- A ci Cyganie - przerwała Sara - z jakiego są plemienia? Czypomyślałeś, żeby się tego dowiedzieć?
- Powinnaś się ucieszyć. To są Kalderasi. Utrzymują, że sąchrześcijanami i że mają list papieża Marcina V, który pomarł dwa latatemu, co nie przeszkadza wcale, aby ich przywódca Fero uważał się zaksięcia Egiptu.
W tej chwili twarz Sary pokraśniała. Kiedy Tristan skończył, wesołoklasnęła w dłonie.
- Są z mego plemienia! Teraz mogę być spokojna, że przyjmą mniedobrze!
- Tak, zostaniesz przyjęta, ale tylko przywódca zna prawdę o paniKatarzynie. W oczach pozostałych Cyganów będzie uchodzić za twojąsiostrzenicę, która wraz z tobą została sprzedana na targu niewolników,kiedy była mała.
- Powiedz, Tristanie, co przywódca myśli o naszym planie?
Eremita zmarszczył czoło.
- Udzieli ci wszelkiej pomocy, gdyż pali go nienawiść. La Tremoilledla własnego kaprysu zabronił mu opuszczania fosy zamkowej, w którejrozbity jest obóz, ponieważ lubi oglądać tańce dziewcząt z jego plemienia.
A poza tym, jeden z Cyganów został schwytany na kradzieży w pałacowym ogrodzie i powieszony dziś rano. Fero dawno by uciekł, gdyby nieobawiał się, że jego ludzie zostaną zdziesiątkowani podczas długiej drogi.
Dlatego twierdzę, że w pewnej mierze masz szczęście, chociaż wejdzieszdo gniazda czarownic.
- Nie dbam o to! Trzeba mi tam iść!
- Na razie jest jeszcze zbyt zimno, żeby chodzić boso, spać podgołym niebem albo w starym wozie, znosić trudy i. .
Katarzyna parsknęła śmiechem tak nagle, że Tristan urwał w półsłowa.
- Dosyć tego, mości Tristanie! Gdybyś lepiej znał moje życie,wiedziałbyś, że nie lękam się takich przeciwności. Gotujmy się więc dodrogi!
Po zapłaceniu oberżyście troje spiskowców ruszyło w drogę, kierującsię w stronę mostu na rzece. Od kilku dni było ciepło. Wokół panowałacisza, przerywana tylko cichym pluskiem wody wśród sitowia i odgłosemkońskich kopyt. Katarzyna wdychała z lubością miły zapach ziemi. Mostdoprowadził wędrowców do podnóży samego zamku. Trzy cieniezatrzymały się nad brzegiem fosy. Katarzynie wydało się, że przed niąotworzyły się bramy piekieł. Pośrodku obozowiska płonęło potężneognisko, wokół którego siedzieli na gołej ziemi Cyganie. Nie poruszali się,tylko z ich ust dobywały się dźwięki na kształt melodyjnej skargi, głuchej imonotonnej, której od czasu do czasu odpowiadało echo bębnów z oślejskóry.
Czerwone płomienie tańczyły na ciemnych skórach pokrytychtatuażami. Kobiety w poszarpanych odzieniach miały gęste, tłuste ibłyszczące włosy, grube wargi, cienkie, orle nosy i płonące dzikimblaskiem oczy, nawet u tych starych, których skóra pomarszczona byłabardziej niż pergamin. Wiele z nich nosiło rozchełstane koszule.
Mężczyźni byli brudni i niechlujni, z poskręcanymi jak wełna włosami. Nagłowach mieli podarte kapelusze lub hełmy znalezione w przydrożnychrowach. U wszystkich błyszczały w uszach ciężkie, srebrne pierścienie. Tenieruchome twarze, te oczy wpatrzone w buchające płomienie, ta skargaciągnąca się w nieskończoność, wszystko to przejęło Katarzynę zimnymdreszczem. Spojrzała pytająco na Sarę, lecz ta przytknęła szybko palec doust.
- Nie wolno się odzywać ani poruszać - wyszeptała.
- Dlaczego? - spytał Tristan.
- Bo to jest ich rytuał żałobny. Oni czekają na ciało mężczyzny,którego powieszono dziś rano.
W rzeczy samej, od zamku zbliżała się niewielka procesja. Na jejczele kroczył wysoki chudzielec, pochodnią oświetlając drogę czteremtowarzyszom, którzy na swych barkach nieśli nieruchome ciało. Kiedyzwłoki zostały złożone przy ognisku, cicha skarga urwała się. Cyganiewstali z ziemi, a kilka kobiet uklękło przy zmarłym. Najstarsza z nich, takchuda, że wyglądała, jakby miała skórę przyklejoną do szkieletu,zaintonowała śpiew zachrypłym głosem. Kiedy przestała, śpiew podjęłainna, młodsza.
- To matka i żona zmarłego - wyjaśniła szeptem Sara. - Śpiewają ozaletach zabitego.
Ceremonia dobiegała końca. Przywódca pochylił się nadnieboszczykiem i włożył mu w zęby monetę, po czym czterej mężczyźnipodnieśli ciało i zeszli z nim nad brzeg rzeki, gdzie wrzucili je dociemnego nurtu.
- To już koniec - powiedziała Sara. - Zmarły wróci do kraju swychprzodków.
- A więc możemy się już do nich zbliżyć? - spytał Tristan. W tejjednak chwili Sara nagle zaczęła głośno śpiewać.
Jej mocny głos zabrzmiał w ciszy nocnej jak dzwon, przywołującecho dalekiej ojczyzny. Cyganie odwrócili się w stronę nowo przybyłej istanęli w bezruchu jak zaklęci. Tymczasem Sara, nie przestając śpiewać,ruszyła w ich stronę, pokonując zbocze fosy. Za nią ruszyła Katarzyna iTristan prowadzący konie. Cyganie, jak zaklęci, rozstąpili się przedprzybyszami. Kiedy ci stanęli przed przywódcą, Sara na chwilę zamilkła,po czym rzekła:- Jestem Czarna Sara, a w moich żyłach płynie ta sama krew, co wtwoich. A to jest moja siostrzenica, Tchalai, a tamten człowiek pomógłnam przedostać się do was. Czy nas przyjmiecie?
Fero podniósł powoli ciężką rękę i położył ją na ramieniu Sary.
- Bądź pozdrowiona, siostro. Człowiek, który was przyprowadził, niekłamał. Jesteś jedną z nas i twoja krew jest czysta, bo znasz stare, rytualnepieśni, które znali tylko najlepsi spośród nas. A co do niej - tu jego wzrokprzeszył na wskroś Katarzynę - jej uroda będzie klejnotem naszegoplemienia. Chodźcie, nasze kobiety zajmą się wami.
Pokłoniwszy się Sarze, poprowadził Tristana do ogniska, atymczasem wokół nowo przybyłych kobiet stłoczyły się Cyganki, którewśród potwornego jazgotu, zaprowadziły je do wozów stojących nieopodaljednej z wież.
Godzinę później Katarzyna leżąc pomiędzy Sarą a starą Orką, matkąpowieszonego, próbowała się rozgrzać i uporządkować myśli. Tristanodjechał do „Winnicy Królewskiej", gdzie miał się zatrzymać i czuwać.
Zabrał ze sobą ubrania obu kobiet, gdyż pierwszą rzeczą, o jaką zadbałyCyganki z plemienia, było przebranie nowo przybyłych we własne stroje.
Katarzyna, ubrana w płócienną, szorstką koszulę, która drażniła jejskórę, z bosymi nogami, przykryta jakąś postrzępioną, kolorową derką,skulona jak szczenię, przytulała się do Sary, aby się trochę ogrzać.
Oddałaby wszystko za garść słomy, lecz w wozie przykrytym dziurawąplandeką na rozklekotanej podłodze leżały tylko stare szmaty, które miałychronić przed przeciągami i twardymi deskami. . Z jej piersi wyrwało sięciche westchnienie; słysząc je, Sara szepnęła:- Jesteś pewna, że nie będziesz żałować?
Katarzynie nie umknął ślad ironii brzmiący w tych słowach.
Zacisnąwszy zęby, odpowiedziała:- Niczego nie żałuję, tylko trochę mi zimno. .
- Nie przejmuj się, nie będziesz marzła zbyt długo. Po pierwszedlatego, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, a po drugie nadchodziwiosna.
Katarzyna nie odpowiedziała. Czuła, że Sara szybko przystosowałasię do trudów cygańskiego życia i że nie miała dla niej żadnegowspółczucia. W jej głosie wyczuwało się zadowolenie, ciche zadowoleniez powrotu do swych korzeni. Katarzyna przysięgła sobie, że sprostazadaniu, choćby ze względu na Sarę. Dokładniej owinęła się dziurawą derką, starając się schować lodowate stopy. Obok niej stara Orka spała jakzabita.
* * *
Następnego dnia Katarzyna zręcznie wmieszała się w kolorowy tłum,co pozwoliło jej ocenić rozmiar nędzy koczowniczego plemienia. W nocynie było widać ani brudnych ciał i ubrań, ani nędznych wozów. Światłodnia ukazało na wpół nagie dzieci, chude konie i psy wałęsające się poobozowisku w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Niektórzy Cyganiewyplatali kosze z wikliny, ale większość zajmowała się wyrabianiemkotłów. Ich kowalskie ogniska były prymitywne: trzy kamienie zamiastpaleniska, miech z koziej skóry wprawiany w ruch za pomocą stóp inastępny kamień spełniający rolę kowadła. Cyganki spędzały dnie nawróżeniu z ręki i gotowaniu. Chodząc, kręciły prowokująco biodrami.
Wiele z nich miało obnażone piersi, lecz wszystkie nosiły długie aż dokostek spódnice.
- U nas wstydliwość łączy się z nogami - oznajmiła Sara z godnością.
- Piersi związane są tylko z karmieniem dzieci.
Mężczyźni, ze swymi dzikimi oczami i białymi zębami byli podobnido demonów, młode kobiety wyglądały jak niespokojne diablice, a stareprzypominały czarownice. Wszyscy razem Katarzynę przerażali.
Największy strach budził w niej jednak wielki Fero. Kiedy na niąpatrzył, przygryzając nerwowo wargi, jego barbarzyńska twarz wydawałasię jeszcze bardziej złowroga, a czarne oczy błyszczały jak u żbika. Nigdyjednak do niej nie przemówił, tylko przechodził wolno obok, po czym odwracał się i patrzył za nią, gdy się oddalała.
Katarzyna czuła się całkiem zagubiona i instynktownie trzymała sięSary, która doskonale czuła się wśród swoich i korzystała z szacunku, jakijej okazywali. Bez Sary, ona, fałszywa Cyganka, niemówiąca ichjęzykiem, zostałaby odtrącona. Sara, na wszelki wypadek, utrzymywała, żejej siostrzenica jest przygłupia. Było to dość wygodne, ale Katarzyna źlesię czuła, gdy na jej widok ustawały rozmowy, a w spojrzeniach możnabyło odczytać zawiść kobiet i mroczne pożądanie mężczyzn.
- Ci ludzie mnie nie lubią - powiedziała do Sary po trzech dniach. Gdyby nie twoja obecność, nigdy by mnie nie zaakceptowali.
- Czują, że jesteś obca - odpowiedziała Sara. - To ich dziwi i drażni. Myślą, że masz w sobie coś nadprzyrodzonego, lecz nie wiedzą, co totakiego. Niektórzy wierzą, że jesteś dobrą wróżką, która przyniesie imszczęście - sam Fero stara się ich o tym przekonać. Inni mówią, żeprzynosisz nieszczęście, zwłaszcza kobiety, które potrafią czytać w oczachswoich mężczyzn.
- A więc co robić?
Sara wzruszyła ramionami i ruchem głowy wskazała na górujący nadnimi zamek.
- Trzeba czekać. Może wkrótce La Tremoille zażąda, aby przysłanomu inne tancerki. Fero mówi, że dwie Cyganki przebywają w zamku odośmiu dni, co nigdy się nie zdarza. Podejrzewa nawet, że zostałyzamordowane...
"Katarzyna tom 4" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna tom 4". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna tom 4" друзьям в соцсетях.