Następnego dnia przyszła kolej na Odettę. Mówiła o królu i jego otoczeniu, które tak dobrze znała. W końcu Katarzyna ośmieliła się wspomnieć o Arnoldzie. Odetta często widywała młodzieńca na dworze, w otoczeniu księcia Orleanu.
- Nie będzie ci łatwo pokonać jego uprzedzenia. Jest twardy, nieprzejednany i diabelsko dumny. Z całego serca nienawidzi wszystkiego, co burgundzkie, i, jeśli naprawdę zależy ci na jego miłości, będziesz musiała ze wszystkiego zrezygnować: z męża, bogactwa i zaszczytów - odparła Odetta.
Obie kobiety zadecydowały, że będą mówić sobie na ty. Ich przyjaźń nie potrzebowała podpierać się dworską etykietą.
- Czy twoim zdaniem nie byłoby rozsądniej z niego zrezygnować? spytała Katarzyna, lecz za chwilę sama wycofała się ze swego pomysłu.
- Nie... to niemożliwe! Nie można nakazać sercu, aby przestało bić.
- Nie mówię, żebyś zrezygnowała. Obawiam się jedynie, że będzie ci ciężko, że zabierze to dużo czasu... i będzie wymagało anielskiej cierpliwości. No cóż, wierzę, że jesteś do tego zdolna. Poza tym jesteś tak piękna, że nie wymknie ci się, chociaż może się opierać.
Mówiąc to, Odetta spoglądała na przyjaciółkę, która właśnie wyszła z rzeki i wykręcała mokre włosy owinięta prześcieradłem. Było tak gorąco, że postanowiły się wykąpać. W tym miejscu Saona, tocząc swe nurty przy murach miasta, tworzyła zakole osłonięte drzewami, tak że można się było tu wykąpać, nie będąc widzianym. Odetta i Katarzyna długo pływały w chłodnej, przejrzystej wodzie. Następnie wyszły na brzeg pod osłoną traw i trzcin tak wysokich, że zasłaniały ich ciała aż po szyję. Odetta owinięta suchym prześcieradłem siedziała na piasku, a Katarzyna się wycierała.
- Czy... pan de Montsalvy... odnosi sukcesy wśród pań? - spytała Katarzyna nieśmiało.
Odetta roześmiała się, szczerze ubawiona tonem przyjaciółki, a także jej naiwnością.
- Sukcesy? To zbyt słabe określenie, moja droga. Nie ma takiej kobiety czy młodej panny, która by się w nim nie kochała. Zresztą wystarczy na niego spojrzeć. Ośmieliłabym się twierdzić, że to najbardziej czarujący mężczyzna w całej Europie! Kosi damskie serca jak chłop pszenicę!
- A więc - kontynuowała Katarzyna, starając się zachować obojętną minę - musi mieć wiele kochanek...
Odetta, przygryzając źdźbło trawy, bawiła się, obserwując zazdrość widoczną na niespokojnej twarzy Katarzyny. Śmiejąc się, przyciągnęła przyjaciółkę do siebie, zmuszając, aby ta usiadła obok.
- Och, ty głuptasku! Oczywiście, że Arnold nie jest dziewicą, wręcz przeciwnie. Ale bierze kochanki tak, jak wychyla się puchar wina, gdy się ma na niego ochotę. Po zaspokojeniu pragnienia ciska się go w kąt. Nie wierzę, żeby była na świecie choć jedna kobieta, która mogłaby się pochwalić, że spędziła w jego ramionach więcej niż jedną noc! Znam takie, które przez niego wylały morze łez... i nadal płaczą. On nigdy się nie przywiązuje.
Uważam, że pogardza kobietami, z wyjątkiem jednej: mojej matki, którą darzy szczególnym podziwem. Chcesz wiedzieć, co ja myślę? Powiem ci: jeżeli jakaś kobieta zawładnie w końcu jego sercem, to będzie nią ta, która siedzi teraz blisko mnie! Trudność polega na tym, aby go o tym przekonać. Jedynie pomoc, jakiej udzielisz Jolancie Aragońskiej, może cię zbliżyć do niego.
Królowa Sycylii bowiem cieszy się szacunkiem Arnolda, który jest jej wielce oddany.
* * *
Dni upływały spokojnie. Przyjaciółki, czekając na powrót brata Stefana, odłożyły politykę na bok. Odpoczywały, wstawały późno, kąpały się i wygrzewały na piasku. Po obiedzie urządzały sobie sjestę albo wracały nad wodę, kiedy indziej wyruszały konno na pola. Wieczorami, po kolacji, słuchały śpiewu pazia lub opowieści minstrela. Tak minęły trzy tygodnie, bez specjalnych wydarzeń. Pewnego dnia przybył posłaniec z listem od Ermengardy, która pisała: Rzecz niesłychana, moja droga Katarzyno! Jak Ci zapewne wiadomo, książę Filip był zmuszony udać się do Gandawy w wielkim pośpiechu. Otóż pewna kobieta, podająca się za jego własną siostrę, wywołała tam skandal, po tym, jak została przyjęta niczym księżniczka. Okazało się, że jest to biedna wariatka, zakonnica, która uciekła z klasztoru w Kolonii. Książę przekazał szaloną biskupowi, który obiecał odesłać ją do przeoryszy. Lecz te nieszczęścia opóźniły wyjazd Jego Wysokości do Paryża, gdzie już powinien być w tej chwili. Mówi się, że kazał wypłacić Bedfordowi to, co należało się z posagu świętej pamięci Michaliny. Wyobrażasz sobie te kombinacje między - cokolwiek by mówić - francuskim księciem a angielskim regentem, który już musiał oddać Peronne, Roye i Montdidier, do tego dwa tysiące dukatów, zamek w Andrevic i myto z Saint-Jean-de-Losne, co powinno zainteresować Twoją przyjaciółkę. Co do tych trzech miast, Filip nie ma ich jeszcze, gdyż musi je odbić królowi... Cały list był utrzymany w tym tonie. Ermengarda nie pisywała często, lecz kiedy już chwytała za pióro, wtedy zużywała całe kilogramy pergaminu.
Odetta słuchała lektury z gorzkim uśmiechem.
- Podziwiam szczodrość regenta! Płaci swoim sprzymierzeńcom tym, co do niego nie należy! Saint-Jean-de-Losne należy do mnie, a książę nie waha się go przyjąć. Nie troszczy się, że mnie zrujnuje!
- Może tego nie zrobi. Z pewnością zachowasz swoje miasto, Odetto zapewniała Katarzyna, na co tamta wzruszyła tylko pogardliwie ramionami.
- Nie znasz Filipa! Jego ojciec podarował mi to miasto w podzięce za opiekę nad królem Karolem, lecz teraz, kiedy król już nie żyje, a ja nie jestem do niczego potrzebna, zabiera bez skrupułów to, co zostało mi podarowane. Filip jest taki sam jak jego ojciec. To chciwiec zachowujący pozory szczodrości. Nie potrafi być bezinteresowny.
- No dobrze - wtrąciła Katarzyna - lecz jestem jeszcze ja! Filip utrzymuje, że mnie kocha. Jeśli tak jest, będzie musiał mnie wysłuchać!
Tego samego wieczoru brat Stefan stanął przed zwodzonym mostem w Saint-Jean-de-Losne i poprosił, aby go wpuszczono. Był cały zakurzony, a z sandałów wystawały mu brudne, podrapane stopy. Uśmiechał się jednak pro-miennie.
- Cieszę się, że was widzę razem - rzekł i pozdrowił obie panie. - Pokój z wami!
- I z tobą, bracie Stefanie! - odparła Odetta. - Jakie wieści przynosisz?
Lecz Siadajże najpierw. Zaraz każę przynieść zimnego wina.
- Nie odmówię. Droga z Bourges jest długa i niebezpieczna. Cały czas deptały mi po piętach oddziały burgundzkiego kapitana Perrineta Gressarda.
Ledwo uszedłem z życiem! Za to nowiny przynoszę dobre, wręcz wspaniałe dla pani de Brazey. Król zgodził się wypłacić okup za pana de Montsalvy'ego, który zdążył już stanąć na swoim posterunku w Vermandois.
A jakie są wasze nowiny?Zamiast odpowiedzi Katarzyna wręczyła mnichowi list Ermengardy. Byt to pierwszy jej odruch buntu przeciwko Filipowi, i to uczyniony z pełną determinacją.
Brat Stefan szybko przebiegł wzrokiem alarmujący list hrabiny i rzekł: - Bedford czyni wielkie ustępstwa... potrzebuje Filipa... tak samo jak król potrzebuje wytchnienia.
- Co to znaczy? - spytała Katarzyna z odcieniem wyższości w głosie.
Mnich, nie przejmując się jej tonem, spokojnie odpowiedział: - To znaczy, że książę Filip opuścił Paryż i zmierza do Dijon, aby przygotować wesele pani z Gujenny... i że czas odpoczynku skończył się dla żony wielkiego skarbnika Burgundii.
Aluzja tak jasna wywołała uśmiech na ustach Katarzyny.
- Dobrze. Jutro wracam do Dijon!
- Ja zostaję! - rzuciła twardo Odetta. - Jeśli książę chce mojego miasta, będzie musiał wziąć je siłą, a z jego ruin wydobyć mojego trupa!
- Pani, obawiam się, że się nie zawaha! - wtrącił ponuro mnich. - A Saona płynie tak blisko, że książę łatwo pozbędzie się ciała... Z nim nie wygrasz! Po co tak się upierać?
- Po to, aby...
Odetta poczerwieniała, ugryzła się w język, w końcu wybuchnęła śmiechem.
- Dlatego, bracie Stefanie, że jest jeszcze za wcześnie. Masz rację, nie ma we mnie nic z bohaterki, a wielkie słowa do mnie nie pasują. Zostaję, bo po prostu czekam na posłańca księcia Sabaudii, który pragnie pogodzić wro-gich sobie książąt. Po jego odjeździe udam się do moich rodziców, do Dijon.
Katarzyna wróciła do swego pokoju i spędziła część nocy przy oknie.
Wzeszedł wspaniały księżyc. Pod murami rzeka toczyła cicho swe wody koloru rtęci. Dolina Saony pogrążona była we śnie. Od czasu do czasu ciszę mąciło dalekie szczekanie psa lub pohukiwanie sowy. Katarzyna czuła, że spokojne chwile minęły bezpowrotnie. Nadchodziły dni walki i strachu. Była teraz szpiegiem w służbie króla Francji. Dokąd jeszcze miała ją zaprowadzić miłość do Arnolda?
Rozdział trzeci Powrót Garina
Każdego roku w dniu świętego Michała Archanioła Katarzyna udawała się do kościoła pod jego wezwaniem, aby pomodlić się za duszę nieszczęsnego Montsalvy'ego, który, pomimo jej nieuleczalnej miłości do Arnolda, pozostał pierwszą, najczystszą miłością.
Kościół Świętego Michała znajdował się przy murach miasta i stanowił dosyć ponurą budowlę. Nad starą nawą wznosiła się kwadratowa wieża, cały dół był drewniany, widać też było niechlujne poprawki po ostatnim pożarze.
Zgodnie ze swoim zwyczajem Katarzyna nie spieszyła się zbytnio. Kiedy wraz z Perryną wracały do domu, słońce stało już wysoko. Niezwykle ożywienie przed szeroko otwartymi bramami pałacu - tłoczące się mulice i konie, stosy bagaży, cała ta krzątanina, której przyglądało się ciekawie kilku młodych kopistów - wskazywało na to, że wrócił Garin de Brazey. Katarzyna nie była tym faktem zaskoczona, gdyż spodziewała się przyjazdu męża lada dzień.
Była jedynie niezadowolona, że pojawił się tak wcześnie, a nie po południu, gdyż wtedy miałaby więcej czasu na przygotowanie się do rozmowy z nim, której przebiegu nie mogła przewidzieć.
"Katarzyna Tom 2" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 2". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 2" друзьям в соцсетях.