Katarzyna usłyszała głos matki wołającej ją na kolację, złożyła więc robótkę i niechętnie opuściła ogród, postanowiwszy, że wróci tu, gdy tylko zapadnie zmierzch. Kiedy posiłek dobiegał końca, wydało się jej, że słyszy daleki tętent kopyt. Nie czekając, aż wuj Mateusz zmówi modlitwę, wybiegła ze stanowczym zamiarem, żeby skończyć z niepewnością raz na zawsze.

Nikt nie zwrócił uwagi na jej nagłe zniknięcie. Jacquetta drzemała na krześle, zmęczona po całym dniu prania bielizny, a wuj rozprawiał z Abu na temat przyszłych zalet wina, które dzisiaj właśnie wyciskano.

W przedsionku zobaczyła oparty o mur kostur wuja. Mateusz zabierał go zawsze ze sobą do winnicy. Kostur był z prostej, dębowej gałęzi, zakończonej potężnym sękiem tworzącym rączkę. Dłoń wuja przez lata wygładziła i wypolerowała chropowatość, ale kostur pozostał ciężki. W rękach Katarzyny mógł stanowić niebezpieczną broń. Tak uzbrojona pobiegła do ogrodu. Nieznajomy będzie miał za swoje...

Lecz nie było słychać żadnych odgłosów. Wieś spała spokojnie.

Zapadła ciemna noc. Katarzyna zrobiła kilka kroków w stronę muru, chroniąc się wśród sosen. Ta cisza niepokoiła ją, gdyż mogłaby przysiąc, że słyszała odgłos kopyt. A może to był tylko spóźniony rycerz galopujący do Dijon przed zamknięciem bram... Mimo to cicho i nieruchomo czekała na swoim stanowisku.

Po upływie dziesięciu minut usłyszała toczący się kamień i odgłos kroków na drodze za murem. Ktoś się skradał. Wstrzymując oddech, Katarzyna mocniej ścisnęła kostur. Powoli, ostrożnie zrobiła kilka kroków na żwirowej alejce, po czym wspięła się po kamieniach pod osłoną leszczyny.

Czarne pióro poruszyło się tuż obok niej. Katarzyna usłyszała oddech człowieka szukającego odpowiedniego miejsca do pokonania muru.

Wydawało się, że tym razem nieznajomy był zdecydowany i miał zamiar dostać się do domu Mateusza.

Z oczami utkwionymi w czarnej postaci, uniosła kostur z uczuciem zadowolenia, jakie ma kot obserwujący niewinną mysz zbliżającą się do jego pazurów. Kiedy w końcu głowa znalazła się w zasięgu ciosu, uderzyła z całych sił. Ze stłumionym krzykiem, któremu towarzyszył szelest liści i lawina kamieni, nocny gość zwalił się na ścieżkę. Katarzyna z satysfakcją włożyła kostur pod pachę i upewniwszy się, że mężczyzna się nie rusza, poszła do domu po latarnię.

Kiedy wróciła kilka minut później, jej ofiara zaczynała odzyskiwać przytomność. Katarzyna schyliła się, szybkim ruchem zerwała kaptur z czarnym piórem, zbliżyła latarnię do twarzy i zamarła z wrażenia. Przed nią leżał powalony ni mniej, ni więcej tylko sam książę Filip we własnej osobie.

Rozdział czwarty Argumenty Filipa

Katarzyna nie mogła w pierwszej chwili zrozumieć, co się właściwie stało, lecz na wszelki wypadek wezwała wszystkich znanych jej świętych na pomoc. Na szczęście Filip poruszał się, więc na pewno go nie zabiła. W jaki sposób miała odgadnąć, że potężny książę Burgundii ukrywa się w zwykłym uniformie żołnierza swej własnej straży? Odzyskując powoli władzę w członkach, położyła dłoń na czole leżącego. Było ciepłe i nie dostrzegła na nim żadnej rany. Filip zawdzięczał wiele kapturowi z grubego sukna, które złagodziło potężne uderzenie.

Czy należało biec do domu po pomoc? Jeśli Filip tak starannie się ukrywał, to z pewnością zależało mu na tym, aby jego obecność nie została odkryta. Podbiegła do studni, zaczerpnęła wiadro wody i umoczywszy chusteczkę, przyłożyła ją do czoła księcia. Książę otworzył oczy i uśmiechnął się, poznając Katarzynę.

- W końcu cię odnalazłem, piękny wędrowniku - rzekł, śmiejąc się. Dalibóg, nie przyszło mi to łatwo. Gdzie się ukrywałaś? W każdym razie muszę przyznać, że byłaś dobrze strzeżona... Och! Moja głowa! - syknął, przykładając dłoń do czaszki. - Co mi się przytrafiło?

- Zostałeś zdzielony w głowę, panie.

- Napastnik musiał mieć piekielną siłę. Komu zawdzięczam tę przygodę?

Katarzyna opuściła głowę, by ukryć zmieszanie, i sięgnęła po kostur, który ukryła za sobą.

- Mnie, panie, oraz temu... Jeżeli możesz mi przebaczyć Księcia zaskoczyła ta odpowiedź. Przez chwilę milczał, po czym wybuchnął śmiechem. Szczerym, prawie dziecięcym, niemającym w sobie nic książęcego.

- Nie przypuszczałem nawet, że zasłużyłem na takie traktowanie, moja droga... To będzie najpiękniejszy guz w moim życiu. W każdym razie najcenniejszy...

Książę usiadł i ująwszy dłoń Katarzyny, przycisnął do niej swe usta.

Dziewczyna chciała rękę wyrwać, lecz książę trzymał mocno.

- Tym razem nie ma mowy o ucieczce! Jesteś mi coś winna! Kiedy w końcu przestaniesz wchodzić w konflikt z prawem? Gdy spotkałem cię po raz pierwszy, wywołałaś skandal podczas procesji. Następnie wdarłaś się do mego pałacu w celu oswobodzenia więźniów... A teraz walisz mnie pałką.

Czy nie sądzisz, że stałaś się moją dłużniczką?

- Przyznaję, panie, lecz nie wiem, jak mogłabym zadośćuczynić...

- Odpowiadając szczerze na moje pytania. Dlaczego uciekłaś?

Dlaczego zaszyłaś się na wsi? Kiedy rozstawaliśmy się w Arras, myślałem, że między nami wszystko się ułożyło... i że między nami zapanuje zgoda, że przestałaś udawać buntownika.

Katarzyna powoli uwolniła dłoń z uścisku księcia.

- Ja również tak sądziłam, panie, później jednak zrozumiałam, że do wielu spraw podchodzimy inaczej. Chodzi mi zwłaszcza o umowę Waszej Wysokości z moim małżonkiem...

Książę usiłował wstać, lecz nie trzymał się zbyt pewnie na nogach i musiał oprzeć się na ramieniu Katarzyny.

- Widzę, że będę musiał kontynuować rozmowę na siedząco - rzekł, uśmiechając się półgębkiem. - Podaj mi swoje ramię, przynajmniej raz, i chodźmy usiąść gdzieś w spokojnym miejscu. Nie, tylko nie w twoim ogrodzie! Nie chcę, aby ktoś nam przeszkodził Gdybyś zgodziła się podejść ze mną do tamtej kępy drzew, gdzie przywiązałem konia...

Ostrożnie i powoli udali się we wskazane miejsce. Katarzyna, targana nagłymi wyrzutami sumienia, z niezwykłym przejęciem prowadziła poszkodowanego, nie zauważywszy, że tenże stąpa coraz pewniej.

Wprawdzie nadal opierał się ciężko na jej ramieniu, ale po to, by lepiej czuć zapach włosów młodej kobiety. Kiedy doszli do miejsca, w którym stał koń, książę osunął się na trawę, pociągając za sobą Katarzynę. Gałęzie drzew zasłaniały niebo, a ich gęste szpalery zapewniały doskonałą kryjówkę. Noc była bezwietrzna, ciepła, prawie jak w lecie, ale bardziej ciemna. Jedyną jasną plamę tworzyła twarz Katarzyny i jej szyja, przykuwając wzrok księcia. Trzymając jej ręce w swych dłoniach, Filip wiedział, dzięki znajomości kobiecych reakcji, że Katarzyna jest bardzo przejęta. Za nic nie chciał jej rozzłościć.

- Porozmawiajmy - rzekł spokojnie. - I załatwmy nasze porachunki raz na zawsze. Jesteśmy całkiem sami. Nie ma ciekawskich, nie ma dworu wraz z jego protokołem. Nie ma księcia i jego poddanej, jest tylko mężczyzna i kobieta. Jesteś ty, Katarzyno, i ja, Filip.

Katarzyna poczuła, że ma pustkę w głowie. Zawsze tak się dzieje, kiedy żale gromadzą się całymi tygodniami. Zaskoczenie jest zupełne, gdy w końcu można je z siebie wyrzucić. Ponieważ uparcie milczała, Filip zapytał: - Czy moja miłość jest dla ciebie zniewagą? Czy raczej nie dość ci się podobam?

- Ani jedno, ani drugie - odparła szczerze. - Twoje uczucie byłoby dla mnie miłe, gdyby nie przedstawiono mi go jako obowiązek... W chwili kiedy dowiedziałam się, że mam poślubić Garina de Brazeya, zapowiedziano mi, że będę także musiała...Urwała, nie mając odwagi ciągnąć dalej. Książę znowu przyszedł jej z pomocą, uśmiechając się.

- ...że będziesz także musiała wejść do mego łoża. Czy muszę ci przypominać, że spędziłaś w nim... w moim łożu całą noc i że nic złego się nie stało?

- To prawda, Najjaśniejszy Panie, przyznaję, i wtedy nie bardzo rozumiałam...

- A przecież to proste. Tamtego wieczoru chciałem wystawić na próbę posłuszeństwo poddanej. Byłaś posłuszna. A ja byłbym ostatnim z mężczyzn, gdybym to wykorzystał. Jeśli okazałem się brutalny, to tylko przez zazdrość. Chciałem, moje serce, abyś wiedziała, że nigdy nie zmusiłbym cię do niczego. Pragnę cię ponad wszystko, lecz bez twojego przyzwolenia nie uczynię ani kroku.

Pochylił się w jej stronę, by móc mówić z bliska. Jego ciepły oddech pieścił pochylony kark dziewczyny. Wśród otaczających ich ciemności głos Filipa był gorący i pociągający. Katarzyna czuła, że jego słowa są szczere, i z trudem broniła się przed wrażeniem, jakie wywoływała w niej melodia słów miłości szeptanych w ciemnościach. Aby otrząsnąć się z oczarowania, postanowiła przywołać do głosu swoją urazę.

- A ten układ, który zawarłeś z moim mężem?

- Jaki układ? - spytał Filip, podnosząc nieznacznie głos. - Już drugi raz wspominasz o tym. Nie zawarłem żadnego układu z Garinem de Brazeyem.

Za kogo nas bierzesz, jego i mnie? Rozkazałem jednemu z moich najwierniejszych poddanych, by ożenił się z dziewczyną wielkiej urody, lecz nigdy nie zwierzyłem mu się, że żywię nadzieję, iż ona również kiedyś mnie pokocha. Powtarzam: rozkazałem! A on, jako wierny sługa, wykonał rozkaz bez dyskusji. Ot i wszystko! Czy popełniłem zbrodnię, pragnąc, abyś była bogata, abyś dostąpiła należnych ci zaszczytów i godności?

Katarzyna zadrżała. Filip natychmiast otoczył ją ramieniem, chcąc osłonić od zimna. Nie zaprotestowała. Wpatrzona w ciemności, odczuwająca jedynie siłę otaczającego ramienia, wyszeptała: - Zaiste, wierny sługa... nawet jeśli nie prosiłeś go o nic, musiał zrozumieć w pół słowa. Dając mi męża, mogłeś przypuszczać, że będzie dochodził swoich praw małżeńskich. Tymczasem tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, nigdy nie chciał mnie tknąć!

- A więc czyżbyś się tego domagała?