Katarzyna potrząsnęła głową z zagadkowym uśmiechem.
- Mój ojciec nie należał do ludzi Jana bez Trwogi, ale jeżeli Wasza Świątobliwość utrzymuje, że go poznał, to w istocie jest to prawdą... Lecz poznanie nastąpiło nie w takich okolicznościach, jakie Wasza Świątobliwość sobie wyobraża... W rzeczywistości... Wasza Wielebność kazał go powiesić!
Cauchon wzdrygnął się.
- Powiesić? Szlachcica?... Ależ, pani, gdyby podobna rzecz zdarzyła się z mojego rozkazu, pamiętałbym o tym!
- Mój ojciec nie był szlachcicem - ciągnęła Katarzyna głosem niepokojąco spokojnym. - Mój ojciec... był zwykłym złotnikiem w pobliżu mostu Pont-au-Change w Paryżu. To wszystko zdarzyło się dziesięć lat temu.
Nazywał się Gaucher Legoix... Jego nazwisko powinno przypomnieć ci, panie, tamte wydarzenia... Pan i pana przyjaciel Caboche kazaliście go powiesić... ponieważ ja... niewinna dziewczyna... ukryłam w naszej piwnicy... ukryłam nieszczęśnika... tak samo niewinnego jak ja... którego zmasakrowano na moich oczach!
Na dźwięk nazwiska Caboche tłuste policzki biskupa poczerwieniały.
Dostąpiwszy tak wysokich godności, niechętnie przypominał sobie o dawnych znajomych świadczących o nim niezbyt pochlebnie. Jego małe oczka wpatrywały się uporczywie w twarz Katarzyny.
- Już wiem, dlaczego twoja twarz, pani, wydawała mi się znajoma. Ty jesteś tą małą Katarzyną, nieprawdaż? Czuję się wytłumaczony, że od razu cię nie poznałem, gdyż bardzo się zmieniłaś. Kto by przypuścił...
- ...że córka prostego rzemieślnika dostanie się na dwór Burgundii? Ani Wasza Świątobliwość, ani ja. Przeznaczenie rządzi się własnymi prawami.
- Niebywałe! Przypomniałaś mi, pani, rzeczy, o których chciałem zapomnieć. Widzisz, jestem z tobą szczery. I będę jeszcze bardziej: ja osobiście nie miałem nic przeciwko twemu ojcu. Może nawet byłbym go uratował, gdyby to było możliwe. Niestety, nic się nie dało zrobić.
- Jesteś, panie, pewien, że chciałeś go uchronić od stryczka? Przecież miałeś w zwyczaju pozbywać się niewygodnych osób. A on był dla ciebie niewygodny!
Cauchon ani drgnął. Jego nalana twarz pozostała niewzruszona, spojrzenie twarde jak kamień.
- Masz rację, był niewygodny! A wtedy półśrodki nie wystarczały. W istocie, nie mylisz się pani, nie próbowałem go uratować, ponieważ to nie miałoby sensu.
- W końcu słyszę słowa szczerości!
Doszli do głębokiej wnęki okiennej. Biskup położył palec na ołowianym obramowaniu szybki i przesuwając nim bezwiednie, patrzył w dał.
- Pozwól, pani, że cię o coś zapytam. Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać? Musisz mnie nienawidzić?
- To prawda, nienawidzę cię, panie - odparła niezwykle spokojnie Katarzyna. - Chciałam tylko przyjrzeć ci się z bliska... i powiedzieć, że istnieję. Winna ci też jestem podziękowanie, gdyż twój sznur uratował ojca...
od jeszcze gorszej śmierci.
- Jakiej?
- Śmierci z żalu! On bardzo kochał swoją ojczyznę, swojego króla i swój Paryż, dlatego jego serce pękłoby z bólu, gdyby zobaczył, jak panoszą się Anglicy!
Na chwilę w bezbarwnych źrenicach Cauchona zabłysnął gniew.
- Anglik panuje tutaj przez prawo urodzenia i przez spadek królewski!
Jest naszym prawowitym władcą urodzonym z Francuzki i wybranym przez swoich dziadków, podczas gdy bastard z Bourges... jest tylko awanturnikiem!
Katarzyna wybuchnęła krótkim, donośnym śmiechem.
- I chcesz, panie, żeby ktoś uwierzył w te słowa? Sam sobie nie wierzysz! Wasza Wielebność zdaje sobie sprawę z tego, że król Karol VII nie wyznaczyłby go nigdy na jałmużnika Francji! Natomiast Anglik jest mniej wybredny... i nie bez przyczyny! Nie ma wyboru! I pozwól mi zauważyć, że jak na sługę bożego nie bardzo wiesz, kogo powołał Najwyższy na króla Francji.
- Henryk VI jest prawdziwym i jedynym królem Francji! Biskup był bliski apopleksji, lecz Katarzyna bezlitośnie obdarzyła go swoim najsłodszym uśmiechem.
- Nieszczęściem Waszej Wielebności jest to, że raczej dałbyś się pokrajać, niżbyś miał przyznać się do pomyłki! Ależ proszę się uśmiechać!
Patrzą na nas... Szczególnie książę Filip. Zapewne musiano panu donieść, że jesteśmy w wielkiej przyjaźni.
Nadludzkim wysiłkiem Piotr Cauchon opanował się i tylko wyszeptał przez zaciśnięte wargi: - Możesz być pewna, pani, że nie zapomnę o tobie! Katarzyna skłoniła się i odparła słodko: - Jestem bardzo szczęśliwa. Co do mnie, nigdy nie zapomniałam o Waszej Wielebności. Z zainteresowaniem będę śledziła jego karierę.
Po tych słowach opuściła swoją ofiarę i zbliżyła się do Filipa, który od dłuższego czasu przyglądał się z niemałym zdziwieniem tajemniczemu tete-a-tete Katarzyny z biskupem. Filip wyszedł jej naprzeciw i podał swą dłoń.
Nikt z dworzan nie ośmielił się iść za nim, instynkt bowiem podpowiadał każdemu, że odtąd Katarzyna de Brazey musi być obiektem wszelkich względów i poważania.
- Co ważnego miałaś do powiedzenia biskupowi de Beu-vais? - spytał z uśmiechem. - Mieliście obydwoje takie poważne miny jak duchowni na konsylium. Czy rozprawialiście może o jednym z dogmatów świętego Augustyna? Nawet nie wiedziałem, że go znasz.
- Dyskutowaliśmy... o pewnej kwestii z historii Francji, panie. A Jego Wielebność jest mi znany od blisko dziesięciu lat. Dawniej często się widywaliśmy, w Paryżu. To z tamtych czasów go pamiętam...Przerwawszy nagle, spojrzała na księcia oczami pełnymi łez, w jej głosie zabrzmiał długo tłumiony gniew.
- Jak możesz, panie, poważać takiego człowieka? Ten ksiądz nurzał się we krwi, aby wspiąć się na tron biskupi! Pan, Wielki Książę Zachodu?...
Cauchon to wielki nędznik!
Filip uwielbiał, kiedy tytułowano go w ten sposób. A wzruszeniem Katarzyny przejął się do głębi. Pochylił się ku niej, tak aby nikt nie mógł usłyszeć jego słów.
- Wiem, moje serce! Jeżeli go tu trzymam, to tylko dlatego, że jest mi potrzebny. Ale nie ma mowy o poważaniu. Widzisz, jak się jest panującym księciem, to czasami trzeba uciekać się do różnych instrumentów... A teraz uśmiechnij się do mnie i chodźmy rozpocząć bal! - I dodał ciszej: - Kocham cię bardziej niż cokolwiek na świecie!
Na usta Katarzyny powrócił słaby uśmiech. Muzycy siedzący na podium rozpoczynali pawanę. Katarzyna dała się poprowadzić do środka olbrzymiego koła utworzonego przez zazdrosnych, lecz zarazem podziwiających ją dworzan.
Rozdział piąty Nunc dimittis
W dniu pogrzebu Małgorzaty Bawarskiej Katarzyna myślała, że umrze z zimna i niepokoju zarazem. Księżna wdowa zgasła szybko 23 stycznia 1424 roku, trzy miesiące po ślubie swojej córki. Oddała ducha w ramionach Ermengardy. Filip, bawiący w tym czasie wraz z Arturem de Richemontem w Montbard, przybył zbyt późno, aby zastać jeszcze matkę przy życiu. Od tej chwili głęboki smutek zapanował w pałacu i w mieście, gdzie zmarła pozostawiła po sobie szczery żal. Kilka dni potem trumna ze zwłokami została złożona w klasztorze de Champmol, znajdującym się na obrzeżu Dijon.
Kiedy wczesnym, zimnym rankiem Perryna ubierała swoją panią, wystraszyła się przeraźliwej bladości Katarzyny.
- Pani powinna zostać w domu.
- To niemożliwe. W podobnych przypadkach trzeba samemu być umierającym, żeby nie uczestniczyć w ceremonii pogrzebowej. Byłaby to obraza księcia i jego boleści - odparła Katarzyna.
- Ależ, pani, w tym stanie? Katarzyna uśmiechnęła się smutno.
- Tak, Perryno, nawet w moim stanie...
Tylko dwie osoby z otoczenia Katarzyny wiedziały, że jest brzemienna: jej mała służąca i Abu-al-Khayr, który pierwszy postawił diagnozę przy okazji nagłego zasłabnięcia Katarzyny w okresie świąt Bożego Narodzenia. Od tej pory zaczęła odczuwać różne dolegliwości.
Bardzo źle znosiła swój stan, tym bardziej że często męczyły ją nudności.
Zaczęła nie znosić zapachów z kuchni, a kiedy szła przez miasto i dolatywała do niej woń flaków ze straganów, robiło jej się niedobrze. Zawzięcie też walczyła, aby jak najdłużej ukryć prawdę przed swoim mężem.
Od pewnego czasu ich wzajemne stosunki uległy znacznemu pogorszeniu. Wśród ludzi Garin traktował ją z lodowatą grzecznością, a w domu prawie przestał się do niej odzywać. Jeżeli wymówił jakieś słowo, to tylko po to, aby ją zranić. Katarzyna nie pojmowała dlaczego. Oczywiście wiedział, podobnie jak całe Dijon, o jej stosunkach z księciem i okazywał obrazę z tego powodu. Ale przecież to on uczynił wszystko, aby do tego doszło! Więc skąd ta pogarda? Tym bardziej że od półtora miesiąca nie spotkała się z Filipem, który rzucił się w wir obowiązków, zajmując się w szczególności stanem dróg w swych posiadłościach. Czułość, jaką jej okazywał, i ochrona, jaką ją otaczał, stały się dla niej nieodzowne. Ponadto obudził jej ciało do miłości i dał poznać chwile rozkoszy, których się nie zapomina i które chciała ciągle przeżywać.
Perryna ubrała panią najcieplej, jak mogła. Z powodu całkowitej żałoby na dworze Katarzyna była odziana na czarno od stóp do głów. Z futrzanego toczka na głowie opadał na twarz czarny woal. Krótkie buty na futrze, ukryte pod suknią i peleryną, oraz welurowe rękawiczki uzupełniały strój pozbawiony jakichkolwiek klejnotów. Młoda służąca spojrzała z niepokojem przez okno na grubą warstwę śniegu leżącego na dachach i na śliskie wyboje na ulicy. Jej pani będzie musiała przejść na piechotę spory kawałek.
Uroczysta msza w Sainte-Chapelle ciągnęła się w nieskończoność.
Pomimo setek świec ustawionych wokół ołtarza i przy katafalku w świątyni panowało przejmujące zimno. Z ust uczestników pogrzebu wydobywała się para. Najgorsze ze wszystkiego okazało się przejście niekończącego się orszaku przez miasto. Dla Katarzyny była to prawdziwa droga krzyżowa.
"Katarzyna Tom 2" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 2". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 2" друзьям в соцсетях.