Od czasów dzieciństwa spędzonego w cieniu wież Notre Dame Katarzyna miała upodobanie do legend i niezwykłych historii. Jej ojciec, Gaucher Legoix, opowiadał je często - jednocześnie cyzelując złote i srebrne oprawy do ewangeliarzy - wyłącznie po to, by zobaczyć złociste światełka w zachwyconych oczach córki.
Dziś wieczór, przekraczając wilgotne progi kościoła, Katarzyna myślała o ojcu z bolesną melancholią. Łagodny Gaucher, który lękał się widoku krwi, został powieszony, gdyż Katarzyna ukryła w piwnicy starszego brata tego Arnolda, który za chwilę zostanie jej mężem. Nigdy jubiler z Pont-au-Change nie myślał o takiej przyszłości dla swej córeczki, o losach olśniewających i burzliwych, które przypadły jej w udziale. I zapewne dobrze się stało, pomyślała, jako że nie była zbyt pewna, czy Gaucher Legoix cieszyłby się z tego.
W kościele było ciemno, z wyjątkiem słabego światełka w kaplicy przy apsydzie. Jakub Coeur i Bronia, którzy szli na czele orszaku, skierowali się bez wahania w stronę tego światełka. Katarzyna zadrżała.
Spod romańskich sklepień powiało chłodem na ramiona, jakby opadło na nie wilgotne prześcieradło. Przypomniało to jej inną kaplicę, inny zimowy dzień, dziewięć lat temu. Tego dnia miała na sobie królewskie klejnoty, bogate szaty, ale jej serce było zlodowaciałe ze strachu i rozpaczy. Tego dnia również padał śnieg na miękkie pagórki równiny nad Saone, która rozciągała się tak daleko, jak okiem sięgnąć. Tego dnia z rozkazu książęcego poślubiała z beznadziejną rozpaczą, nosząc w sercu obraz kogoś innego, Garina de Brazeya, wielkiego skarbnika Burgundii. Jakże odmienny był dzień dzisiejszy!
Nie miała cudownej szaty ani drogich strojów, ani szlachetnie urodzonego towarzystwa, ani oświetlonej jasno kaplicy. Ubrana była w zwykłą suknię z zielonej wełny, obramowaną czarnym aksamitem, w której poruszała się lekko, szeroki płaszcz z kapturem, uszyty z czarnego sukna i podbity popielicami - prezent od Broni na to lodowate wesele.
Wokół niej byli tylko serdeczni przyjaciele, a przede wszystkim poślubiała mężczyznę, którego wybrała spomiędzy innych, którego kochała, wielbiła na przekór wszystkiemu, związanego z nią za cenę nadludzkich wysiłków i całkowitego wyrzeczenia się samej siebie. To jego ramię podtrzymywało ją, gdy posuwała się niepewnie po nierównych płytach posadzki kościelnej, to jego wyrazisty i dumny profil rysował się na tle czarnego kapelusza, dziś wieczór wyrażając poważną zadumę, to jego ręka, teraz spleciona z jej dłonią, będzie ją obejmować całe życie... Wreszcie to jego dziecko poruszało się w niej, niby pierwsze drgnienia świetlistej przyszłości.
W kaplicy ksiądz w białym ornacie modlił się, klęcząc. Jego tonsura połyskiwała w świetle dwóch świec płonących po obu stronach ołtarza.
Obok niego mały ministrant kiwał się na kolanach, dotykając stojącej przed nim kadzielnicy. Katarzyna wzruszyła się jeszcze bardziej, gdy poznała duży nos i poczciwą twarz o mocnych rysach brata Jana Pasquerela. Był on spowiednikiem Joanny d'Arc, którą znał lepiej niż ktokolwiek, wciąż wiernym jej pamięci, co zmuszało go do ukrywania się przed prześladowaniami ze strony La Tremoille'a. Nienawiść szambelana do Dziewicy była tak wielka, że każdy, kto ją czcił, stawał się celem jego ataków.
Gdy brat Jan usłyszał kroki, wstał, uśmiechnął się i wyciągnął do obydwojga młodych ręce.
- Niech będzie pochwalony ten, który nas tu połączył, moi przyjaciele, i który pozwolił mi być narzędziem jego woli, by przyczynić się do waszego szczęścia. Trudne czasy, w jakich żyjemy, zmuszają nas do ukrywania się, ale jestem pewien, że to nie potrwa długo i że nadejdą jasne dni.
- Gdyby to zależało ode mnie - rzekł Arnold - wróciłyby szybko. Jest nie do pomyślenia, aby jeden człowiek uzależnił tak od siebie całe królestwo, i wystarczy jeden miecz...
- Mój synu - uciął mnich - jesteś tu w domu bożym, który potępia przemoc. A nadto - dodał z uśmiechem - przypuszczam, że tej nocy wasze myśli zwrócone będą w zupełnie inną stronę niż śmierć człowieka, choćby nawet był wielkim grzesznikiem!
Przerwały mu szybkie kroki, które rozległy się bezceremonialnie w pustym kościele. W mdłym świetle świeczek ukazał się Xaintrailles, zadyszany i czerwony. Pod obszerną peleryną do konnej jazdy połyskiwała stalowa zbroja. Brat Jan, zaledwie musnąwszy go spojrzeniem, odwrócił się do ołtarza, mówiąc: - Módlmy się, bracia...
Katarzyna i Arnold uklękli jednocześnie na stopniach. Jakub Coeur ulokował się za Katarzyną, Xaintrailles za Arnoldem, natomiast Bronia, opuściwszy błękitny woal, uklękła nieco dalej. Ministrant poruszył kadzielnicą, nie było już słychać nic oprócz szeptu księdza przywołującego parę młodych do błogosławieństwa bożego przed rozpoczęciem ceremonii zaślubin.
Była szybka i prosta. Arnold powtórzył zdecydowanym głosem pod dyktando brata Jana: - Ja, Arnold, biorę sobie ciebie za żonę i przysięgam, że będę cię kochał i szanował w radości i smutku, w zdrowiu i chorobie, dopóki nas śmierć nie rozłączy.
Następnie przyszła kolej na kobietę: - Ja, Katarzyna...
Ale głos załamał się jej ze wzruszenia i dokończyła sakramentalną formułę szeptem. Grube łzy spływały po jej twarzy - cena za przepełnione uczuciem serce.
Brat Jan ujął prawą rękę Katarzyny, umieścił ją w dłoni Arnolda, którego długie palce zamknęły się dookoła niej. Jego głos wzniósł się silny niczym wyzwanie rzucone przeciwnikowi: - Ego conjungo vos in matrimonium, in nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen. - Z tacki podanej przez ministranta wziął złotą obrączkę i pobłogosławił ją. - Pobłogosław, Panie, tę obrączkę, którą my błogosławimy...
Następnie przekazał ją Arnoldowi. Młody człowiek wziął obrączkę, wsunął ją na serdeczny palec Katarzyny, następnie czule dotknął jej dłoni ustami. Pełne łez oczy młodej kobiety lśniły niczym ametysty w słońcu. W tym małym, ciemnym i chłodnym kościele przeżywała szczytowy moment swego życia, jego ukoronowanie. Błogosławieństwo spłynęło pomału na dwie głowy, następnie brat Jan wrócił do ołtarza, by odprawić mszę.
Uroczysty moment zakłócony został gwałtownym chlipnięciem, całkowicie niestosownym. To Xaintrailles na swój sposób okazywał wzruszenie, nad którym nie był w stanie zapanować. Arnold i Katarzyna uśmiechnęli się do siebie i trzymając się za ręce, uczestniczyli w mszy świętej. Po skończonej ceremonii nowożeńcy i świadkowie udali się za księdzem do małej zakrystii, która pachniała wypalonym kadzidłem i świeżym woskiem, aby podpisać akt ślubu. Arnold złożył podpis tak energicznie, że gęsie pióro zazgrzytało, następnie podał je Katarzynie z lekko kpiącym uśmiechem: - Kolej na ciebie! Mam nadzieję, że wiesz, jak się teraz nazywasz?
Powoli i starannie, jak mała dziewczynka, z wysuniętym czubkiem języka, podpisała się „Katarzyna de Montsalvy" po raz pierwszy w życiu.
Ogarnęła ją fala dumy, okrywając czerwienią policzki. To stare nazwisko przysięgła nosić z godnością, bez skazy, niezależnie od ceny, jaką miałaby za to zapłacić.
Świadkowie, Xaintrailles i Jakub Coeur, podpisali się poniżej, a tymczasem Bronia serdecznie całowała Katarzynę. Następny w kolejce był Xaintrailles. Wykonał przed młodą kobietą głęboki, ceremonialny ukłon.
- Pani hrabino de Montsalvy, jestem niezmiernie rad, że mogłem, choć w niewielkim stopniu, przyczynić się do waszego szczęścia, i życzę wam, by było ono tak wielkie, jak twoja uroda i... - Najwyraźniej ceremoniał przekraczał głębokie uczucia Xaintrailles'a, przerwał bowiem w połowie piękne zdanie i ukłon, objął Katarzynę za ramiona i złożył na jej policzkach dwa głośne pocałunki. - Życzę wam wszystkiego najlepszego, droga przyjaciółko. Zapewne czekają was jeszcze różne przejścia, ale nie zapominajcie nigdy, że jestem wiernym przyjacielem was obojga!
Tu puścił Katarzynę, aby paść w ramiona Arnolda, z którym ucałowali się po bratersku.
- Niedługo się spotkamy, ale chwilowo żegnam się z tobą...
- Żegnasz się? Wyjeżdżasz?
Xaintrailles wykrzywił się okropnie, a potem uśmiechnął szyderczo.
- Tak, moje zdrowie tego wymaga. La Tremoille ma chyba jakieś konkretne podejrzenia w kwestii spustoszenia zamku. Zatem jeśli pozostanę tutaj, grozi mi, że obudzę się pewnej nocy z nożem między łopatkami. Wolę dołączyć do moich ludzi w Guise. Nikt mi nic nie będzie mógł zrobić.
- Mam wielką ochotę przyłączyć się do ciebie. Nikt nie może mi przeszkodzić, bym zajął swoje miejsce w wojsku. Żaden z moich dawnych towarzyszy broni nie wydałby ani mnie, ani mojej żony.
Katarzynie zrobiło się ciepło na sercu i czule wsunęła rękę pod ramię męża.
Xaintrailles jednak pokręcił głową, jego wzrok spochmurniał.
- Nie! Twoi towarzysze broni nie zmienili się, ale złoto La Tremoille'a jest wszędzie. Chodź, zakrystia to nie jest odpowiednie miejsce do tego rodzaju zwierzeń, a mam ci coś do powiedzenia.
Na to odezwał się Jakub Coeur.
- Przygotowaliśmy w domu skromną wieczerzę. Czy nie mógłbyś, panie, spożyć jej z nami, zanim wyruszysz w drogę? To nie potrwa długo.
Kapitan zawahał się i wyraził zgodę. Brat Jan, który zdjął już ornat, powrócił do nowożeńców i złożył im życzenia, żegnając się z nimi równocześnie. Mnich również wyjeżdżał tej nocy, korzystając z zawieszenia ognia z okazji Bożego Narodzenia, by opuścić miasto, gdzie ukrywał go ojciec Broni. Miał zamiar dotrzeć do dużego opactwa w Cluny, najpotężniejszego w całym chrześcijańskim świecie, i tam czekać, aż zły duch schowa pazury.
- Codziennie będę się modlił o wasze szczęście... - rzekł do Katarzyny z ostatnim błogosławieństwem - ...a także za tę, którą wszyscy kochaliśmy, albowiem nie wątpię, iż przebywa w krainie wiecznej szczęśliwości.
Jego brunatny habit rozpłynął się w ciemnościach, a ministrant pognał za nim, zapowiadając, że zaraz zamknie kościół. Chwilę później wszyscy wyszli na zaśnieżoną ulicę. Zerwał się wiatr, zdmuchując z dachów czapy śniegu. Nad niemymi domami rozległ się daleki dźwięk wioli i lutni. Xaintrailles wzruszył ramionami.
"Katarzyna Tom 3" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 3". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 3" друзьям в соцсетях.