Olbrzymka naciągnęła na prawą dłoń rękawicę z szorstkiej wełny, w lewą chwyciła słój z maścią w kolorze ochry i w zawrotnym tempie zaczęła wcierać ją w ciało klientki, która w mgnieniu oka zamieniła się w figurę pokrytą błotem.

Widać było tylko oczy i usta. Następnie Fatima energicznie wklepała błoto w jej ciało, po czym zmyła je silnym strumieniem wody. Po tym zabiegu Katarzyna została zawinięta w prześcieradło z cienkiej wełny i przeniesiona na inny stół, wyposażony w podpórkę na szyję, dzięki której włosy mogły zwisać na zewnątrz.

Głowa Katarzyny została obficie namydlona i spłukana wiele razy, nabalsamowana pachnącym olejkiem i ponownie wypłukana, wreszcie natarta esencją jaśminową. Przez cały czas trwania zabiegów Fatima nie wypowiedziała ani jednego słowa. Przemówiła dopiero wtedy, kiedy klientka z głową owiniętą suchym ręcznikiem, otulona miękkim, białym szlafrokiem, została ułożona na leżance wypoczynkowej pośrodku wielkiej ilości poduszek. Fatima klasnęła w dłonie, na co pojawił się eunuch z pokaźną miedzianą tacą zastawioną mnogością przekąsek, którą postawił na małym stole przy leżance. Fatima, która nie raczyła zakryć swej nagości na widok eunucha, wskazała na tacę i rzekła: – Masz to wszystko zjeść!

– Wszystko? – krzyknęła Katarzyna z przerażeniem.

Na tacy leżały różnorakie dymiące kulki mięsne, dwa rodzaje zupy, w tym jedna również z kulkami, kiszone ogórki, smażone bakłażany, pachnący gulasz, wreszcie kilka gatunków ciastek ociekających miodem i najeżonych migdałami. Nawet dla Waltera byłoby tego za dużo!

– Nigdy nie pochłonę takiej ilości jedzenia... – powiedziała nieśmiało, czując respekt przed wielką posturą Fatimy. Ale kąpielowa, nie przejąwszy się wcale słowami kobiety, odparła: – Będziesz tak długo jadła, aż to wszystko zniknie! Zrozum mnie dobrze, Poranna Jutrzenko: twój pan, Abu-al-Khayr, oczekuje, iż uczynię z ciebie najpiękniejsze stworzenie całego islamu! Muszę dbać o reputację i dlatego nie wyjdziesz stąd, dopóki twoje ciało nie stanie się równie słodkie jak sorbet różany!

– Nie wyjdę stąd? Co masz na myśli?

– Że wyjdziesz stąd dopiero, by wejść do łoża twego pana i dostarczyć mu rozkoszy – oznajmiła spokojnie Etiopka. – Pozostaniesz tutaj aż do tego dnia. Tu będziesz obsługiwaną, poddawana zabiegom i pilnowana jak...

– Jak tuczona gęś! – uniosła się Katarzyna. – Ależ ja nie chcę! Chyba umrę z nudów!

– Nie będziesz mieć czasu na nudy! Jesteś piękna, lecz okropnie chuda i masz przesuszoną skórę. Jest wiele do zrobienia. Będziesz mogła zażywać spacerów w ogrodzie, odpoczywać na tarasie, wdychając wieczorne powietrze. Wreszcie, ukryta pod woalem i pod odpowiednią eskortą, będziesz mogła czasem wyjść do miasta. Uwierz mi, nie będziesz miała ani chwili na nudę! Zresztą czas twego tu pobytu zależeć będzie od twojej dobrej woli. Im szybciej będziesz gotowa, tym szybciej stąd wyjdziesz... choć, prawdę mówiąc, nie rozumiem, dlaczego tak ci śpieszno do karesów starego medyka, który jest tęgi na umyśle, ale pewnie mięśnie ma sflaczałe i kiepski musi być z niego kochanek. Jedz!

Zakończywszy swą przemowę, Fatima wyszła, zostawiając Katarzynę samą z jej gniewem, lecz zarazem z ochotą do śmiechu. Jak Abu śmiał zamknąć ją u tej strasznej kobiety? Rozmyślnie nie uprzedził, że nie wyjdzie z jej szponów, dopóki nie odzyska dawnego uroku, wiedząc, jaka byłaby jej reakcja. Zamykając ją u olbrzymki, chciał ochronić ją przed nierozważnymi czynami, a samemu zyskać czas do namysłu. W istocie, to było sprytne. Pozostawało poddać się jego woli...

Posłusznie, kęs za kęsem, pochłonęła zawartość tacy, wypiła, najpierw nieufnie, potem z coraz większą przyjemnością, miętową herbatę, mocną i słodką... po czym zapadła w głęboki sen. Kiedy się obudziła, Fatima stała u jej wezgłowia, szczerząc białe zęby.

– Spałaś dwie bite godziny, Jutrzenko! – oznajmiła triumfalnie. – I wszystko zjadłaś. To dobrze! Widzę, że się rozumiemy. A teraz możemy działać dalej.

Dwie służące podniosły ją z leżanki i ostrożnie, jakby była ze szkła, zaniosły do salonu epilacji, gdzie specjalistka pozbawiła jej ciało zbędnego puszku za pomocą gęstej mazi zrobionej z wapna i aurypigmentu, podczas gdy inna pokryła jej włosy lekką henną, która po spłukaniu pozostawiła cudowny odcień rudego złota. Po tych zabiegach oddano ją z powrotem w ręce Fatimy. Ta natarła całe ciało swej klientki pachnącą oliwką i zabrała się za masowanie. Katarzynie sprawiło to tym razem prawdziwą przyjemność. Czarne dłonie Fatimy potrafiły być bezwzględne, ale potrafiły też być zadziwiająco delikatne. Masując brzuch młodej kobiety, Etiopka stwierdziła dobitnie: – Kiedy skończę z tobą, będziesz mogła rywalizować z samą księżniczką Zobeidą, perłą haremu!

Katarzyna nadstawiła ucha i udając obojętność spytała: – Słyszałam o niej. Znasz ją? Ludzie powiadają, że jest bardzo piękna.

– Pewnie, że znam! Kiedyś, po przebytej chorobie, opiekowałam się nią. To najpiękniejsza pantera na całym Wschodzie! Jest okrutna i dzika, lecz bardzo piękna! Zresztą, ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zobeida jest dumna ze swego ciała, ze swoich piersi, na których można by formować puchary... i wcale się z tym nie kryje. W swoich apartamentach przechadza się prawie naga, zaledwie okryta przezroczystymi muślinami, aby radować oczy swego kochanka.

Katarzyna poczuła, że zaschło jej w gardle.

– Jej kochanka?...

Fatima przewróciła Katarzynę na drugą stronę jak naleśnik i zabrała się do ugniatania jej pleców, po czym zaśmiała się szyderczo.

– Powinnam raczej rzec „kochanków”, gdyż ludzie powiadają na bazarach, że widziano, jak nocą niejeden piękny wojak wchodził przez tajemne drzwi do apartamentów księżniczki, by zaspokoić jej miłosne żądze. Podobno Zobeida potrafi czasami zadowolić się nawet jakimś muskularnym niewolnikiem...

którego ciało znajdowano potem w fosach Alhambry.

Katarzyna nie wiedziała, czy ta opinia ma ją cieszyć czy martwić. Z jednej strony, jeśli Zobeida była taką Messaliną, może łatwiej przyjdzie jej wyrwać zdobycz... Z drugiej strony jednak, kto mógłby zaręczyć, czy Arnolda nie czeka okrutny los tamtych niewolników...

– Ale od kilku miesięcy – ciągnęła Fatima – wszystkie plotkarskie języki przekazują sobie, że Zobeida ma tylko jednego kochanka, jakiegoś francuskiego jeńca, za którym szaleje, i że od dawna żaden inny mężczyzna nie przekroczył tajemnego wejścia do jej sypialni.

– Widziałaś tego mężczyznę? – spytała Katarzyna z bijącym sercem.

– Jeden raz. Jest przystojny, męski, wyniosły i cichy, a swoją dzikością przypomina Zobeidę. Miłosne uniesienia tych dwojga muszą być gwałtowne jak burza na morzu, a ich pieszczoty...

Tego już Katarzyna nie mogła znieść spokojnie.

– Zamilcz! – krzyknęła. – Rozkazuję ci, byś zamilkła! Fatima, zaskoczona gwałtownością tej spokojnej klientki, przestała ją masować, spojrzała na nią z zakłopotaniem i bezwiednie zaczęła wycierać dłonie w bawełnianą ściereczkę wiszącą u pasa. Katarzyna ukryła twarz w dłoniach. Fatima sądząc, że domyśla się powodu rozpaczy swojej klientki, roześmiała się, pochyliła nad jej leżącym ciałem i zniżając głos tak, żeby nikt nie usłyszał, wyszeptała: – Zgaduję, dlaczego rozpaczasz, Jutrzenko. Ciężko ci na myśl, że Zobeida ma pięknego kochanka, podczas gdy tobie przeznaczone są pieszczoty starca. Moim zdaniem masz rację, gdyż twoja uroda zasługuje na coś lepszego niż łoże medyka... Pociesz się jednak, moja piękna. Możliwe, że trafi ci się coś lepszego!

Katarzyna podniosła załzawione oczy.

– Co masz na myśli?

– Nic! Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić! Popatrz, co zrobiłaś ze swoją twarzą, niemądre stworzenie! Muszę się teraz nią zająć...

Z zapadnięciem nocy tarasy domów w Grenadzie zamieniały się w dziwne, zwiewne ogrody. Wszystkie kobiety w jasnych lub ciemnych woalach, połyskujących cekinami, jedne obwieszone klejnotami, inne mające jedynie swą urodę za ozdobę, gromadziły się na dachach, by wdychać świeże wieczorne powietrze, zajadać słodkości i wymieniać między sobą ploteczki. Nawet służące miały prawo wyjść na taras. W tym czasie mężczyźni wylegali na place, gdzie oddawali się rozmowom, słuchali bajarzy lub oglądali popisy linoskoczków.

Tego wieczora, kiedy Fatima ulokowała klientkę na miękkich poduszkach pod nocnym niebem, ta miała dziwne uczucie, że jest inną kobietą. Czuła się wspaniale w swojej obecnej skórze, a nowa twarz wydawała się jej obca, lecz pociągająca. Przez ponad godzinę leniuchowała w wielkim basenie wypełnionym letnią wodą, a niewolnica przykucnięta nad brzegiem podawała jej obrane owoce.

Potem nałożono jej makijaż. Zęby wyszczotkowano specjalną pastą, usta pomalowano na piękny czerwony kolor, przyczernione oczy zdawały się zachodzić aż na skronie, pomalowane paznokcie zaś błyszczały jak różowe klejnoty. Nowe ubranie było bardzo wygodne: szerokie spodnie z różowego muślinu, związane na biodrach ciężkim, srebrnym pasem i pozostawiające odkryty brzuch i talię, do tego bluzka w tym samym kolorze z krótkimi rękawami, a na głowie okrągły wianek przytrzymujący olbrzymi różowy woal, w który musiała się zawinąć, zanim wyszła na dach.

Noc była łagodna, pachnąca jaśminami i kwiatem pomarańczowym. Z tarasu widok miasta, którego uliczki i otwarte jeszcze bazary rozświetliły się mnóstwem lampek oliwnych, był tak nieoczekiwany i baśniowy dla przybysza z Północy, przyzwyczajonego do ciemnych miast, do gaszenia świateł o zmierzchu, że Katarzyna nie mogła oderwać od niego wzroku. Dziwna muzyka, łzawa i drżąca, dochodząca z niedalekiej gospody mieszała się z łagodnym szemraniem pobliskiego strumienia.

Wkrótce jednak spojrzenie Katarzyny przeniosło się z miasta na olbrzymią sylwetkę pałacu, który górował nad domem Fatimy, rysując się na ciemnym niebie głębokimi otworami strzelniczymi. Żadnego światła, żadnego znaku życia oprócz szczęku zbroi niewidocznych strażników. W tych niemych murach czaiła się jakaś groźba. Zdawały się mówić, że nigdy nie wydadzą swego więźnia.