– Po co ci te łachy? W pałacu ubiorę cię według gustu pana. Idziemy!
– Jeszcze chwilkę! Chciałam pożegnać się z Fatimą!
– Jeszcze się z nią zobaczysz! Często korzystamy z jej usług w haremie. Zna wiele tajemnic urody i miłości czyniących cuda.
Tymczasem Fatima, schowawszy swój skarb do worka z koziej skóry, podeszła do Katarzyny i prawie matczynym gestem poprawiła jej woal. Chwila ta wystarczyła, aby ta wcisnęła jej list do Abu.
– Idź za swoim przeznaczeniem, Jutrzenko, a kiedy już będziesz ukochanym, cennym klejnotem kalifa, przypomnij sobie o Fatimie...
– Bądź spokojna – obiecała Katarzyna, starając się grać swą rolę do końca.
– Nigdy o tobie nie zapomnę.
Jej słowa były szczere. Trudno bowiem byłoby zapomnieć o tym, co przeżyła w domu Etiopki. Na dodatek Fatima była dla niej dobra, mimo że kierowała się zyskiem.
Przyprowadzono dwie mulice z czerwoną, skórzaną uprzężą, całe obwieszone wisiorkami, na których Katarzyna i jej nowy mentor zajęły miejsca. Następnie na klaśnięcie dłoni Moraymy z pobliskiego zaułka wyłoniło się czterech chudych, spowitych aż po oczy w biel Nubijczyków. Wyciągnąwszy z pochew bułaty o szerokich, zakrzywionych ostrzach, otoczyli kobiety i orszak ruszył w drogę.
Upał zrobił się nie do wytrzymania. Widać było jak gorące powietrze wibruje, a z prawie białego nieba lał się słoneczny żar. Katarzyna jednak nie czuła upału, była zbyt podniecona. Jej myśli krążyły wokół pałacu, którego wrota za chwilę miały się przed nią otworzyć. Odległość dzieląca ją od Arnolda stawała się coraz mniejsza. Tego poranka ujrzała go. Teraz spróbuje z nim porozmawiać, zabrać go ze sobą do kraju! Czy uda się im uciec z pałacu i dotrzeć do granicy francuskiej? Czy po jej przekroczeniu zniknie groźba zemsty Zobeidy, czy ujdą przed pościgiem? Szybcy jeźdźcy Muhammada zbyt często gwałcili granice królestwa Kastylii, żeby mieli się nimi przejmować tym razem... Nie, nie należało o tym teraz myśleć! To wszystko nie miało znaczenia. Liczyło się tylko jedno: odzyskanie miłości Arnolda! Za wszelką cenę! Nieważne, co będzie potem... Potem niech się dzieje, co chce...
Przekraczając czerwony łuk bramy Bab-el-Ajuar, Katarzyna zadrżała z radości. Nubijscy strażnicy nie zwrócili na orszak uwagi.
Dalsza droga wiodła doliną, przez którą płynęły czyste potoki, ocienione drzewkami oliwnymi o srebrzystych listkach, po czym wznosiła się w górę, prowadząc do wysokiej bramy w drugim rzędzie murów obronnych, która stanowiła właściwe wejście do pałacu. Katarzyna zauważyła wyrzeźbioną na marmurowej płycie dłoń wzniesioną prosto do nieba.
– To brama Sprawiedliwości – objaśniła Morayma. – Ręka ta symbolizuje pięć przykazań Koranu. A te wieże nie opodal, to więzienia...
Katarzyna właściwie oceniła informację, która zabrzmiała jak ostrzeżenie, wręcz groźba. Brama, wzmocniona żelaznymi płytami, nabijana olbrzymimi ćwiekami i strzeżona przez rycerzy w czerwonych burnusach i błyszczących zbrojach, w spiczastych hełmach na głowie, nasuniętych aż po same oczy, wyglądała bardzo groźnie. Kiedy na rozkaz władcy zamykano ją, niemożliwością musiało być pokonanie potężnych murów. Różowy pałac i miniaturowe miasto otoczone tymi murami, jego domy, młyny i siedem kopuł zwieńczonych smukłym minaretem i wielki meczet z pewnością zamykały się wtedy jak pułapka nad swoją ofiarą... chyba że znało się tajemne wejście, przez które przemykali amanci Zobeidy. A może była to tylko legenda? Trupy znajdowane w fosach mogły równie dobrze być zrzucane z wież.
Katarzyna poszukiwała wzrokiem tajemnego przejścia do tego wspaniałego i groźnego pałacu, pociągającego i niebezpiecznego jak trujący kwiat. Jednak na widok świeżo ściętych, krwawiących jeszcze ludzkich głów, zatkniętych na hakach w murze, odwróciła głowę. Przekraczając bramę pałacu poczuła śmiertelny strach ściskający ją za gardło, lecz mocno zacisnęła zęby, utkwiwszy wzrok w plecach Moraymy. Nie wolno było się poddać... szczególnie teraz i to z powodu zwykłego, zwierzęcego strachu! Zbyt długo czekała na tę chwilę...
Nagłe w głębi niewidocznego jeszcze, lecz pobliskiego ogrodu zaśpiewał słowik, posyłając w przestrzeń kilka czystych jak górski potok dźwięków. Słowik o tej porze dnia, w takiej spiekocie?... Katarzynie zrobiło się lżej na sercu. Pomyślała, że to szczęśliwy znak i spiąwszy mulicę ruszyła raźniej do przodu.
Droga wiodła przez chłodny tunel, po czym za zakrętem pięła się do góry w palącym słońcu. Przed ich oczyma ukazała się następna brama.
– To brama Królewska – wyjaśniła Morayma. – Prowadzi do Seraju, pałacu kalifa. My jednak przejedziemy przez bramę Winną, prowadzącą prosto do haremu przez miasteczko administracyjne Alhambry.
Widząc, że Katarzyna nie spuszcza wzroku z murów łączących trzy purpurowe wieże obronne, stara uśmiechnęła się.
– W tej części nigdy twoja noga nie postanie. To Alcazaba, forteca czyniąca Alhambrę nie do zdobycia. Popatrz na tamtą olbrzymią basztę górującą nad przepaścią! Podziwiaj w niej potęgę twego przyszłego pana i władcy. Nazywa się Ghafar i jest najważniejszym elementem naszej obrony. W nocy będziesz słyszeć dzwon, który wisi na górze. Nie bój się go, Jutrzenko. Nie zwiastuje niebezpieczeństwa, lecz tylko czas na irygację doliny, którą reguluje w nocy... A teraz, jedźmy szybciej, upał staje się nie do wytrzymania, a ja chciałabym, żebyś w pełnej krasie stanęła przed panem.
Katarzyna zadrżała. Najwidoczniej stara nie zamierzała zostawić jej zbyt wiele czasu na oddech przed prezentacją u kalifa. Jednak zarówno w tej, jak i w pozostałych sprawach postanowiła, by wypadki toczyły się swoim torem, starając się je jak najlepiej wykorzystać.
Rozdział jedenasty
KRÓL POETA
Nad długim basenem haremu, wyłożonym niebieskimi i złotymi mozaikami, unosiły się kłęby pary i mocny zapach perfum, kiedy pojawiła się tam Katarzyna z powiekami ciężkimi jeszcze od snu, popychana przez Moraymę. Na rozkaz starej Żydówki spała dwie godziny po posiłku, lecz bardzo niespokojnie. W sali panował hałas nie do opisania, gdyż pięćdziesiąt zgromadzonych w niej kobiet jazgotało naraz, jak oszalałe ptactwo w ogromnej wolierze. Wianuszek niewolnic, w większości czarnych, otaczał basen z letnią, niebieską wodą, w którym baraszkowała grupa ładnych dziewcząt, śmiejąc się, krzycząc i ochlapując się nawzajem. Woda, poruszana ruchem ciał, wyglądała jak morze podczas sztormu, z tą różnicą, że była przezroczysta i nie ukrywała nagości kąpiących się kobiet – ani ciemnobrązowej karnacji cór Afryki o szczupłych biodrach i sterczących piersiach, ani skóry Azjatek o łagodnym odcieniu kości słoniowej, ani różowego alabastru nielicznych Europejek czy bursztynu Arabek. Włosy czarne, rude, mahoniowe i blond, oczy we wszystkich kolorach i odcieniach i głosy o przeróżnych barwach. Na widok nowo przybyłej kobiety umilkły i skierowały wzrok na Katarzynę oraz jej anioła stróża, Moraymę, która szybkimi ruchami rozebrała podopieczną, rzucając jej odzienie na lśniącą posadzkę. Po plecach Katarzyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy zauważyła wrogość w oczach kobiet.
To było straszne. Wszystkie te nieprzyjazne twarze, łącznie z niewolnicami, zdawały się chłostać ją spojrzeniami przepełnionymi nienawiścią. Morayma widząc to, podniosła głos: – To niewolnica kupiona w Almerii. Nazywa się Jutrzenka. Uważajcie, żeby nic złego jej się nie stało, bo w przeciwnym razie nie obejdzie się bez chłosty! A więc miejcie się na baczności i nie wyobrażajcie sobie, że wmówicie mi jakąś historyjkę o śliskiej posadzce w basenie, zasłabnięciu podczas kąpieli, ataku niestrawności, uderzeniu nagle oberwanym gzymsem, przypadkowej żmii w ogrodzie, czy jakimkolwiek innym wypadku! Pamiętajcie o tym! A ty, Jutrzenko, idź do kąpieli!
Przemówienie Moraymy zostało skwitowane szmerem niezadowolenia, jednak żadna z kobiet nie ośmieliła się zaprotestować. Zanurzając gołą stopę w pachnącej wodzie, Katarzyna miała wrażenie, że wstępuje do gniazda żmij. Wszystkie te zwinne i błyszczące ciała wyginały się jak węże, a usta wydawały się gotowe do wyplucia śmiercionośnego jadu.
Katarzyna zanurzyła się po szyję i zaczęła pływać. Wszystkie kąpiące się schodziły jej z drogi z nieufnością, dlatego chciała, żeby jak najszybciej się to skończyło. Podpłynęła do brzegu, by oddać się w ręce przydzielonych jej dwóch służących, które czekały na nią z grubymi, suchymi ręcznikami. Wtedy kątem oka zauważyła, że leżąca na poduszkach rozrzuconych na brzegu okrągła blondynka o różowej skórze uśmiecha się do niej przyjaźnie. Machinalnie zbliżyła się do niej. Dziewczyna pojaśniała w uśmiechu, wstała z poduszek i wyciągnęła do Katarzyny trochę za szeroką jak na kobietę dłoń.
– Chodź położyć się koło mnie i nie zwracaj na nie uwagi. Zawsze tak jest, kiedy zjawia się nowa. Sama rozumiesz, nowa towarzyszka może stać się niebezpieczną faworytą.
– Dlaczego niebezpieczną? Czyżby wszystkie te kobiety były zakochane w kalifie?
– Na Boga, nie!... Chociaż nie brak mu uroku.
Nieznajoma instynktownie przestała mówić po arabsku, przechodząc na francuski.
– Jesteś Francuzką?
– Tak, pochodzę z Saone. Urodziłam się w Auxonne. W kraju nazywałam się Marie Vermeil, lecz tutaj zwą mnie Aisza – dodała ze smutnym uśmiechem. – A ty, też pochodzisz z Francji?
– Urodziłam się w Paryżu, lecz wychowałam w Dijon u wuja Mateusza Gautherina, prowadzącego sklep z materiałami przy ulicy Griffon pod szyldem świętego Bonawentury.
– Mateusz Gautherin? – powtórzyła Maria w zamyśleniu. – Znam to nazwisko... To dziwne, ale wydaje mi się, że i ciebie też już gdzieś spotkałam...
Nagle przerwała na widok pięknej Arabki o złocistej skórze, która podpłynęła w ich stronę, piorunując obie kobiety znad powierzchni wody swymi tygrysimi, zielonymi źrenicami.
"Katarzyna Tom 5" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 5". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 5" друзьям в соцсетях.