- Najpierw chciałem przeprosić cię, pani, za wczoraj. Wpadłem dotego pokoju, bo zazwyczaj ja go zajmuję. Nie wiedziałem, że jest zajęty.
- Wobec tego przebaczam ci. Czy o to ci chodziło?
Piotr de Breze nie odpowiedział od razu. Stał, mnąc nerwowo końceżupana.
- Muszę ci coś wyznać - wyrzucił wreszcie z siebie, nie próbującnawet podnieść oczu na Katarzynę.
Piotr de Breze nie spotkał dotąd równie pięknej kobiety, a blask jejfiołkowych oczu tak onieśmielał tego człowieka, przed którym uciekli lordScales i Thomas Hampton, że nie był w stanie wymówić słowa.
- Słucham - rzekła spokojnie Katarzyna.
Zacisnął dłonie, nabrał powietrza jak pływak rzucający się do wody irzekł:- Pani, odrzuć myśl o planie, nie idź tam! Po co ci to? Chcesz, aby LaTremoille zginął? Przysięgam, że pójdę tam sam i w obliczu króla zadammu śmiertelny cios w twoim imieniu!
- To by było wystawienie się na pewną zgubę. Król kazałby cięwrzucić do lochu i stracić!
- Co mi tam! Wolę to, niż widzieć, jak narażasz życie! Na litośćboską... zrezygnuj z tego! Miej litość dla siebie.. i dla mnie! Nie umiemdobierać słów, jestem niezręczny... - ale wiesz już, że cię kocham, niemuszę ci tego mówić...
- I kochając mnie, chcesz dla mnie umrzeć? Piotr upadł do jej stóp,wznosząc na Katarzynę przepełnione uczuciem oczy.
- Niczego nie pragnę bardziej! - wyszeptał.
- A ja chcę, abyś żył! Musisz wiedzieć, że to, co mnie popycha dotego czynu, to pamięć człowieka, którego nazwisko noszę, jedynegoczłowieka, którego kochałam i zawsze będę kochać!
- Och! Nie mam nadziei, że kiedyś mnie pokochasz - westchnął. Widywałem często kapitana de Montsalvy'ego, kiedy jeszcze byłemzwykłym paziem, a potem koniuszym, i podziwiałem go jak żadnegoinnego rycerza. A także zazdrościłem mu. Był taki, jaki ja chciałem być:silny, odważny, pewny siebie! Która kobieta, mając miłość takiegomężczyzny, chciałaby drugiego?... Ja wcale nie mam złudzeń...
- A jednak - przerwała Katarzyna, nie chcąc dać poznać po sobiewzruszenia - każda kobieta mogłaby być dumna, kochając cię.
- Ale w porównaniu z nim jestem niczym? Czy to chciałaś mi dać dozrozumienia przed chwilą? Czy kochałaś go do tego stopnia?
Na wspomnienie utraconego szczęścia serce Katarzyny napełniło siębólem. Jej ciałem wstrząsnął szloch, a po policzkach popłynęły łzy.
- Nadal kocham Arnolda najbardziej na świecie! Oddałabym życie izbawienie mej duszy za jedną choćby godzinę z nim. Widzisz więc, żeniczego przed tobą nie ukrywam. Przed chwilą mówiłeś mi oniebezpieczeństwie, na jakie się narażę. Wiedz zatem, że gdybym nie miałasyna, już dawno szukałabym śmierci. .
- A więc widzisz, pani, że musisz żyć! Pozwól mi sobie pomóc, chcębyć twym przyjacielem i obrońcą. Jesteś taka bezbronna, taka delikatna.
Przysięgam, że nie będę ci się narzucać ze swoją miłością, niczego niebędę żądać, pozwól mi tylko, abym został twoim rycerzem. Wyjdź zamnie! Mam dobre nazwisko, fortunę.. i wiele ambicji.
Katarzyna była tak zaskoczona, że nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Jesteś szybki, panie rycerzu! - rzekła, wstając z ławy. - Ile masz lat?
- Dwadzieścia trzy!
- Ja mam prawie dziesięć lat więcej!
- Cóż to szkodzi! Masz wygląd młodej dziewczyny i jesteśnajpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek nosiła ziemia! Czy chcesz, czynie, będziesz damą mego serca i odtąd będę nosił tylko twoje barwy!
- Moje barwy to barwy żałoby, panie. . Czy zanim mnie spotkałeś,nie miałeś damy serca?
Ku wielkiemu zdumieniu Katarzyny Piotr de Breze zrobił okropnygrymas i krzywiąc się, powiedział z wyraźną niechęcią:- Damy nie mam, nie! Mam narzeczoną. Nazwa się Joanna deBecCrespin i.. jest taka brzydka, że nie mogę tego opisać.
Katarzyna wybuchnęła śmiechem i atmosfera od razu stała się mniejnapięta. Piotr także się roześmiał. Katarzyna spontanicznie wyciągnęła doniego obie dłonie, w których rycerz ukrył twarz.
- Pilnuj narzeczonej, Piotrze, a dla mnie zachowaj przyjaźń. Bardzojej potrzebuję.
Rycerz rzucił na nią spojrzenie pełne nadziei.
- Czy mogę czuwać nad tobą, nosić twe barwy i bronić cię?
- Oczywiście! Jednakże pod warunkiem, że nie uczynisz nic, comogłoby przeszkodzić moim planom. Przyrzekasz?
- Przyrzekam... - odparł rycerz bez specjalnego entuzjazmu. - Alebędę czuwać w Amboise przez cały czas, gdy ty tam będziesz, a gdybystało ci się coś złego...
Twarz Katarzyny spoważniała, oczy pociemniały, a w kącikach ustpojawiła się zmarszczka zaciętości.
- Jeśli zginę, wykonując zadanie, i jeśli naprawdę mnie kochasz,wtedy zrób to, co mi zaoferowałeś. Jeśli umrę, zabij ze względu na pamięćo mnie wielkiego szambelana! Zrobisz to?
Piotr de Breze wyciągnął szpadę i zacisnąwszy dłoń na rękojeści,wyrzucił z siebie jednym tchem:- Przyrzekam na święte relikwie znajdujące się w tej szpadzie!
Przyrzekam!
Rozdział szósty
Mistrz Wilhelm
Wchodząc do pokoju, Katarzyna ze zdziwieniem ujrzała, że Sarabierze się za łby z Tristanem Eremitą. Jej wrzaski słychać było aż naschodach, za to Flamand odpowiadał jej o wiele spokojniej. PrzybycieKatarzyny przerwało szarpaninę. Sara, czerwona ze złości, miałaprzekrzywiony czepek.
- Co tu się wyprawia? - spytała Katarzyna. - Wasze krzyki słychać ażna galerii!
- Ja nie podnosiłem głosu, pani! - tłumaczył się Tristan.
- To mi nie wyjaśnia przyczyny waszej zwady. A zresztą... niewiedziałam, że się znacie.
- Poznaliśmy się przed chwilą - wyjaśnił Flamandczyk bezentuzjazmu. - I muszę ci od razu zakomunikować, łaskawa pani, że twojasłużąca nie zgadza się z naszymi planami.
Te słowa jeszcze bardziej podsyciły rozjątrzenie Sary, które tymrazem obróciło się przeciw Katarzynie.
- Jesteś szalona! Chcesz przebrać się za Cygankę i w takim strojuzbliżyć się do szambelana? Powiedz mi po co? Żeby tańczyć przed nim jakSalome przed Herodem?
- W rzeczy samej! Z tą wszakże różnicą, że stawką będzie jegowłasna głowa! Doprawdy zadziwiasz mnie, Saro. Myślałam, że ucieszyszsię, mogąc odwiedzić swoich.
- Nie ma żadnej pewności, że to są ludzie z mego plemienia. Ja nienależę do każdego wędrownego szczepu. Jestem z potężnego plemieniaKalderas, które kiedyś wędrowało za hordami Czyngis Chana, i nie mażadnego dowodu na to, że ludzie obozujący pod Amboise są z z nimspokrewnieni.
- Żeby to sprawdzić, najlepiej do nich pójść! - przerwał Tristan.
- Nie wiesz, co mówisz. Ci Cyganie to mogą być Dżaci, a oni mnienie przyjmą...
- Dosyć tego! - przerwała zniecierpliwiona Katarzyna. - Ja udam siędo Cyganów z panem Eremitą. Ty możesz zostać tutaj. Kiedy ruszamy,panie?
- Jutro w nocy.
- Dlaczego nie tej nocy?
- Dlatego, że tej nocy czeka nas inne zadanie. Czy mogę cię prosić,pani, abyś zdjęła nakrycie głowy?
- A może jeszcze suknię? - rozzłościła się Sara. - Toaleta damy niejest przeznaczona dla męskich oczu!
- Toteż nie chcę cię zastąpić. Muszę tylko coś zobaczyć.
Katarzyna posłusznie wyciągnęła szpilki, które podtrzymywały jejstroik, i rozpuściła włosy, które złotym deszczem opadły na ramiona.
- Szkoda, że nie są dłuższe... To może wydać się dziwne, gdyżwszystkie te diabelskie Cyganki mają długie, czarne włosy sięgające dopasa. .
W jednej sekundzie Sara skoczyła Tristanowi do oczu, krzycząc, żeona także jest taką „diabelską Cyganką" i żeby miał się na baczności.
Katarzyna z trudem odciągnęła rozjuszoną kobietę od jej ofiary.
- No, uspokój się, Saro! Pan Eremita nie chciał cię obrazić!
Powiedział, co mu ślina na język przyniosła. Nieprawdaż, Tristanie?
- Właściwie... - tłumaczył się Tristan bez większego przekonania. Mój język był zbyt szybki, ot co! Ale wracajmy do twoich włosów,Katarzyno.
- Obcięłam je jakiś rok temu. Czy to wielka przeszkoda?
- Nie, nie. Nie mamy wiele czasu! Czy możesz udać się ze mną nawyprawę do miasta dziś wieczorem, Katarzyno?
- Tam gdzie ona, tam i ja! - oświadczyła Sara. - I chciałabym poznaćtakiego, który mi w tym przeszkodzi!
Flamandczyk ciężko westchnął i spojrzał krzywo na Cygankę.
- Jeśli musisz... Podobno umiesz trzymać język za zębami. A więcczy pójdziesz ze mną, Katarzyno?
- Oczywiście! Przyjdź po nas, kiedy nadejdzie stosowna chwila.
Będziemy na ciebie czekać! Dokąd pójdziemy?
- Nie zadawaj żadnych pytań i postaraj się mi zaufać!
Sara, mile połechtana komplementem Tristana, uspokoiła się izabrała do czesania swojej pani. Przez chwilę Flamandczyk przyglądał sięzręcznym rękom Cyganki uwijającym się wokół głowy Katarzyny.
- Dziś wieczorem trzeba będzie włosy ukryć, a jutro najstosowniejszy będzie męski strój - powiedział Tristan.
W tej chwili Sara upuściła grzebień i spinki, stanęła przedFlamandczykiem podpierając się pod boki i przytknąwszy swój nos dojego nosa, wycedziła:- Nie licz na mnie, mój chłopcze! Możesz przynieść męski strój dlapani - a myślę, że ona to lubi - lecz jeśli chodzi o mnie, to żadna siła niezmusi mnie nigdy więcej do wciskania się w te śmieszne rury, którenazywacie getrami, ani w te nie mniej śmieszne krótkie tuniki nazywaneżupanami. Jeśli chcecie, abym przebrała się za mężczyznę, znajdźcie mimnisi habit. Przynajmniej można się w nim ruszać!
Tristan otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz widząc Sarę w takbojowej postawie, uśmiechnął się tylko, po czym oznajmił:- Właściwie nie jest to zły pomysł... A więc do wieczora, Katarzyno!
* * *
Dawno przebrzmiały dźwięki dzwonów na Anioł Pański, kiedyKatarzyna, Tristan i Sara opuścili zamek i zagłębili się w dzielnicęhandlową otaczającą katedrę Świętego Maurycego. Wszystkie okiennicebyły pospuszczane, tylko przez szpary można było tu i ówdzie dostrzecświatło świecy lub lampki oliwnej. Miasto, nad którym królowały strzelistewieże katedry, wkrótce miało zagłębić się we śnie.
"Katarzyna tom 4" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna tom 4". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna tom 4" друзьям в соцсетях.