Stokrotka trzasnęła drzwiami, lecz Sara zauważyła, że dwukolorowe źrenice dziewczyny zwęziły się, kiedy patrzyła na Katarzynę. Uroda Katarzyny, jak jakaś zniewaga, zdawała się dotykać Stokrotkę. Sara poczuła wyraźnie, że w sercu dziewczyny zakiełkowała zazdrość. Postanowiła nie ufać jej i mieć na nią baczenie.

Landry wrócił późnym wieczorem, zbryzgany krwią, uginając się pod ciężarem młodego dzika, którego zabił nożem. Był śmiertelnie znużony, lecz szczęśliwy. Kiedy ujrzał świeżą i czarującą Katarzynę w niebieskiej, wełnianej sukience Stokrotki, wybuchnął śmiechem. Chwyciwszy ją oburącz w talii, uniósł do góry.

- W końcu jesteś do siebie podobna! Jaka ty jesteś piękna, moja droga Kasiu! Najpiękniejsza dziewczyna, jaką znam! Jesteś trochę za chuda, ale szybko przyjdziesz do siebie!

I ucałowawszy Katarzynę w oba policzki, postawił ją na ziemi, po czym odwrócił się do Stokrotki i zawołał: - Chce mi się jeść!

- Zupa jest gotowa.

Głos Stokrotki był spokojny, ale w jej oczach Sara zauważyła błysk złości. Bez wątpienia dziewczyna była zazdrosna! I na tej podstawie Sara uznała, że nie wróży to niczego dobrego...

* * *

Po kolacji urządzono naradę wojenną. W baszcie panował spokój, widocznie ciał strażników jeszcze nie odkryto. Garin mógł wrócić lada moment i nie można było ryzykować, że ktoś zauważy Katarzynę w chacie Stokrotki.

- Trzeba zawiadomić księcia Filipa - postanowił Landry. - To zajmie trochę czasu, gdyż jest teraz w Paryżu.

- A kapitan de Roussay? - spytała Katarzyna.

- Tak. Sądzę, że przebywa obecnie w Dijon, lecz on niewiele będzie mógł zrobić dla ciebie. W końcu Garin jest twoim mężem i nikt nie może mu zabronić cię zabrać, nawet kapitan straży... Garin usłucha tylko księcia...

Jutro wyruszam do Paryża!

Było to jedyne rozsądne rozwiązanie, lecz Katarzyna nie mogła powstrzymać obaw na myśl o wyjeździe Landry'ego. Przy nim nie bała się niczego. Był taki silny, taki odważny i wesoły! To był ten sam Landry, którego znała w dzieciństwie - Czy nie lepiej poczekać spokojnie, aż książę wróci? Może nie zabawi tam długo?

- Z nim nigdy nie wiadomo - odparł Landry. - Na dodatek ja muszę wracać do służby. Pojadę do niego do Paryża, żeby wydał rozkazy, gdzie masz się schronić przed mężem. Gdybyś nie była w tym... stanie, zabrałbym cię ze sobą, lecz droga jest zbyt długa i niebezpieczna. Ja przejadę bez trudu i szybko wrócę. No, uśmiechnij się do mnie! Wiesz przecież, że twoje bezpieczeństwo jest mi najdroższe na świecie!

W jego słowach było tyle żaru, że Sara instynktownie spojrzała na Stokrotkę, która zbierała naczynia ze stołu. Jej twarz była nieruchoma, a powieki spuszczone.

- Przygotuję ci coś na drogę - powiedziała, nie patrząc na Landry'ego.

W nocy Sara dzieliła z Katarzyną posłanie Stokrotki. Nagle jej szósty zmysł obudził ją z głębokiego snu. W chacie było cicho i ciemno, lecz Cyganka poczuła czyjąś obecność obok łóżka. Wstrzymała oddech.

Stokrotka miała spać na strychu, a Landry w stajni wraz z koniem i kozami.

Oddech Katarzyny był regularny, ale obok niej dał się słyszeć lekki szmer.

Sara nie miała już wątpliwości, że ktoś stoi przy łóżku. Właśnie miała wyskoczyć z pościeli, aby zapalić świecę, kiedy usłyszała oddalające się szybko, choć ostrożnie kroki. Drzwi chaty otworzyły się bezszelestnie i wtedy Sara zobaczyła przemykającą ciemną kobiecą postać. Sara, nie zastanawiając się, naciągnęła pończochy, wzuła buciki i narzuciła na ramiona ciepły koc. Uważając, aby nie obudzić Katarzyny, ruszyła w ślad za tamtą. Spostrzegła, że z kurnika wychodzi Stokrotka, chowając coś pod czarną peleryną. Cyganka cofnęła się szybko w stronę drzwi, aby pozostać niezauważona.

Czarownica oddaliła się szybko pod drewniany daszek, zatrzymała się i zapaliła latarnię, którą wyjęła spod peleryny, po czym pobiegła w kierunku drzew otaczających chatę. Wydało się to Sarze tak dziwne, że postanowiła iść za Stokrotką. Gdzie ona się wybierała w środku nocy?

Zrobiło się trochę cieplej i śnieg zaczął topnieć na ziemi i drzewach, z których spadały tu i ówdzie wielkie płaty. Stokrotka szła szybko i Sara musiała przyspieszyć kroku, kierując się tańczącym pomiędzy drzewkami światłem latarni. Ścieżka wiła się wokół ociekających wodą skał i wznosiła się, prowadząc na zalesione wzgórze. Nagle światło zniknęło, jakby zapadło się pod ziemię. Sara posuwała się dalej, idąc po omacku w kierunku miejsca, gdzie zniknęło światło. Jej oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności.

Wkrótce Cyganka zrozumiała. Ścieżka wiła się wokół olbrzymiej skały, w której natrafiła na pęknięcie wystarczająco szerokie, aby mógł przez nie przejść człowiek. Sara zatrzymała się, gdyż wydało jej się, że słyszy stłumione głosy. Żałowała, iż nie zabrała ze sobą jakiejś broni, lecz mimo to wślizgnęła się przez wąski otwór, trzymając się rękami skały. Wkrótce korytarz rozszerzył się i ukazało się jasne światło, lepiej też było słychać głosy. Z głębi pieczary, gdzieś na końcu wąskiego korytarza, dochodziły dziwne śpiewy. Sara przyspieszyła kroku. Galeria schodziła coraz głębiej, stopy Cyganki zaczęły się ślizgać na głazach ociekających strużkami wody...

W pewnej chwili Sara poczuła buchające ciepło. Korytarz zakręcał, po czym ustępował jasnej rozpadlinie, częściowo zasypanej staczającymi się co pewien czas głazami.

To, co za nimi zobaczyła, było tak niesamowite, że odruchowo uczyniła znak krzyża. Pośrodku obszernej groty płonęło ognisko. Za nim wznosił się ołtarz wykuty w skale, na którym stała prymitywna, drewniana statua z korpusem człowieka i głową kozła. Między jego rogami paliły się trzy czarne świece. Wokół, na ziemi, siedziało kilkanaście kobiet i mężczyzn w różnym wieku, ubranych po wiejsku. Byli nieruchomi jak posągi, ich usta poruszały się w monotonnym, niewyraźnym śpiewie. Przed drewnianym bożkiem stał tylko jeden człowiek: starzec o siwych i długich jak u kobiety włosach. Trzymał ręce schowane w rękawach długiej, czarnej sukni, na której widniały czerwone znaki kabalistyczne. Starzec ten pochylony był nad Stokrotką. Dziewczyna opuściła kaptur peleryny na ramiona. Klęcząc przed starcem, mówiła coś do niego, a on jej odpowiadał. Sara stała zbyt daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Cyganka zdała sobie sprawę, że jest świadkiem sabatu czarowników z Malain w ich tajemnej świątyni, w której oddawali cześć Szatanowi, ich władcy.

Raptem Sara zobaczyła, że Stokrotka podaje coś błyszczącego swojemu rozmówcy... kosmyk złocistych włosów. Z pewnością były to włosy Katarzyny! Czarownica musiała je obciąć, kiedy podkradła się do łóżka! Starzec podzielił włosy na dwie części, z których pierwszą schował w fałdach swojej szaty, a drugą wrzucił do ogniska i gdy się spaliły, zebrał skrupulatnie cały popiół, jaki z nich powstał. Stokrotka, nie wstając z klęczek, podała mu teraz czarną kurę, co by wyjaśniało jej wizytę w kurniku.

Czarownik postawił kurę na ołtarzu i odciął jej głowę jednym cięciem noża.

Z szyi ptaka trysnęła krew, którą zebrał do drewnianej miseczki, po czym zmieszał kilka kropel z popiołem z włosów Katarzyny, uformował z tego rodzaj ciasta i dorzucił szczyptę mąki. Powstały z tej mieszanki placek uniósł w stronę wykrzywionego pyska kozła. Tymczasem Stokrotka padła na twarz, a krąg czarownic śpiewał coraz głośniej, kołysząc się rytmicznie. Sara otrząsnęła się, by nie ulec złowrogiemu wpływowi tego widowiska.

Pomyślała, że Stokrotka nie wierząc w swoje własne czary nad nieprzyjacielem, jakiego odkryła w Katarzynie, przyszła tu, aby uzyskać pomoc kogoś silniejszego od siebie.

Po tych wstępach starzec podszedł do Stokrotki, uniósł jej twarz i uczynił na niej znak krzyża krwią czarnej kury. Potem pochylił się i pocałował ją w usta, a następnie wyciągnął z zakamarków swej długiej szaty woreczek z jakimś proszkiem, podał go młodej kobiecie i wyszeptał jej coś na ucho. W końcu, odwróciwszy się od niej, palcem wskazał wyjście.

Sara pomyślała z trwogą, że czas uciekać, aby nie zostać odkrytą.

Toteż bez namysłu rzuciła się do ucieczki, raniąc się i potykając w ciemności o wystające głazy. Wreszcie wyszła na zimne, świeże powietrze. Czuła się tak, jakby wybiegła z piekieł. Instynkt dziewczyny pół i lasów pozwolił jej szybko odnaleźć ścieżkę ze zręcznością psa myśliwskiego tropiącego zwierzynę. Gnana myślą, że musi dotrzeć do domu przed Stokrotką, wkrótce wybiegła z lasu i znalazła się w chacie. W środku panowała cisza. Katarzyna nadal spała spokojnym snem. Sara zrzuciła ubranie i wślizgnęła się do łóżka.

Katarzyna wypowiedziała kilka niezrozumiałych słów, odwróciła się na drugą stronę i zasnęła z powrotem.

Niebawem nadeszła Stokrotka. Sara z szeroko otwartymi oczami słuchała skrzypienia drabiny, po której dziewczyna wspinała się na swój stryszek. Zapadła całkowita cisza, lecz Cyganka nie mogła zasnąć. To, co zobaczyła, umocniło ją w przekonaniu, że Stokrotka, zazdrosna o Katarzynę, zrobi wszystko, co w jej mocy, aby tylko zaszkodzić jej pani. Nie wierzyła w czary i nie martwiła się o ich skutki. Wystarczy zachować czujność... Ale woreczek, który starzec dał dziewczynie, niepokoił ją. Obawiała się, że jest w nim trucizna...

* * *

Wczesnym rankiem Stokrotka zeszła do izby, wsypała do miski białą mąkę i zabrała się do robienia ciasta na placki, które upiekła nad ogniem na dużej, czarnej patelni z długą rączką. Sara zauważyła przez zmrużone powieki, że młoda czarownica, robiąc ciasto, dosypała do niego zawartość woreczka, który wyjęła zza pazuchy. Kiedy placki były gotowe, Stokrotka ucięła kilka grubych plastrów z szynki wiszącej nad paleniskiem i razem z plackami zawinęła w białą ściereczkę, a zawiniątko włożyła do torby Landry'ego, którą zawsze przytraczał do siodła. Sara, widząc to, uśmiechnęła się mimo woli: proszek nie mógł być niczym innym, tylko eliksirem miłości!