Jest silny jak tur i śnią mu się guzy i rany. Bardzo lubię mojego małego Arnolda!... Niebawem i on rozpocznie życie rycerskie. Matka zostanie sama, lecz jest zbyt dumna i wyniosła, aby się skarżyć.

Opowiadając o bliskich, Michał rozjaśnił się do tego stopnia, że zachwycona Katarzyna nie mogła powstrzymać pytania: - Czy twój brat jest równie piękny jak ty, panie? Michał roześmiał się, gładząc delikatnie włosy dziewczyny.

- Znacznie bardziej. Nawet nie ma porównania. I myślę, że pod maską dzikości ma czułe serce i że bardzo mnie kocha.

Katarzyna nie śmiała się poruszyć, aby nie spłoszyć ręki głaszczącej ją po głowie. Nagle Michał pochylił się i nieoczekiwanie cmoknął ją w czoło.

- Żałuję, że nie mam siostry, którą mógłbym kochać...

- Ona także bardzo by cię kochała, panie - szepnęła szybko Katarzyna, zapłoniwszy się.

W tej chwili usłyszeli odgłos kroków nad głowami. Wróciła Luiza.

Należało wrócić na górę. By usprawiedliwić swoją obecność w piwnicy, Katarzyna błyskawicznie zgarnęła kilka polan i pospiesznie weszła na drabinę, gestem nakazując uciekinierowi milczenie. Wchodząc do kuchni ze świecą w dłoni i naręczem polan, zobaczyła, że to nie Luiza, lecz służąca Marion. Ta spojrzała na nią zaskoczona.

- Jak to... ty tutaj? Skąd się wzięłaś?

- Widzisz przecie, że z piwnicy. Zabrakło drewna na opał - odparła Katarzyna miłym głosem.

Gruba Marion wyglądała dość dziwnie w przekrzywionym czepku.

Miała szeroką, niezwykle czerwoną twarz, aż połyskującą od trądziku. Jej rozbiegany wzrok nie mógł spocząć spokojnie na niczym. Chwyciła Katarzynę mocno za ramię i potrząsnęła nią silnie.

- Masz szczęście, że twoich rodziców nie było w domu przez cały boży dzień, mała nieszczęśnico! Inaczej spuchłoby ci siedzenie! Kto to widział, żeby tak włóczyć się przez cały dzień z chłopakiem!

Pochyliła się nad Katarzyną, tak że ta poczuła jej oddech mocno zalatujący winem. Jednym ruchem dziewczyna uwolniła ramię z uścisku, postawiła świeczkę na taborecie i podniosła polana, które potoczyły się po podłodze.

- A pić w gospodzie z kumami to lepiej? Jeśli mam szczęście, ty masz go równie dużo! Na twoim miejscu poszłabym spać, zanim wróci matka.

Marion czuła, że nie jest w porządku. W gruncie rzeczy była dobrą dziewczyną. Urodziła się w Beaune, krainie winnic, i lubiła wino bardziej, niż przystoi niewieście. Nieczęsto mogła folgować swojej słabostce, gdyż Jacquetta, jej mleczna siostra, która wychodząc za Gauchera Legoix, przywiozła ją ze sobą z Burgundii, miała na nią baczenie. Dwa czy trzy razy Marion dała się przyłapać mocno pijana i Jacquetta zagroziła, że następnym razem odeśle krewną do domu bez żadnych ceregieli. Były płacze, prośby i zaklęcia. Marion przysięgała na wszystkie świętości, że to już się nigdy nie powtórzy. Lecz niezwykłe poruszenie, jakie ogarnęło w tych dniach Paryż, było przyczyną kolejnego wykroczenia.

Marion uświadomiła to sobie poprzez opary wina i przestała się upierać. Chwiejąc się na nogach i mamrocząc coś pod nosem, wyszła na schody. Stopnie skrzypnęły pod jej ciężarem. Chwilę później dało się słyszeć trzaśnięcie drzwi na poddaszu. Katarzyna odetchnęła z ulgą. Luizy jeszcze ciągle nie było i Katarzyna wahała się, co robić dalej. Nie czuła wcale głodu i nie chciało jej się spać. Jedyną rzeczą, na którą miała ochotę, to wrócić do Michała. Jeszcze nigdy nie przeżyła wspanialszych chwil od tych, kiedy siedząc obok niego, słuchała, jak opowiadał. Pocałunek, który złożył na jej czole, ciągle przeszywał ją słodkim dreszczem. Czuła niewyraźnie, że taka chwila nie zdarza się często, i że za kilka godzin Michał ucieknie do swoich.

Ścigany, stanie się znów wielkim panem, nieosiągalnym dla córki złotnika.

Towarzysz jednej cudownej chwili będzie już tylko dalekim nieznajomym, niepamiętającym dziewczyny, którą oczarował. Jeszcze należy do niej, lecz wkrótce jej się wymknie...

Zasmucona Katarzyna podeszła do drzwi wejściowych i otworzyła górną żaluzję: deszcz przestał padać i na ulicy lśniły wielkie kałuże. Kanały wypluwały ze swych czeluści nadmiar wody spływającej z rynsztoków. Na moście wzmagał się ruch; pojawiły się na nim grupki chwiejnych postaci trzymających się pod ręce i wydzierających się na zabój. Widocznie nie tylko Marion uczciła trunkiem zwycięstwo buntowników. Między gospodą Pod Trzema Młotkami a końcem mostu rozległy się krzyki i śpiewy. Nie zabrzmiał jeszcze dzwon z Notre Dame na gaszenie świateł i ognia, zresztą pewnie nikt by go nie usłuchał i tak świętowano by przez całą noc.

Dziewczyna z niepokojem zastanawiała się, gdzie mógł podziewać się Landry i czy nie zapomniał o sznurze dla Michała. U Pigasse'ów, za oknami z naoliwionego papieru, migały światła. Nagle spostrzegła gromadę pijanych żołnierzy. Uczepieni jeden drugiego szli, zajmując całą szerokość mostu, zawodząc: Książę Burgundii, Tyś Boga radością!...

Katarzyna zamknęła pospiesznie żaluzję i wróciła do pracowni.

Należało się upewnić, czy Landry przyszedł ze sznurem. Podniosła klapę i pochyliwszy się nisko nad otworem, zawołała: - Panie! To ja, Katarzyna! Czy Landry nie zapomniał o sznurze?

- Bądź spokojna! Mam go! Landry wróci tutaj po północy, zagwiżdże trzy razy, kiedy podpłynie pod most łodzią. Wszystko idzie dobrze!

- Spróbuj się trochę przespać, panie! Ja też się położę. Zejdę na dół, jak Landry zagwiżdże; okno mojego pokoju wychodzi na rzekę.

Usłyszawszy skrzypnięcie na piętrze, pospiesznie zamknęła klapę. W tej samej chwili zegar w pałacu wybił dziesiątą. Jeszcze co najmniej dwie godziny oczekiwania! Katarzyna wróciła do kuchni, zasypała ogień sporą ilością popiołu, przygotowała na stole zapaloną świecę na powrót Luizy i zbliżyła się do schodów wiodących na piętro. Kiedy stawiała stopę na pierwszym stopniu, weszła Luiza. Miała posępną minę.

- Matka Landry'ego źle się czuje. Wyczerpały ją bóle. Chciałam tam zostać, lecz matka odesłała mnie z twojego powodu. Idziesz już spać?

- Tak. Jeżeli chcesz coś zjeść...

- Nie, nie jestem głodna. Lepiej chodźmy spać. Musisz umierać ze zmęczenia po tym szalonym spacerze.

Siostry zgodnie udały się do swojego pokoju, rozebrały się bez słowa i wślizgnęły do łóżek. Podczas gdy Luiza po na wpół śpiącym „dobranoc" zasnęła natychmiast, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki, Katarzyna położyła się z niezłomnym zamiarem, że nie zamknie oczu. Było to nie- zwykle trudne; zmęczenie nagromadzone tego dnia dawało o sobie znać.

Miękka, świeżo wyprana pościel pachnąca liściem laurowym okazała się balsamem dla obolałego ciała i sen szybko zaczął ciążyć na powiekach dziewczyny.

A przecież należało wytrzymać za wszelką cenę, by w razie potrzeby dopomóc Landry'emu!

Ażeby odpędzić sen, zaczęła wymyślać różne historyjki, potem przypominała sobie opowieść Michała, nie pomijając żadnego szczegółu. I jeszcze ten pocałunek... na myśl o nim zadrżała. Regularny oddech śpiącej siostry działał zbyt usypiająco i już miała się poddać, gdy dziwne hałasy kazały jej się poderwać na równe nogi.

Na poddaszu cicho skrzypnęły drzwi, po czym ktoś ostrożnie przemknął do schodów. Katarzyna nasłuchiwała kroków, które mogły należeć tylko do Marion. Dokąd wybierała się o tej porze? Kroki zbliżyły się i zatrzymały przed pokojem dziewcząt. Marion sprawdzała, czy mocno śpią, więc Katarzyna zastygła w bezruchu, aby nie zatrzeszczało pod nią łóżko. Po chwili Marion oddaliła się i bardzo wolno zaczęła schodzić po schodach.

Katarzyna nie mogła powstrzymać uśmiechu. Po libacji Marion z pewnością pragnęła najbardziej dzbanka zimnej wody, aby przegnać opary wina, albo była głodna. Gdy znajdzie w kuchni przedmiot pożądania, wróci do swego pokoju.

Uspokojona tą myślą Katarzyna miała położyć się z powrotem, kiedy poderwał ją nagle nowy hałas. Nie było wątpliwości: to trzeszczał właz w pracowni ojca! Marion wcale nie szukała wody! Poszła poszukać wina w schowku, gdzie zawsze jedna beczka stała napoczęta.

Ruchami sparaliżowanymi ze strachu Katarzyna narzuciła koszulę i upewniwszy się, że Luiza śpi, wyślizgnęła się z pokoju. Nie zważając już na nic, zbiegła po schodach na złamanie karku, tak że nie wiedzieć kiedy, znalazła się na dole. Właz do piwnicy otwarty był na oścież. Ciszę domu przeszył ogłuszający krzyk.

- Na pomoc! Ratunku! - wrzeszczała Marion, której gromki głos zabrzmiał w uszach Katarzyny jak trąby Sądu Ostatecznego. - Na pomoc!

Łapać Armaniaka!...

Słysząc te okrzyki, Katarzyna rzuciła się na oślep po drabinie. Na dole czekał na nią przerażający widok: gruba Marion, w samej koszuli, uczepiona z całych sił opończy Michała, wrzeszczała jak opętana. On blady, z zaciśniętymi zębami, bez skutku próbował się od niej uwolnić. Alkohol i strach dodawały grubej kobiecie sił. Katarzyna rzuciła się na nią jak furia, kopiąc i okładając ją rękami.

- Zamknij się, stara wariatko! - krzyknęła. - Zamknijże się wreszcie!...

Panie, ucisz ją jakoś, inaczej sprowadzi na nas całą dzielnicę!...

Marion krzyczała coraz głośniej. Nareszcie Michałowi udało się od niej uwolnić. Katarzyna, próbując ją powstrzymać, ruchem głowy wskazała okienko.

- Przez okno, panie!... Skacz przez okno! Szybciej! To twoja jedyna szansa! Umiesz pływać?...

Zanim skończyła, jego szczupłe ciało znalazło się w wąskim otworze.

W tej chwili Marion, która pod wpływem wina i strachu nie panowała nad sobą, ugryzła Katarzynę w ramię, chcąc uwolnić się od uścisku, i rzuciła się R S na Michała. Nie przestając krzyczeć, chwyciła go za nogę. Tymczasem na zewnątrz było już słychać gwałtowne uderzenia o drewniane okiennice. To kompani Marion od dzbana nadciągali w sukurs swojemu damskiemu kamratowi. Oszołomiona z bólu Katarzyna opadła na stertę drewna, jednakże szybko się podniosła, usiłując znaleźć coś, co by pomogło uwolnić Michała, który utknął w okienku. Jej uwagę przyciągnęło ostrze siekiery, lśniące w blasku świecy. Chwyciła narzędzie i rzuciła nim w kierunku Marion. W tym samym momencie drzwi od ulicy ustąpiły z głośnym trzaskiem i jacyś ludzie zbiegli po drabinie, dostając się do piwnicy. W świetle świecy ich twarze były czerwone i Katarzynie wydało się, że to diabły wyplute prosto z piekła.