Żołnierze spoglądali ze współczuciem i z niepokojem na tę zawsze dumniewyprostowaną kobietę w czerni, z twarzą ukrytą pod woalem. Wieczoremprzy ogniskach opowiadali sobie najdziwniejsze historie. Podobno pięknahrabina kazała ogolić sobie głowę i pokiereszować twarz, by nigdy więcejnie wzbudzić w żadnym mężczyźnie miłości! Ludzie z miasteczka czyniliznak krzyża na jej widok. Piękna pani de Montsalvy stawała się legendą...
- Masz rację, bracie - odparła Katarzyna, wzdychając. - Nic niewiem, bo nic mnie nie interesuje oprócz jednego: zemsty! Jednakże niepojmuję, dlaczego królowa pragnie w tym pomóc osobie wyjętej spodprawa.
- Nie jesteś nią, jeśli wzywa cię królowa. U niej będziesz bezpieczna.
Co zaś tyczy się zemsty, tak się składa, że jest ona po myśli królowej.
Zapewne nie jest ci wiadome, że La Tremoille dopuszcza się coraz nowychzuchwałości i że ostatnio ludzie będący na jego usługach puścili z dymemdobra samej królowej w Maine i Andegawenii! Nadszedł czas wyrównaniakrzywd. Czy pojedziesz, pani? Pragnę dodać, że pan Kennedy wraz zemną, twoim wiernym sługą, będziemy cię ochraniać w drodze.
Oczy Katarzyny nagle zabłysły, a policzki oblały się rumieńcem.
- A kto będzie pilnował Carlat? Co stanie się z moim synem? Costanie się z matką?
Mnich zwrócił się w stronę siedzącej nieruchomo w fotelu Izabeli deMontsalvy.
- Pani de Montsalvy ma się udać wraz z dzieckiem do opactwaMontsalvy, gdzie przyjmie ją młody i odważny opat. Znajdą tambezpieczne schronienie, a ty w tym czasie zmusisz króla, aby przywróciłtwemu mężowi dobre imię i oddał jego dobra. Fortecą Carlat zajmie sięnowy zarządca, którego przyśle hrabia d'Armagnac. A więc jak brzmitwoja decyzja?
Katarzyna podeszła do teściowej i upadłszy przed nią na kolana,ujęła jej pomarszczone, lecz piękne ręce w swe dłonie.
Wyjazd Arnolda niezwykle zbliżył obie kobiety. Dawną wyniosłośćIzabeli zastąpiła wielka czułość, widoczna na pierwszy rzut oka.
- Co mam uczynić, matko?
- Bądź posłuszna, córko! Nie odmawia się królowej, a ponadtonaszej rodzinie może to tylko wyjść na dobre.
- Wiem. Lecz ciężko mi będzie opuścić ciebie i Michała... a takżeoddalić się od. .
Odwróciła twarz w stronę okna, lecz Izabela rzekła:- Dla twojej miłości odległość nie ma znaczenia. Ruszaj w drogę bezobawy. Będę czuwać nad Michałem za nas obie!
Katarzyna ucałowała pośpiesznie dłonie starej damy i podniosła się zklęczek.
- A więc dobrze, ruszam w drogę. - Nagle jej wzrok padł na leżącepośrodku stołu klejnoty. - Wezmę ze sobą trochę tego, gdyż złoto mi sięprzyda. Zachowaj resztę, matko, i używaj wedle potrzeby!
Chwyciła czarny diament i ścisnęła mocno w dłoni, jakby chciała gozgnieść.
- Gdzie odnajdę królową?
- W Angers, pani... Stosunki między królem i jego teściową sąjeszcze bardzo napięte. Królowa Jolanta czuje się bezpieczniej na swychwłościach niż w Bourges czy Chinon.
- Niech będzie Angers. Ale pozwolisz, że wstąpimy do Bourges.
Chcę prosić Jakuba Coeura, aby znalazł mi kupca na ten przeklęty kamień.
Wiadomość o rychłym wyjeździe ucieszyła przede wszystkimHugona Kennedy'ego. Szkot źle się czuł wśród gór Owernii, któreprzypominały mu jego ojczyznę. Doskwierała mu też coraz bardziejponura atmosfera panująca w zamczysku. Targały nim sprzeczne uczucia,z jednej strony odczuwał silny pociąg do młodej kobiety i głębokiepragnienie, aby pomóc jej zapomnieć o nieszczęściu, a z drugiej tęsknotęza dawnym obozowym życiem i męską kompanią. Ujrzeć znowu wesołemiasta w dolinie Loary i ruszyć w drogę w towarzystwie Katarzyny to byłopodwójne szczęście! Nie tracąc ani minuty, rozpoczął przygotowania dodrogi.
Dla Waltera Malencontre'a perspektywa podróży też była dobrąnowiną, ale z innej przyczyny. Ten normandzki olbrzym, ongiś drwal,potomek wikingów, darzył Katarzynę uczuciem ślepym, fanatycznym iskrytym. Korzył się przed nią jak przed bóstwem. Nie wierzył w Boga,lecz miał zakorzenione stare nordyckie przesądy, antyczne legendy, którenarodziły się na długich statkach, i uczynił ze swej pogańskiej miłości doKatarzyny rodzaj swoistego kultu. Od kiedy Arnold przebywał w przytułkudla trędowatych i od kiedy Katarzyna zaczęła opłakiwać męża, także dlaWaltera życie straciło sens. Przestał wychodzić z fortecy, a nawet niegarnął się do polowania.
Myśl o rozstaniu z Katarzyną była dla niego nie do zniesienia.
Wydawało mu się, że mogłaby umrzeć, gdyby on przestał nad nią czuwać.
Jednak czas okropnie mu się dłużył. Mijał dzień za dniem i ciągle nie byłonadziei, że Katarzyna kiedykolwiek otrząśnie się ze smutku.
I oto, cudownym zrządzeniem losu, ten dzień nadszedł! Nareszcieopuszczą ponure zamczysko, ruszą w drogę, coś zacznie się dziać!
Walter, w swej prostocie, spojrzał na mnicha jako wysłannikaopatrzności.
Trzecią osobą cieszącą się z wyjazdu była Sara, wierna towarzyszkadoli i niedoli Katarzyny. Pomimo swoich czterdziestu pięciu lat wyglądałamłodo i pociągająco, tylko w jej kruczoczarnych włosach pojawiły się tu iówdzie siwe pasemka, ale ciemna skóra pozostawała gładka i jędrna.
Umiłowanie przygód było w niej silniejsze niż troska o własną wygodę.
Ona również, podobnie jak Walter, cierpiała, widząc, jak Katarzynapogrzebała się żywcem w Owernii w imię beznadziejnej miłości dopotępieńca z Calves. Brat Stefan zjawił się w samą porę! Wezwaniekrólowej wyrwie Katarzynę z jej boleści i zmusi do zajęcia się sprawami, októrych przestała myśleć. Cyganka pragnęła, aby Katarzyna nauczyła się zpowrotem żyć, nie zakochując się jednak. To prawda, że potrafiła kochaćtylko jednego, ale wiadomo, że życie lubi płatać figle. Często w ciszynocnej pytała ognia i wody, co przyniesie przyszłość, lecz ogień gasł, awoda pozostawała przejrzysta. Od czasu odejścia Arnolda Księga Życiabyła dla Sary nieodgadniona.
Martwiło ją tylko to, że ma opuścić małego Michała ubóstwianegonad życie. Nie mogła jednak pozwolić, aby Katarzyna samotnie ruszyła wnieznane. Ponieważ dwór był miejscem zbyt niebezpiecznym, osobiściechciała opiekować się przyjaciółką; wiedziała, że Michałowi włos z głowynie spadnie pod okiem babci, która za nim przepadała, znajdując we wnukuwierne odbicie utraconego syna.
Za kilka tygodni chłopczyk miał skończyć rok. Był duży i bardzosilny jak na swój wiek. W jego różowej, pucołowatej buzi jaśniała parażywych, jasnoniebieskich oczu, a główka pokryta była złocistymi lokami.
Bardzo poważnie się wszystkiemu przyglądał, ale potrafił też śmiać się dorozpuku. Był niezwykle pogodnym dzieckiem. Dzielnie znosił, naprzykład, wyrzynanie się ząbków, nie marudząc przy tym wcale. Kochaligo wszyscy poddani, cała służba i miejscowi chłopi. Malec królował nadswoim małym światem jak niepodzielny władca, a jego najulubieńszyminiewolnikami była matka, babcia, Sara i stara Donata, chłopka deMontsalvych, która służyła pani Izabeli jako garderobiana. Co się zaś tyczyWaltera, chłopiec na razie był raczej ostrożny. Jasnowłosy Normandczyksprawiał na nim niezwykłe wrażenie z powodu swej nadzwyczajnej siły.
Inaczej mówiąc, malec nie kazał mu znosić swoich kaprysów, którewidocznie miał zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. W męskimtowarzystwie trzeba umieć się zachować, tak więc mały jedynie szerokouśmiechał się do swego olbrzymiego przyjaciela.
Opuścić syna - to było dla Katarzyny wielkie poświęcenie, gdyżprzeniosła na niego całą miłość, której nie mogła już dać jego ojcu.
Otoczyła go niespokojną czułością, cały czas była w pogotowiu, trzęsła sięnad nim jak skąpiec nad swym skarbem. Był jedynym i najdroższymwspomnieniem nieobecnego męża, a zarazem ostatnim z rodu de Montsalvych. Za wszelką cenę należało zapewnić mu przyszłość godnąznamienitych przodków, a zwłaszcza jego biednego ojca.
I dlatego, hamując łzy, zaczęła przygotowania do jego wyjazdu odrazu następnego dnia rano. Jakże trudno było jednak nie płakać przypakowaniu małych ubranek, z których większość była dziełem jejwłasnych rąk.
- Jestem straszną egoistką! - powiedziała do Sary, która pomagała jejw pakowaniu. - Wiem, że matka otoczy go troskliwszą opieką niż ja sama,że w opactwie nic złego stać mu się nie może i że nasza nieobecność, mamnadzieję, nie będzie trwała długo, lecz mimo to bardzo mi ciężko!
Czując, że głos Katarzyny słabnie, Sara zaczęła ją pocieszać.
- Mnie także jest smutno, że muszę go opuścić. Lecz to dla niegowłaśnie udajemy się w drogę, dla jego dobra!
I chcąc udowodnić siłę swego przekonania, z wigorem zabrała się doukładania w kufrze podróżnym małych koszulek dziecka. Katarzyna wkońcu się uśmiechnęła. Ta poczciwa, stara Sara nigdy się nie zmieni!
Raczej da się poćwiartować, niż się przyzna, że jej ciężko. W przypadkuSary smutek przemienił się w złość, którą wyładowywała na martwychprzedmiotach. Od kiedy się dowiedziała, że na jakiś czas musi opuścićukochanego berbecia, zdążyła roztrzaskać dwie misy, trzy dzbany orazfigurkę świętego Geralda; po tym ostatnim wyczynie pobiegła do kaplicy,aby błagać niebiosa o wybaczenie.
W ferworze pakowania Sara wyszeptała:- Właściwie to lepiej, że Fortunat nie chce z nami jechać. Michałbędzie miał w nim znakomitego obrońcę...
Nagle przerwała, gryząc się w język, gdyż jej myśli powędrowały doArnolda. Ból małego Gaskończyka można było niemal porównać do bóluKatarzyny. Fortunat był niezwykle przywiązany do swego pana i kochał gonad życie. Podziwiał jego waleczność i poczucie honoru, jego wojennetalenty oraz to coś, co kapitanowie Karola VII nazwali straszliwymcharakterem de Montsalvy'ego, mieszankę gwałtowności, uporu inieskończonej lojalności. To, że taka straszna choroba jak trąd ośmieliłasię dotknąć jego pana, wstrząsnęło duszą Fortunata, a wkrótce wywołało wnim gniew, który następnie przemienił się w nieprzemijającą rozpacz. Wdniu, w którym Arnold opuszczał rodzinę na zawsze, Fortunat zamknął sięw wieży, nie chcąc uczestniczyć w jego odjeździe.
"Katarzyna tom 4" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna tom 4". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna tom 4" друзьям в соцсетях.