sercu. Będę się jednak śpieszyć, by nie strawić zbyt wielu nocy z dala od ciebie.
– Czy to niebezpieczna wyprawa, panie?
– A co to takiego niebezpieczeństwo? Panowanie rodzi każdego dnia wciąż nowe niebezpieczeństwa. Czają się wszędzie: i w kwiatach w ogrodzie, i w kubku miodu podanego ci niewinną ręką dziecka, i w słodkim zapachu... Może i ty sama jesteś najbardziej upajającym z nich... i najbardziej śmiertelnym?
– Panie, chyba nie wierzysz własnym słowom?
– Rzeczywiście, co się tyczy ciebie, nie! Masz zbyt łagodne, zbyt czyste oczy! To zbyt okrutne, że muszę cię opuścić...
Kalif całował ją długo i namiętnie, po czym wstał i klasnął w dłonie.
Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zza ciemnego szpaleru cyprysów wyskoczyła okrągła jak beczułka Morayma. Kalif pokazał jej młodą kobietę schowaną wśród poduszek i rzekł: – Odprowadź ją do haremu... i strzeż jak oka w głowie! Dopilnuj, żeby niczego jej nie zabrakło podczas mej krótkiej nieobecności! Gdzie ją ulokowałaś?
– Przy małym dziedzińcu kąpielowym, panie... Nie wiedziałam wtedy, że...
– Zainstaluj ją w dawnych apartamentach Aminy... tych, które przylegają do wieży Wodnej. Daj jej tyle służby, ile uznasz za konieczne, lecz przede wszystkim strzeż jej! Odpowiadasz własną głową za jej bezpieczeństwo!
Katarzyna zauważyła strach w oczach Moraymy. Najwyraźniej rezultat jej zabiegów przewyższał pokładane w nich nadzieje i stara Żydówka nie spodziewała się tak gwałtownych narodzin nowego i żarliwego uczucia swego władcy i pana. Dało się to odczuć w uniżoności, z jaką zwróciła się do nowej faworyty, co ją szczerze rozbawiło.
– Chcę, abyś przyniosła mi moje woale! Nie mam zamiaru tkwić bez końca w tych poduszkach!
– Już po nie biegnę, Jutrzenko! Tylko się nie ruszaj! Drogocenna perła kalifa nie powinna się przemęczać! Ja zajmę się wszystkim, a następnie przyślę ci służących z lektyką i zostaniesz zaniesiona do twych nowych apartamentów!
Już zamierzała się oddalić, gdy Katarzyna powstrzymała ją gestem.
– Tylko nie to! Odejdę z tego miejsca tak samo jak tu przyszłam, a mianowicie na piechotę. Podobają mi się te ogrody, a noc jest taka ciepła! Powiedz mi tylko... czy moje apartamenty znajdują się daleko od apartamentów Zobeidy?
Morayma uczyniła gest przerażenia i zaczęła się trząść jak w febrze.
– Niestety nie! Są całkiem blisko i to mnie martwi. Sułtanka Amina uciekła z nich aż do Alcazar Genil, aby być jak najdalej od swej nieprzyjaciółki. Nasz pan jednak nie chce uwierzyć, że jego ukochana siostra tak różni się od niego. Będziesz musiała bacznie się strzec, żeby jej nie rozgniewać, Jutrzenko, bo wtedy twoje życie zawisłoby na włosku... a moja głowa również wkrótce by się potoczyła, ścięta przez kata. Szczególnie musisz unikać prywatnych ogrodów Zobeidy. A jeślibyś przypadkiem ujrzała frankońskiego pana, którego ona kocha, to odwróć się jak najszybciej, zasłoń szczelnie twarz i uciekaj, uciekaj, jeśli ci życie miłe!
I puściła się pędem, jakby Mongołowie Zobeidy już deptali jej po piętach.
Przebierając krótkimi nóżkami pod obfitymi fałdami swej sukni tak szybko, że śmigały tylko jej wielkie spiczaste papucie, przypominała przestraszonego kaczora.
Natomiast nowa faworyta nie bała się. Za jednym zamachem zdobyła pierwszorzędną pozycję, a wkrótce miała zamieszkać w bezpośrednim sąsiedztwie nienawistnej kobiety... i tak blisko Arnolda! Będzie mogła go zobaczyć, tego była pewna, i na tę myśl krew zaczynała szybciej krążyć w jej żyłach. A upojne chwile spędzone w ramionach kalifa uległy natychmiastowemu zapomnieniu. Cóż, noc miłosna z kalifem była ceną, jaką musiała zapłacić, by wreszcie osiągnąć tak długo pożądany cel. W sumie nie była to cena zbyt wygórowana...
Kilka chwil później, zamotana w swoje zwiewne szaty, opuściła ogrody kalifa, podążając za żwawo drepczącą Moraymą.
Dawno już minęła północ, kiedy Katarzyna z Moraymą przekroczyły wejście do haremu, strzeżonego przez uzbrojonych eunuchów. Plątanina pomieszczeń zdobionych mozaikami, ażurowych galerii i sklepionych przejść zaprowadziła je na rozległe patio, zarośnięte gąszczem kwiatów i roślin. Jeden jego bok był rzęsiście oświetlony lampkami oliwnymi, lecz Morayma skierowała się w ciemny kąt patia, gdzie paliła się tylko jedna lampka. Nie zrobiły nawet paru kroków, kiedy w głębi haremu wybuchła nieopisana wrzawa, w której mieszały się krzyki, wrzaski, przekleństwa, a nawet jęki! Morayma wyciągnęła szyję jak stara szkapa bojowa na dźwięk trąbki i zmarszczywszy brew powiedziała: – Znowu się zaczyna!
"Katarzyna Tom 5" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 5". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 5" друзьям в соцсетях.