- Jaka jesteś piękna! - wyszeptał głosem zdławionym przez uczucie. Jakże mi cię brakowało! Czterdzieści dni bez ciebie, bez twego uśmiechu, bez twych ust. O, moja miłości... to była cała wieczność!

- Ponieważ już jestem, musisz o tym zapomnieć! - powiedziała z uśmiechem Katarzyna, oddając mu pocałunek.

- A czy ty łatwo zapominasz złe chwile? Bo ja nie. Ale pomimo gwałtownej ochoty ujrzenia ciebie, długo się wahałem, czy cię wezwać.

Byłaś taka blada w kaplicy! Widziałem, że źle się czułaś...

- To z zimna! Ty też byłeś blady...

Książę ciągle był blady. Katarzyna czuła, jak w jej ramionach drży jego chude ciało. Nie chciała od razu mówić mu o dziecku, bojąc się, że nie odważy się jej tknąć. Czuła,że bardzo jej potrzebuje. Fizycznie. Jego twarz nosiła ślad łez wylanych nad ciałem matki. Ten nieszczęśliwy wygląd czynił go bardziej drogim jej sercu. Wprawdzie nie wiedziała, jak nazwać uczucie, które łączyło ją z Filipem. Czy kochała go? Jeśli miłość była tą torturą umysłu, tym bolesnym głodem, jaki czuła za każdym razem, przypominając sobie o Arnoldzie, to nie, nie kochała Filipa. Lecz jeśli miłość była czułością, łagodnością, silnym pociągiem fizycznym, to może rzeczywiście Filip zawładnął jej sercem?

Filip zdjął z niej ciężki płaszcz i posadził ją na szerokim łożu. Sam zaś ukląkł przed nią, aby zdjąć jej buciki z czarnej skóry, potem zsunął pończochy z cienkiego jedwabiu, dochodzące do kolan. Chwilę trzymał w swych dłoniach jej drobne stopy, składając pocałunek na każdym różowym paznokciu.

- Zmarzłaś, pójdę podsycić ogień.

W kominku paliły się trzy pniaki, lecz aby płomienie mogły strzelić wyżej, książę udał się do przyległego schowka po pęk suchych gałęzi, które ułożył na okrąglakach. Buchnął żywy ogień... Podszedłszy do Katarzyny, zaczął ją rozbierać. Czynił to niezwykle ostrożnie i delikatnie. Jego gesty, miękkie i pieszczotliwe, wyrażały bezgraniczne uwielbienie. Był to rodzaj powolnego, uroczystego rytuału, któremu obydwoje oddawali się rozmyślnie, gdyż tylko podsycał żądzę i przygotowywał gwałtowną burzę zmysłów. Filip oddawał hołd Katarzynie, aby następnie bardziej dominować nad nią...

Kiedy Katarzyna otrząsnęła się ze słodkiego odrętwienia, jakim przepełnione było jej ciało, jej policzek spoczywał na piersi Filipa. Książę nie spał wcale. Oparłszy się na łokciu, bawił się jedwabnymi włosami kochanki, które rozrzucone były na białej pościeli, połyskując złotem w blasku ognia. Widząc, że ma otwarte oczy, uśmiechnął się z właściwym sobie czarem.

- Dlaczego tak cię kocham? Napełniasz moją krew płomieniem, jak żadnej innej kobiecie się nie udało. Zdradź mi swój sekret. Jesteś czarownicą?

- Jestem tylko sobą - odparła Katarzyna wesoło. Lecz Filip spoważniał.

Spoglądał na nią z wyrazem szacunku.

- To prawda... I wszystko wyjaśnia... Jesteś sobą, w połowie kobietą, w połowie boginią... istotą rzadką i wyjątkową, o którą mogłyby się ścierać całe armie... Kiedyś żyła taka kobieta. Przez dziesięć lat dwa narody walczyły ze sobą, ponieważ porzuciła jeden dla drugiego. Stolica spłonęła, zginęły tysiące ludzi, aby porzucony małżonek odzyskał swoją własność.

Miała na imię Helena... Była blondynką, tak jak ty, lecz cóż ja mówię, jaka inna kobieta, a nawet nasza matka Ewa, miała kiedykolwiek piękniejsze włosy od ciebie... moje złote runo!

- Jaka ładna nazwa! - wykrzyknęła Katarzyna. - Co ona oznacza?

Filip objąwszy ją, przyciągnął do siebie i zamknął jej usta pocałunkiem.

- Ta historia też działa się w starożytności. Opowiem ci ją kiedy indziej...

- Dlaczego nie dzisiaj?

- Zgadnij... - odparł książę, śmiejąc się.

W pokoju rozległo się trzaskanie polan, podczas gdy Filip i Katarzyna na nowo zapominali o całym świecie. Kiedy powiedziała mu, że oczekuje dziecka, najpierw był niezwykle zaskoczony, po czym wybuchnął radością, dziękując jej jak za jakiś drogocenny prezent.

- Usunęłaś moje wyrzuty sumienia! - wykrzyknął. - Było mi wstyd, że wezwałem cię w dniu, kiedy moja matka... lecz to nowe życie zmywa ze mnie winę. Dziecko... syn, czyż nie?

- Zrobię, co w mej mocy - odparła Katarzyna. - Jesteś szczęśliwy?

- Jeszcze pytasz?

Wyskoczywszy z łóżka, napełnił dwa kieliszki i podał jeden z nich Katarzynie.

- Wypijmy za zdrowie naszego dziecka!Wypił zawartość swojego kieliszka jednym haustem i położył się z powrotem, przyglądając się Katarzynie popijającej wino małymi łykami.

- Wyglądasz jak kotka przed miseczką śmietany - rzekł, pochylając się, żeby ustami zlizać kroplę wina, która spływała po nagiej piersi Katarzyny. A teraz powiedz, jak mógłbym oddać ci trochę radości, jaką ty mi dałaś.

Przycisnął ją do swej piersi na nowo i Katarzyna mogła słyszeć, jak bije jego serce. Ale jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej. To była odpowiednia chwila... Przytulając swą głowę mocniej, wyszeptała: - Chcę cię o coś prosić.

- Mów, lecz zgadzam się z góry!

Wyprostowała się i, kładąc dłoń na ustach Filipa, smutno pokiwała głową.

- Nie obiecuj zbyt pochopnie! Z pewnością to, co ci powiem, nie przypadnie ci do smaku. Może nawet się rozgniewasz... - Czekała na skutek swoich słów i jej niepokój wzrósł, kiedy zobaczyła, że Filip się śmieje.

- Nie ma się z czego śmiać, zapewniam cię...

- Ależ tak, gdyż mógłbym ci sam powiedzieć, czego żądasz. Załóżmy się... o pocałunek, że wiem, czego chcesz!

- To niemożliwe!

- Ależ możliwe! Wystarczy dobrze cię znać, by wiedzieć, że zawsze masz w zanadrzu prośbę o niemożliwą łaskę. Czy sądziłaś, że nic nie wiem o twojej przyjaźni z tą gęsią Odettą de Champdivers? Moja policja nie jest taka zła, jak ci się zdaje.

- A więc? - spytała Katarzyna ze ściśniętym gardłem. - Co książę Burgundii każe uczynić ze spiskowcami?

- Książę Burgundii nie uczyni niczego takiego, żeby te oto piękne oczy płakały. Dziewczyna, zakonnik i kupiec zostaną odesłani do wszystkich diabłów. Każę ich uwolnić, lecz muszą zostać wygnani. Twoja Odetta musi opuścić Burgundię. Zostanie odesłana do Sabaudii. Mnich wróci do swojej góry Beuvray z zakazem przekraczania naszych granic, a kupiec wróci do Genewy. Jesteś zadowolona?

- Och! - krzyknęła Katarzyna, przepełniona wdzięcznością. - Ależ tak!

- Tak więc przypominam ci o naszym zakładzie! Płacisz od razu!

Katarzyna spełniła zakład z takim entuzjazmem i żarliwością, że książę umierał z rozkoszy.

* * *

W klasztorze Saint-Etienne dawno już odśpiewano jutrznię, kiedy Katarzyna w towarzystwie swoich niemych strażników wróciła do domu.

Zimny wiatr smagał ją po twarzy, wdzierając się pod spuszczony kaptur, lecz Katarzynę rozgrzewała radość. Rankiem Odetta zostanie uwolniona i przez dwadzieścia cztery godziny będzie mogła u niej się zatrzymać, zanim zajmie się nią eskorta, która odprowadzi ją do granic Burgundii. Wygnanie nie będzie takie okropne, gdyż Katarzyna zaopatrzy ją we wszystkie niezbędne rzeczy, i mnicha także, by niczego im nie brakowało.

Była bardzo zmęczona. Cały dzień ceremonii, potem noc rozkoszy mogły zwalić z nóg kogoś silniejszego od niej. Myślała o ciepłym i miękkim łóżku. Czuła się zupełnie dobrze pomimo swojego stanu, była rozluźniona i obiecywała sobie długi sen.

Po wejściu do swego pokoju zabrała się szybko do rozbierania, aby jak najszybciej wśliznąć się do łoża, które przygotowała obudzona gwałtownie Perryna. W domu panował spokój, nie było słychać ani jednego szmeru.

- Nie pozwól mi tylko spać zbyt długo. Rankiem muszę iść do więzienia po panią Odettę. Jestem taka zmęczona, że mogłabym spać do wieczora.

Perryna obiecała, że obudzi Katarzynę, i wyszła, kłaniając się.

Katarzyna zasnęła natychmiast.

Z błogiej nieświadomości została nagle wyrwana w sposób brutalny.

Czyjeś ręce chwyciły ją za ramiona i pośladki i uniosły w powietrze. W bladym półmroku powoli odgadywała, kim był poranny intruz szalejący nad nią. Pokój wydawał się pełen zjaw. Panująca cisza potęgowała panikę.

Chciała krzyczeć, aby przerwać ten koszmar. Głos jednak zamarł jej w gardle nie z powodu dławiącej niemocy, ale dlatego, że czyjaś ręka zamknęła jej usta. Nagle zrozumiała, że to nie sen, lecz porwanie! Wokół niej poruszały się ciemne postaci o zamaskowanych twarzach. Z łóżka zostało zerwane przykrycie, które tajemnicze ręce zarzuciły na Katarzynę, szczelnie ją nim owijając. Zapanowała całkowita, dusząca ciemność...

Do jej uszu dobiegły ciche szepty, kiedy znoszono ją ze schodów, schodek po schodku... potem galeria... Ludzie, którzy ją nieśli, potrząsali nią jak workiem. Chciała krzyczeć, lecz zakneblowano jej usta. Gwałtowny powiew mroźnego powietrza pozwolił Katarzynie domyślić się, że byli już na dziedzińcu. Wszystko to działo się jak w złym śnie. Jak można było kogoś porwać z tego domu pełnego ludzi?...

Rzucono ją do czegoś, co chyba było lektyką, która zaczęła się poruszać. Katarzyna próbowała wyswobodzić się i pomimo więzów, którymi była spętana, udało jej się uwolnić jedno ramię.

- Szybciej, pośpieszcie się - usłyszała zduszony szept.

Wzięła tę radę do siebie, zdwajając wysiłki, tak że udało się jej w połowie wyswobodzić głowę... Znajdowała się na wozie pełnym słomy.

Właśnie wstawał dzień. Zobaczyła kawałek ulicy, lecz prawie cały widok zasłaniała jej postać... nie do wiary!... Landry'ego Pigasse'a! Nadludzkim wysiłkiem, pokonując knebel, krzyknęła: - Na pomoc! Landry!

Gwałtowne uderzenie w głowę stłumiło jej słaby krzyk i Katarzyna, tracąc świadomość, opadła na słomę...

Tymczasem wóz przejechał przez bramę Ouche, kierując się na zachód.

Rozdział szósty Pokój w baszcie