Szybko schowała się za wysokim oparciem krzesła i z całej siły rzuciła naczyniem w głowę Gilles'a. Srebrna miska była ciężka, brzęknęła donośnie w zetknięciu z podłogą, a mężczyzna zachłystując się tym nieoczekiwanym prysznicem, padł na ziemię na wpół oślepiony. Katarzyna nie zwlekając, rzuciła się do drzwi, otworzyła je i wybiegła na zewnątrz.
Na korytarzu wpadła na Poitou.
- Miałeś rację. On jest szalony! - szepnęła wciąż jeszcze przerażona.
- Szalony nie, ale dziwny! Proszę wrócić do siebie, a ja spróbuję go uspokoić. Ale, na Boga, ma pani szczęście. Nie przypuszczałem, że może pani wyjść żywa z tej opresji!
W czasie ponurych godzin, jakie potem nastąpiły, Katarzyna mało nie oszalała. Wydawało się jej, że pułapka zatrzaskuje się nad nią ostatecznie: cóż mogła zdziałać jej odwaga i zdrowy rozsądek wobec takiej istoty jak Gilles? Natrafiła na najgorszą przeszkodę, szaleństwo, i była przerażona tym posępnym nieznajomym, jakim okazał się Gilles.
Gdy około południa Anna de Craon wkroczyła do jej pokoju, Katarzyna niemal poczuła ulgę. Wszyscy mieszkańcy tego przeklętego zamku wydawali się jej tak niepokojący, iż starsza pani jawiła się jako nieprawdopodobnie normalna i sympatyczna. A jednak ona też była zaniepokojona.
- Czemu pani to zrobiła? Czemu poszła pani do Gilles'a, moje nieszczęsne dziecko? Czy nie wie pani, że nikt, nawet dziadek, nie ma prawa przekroczyć progu jego apartamentów, gdy on wypoczywa?
- Skądże mogłabym to wiedzieć? - zbuntowała się Katarzyna. - I jak mogłam przypuszczać, że ten człowiek jest właściwie nienormalny?
- On nie jest nienormalny, przynajmniej ja tak uważam. Tylko że czarne godziny nocne wyzwalają w nim jakieś złe, niepoddające się kontroli siły. Dziewczęta, które do siebie zaciąga, czy też paziowie zanadto się go boją, by się skarżyć. Widzi pani, nie jest dobrze zgłębić zanadto naturę ludzką, nawet członków własnej rodziny.
- A... jego żona?
Stara kasztelanka wzruszyła ramionami.
- Od chwili, gdy urodziła się mała Maria, Gilles nigdy nie przekroczył progu jej sypialni. Kiedy jest w zamku, spędza noce ze swymi stałymi kompanami: Sillem, Briqueville'em i z tym przeklętym paziem, którego obdarza przywilejami i prezentami. Moja wnuczka i dziecko czują się dobrze w Pouzauges, dokąd je wysłaliśmy. Ale nie mówmy o tym!
Przyszłam panią błagać o przybycie na kolację. Gilles tego żąda!
- Nie muszę mu być posłuszna! Nie pójdę! Chcę jedynie, żeby uwolnił moich służących. O to właśnie przyszłam prosić go dziś rano.
- I osiągnęła pani tylko tyle, że wpadł w jeszcze większą wściekłość.
Nie kłamię, Katarzyno, zawdzięcza pani życie memu mężowi. I zaklinam panią, niech pani przybędzie na wieczerzę. Niech pani nie doprowadza go do ostateczności... zwłaszcza jeśli zależy pani na życiu służących!
Katarzyna nagle załamała się pod ciężarem smutku, opadła na łóżko i uniosła na panią de Craon oczy pełne łez.
- Czy nie może pani pojąć, jaką czuję doń odrazę, pani, która wydajesz się tak dobra i przenikliwa. Jestem tu zatrzymana wbrew własnej woli, uwięziona za urojone zbrodnie, oddzielono mnie od tych, którzy są mi wierni, i, na dodatek, muszę jeszcze uśmiechać się do mego prześladowcy. Czy nie żąda pani zbyt wiele?
Dziwna łagodność pojawiła się na ostrej twarzy starszej pani.
Nachyliła się i raptem ucałowała Katarzynę.
- Droga przyjaciółko, w czasie mojego długiego żywota nauczyłam się, że dzisiejsze kobiety, niezależnie od pozycji, muszą walczyć przez całe życie. A także, iż mężczyzna - bardziej niż wojna, dżuma, śmierć czy utrata majątku - jest ich największym wrogiem! Walczy się taką bronią, jaką się ma. Czasem lepiej jest ukryć wściekłość na dnie serca, niż przeciwstawić się burzy, jeśli nie chce się zostać złamaną! Proszę mi wierzyć i przybyć na kolację! Niech się pani postara wyglądać tak pięknie, jak tylko pani umie!
- Nie mam wcale ochoty, by Gilles mniemał, że pragnę mu się podobać - zbuntowała się Katarzyna.
- Nie o to chodzi. Piękno ma nad Gilles'em dziwną władzę. Żywi dla niego taką cześć, że można powiedzieć bez zbytniej przesady, iż robi to na nim wielkie wrażenie. A przynajmniej wtedy, gdy jest na czczo! Znam go dobrze. Proszę posłuchać mej rady. Przyślę pani pokojówki.
Kiedy zabrzmiał gong, a służba wniosła do dużej sali miski z pachnącą wodą, którą biesiadnicy mieli zwilżyć palce przed zajęciem miejsc przy stole, Katarzyna ukazała się na progu. Ukazała się - to był właściwy zwrot, bowiem nigdy jeszcze nie była taka blada... ani tak piękna! Jej uroda miała w sobie coś tragicznego, a zarazem ujmującego.
Purpurowy aksamit sukni uwydatniał jej ramiona i szyję, której blasku nie przyćmiewał żaden klejnot. Za nią spływał czerwony obłok długiego muślinowego woalu. Wyglądała jak płomień, ale w pociągłej, nieruchomej twarzy tylko ogromne oczy i miękkie usta pozwalały domyślać się życia.
Powitała ją cisza, a ona sunęła powoli między podwójnym szpalerem lokajów w liberiach. Było tak, jakby wszystkich obecnych unieruchomił jakiś czar.
Pierwszy otrząsnął się Gilles de Rais. Opuściwszy podium, na którym stał jego fotel, zbliżył się ku niej spiesznymi, wielkimi krokami i nie mówiąc ani słowa, podał jej zaciśniętą dłoń, aby mogła oprzeć na niej własną. Ramię w ramię przeszli przez komnatę do stołu, przy którym zajął już miejsce Jan de Craon, jego żona i kapitanowie. Gilles podprowadził Katarzynę do miejsca sąsiadującego z własnym fotelem i skłoniwszy się jej, oświadczył krótko: - Wygląda pani pięknie! Dziękuję za przybycie.. i proszę o wybaczenie porannego incydentu.
- Już nawet nie pamiętałam o nim, panie - wyszeptała Katarzyna.
W czasie całego posiłku nie zamienili ani słowa więcej. Od czasu do czasu Katarzyna czuła na sobie spojrzenie Gilles'a, ale nie podnosiła oczu znad talerza, chyba po to, żeby odpowiedzieć coś starszemu panu de Craon, który czynił najwyraźniej wysiłki, by podtrzymać bardziej niż wątłą konwersację. Katarzyna zaledwie tknęła rybę i dziczyznę, ale pan de Rais nie tracił czasu i pożerał z wilczym apetytem kawały pasztetu, całe kurczęta i udziec sarni. Popijał to wszystko wielkimi łykami wina z Andegawenii, którym stojący za nim podczaszy napełniał stale jego kielich. Stopniowo wino robiło swoje i jego twarz poczerwieniała. Kiedy przyniesiono miseczki z konfiturami, zwrócił się raptownie w stronę Katarzyny: - Poitou powiedział mi, że chciała pani ze mną mówić dziś rano.
Czego pani sobie życzyła?
Teraz młoda kobieta odwróciła się, by spojrzeć mu prosto w twarz.
Nadeszła właściwa chwila, więc odchrząknęła. Spojrzała prosto w ciemne oczy Gilles'a.
- Dziś rano o świcie, gwałcąc wszelkie prawa, kazał pan porwać z mego pokoju Sarę, mą służącą. Co mówię! Więcej niż służącą! Ona mnie wychowała i uważam ją za najwierniejszą moją przyjaciółkę. Po mojej matce ona jest najdroższą mi istotą na świecie.
Na wspomnienie Sary jej głos lekko zadrżał, ale przemogła się i ciągnęła dalej, ścisnąwszy splecione palce, by opanować emocje.
- Co więcej, mój giermek, Walter Malencontre, został uwięziony w wieczór naszego przybycia. Odmawiano mi zwrócenia go, tłumacząc, że decyzja należy do pana. A więc do wielmożnego pana - ten zwrot przeszedł jej z trudnością przez usta - zwracam się z prośbą, by oddano mi moich służących.
Ciemna dłoń Gilles'a uderzyła w stół, tak że podskoczyła zastawa.
- Pani giermek wtrącił się do nie swoich spraw. Zranił jednego z moich ludzi i powinien był zostać powieszony już dawno. A jednak, by się pani przypodobać, powziąłem postanowienie, by dać mu szansę. Niech zachowa swój nędzny żywot i powiesi się gdzie indziej.
- Szansę? Jaką?
- Jutro zostanie wyprowadzony poza teren zamku. Pozwolimy mu oddalić się, następnie udam się wraz z moimi ludźmi i psami w pościg.
Jeśli go złapiemy, zostanie powieszony. Jeśli nam ucieknie, będzie mógł, oczywiście, iść sobie, gdzie mu się żywnie podoba.
Katarzyna wstała tak gwałtownie, że krzesło z wysokim oparciem, na którym siedziała, zachwiało się i upadło z hałasem na ziemię. Pobladła spojrzała na Gilles'a płonącym wzrokiem.
- Polowanie na człowieka, czyż nie tak? Wyrafinowana rozrywka dla jaśnie pana, który się nudzi! Takie wydaje pan wyroki na moją prośbę?
Tak respektuje pan zasady sprawiedliwości senioralnej, zgodnie z którymi moi ludzie zależni są wyłącznie ode mnie?
- Pani jest w mojej władzy. Jestem na tyle dobry, że daję choćby i tę szansę. Przypominam pani, że mógłbym powiesić tego pani zucha... a panią po prostu oddać w ręce ludzi króla.
- Chciał pan powiedzieć - ludzi wielmożnego pana de La Tremoille'a! Nie obawiam się niczego ze strony ludzi króla Karola.
Teraz podniósł się Gilles. Jego twarz wykrzywiła się z wściekłości, a ręka szukała na stole noża.
- Zapewne zmieni pani niedługo zdanie, moja piękna! Jeśli chodzi o mnie, to decyzja moja jest ostateczna. Walter jutro będzie grał o życie z moimi ogarami. Jeśli pani się nie zgadza, każę go powiesić dziś wieczorem. Co zaś się tyczy tej pani czarownicy, to może ona podziękować szatanowi, jej panu, że muszę się od niej dowiedzieć pewnych rzeczy. Gdyby nie to, już stałaby przywiązana do jakiegoś słupa, a wokół niej zgromadzono by chrust. Potrzebuję jej, więc ją trzymam!
Później postanowię o jej losie.
Katarzyna zmierzyła wzrokiem de Rais'go blada ze złości, z zaciśniętymi zębami. Jej głos zabrzmiał niesłychanie twardo: - I pan ośmielasz się nosić złote ostrogi rycerza? I pan ośmielasz się mienić marszałkiem Francji, nosić w herbie kwiat lilii? Ależ ostatni z pańskich lokajów jest bardziej lojalny i ma więcej honoru niż pan! Niech pan wiesza, pali moich ludzi, niech pan każe i mnie zabić po tym, jak oddał pan w ręce La Tremoille'a pańskiego towarzysza broni, Arnolda de Montsalvy'ego! W moich ostatnich słowach wezwę niebo na świadka, że Gilles de Rais jest zdrajcą i wiarołomcą!
"Katarzyna Tom 3" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 3". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 3" друзьям в соцсетях.