Po ucieczce Sary podniosła do rangi pierwszej służącej Perrynę, jedną ze służek pomagających jej przy toalecie. Dziewczyna miała osiemnaście lat, była świeża, miła i całkowicie oddana swojej pani, dla której rzuciłaby się w ogień bez wahania. Była pełna prostoty i nie stawiała pytań. Katarzyna doceniała te zalety. Perryna zawsze towarzyszyła jej w porannej mszy.
Otóż pewnego ranka, kiedy jak zwykle modliły się w pobliżu kaplicy Czarnej Madonny, zauważyła zbliżającego się do nich mnicha, który ukląkł nieopodal. Miał na sobie zakurzony habit przepasany grubym powrozem, a twarz prawie całkowicie ukrytą pod kapturem. To, co jednak można było dostrzec, wydawało się dosyć sympatyczne. Wszystko miał okrągłe: nos, usta i policzki. Po chwili uniósł głowę i rzucił na Katarzynę żywe spojrzenie, po czym pochylił się nad nią i wyszeptał: - Pani, wybacz mi niedyskrecję, czy aby nie jesteś panią de Brazey?
- Tak, to ja, ale...
Mnich płochliwie uniósł palec do ust.
- Psst. Mów ciszej! Jesteś tą, której szukam. Przysyła mnie pani de Champdivers. Przybywam z Saint-Jean-de-Losne i byłbym się udał prosto do twego domu, gdybym się nie obawiał ciekawości twojej służby... a i tego, że mogę nie zostać wpuszczony. A więc zasięgnąłem języka...
- Mając porękę mojej przyjaciółki Odetty, nie musiałeś się obawiać, mój ojcze, że nie zostaniesz przyjęty. Co mogę dla ciebie uczynić?
- Proszę o kilka chwil rozmowy... w cztery oczy.
- Więc pójdź ze mną po mszy. Najwygodniej będzie rozmawiać u mnie.
- Lecz... pani Odetta przestrzegła mnie, abym unikał pana de Brazeya.
- Mój małżonek jest nieobecny, więc możesz się nie obawiać.
Msza dobiegła końca. Ksiądz obrócił się w stronę wiernych, aby udzielić im błogosławieństwa. Kiedy zniknął za ołtarzem, Katarzyna wstała i skierowała się do wyjścia z Perryną i mnichem. Po chwili znaleźli się w pełnym słońcu na ulicy. Katarzyna szybkim krokiem ruszyła do domu, rezygnując z odwiedzin u matki. Była ciekawa, dlaczego Odetta przysyła posłańca i co takiego ma jej do powiedzenia. Odesławszy Perrynę, zamknęła się z mnichem w swoim pokoju.
- Proszę - rzekła, wskazując na krzesło. - Jesteśmy sami, nikt nam tu nie przeszkodzi. Możesz mówić spokojnie. Co mogę dla ciebie zrobić?
- Pomóc nam. Ale najpierw powiem, kim jestem. Nazywam się Stefan Chariot i, jak zapewne domyśliłaś się po moim stroju, należę do zakonu braci mniejszych, założonego przez Franciszka z Asyżu. Mieszkam wraz z innymi braćmi w Mont Beuvray.
Mnich pokrótce opowiedział, jak dzięki renomie znawcy ziół został wezwany do nieszczęśliwego króla Karola VI i jak zaprzyjaźnił się z Odettą, która pielęgnowała szalonego władcę. „Małej królowej" spodobał się zdrowy, burgundzki rozsądek tego energicznego, lecz delikatnego mnicha.
Napary, które przygotowywał, często przynosiły ulgę i sen biednemu królowi. Po jego śmierci mnich odjechał do swojego Mont Beuvray, a Odetta wróciła do rodzinnej Burgundii.
Katarzyna pomyślała, że oboje mają teraz ten sam sekretny cel: służyć królowi Karolowi VII z takim oddaniem, z jakim służyli jego ojcu.
- Sądziliśmy oboje - ciągnął mnich - że będziemy bardziej pożyteczni naszemu władcy, przebywając wśród nieprzyjaciół, niż pozostając w dobrach królewskich i modląc się o zwycięstwo jego oddziałów. Pani Odetta i ja bylibyśmy z pewnością otrzymali gościnę u Jego Wysokości, lecz woleliśmy wrócić. Położenie Mont Beuvray w enklawie Chateau-Chinon jest rzeczywiście wyjątkowe. Ten wąski pas ziemi, należący do księcia Jana Burbońskiego, jest wciśnięty pomiędzy ziemie burgundzkie - ściślej mówiąc, między księstwo Burgundii a hrabstwo Nevers...
- Rozumiem - rzekła Katarzyna. - Znakomity punkt szpiegowski.
- Raczej punkt obserwacyjny - poprawił się brat Stefan - a szczególnie doskonały punkt przerzutowy.
Katarzyna uważnie spoglądała na swego gościa. W promieniach słońca, padających przez okno, wydawał się jej starszy, niż sądziła w kościele. Co prawda, miał świeżą cerę, a skóra na jego pucołowatej twarzy była różowa i napięta, lecz w kącikach oczu widniały kurze łapki. Jako mężczyzna nie był zbyt piękny, ale jego oblicze jaśniejące dobrocią i inteligencją spodobało się jej. Uśmiechając się, przerwała jego wykład geografii politycznej: - Rozumiem dobrze te sprawy, lecz nie wiem, co mogłabym uczynić w tej materii...Brat Stefan skierował na nią swe poważne spojrzenie.
- Jak już wspomniałem: pomóc nam. Pani Odetta utrzymuje, że darzysz pani sympatią Karola VII... i że jesteś zadomowiona na dworze Burgundii.
Mogłabyś stanowić dla nas nieocenione wprost źródło informacji... Ale nie marszcz brwi! Zgaduję, co masz na myśli i co chcesz powiedzieć: nie jesteś szpiegiem, czyż nie?
- Przyjemnie jest słuchać, jak ojciec przedstawia sprawy.
- Jednakże proszę cię, pani, abyś chciała uwzględnić jedno: sprawa Karola VII jest słuszna i sprawiedliwa, gdyż jest to sprawa Francji, podczas gdy książę Filip wyciąga rękę do najeźdźcy w celu umocnienia władzy i powiększenia swoich dóbr!
Katarzyna słyszała to już wiele razy z ust Ermengardy. W dodatku słowa mnicha były wierną kopią słów rzuconych w twarz Filipowi przez Arnolda w Amiens. Mnich mówił dalej: - Dla ratowania słusznej sprawy wszystkie sposoby są dopuszczalne.
Sprawa króla jest z nich najszlachetniejsza i najsłuszniejsza! Jest on pomazańcem bożym. Kto jemu służy, służy samemu Bogu! W godzinie zwycięstwa potrafi on wynagrodzić swoje wierne sługi... chociaż - dodał z dobrodusznym uśmiechem - pani, zdajesz się nie należeć do tych, którzy oczekują zapłaty za dobre uczynki.
- Mówi się, że król to lekkoduch, zajęty ucztowaniem i kobietami.
- W istocie, żałuję, że nie mogę zaprowadzić cię, pani, na dwór.
Uczyniłabyś z niego swego niewolnika... Wybacz, pani, me słowa, zbyt brutalne w ustach mnicha. Król jest słaby, to prawda, lecz u jego boku czuwa anioł. Władza, mądrość są w rękach kobiety, jego teściowej, wielkiej, szlachetnej Jolanty Aragońskiej, królowej Sycylii i Jeruzalem, hrabiny Andegawenii i Prowansji, najszlachetniejszej i najpotężniejszej księżniczki naszych czasów. To jej właśnie służę szczególnie, a ona zaszczyca mnie najwyższym zaufaniem. Mogę cię, pani, zapewnić, że jej pamięć jest wierna, umysł sprawny. Jest to wyjątkowy geniusz polityczny i dobrze jest jej służyć.
- A więc... - Katarzyna nie dokończyła, gdyż w jej głowie zaświtała pewna myśl, myśl tak pociągająca, że uśmiechnęła się bezwiednie.
Brat Stefan nie mógł doczekać się odpowiedzi.
- A więc?
- Czy uważasz, że jeśli przed rozpoczęciem służby u twojej królowej poprosiłabym ją o pewną przysługę, przystałaby na to?
- Dlaczego nie? Jeżeli to możliwe i rozsądne. Jolanta jest bardzo hojna.
Zawsze możesz poprosić.
- W czasie bitwy pod Krawantem wielu panów zostało wziętych do niewoli przez hrabiego de Suffolka. Kilku z nich... jest moimi przyjaciółmi.
Niech król zapłaci okup za Arnolda de Montsalvy'ego i Jana de Xaintrailles'ego. Jeśli wyjdą na wolność... możecie liczyć na moją pomoc!
Odetta mówi prawdę: uważam, że sprawa króla jest słuszna i godna obrony.
Oczy mnicha zaokrągliły się radośnie. Wstał i ukłonił się nisko.
- Niech cię niebo błogosławi, o pani! Jeszcze dziś wieczorem ruszę do Bourges, aby przekazać królowej twoje posłanie. Albo jestem w wielkim błędzie, albo twoja prośba zostanie spełniona! Wiem, że Jej Wysokość bardzo ceni brawurę i lojalność tych dwóch kapitanów. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł tu wrócić z dobrymi wiadomościami.
- Zawieziesz mi je do Saint-Jean-de-Losne, gdzie udaję się, aby odwiedzić przyjaciółkę. A teraz bądź mym gościem przy stole. Mamy sobie jeszcze wiele do powiedzenia...
I wyciągnąwszy dłoń do nowego przyjaciela, Katarzyna powiodła go do jadalni, gdzie właśnie podano kolację.
* * *
Późnym wieczorem brat Stefan opuścił Dijon, a Katarzyna następnego dnia udała się do Saint-Jean-de-Losne do Odetty. Księżna Małgorzata udzieliła jej łaskawie kilku dni wypoczynku. Perspektywa tej krótkiej podróży na jakieś siedem, osiem mil, zachwycała Katarzynę jak zapowiedź długiej wyprawy. Zostawiwszy pałac pod opieką majordomusa Tiercelina i małego medyka, wyruszyła rankiem konno w towarzystwie samej tylko Perryny i dwóch służących. Powietrze kipiało radością. Słońce wstało nad rozległymi łanami dojrzałych do zbioru zbóż.
Katarzyna spotkała Odettę nad rzeką, gdzie dawna faworyta doglądała swoich służących przy praniu. Sama też miała podwinięte rękawy, nagą szyję i dekolt, a jasne włosy związane luźno niebieską, taką jak sukienka, wstążką.
W tym stroju, mimo przekroczonej trzydziestki, wyglądała jak młoda dziewczyna. Była cienka w talii, ruchy miała żywe i czarujący uśmiech.
Przyjaciółki rzuciły się sobie w ramiona i uściskały gorąco.
- Co za niespodzianka! - powtarzała Odetta. - Jak to miło, że odwiedziłaś mnie w mojej pustelni!
- Myślałam o tym, od kiedy pani matka powiedziała mi o chorobie twojej córki. A wczoraj miałam wizytę, dzięki której zdecydowałam się przyjechać. Taki pustelnik jak ty...
Odetta rozejrzała się niespokojnie wokoło i dała znak Katarzynie, aby zamilkła. Następnie ujmując ją za rękę, pociągnęła za sobą w stronę domostwa, zostawiając praczki same. Kobiety minęły otwartą bramę i stromą dróżką zbliżyły się do wysokiej wieży z gotycką bramą, nad którą widniał herb.
- Obawiam się, że moja siedziba wyda ci się dosyć ponura - westchnęła Odetta. - Ten zamek należy do kapitana miasta, a on sam wynajął sobie mieszkanie przy głównej ulicy. Jest tu bardzo zimno, ale w lecie całkiem znośnie.
Urlop Katarzyny zapowiadał się wesoło. Przyjaciółki miały sobie wiele do powiedzenia. Zaczęła Katarzyna, gdyż piękna pustelnica płonęła z ciekawości, aby dowiedzieć się wszystkich szczegółów o uroczystościach i przyjęciach. Dochodziła północ, a Katarzyna ciągle jeszcze opowiadała.
"Katarzyna Tom 2" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 2". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 2" друзьям в соцсетях.