* * *

Chwilę potem Rodrygo de Villa-Andrado, w towarzystwie pazianiosącego jego szyszak, wszedł do wielkiej komnaty, w której czekała naniego Katarzyna. Siedząc w fotelu, z Sarą z jednej i bratem Stefanem zdrugiej strony, patrzyła nieruchomo na niepożądanego gościa. Na widoktej dumnej kobiety lub raczej statui spowitej w czerń Hiszpan zawahał sięna progu, po czym niepewnym krokiem ruszył w jej kierunku, a jegozwycięski uśmiech przygasł jak zdmuchnięta świeca.

Kiedy był już blisko niej, zgiął się w głębokim ukłonie, co nieprzeszkodziło mu patrzeć spode łba na młodą kobietę.

- Pani - zaczął powściągliwie - składam dzięki za tę chwilę, którązechciałaś mi poświęcić, lecz życzyłbym sobie, abyśmy mogli rozmawiaćbez świadków.

- Panie, zechciej zrozumieć, że nie mogę zadośćuczynić twemużyczeniu, dopóki nie dowiem się, co cię do mnie sprowadza! A poza tym,nie mam niczego do ukrycia przed Sarą, która się mną opiekuje, ani przedmoim spowiednikiem, bratem Stefanem!

Brat Stefan powstrzymał uśmiech, słysząc takie kłamstwo, gdytymczasem Kastylijczyk spoglądał na niego z wielką niechęcią.

- Znam brata Stefana - wymamrotał. - Pan de La Tremoillezapłaciłby drogo za jego starą głowę i resztkę siwych włosów. .

Katarzyna podskoczyła, jakby użądliła ją osa, i, czując wzbierającygniew, przerwała Hiszpanowi:- Panie Villa-Andrado! Nie wiem, co cię tutaj sprowadza, leczniegrzecznie jest zaczynać wizytę od obrażania osób, które poważam iktóre są mi drogie. Zechciej więc, bez dalszych wybiegów, wyjawić powódswojego przybycia!

Rodrygo powstał i, mimo że fotel Katarzyny stał dwa stopnie wyżej,jego twarz znalazła się na wysokości jej twarzy.

Płonące gniewem oczy Hiszpana zdawały się bezczelnie przenikaćprzeszkodę w postaci czarnej woalki.

- Wybacz mi, pani, zły to zaiste początek, zwłaszcza że przybywamw dobrych zamiarach. Osądź zresztą sama!

Katarzyna powoli usiadła, lecz temu nieoczekiwanemu gościowi, októrym nie było wiadomo, czy przybywa jako wróg, czy jako przyjaciel,nie wskazała krzesła. Mówił o dobrych intencjach... W końcu nie mogłatego wykluczyć, biorąc pod uwagę kosz z żywnością przysłany jej dogroty. Jednak dymiące ruiny zamku Montsalvy nakazywały zachowaćostrożność. A do tego ten jego lisi uśmiech. .

- Mów! - powiedziała krótko.

- Piękna hrabino - zaczął, przyklękając na jedno kolano napierwszym stopniu. - Dotarła do mnie wiadomość o twoim nieszczęściu imoje serce posmutniało. Taka piękna, taka młoda i obarczona małymdzieckiem, nie może żyć bez obrońcy. Potrzebujesz, pani, męskiegoramienia i serca...

- W tym zamku nie brakuje męskich ramion ani wiernych sercczuwających nade mną i nad moim synem - przerwała mu Katarzyna. - Nierozumiem, o co ci chodzi, panie! Czy możesz mówić jaśniej?

Na ziemistej twarzy Hiszpana pojawił się przelotny rumieniec.

Zacisnąwszy wargi, znowu powstrzymał złość.

- Jak sobie życzysz, pani. Postaram się mówić tak jasno, jak tegochcesz. Katarzyno! Przybyłem, aby ci powiedzieć, co następuje: z łaskikróla Francji, Karola, któremu wiernie służę...

Brat Stefan zakaszlał, dławiąc się.

- ...wiernie służę - grzmiał Hiszpan - a także z łaski mego pana, królaJana II Kastylijskiego, jestem panem na Talmoncie, hrabią Ribadeo wKastylii...

- Wielkie mi rzeczy! - przerwał uprzejmie mnich. - Król Jan IIzwrócił ci tylko, co było twoje. Twój dziad, panie, który ożenił się z siostrąJąkały z Villaines, był już wtedy hrabią de Ribadeo, jeśli się nie mylę. Cosię zaś tyczy posiadłości Talmont, to przyjmij moje gratulacje! Wielkiszambelan jest hojny dla tych, którzy mu wiernie służą, i chętnie ich wynagradza, rozdając.. to, co do niego nie należy!

Katarzyna zauważyła, z jakim wysiłkiem Andrado pomijamilczeniem złośliwe uwagi mnicha i jak nabrzmiewają żyły na jegoskroniach. Odnosiło się wrażenie, że za chwilę pękną. Kastylijczykzaczerpnął powietrza i ciągnął z zaciśniętymi zębami:- Cokolwiek by mówić, przybyłem, aby złożyć wszystkie moje tytułyi dobra u twych stóp, pani. Szaty żałobne nie przystoją takiej piękności. Tyjesteś wdową, ja jestem wolny, bogaty, mam władzę.. i kocham cię, pani.

Czy wyjdziesz za mnie?

Chociaż Katarzyna spodziewała się wszystkiego, to jednak te słowawprawiły ją w osłupienie. Jej oczy wyrażały teraz największe przerażenie,a dłonie nerwowo się zacisnęły.

- Prosisz więc mnie. .

- Abyś została moją żoną! Będziesz miała we mnie męża, wiernegoniewolnika i zbrojne ramię potrafiące cię obronić. A twój syn zyska ojca...

Wspomnienie małego Michała tylko wzmogło oburzenie Katarzyny.

Jak ten człowiek śmiał sądzić, że będzie w stanie zastąpić Arnolda jejdziecku, i to człowiek, który... Nie! Tego nie można było tolerować! Drżącz gniewu, gwałtownym ruchem uniosła woalkę, pod którą omal się nieudusiła, ukazując swą szczupłą, bladą twarz i wielkie, fiołkowe oczybłyszczące jak ametysty w słońcu. Obiema rękami chwyciła mocno poręczkrzesła, instynktownie szukając jakiegoś oparcia.

- Panie, raczysz twierdzić, że jestem wdową. W istocie noszę żałobę,lecz wiedz, że nigdy nie będę uważać się za wdowę! Mój najdroższy mążżyje i żyć będzie tak długo, jak długo ja będę oddychać! A ty, panie,byłbyś ostatnim z ludzi, którego wzięłabym jako jego następcę!

- A dlaczegóż to, moja pani?

- Zapytaj o to ruiny Montsalvy, panie! Co do mnie, nie mam ci nicwięcej do powiedzenia. Żegnam pana!

Wstała, aby dać do zrozumienia, że wizyta skończona, lecz w tejchwili Kastylijczyk uśmiechnął się dwuznacznie.

- Śmiem sądzić, pani, że zostałem źle zrozumiany. Prosiłem cię orękę tylko przez... zwykłą kurtuazję, gdyż sprawy tak się mają, że... musiszwyjść za mnie... To rozkaz!

- Jaki rozkaz? Czyj rozkaz?

- A czyj, jak sądzisz, mógłby to być rozkaz? Króla Karola! JegoWysokość, za wstawiennictwem szambelana Jerzego de La Tremoille'a,raczył zapomnieć o twoich postępkach przeciwko koronie, twoich i świętejpamięci twego małżonka pod warunkiem, że zostaniesz moją posłusznążoną. . i że dzięki temu zaczniesz prowadzić przyzwoite życie!

Twarz Katarzyny z bladej stała się najpierw czerwona, a potempurpurowa ze złości, tak że przestraszona Sara położyła rękę na jejramieniu, aby ją uspokoić.

Katarzyna była jednak tak wzburzona, że nic nie mogłoby jejuspokoić. Czyżby takie było jej przeznaczenie, aby ciągle jakiś książędysponował jej osobą? Najpierw książę Burgundii, a teraz sam król!

Zaciskając pięści i czyniąc nadludzkie wysiłki, aby powstrzymać drżeniegłosu, krzyknęła:- Nigdy nie spotkałam większego nikczemnika niż pan! I pomyśleć,że przez wdzięczność za kosz żywności przyrzekłam panu pobłażaniepomimo pana nędznych uczynków! Czy panu de La Tremoille'owi nie dośćbyło tego, co uczynił z moim mężem? Czy jeszcze chce rządzić mną?

Chciałabym wiedzieć, w jaki sposób masz zmusić mnie do małżeństwa,panie? Gdyż, jeśli się nie mylę, z pewnością pomyślałeś i o takimprzebiegu wydarzeń?

- W rzeczy samej, przybyłem tu z armią - odpowiedział Hiszpan zironią - co jasno dowodzi, jak wielką wagę przywiązuję do pani ręki. Mampod sobą dwa tysiące ludzi i jeżeli mi odmówisz, zacznę oblężenie, ażzmiękniesz i sama będziesz błagać mnie o łaskę!

- To może długo potrwać!

- Nie spieszy mi się... a wam po paru tygodniach zabraknieżywności. Sama się poddasz przed czasem, choćby dlatego, ażeby niewidzieć, jak twój własny syn umiera z głodu!

Katarzyna odetchnęła z ulgą. A więc nie wiedział nic o wyjeździeMichała! Trzeba utrzymywać go w tym przekonaniu jak najdłużej!

Wzruszyła więc tylko ramionami.

- Zamek jest mocny i ma solidnych obrońców. Tracisz czas, panie!

- A pani spowoduje śmierć wielu niewinnych ludzi. Lepiej więcbyłoby, żebyś się zgodziła dobrowolnie zostać moją żoną. Proszę, pomyśl,że dla twoich pięknych oczu odrzuciłem bardzo korzystną propozycję.

Rękę samej Małgorzaty, córki księcia de Bourbon...

- Córki... z nieprawego łoża - wtrącił łagodnie brat Stefan.

- Ale to krew książęca! A przy tym nie zapominaj, że twój zarządcajest Szkotem, a wszyscy Szkoci są biedni, chciwi i nade wszystko kochajązłoto!

Zaledwie wypowiedział te słowa, gdy z zakamarków komnatywypadł Kennedy, który nie wiadomo kiedy zakradł się tam wraz zWalterem. Rycząc jak ranne zwierzę, rzucił się na Hiszpana i ucapiwszy goza kark i siedzenie, uniósł nad głową i pobiegł aż do drzwi, wyjąc izłorzecząc.

- Ale jedną rzecz Szkoci kochają bardziej niż złoto, przeklęty łotrze.

Honor! Przekaż to swemu panu!

Co widząc Walter, najwyraźniej niezadowolony, że zostawia mu siętak podłą zwierzynę, chwycił za kark pazia, włożył go sobie pod pachę inieszczęsny ten sługa podzielił los swego pana.

Kiedy obaj zniknęli, brat Stefan zwrócił się do rozdygotanejKatarzyny, obdarzając ją swym niezawodnym, poczciwym uśmiechem.

- Już po wszystkim! I co ty o tym sądzisz, pani?

Katarzyna nic nie odpowiedziała, gdyż po raz pierwszy od bardzodawna chciało jej się śmiać. Widok Villi-Andrada, przebierającego nogamii rękami jak wielki, czerwony pająk nad głową szkockiego olbrzyma, byłrzeczywiście godny uwiecznienia.

Rozdział drugi

Ślady na śniegu

Kiedy nadszedł wieczór, nikt już nie pamiętał o tej krótkiej chwiliwesołości. W baszcie u Kennedy'ego zebrało się kilka osób: Katarzyna,Sara, Walter, brat Stefan i seneszal Carlat, Gaskończyk Cabriac, zajmującyto stanowisko od dziesięciu lat. Był to prosty, poczciwy grubas, który nadewszystko cenił własny spokój. Nie miał właściwie żadnych ambicji, lecztrzeba przyznać, że znał swe włości i okolicę jak nikt inny.