- Ależ nie, to Marion! Posłałam ją, aby zasięgnęła języka. Ojciec nie wróci na noc. Matka poszła do jejmości Pigasse, która źle się czuje. Nie chcąc jej martwić, Marion powiedziała, że poszłaś do wuja.
Katarzyna westchnęła z ulgą, gdyż sprawy nie miały się tak źle, jak się tego obawiała. Podeszła do paleniska i wyciągnęła przed siebie mokre dłonie. Cała drżała w przemoczonym ubraniu. Luiza krzątała się bez przerwy.
- Rozbierz się, zamiast tak się trząść! Popatrz, jak ty wyglądasz! Twoja sukienka jest już do wyrzucenia. Zupełnie jakbyś włóczyła się po wszystkich rynsztokach w mieście!
- Chciałam tylko zobaczyć, co się dzieje, ot i wszystko, więc trochę się przechadzałam...
Nie wiedzieć dlaczego, Katarzyna wybuchnęła śmiechem; nie obawiała się Luizy, która miała dobre serce i za nic w świecie nie doniosłaby o jej nocnej eskapadzie. Można by rzec, że nie śmiała się od lat, śmiech wydał jej się czymś tak nowym i odprężającym. Tyle okropności widziała już tego dnia... Odwróciła się i zaczęła zdejmować sukienkę. Luiza, ciągle gderając, otworzyła kuferek stojący niedaleko paleniska i wyjęła z niego najpierw czystą koszulę, potem sukienkę z zielonego płótna, po czym podała je siostrze.
- Wiesz dobrze, Katarzyno, że nie pisnę ani słowa, lecz żeby to było naprawdę ostatni raz! Bardzo się o ciebie bałam. Tyle się słyszy o różnych potwornościach.
Troska młodej dziewczyny była szczera. Katarzyna poczuła nagle wyrzuty sumienia. Luiza, tego wieczoru bledsza niż zazwyczaj, miała podkrążone oczy, a w kącikach jej ust czaił się smutek. Musiała przez cały dzień przeżywać katusze z powodu pogróżek Caboche'a. Katarzyna spontanicznie rzuciła się siostrze na szyję i pocałowała ją.
- Wybacz mi, Luizo! To już nigdy się nie powtórzy!... Luiza uśmiechnęła się do niej bez urazy, po czym, zarzuciwszy sobie na ramiona grubą mantylkę, rzekła: - Idę do Pigasse'ów zobaczyć, jak się czuje pani Magdalena. Do tej chwili sprawy miały się nie najlepiej. Przy okazji powiem matce, że wróciłaś do domu... od wuja. Nie zabawię długo. Zjedz coś i połóż się.
Katarzyna miała ochotę zatrzymać Luizę, lecz do jej czujnych uszu nie dobiegały już z pracowni żadne podejrzane odgłosy. Landry miał dosyć czasu, aby sprowadzić Michała do piwnicy, zamknąć właz i wrócić do domu.
Luiza wyszła.
Po wyjściu siostry Katarzyna rzuciła się do skrzyni na chleb, odkroiła spory kawałek, po czym napełniła miskę gorącym baranim gulaszem przyprawionym szafranem. Następnie wyjęła z kufra słoik miodu, napełniła pękaty dzbanek świeżą wodą. Musiała szybko się uwinąć, aby dać coś do zjedzenia Michałowi: tej nocy będzie potrzebował dużo siły!
Świadomość, że był blisko, dosłownie pod jej stopami, napełniała Katarzynę niewysłowioną słodyczą. Jej rodzinny dom stał się jakby rodzajem Anioła Stróża osłaniającego swymi skrzydłami jednocześnie ją i Michała.
Nic złego nie mogło się przytrafić zbiegowi, dopóki pozostawał pod egidą tej Arki Przymierza.
Stanęła przed lustrem i spojrzała uważnie na swoją szczupłą twarz.
Tego wieczoru po raz pierwszy w życiu pragnęła być piękna, tak piękna, jak te dziewczęta, za którymi sunęli ulicami studenci i zaczepiali je z figlarnym uśmiechem. Westchnąwszy, Katarzyna dotknęła koszuli, pod którą dopiero zaczynały się zaznaczać kobiece kształty. Jej szanse na oczarowanie Michała były nikłe. Zabrawszy zgromadzone wiktuały, skierowała się do piwnicy. W pracowni ojca było pusto i cicho: stoły i taborety stały równo wzdłuż ścian, uporządkowane narzędzia wisiały na gwoździach. Wielkie szafy z żelaznymi okuciami, skrywające cenne przedmioty złotnicze, które otwierało się w ciągu dnia do wglądu klientom, były szczelnie pozamykane. Na ladzie stała jedynie mała waga, służąca Gaucherowi do ważenia szlachetnych kamieni.
Okna zasłonięte były ciężkimi, dębowymi okiennicami.
W podłodze znajdowała się klapa z wielkim uchwytem. Katarzyna, niosąc zapaloną świecę i szeroką tacę z jedzeniem, z trudem podniosła wieko, po czym ostrożnie, aby nie spaść z drabiny, zeszła do piwnicy. Z początku nie dojrzała Michała, gdyż schowek urządzony w filarze mostu był bardzo zagracony. Składało się w nim drewno, wodę, jarzyny, marynaty z całych wieprzy, a także narzędzia i drabiny. Pomieszczenie miało kształt długiej, wąskiej i niskiej kiszki oświetlonej w głębi małym okienkiem, przez które mógłby przejść jedynie bardzo szczupły chłopiec.
- To ja, Katarzyna - wyszeptała cicho, nie chcąc przestraszyć Michała.
Coś poruszyło się za stertą drewna.
- Jestem tutaj, za wiązkami chrustu - usłyszała równie cichy głos chłopca i wtedy ujrzała go w blasku świecy.
Pozbył się już pielgrzymich łachów i leżał teraz na nich, opierając się plecami o wiązki chrustu. Srebrne liście jego opończy słabo lśniły w ciemności, a płomień świecy odbijał się w nich złotymi punkcikami. Chciał wstać, lecz dziewczyna dała mu znak, by pozostał na miejscu. Uklękła obok niego, kładąc na ziemi ciężką tacę: gorący gulasz pachniał znakomicie.
- Na pewno jesteś głodny, panie - rzekła cicho. - Będziesz potrzebował dużo sił. Skorzystałam z tego, że siostra wyszła do sąsiadki, żeby do ciebie zejść. Na razie nikogo nie ma w mieszkaniu. Ojciec jest w domu Pod Kolumnami, matka u Pigasse'ów, a służąca gdzieś się włóczy. Jeżeli tak dalej pójdzie, nie będziesz miał trudności z opuszczeniem Paryża jeszcze tej nocy.
Teraz jest dziesiąta, Landry przypłynie o północy.
- Jak to jedzenie ładnie pachnie - powiedział Michał z uśmiechem, który napełnił Katarzynę radością. - Jestem rzeczywiście bardzo głodny... - Mówiąc to, rzucił się na strawę. Gryzł baraninę pięknymi zębami i gawędził z dziewczyną. - Ciągle nie mogę uwierzyć w moje szczęście, Kasiu! Jeszcze niedawno, gdy mnie zabierali, myślałem, że wybiła moja ostatnia godzina, i byłem gotów rozstać się z życiem. Pożegnałem się ze wszystkimi. A ty przywróciłaś mi życie. To dziwne.
Jego spojrzenie odpłynęło daleko. Na twarzy pojawiły się zmęczenie i niepokój. Próbował się uśmiechać, lecz w jego oczach Katarzyna dostrzegła cień rozpaczy i przestraszyła się.
- Panie, nie jesteś zadowolony, że cię tu przywiodłam? Spojrzał na jej delikatne ciało, całe drżące pod kaskadą rozpuszczonych włosów, które po wyschnięciu odzyskały swój zwykły blask. Katarzyna w zielonej sukience wyglądała jak leśny duszek spoglądający na niego szeroko otwartymi oczami podobnymi do oczu jelonków, za którymi uganiał się konno, kiedy był dzieckiem.
- Byłbym niewdzięcznikiem, gdybym nie był zadowolony - odpowiedział łagodnie.
- A więc... zjedz trochę miodu, panie, i szybko mi powiedz, o czym myślałeś. Miałeś takie smutne spojrzenie.
- Kiedy prowadzili mnie do Montfaucon, myślałem o mych rodzinnych stronach. Bałem się, że już nigdy ich nie zobaczę, i ta myśl raniła R S mnie najboleśniej.
- Lecz teraz wiesz, że ujrzysz je znowu, ponieważ będziesz wolny.
Michał uśmiechnął się, zanurzył kawałek chleba w miodzie i zaczął żuć obojętnie.
- Wiem, lecz ta myśl jest silniejsza ode mnie. Coś mi mówi, że już nigdy nie wrócę do Montsalvy.
- Nie wolno ci tak myśleć, panie - odparła surowo Katarzyna. - Ogarniają cię czarne myśli, bo jesteś zmęczony i osłabiony. Gdy odzyskasz siły i będziesz bezpieczny, wszystko się odmieni.
Wystarczyło, że wspomniał o swych rodzinnych stronach, by wzbudzić ciekawość dziewczyny. Nie mogła oprzeć się pokusie, ażeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym chłopcu, który ją zauroczył. Przysunęła się bliżej do niego, przypatrując się, jak łapczywie pije wodę z dzbana.
- Jaka jest ta twoja kraina? Mógłbyś mi o niej opowiedzieć?Michał przymknął na chwilę powieki, być może po to, by łatwiej dojrzeć obrazy ze szczęśliwego dzieciństwa. Przywoływał je tak gorączkowo przez całą tę bolesną i niekończącą się drogę na kaźń, że teraz pojawiły się natychmiast.
W prostych słowach roztoczył przed Katarzyną obraz płaskowyżu smaganego wiatrem, jego granitowych landów poprzecinanych wąwozami porośniętymi zielonymi kasztanowcami, jego drogiej Owernii, najeżonej wygasłymi kraterami wulkanów. Opisywał miasteczko Montsalvy, domy z zastygłej lawy ściśnięte wokół swego opactwa, a w końcu rodzinną fortecę na zboczu wzgórza i małą kapliczkę Świętego Źródła. Słuchającej go Katarzynie wydawało się, że widzi pola gryki, niebo fioletowe o zmierzchu, kiedy górski łańcuch przemienia się w pochód niebieskawych widm. Ujrzała oczami wyobraźni perlistobiałe strumienie, wytryskujące wśród nieustannie opłukiwanych kamieni, zatracające się w głębinach jezior w oprawie z mchu i granitu, połyskujących jak ciemne diamenty. Słyszała, jak południowy wiatr wyje między skałami. Potem Michał mówił o stadach baranów, pasących się na równinie, o lasach pełnych wilków i dzików, o rwących strumieniach, w których pływają srebrne i różowe pstrągi. Katarzyna słuchała z otwartymi ustami, zapominając o bożym świecie.
- A twoi rodzice, panie? - spytała, kiedy zamilkł. - Czy żyją jeszcze?
- Mija już dziesięć lat od śmierci mego ojca, słabo go pamiętam. Był dzielnym wojakiem zaprawionym w boju, zawsze posępnym. Całą młodość strawił, wojując z Anglikami po stronie wielkiego konetabla. Po oblężeniu Chateau-neuf-de-Randon, gdzie Bertrand du Guescslin znalazł śmierć, odwiesił na ścianę swój miecz, gdyż żaden dowódca nie był godny, aby mu służyć. Moja matka uprawiała ziemię i zrobiła ze mnie mężczyznę. To ona odesłała mnie na służbę do pana de Berry, naszego suzerena, u którego pozostałem przez rok, po czym przekazano mnie księciu Gujenny. Matka zarządzała wszystkim po mistrzowsku, wychowując jeszcze mego młodszego brata.
Katarzynie nagle ścisnęło się serce, gdyż odczuła wyższość młodzieńca.
- Masz brata, panie? - spytała.
- Tak. Jest młodszy ode mnie o dwa lata i pali się do wojaczki. Będzie z niego doskonały kapitan - dodał Michał z uśmiechem. - Trzeba go widzieć, jak jeździ na oklep i jak prowadzi do natarcia tabuny urwisów z miasteczka.
"Katarzyna Tom 1" отзывы
Отзывы читателей о книге "Katarzyna Tom 1". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Katarzyna Tom 1" друзьям в соцсетях.