- Winien wam jestem przeprosiny, panowie, i przywołałem was tutaj, aby to uczynić, i to jak najszczerzej! Obawiam się, że pan de Luxemburg dał się porwać zbyt gwałtownym uczuciom do naszej korony. Zapomniał, że je- steście moimi gośćmi i chroni was święte prawo. Wybaczcie mi więc, że spędziliście tę noc w niewygodzie. Konie na was czekają, jesteście wolni...

Przerywając przemowę, podszedł do pulpitu, wziął pergamin, na którym wcześniej coś napisał, i podał Xaintrailles'owi.

- Ten list żelazny pozwoli wam dojechać bezpiecznie do Guise. Co do ciebie, panie... - Zwrócił się teraz do Arnolda, wyciągnął ze skrzyni hełm ze znakiem lilii i podał go: - Z radością oddaję twój hełm, który tak dzielnie i chlubnie nosiłeś. Na honor, panie, żałuję, żeś tak oddany memu kuzynowi Karolowi. Chciałbym życzyć ci szczęścia...

- Mam je, panie - odpowiedział chłodno Arnold - gdyż jestem w służbie mego pana, króla Francji. Ale dziękuję Jego Wysokości za uprzejmość. Proszę również o wybaczenie pewnych moich słów, wypowiedzianych w twojej obecności... Może były zbyt ostre...

Skłonił się teraz uprzejmie, ale sztywno, a następnie uczynił to samo Xaintrailles. Książę powiedział do nich jeszcze parę uprzejmych słów, po czym zezwolił na odejście. Podczas gdy z ukłonami cofali się w kierunku drzwi, Filip ich powstrzymał.

- Podziękujcie również mojej słodkiej, obecnej tu przyjaciółce. Pani Katarzynie zawdzięczacie wasze uwolnienie, gdyż to ona, cała poruszona, przyszła do mnie tej nocy, aby opowiedzieć, co z wami zrobiono. O ile wiem, znacie ją od dawna...

Tym razem musiała na nich spojrzeć. Jej zaniepokojone i przestraszone oczy spoczęły na Arnoldzie, ale poczuła się tak nieszczęśliwa, że odwróciła wzrok na Xaintrailles'a. Ten patrzył na nią z szyderczym uśmiechem, taksując zuchwale jej urodę.

- Rzeczywiście, od dawna... - powiedział Arnold, nie patrząc na nią.

Jego twarz przypominała mur bez bram i okien. Jeszcze nigdy Katarzyna nie czuła się tak od niego oddalona. Nie dodał nic więcej. To Xaintrailles podziękował „pani Katarzynie" w imieniu obu przyjaciół.

Usłyszała swój głos odpowiadający uprzejmie. Poczuła, że jej wargi składają się do sztucznego uśmiechu...

Rycerze wyszli, a znużona dziewczyna opadła na poduszki. Był najwyższy czas, aby ta pożałowania godna scena się zakończyła. Katarzyna znalazła się u kresu wytrzymałości, a przecież ta komedia trwała dalej. Filip podszedł do niej, pochylił się nad łożem i okrył pocałunkami jej lodowate dłonie.

- Jesteś, pani, szczęśliwa? Czy zrobiłem to, o co prosiłaś?

- Wszystko, panie, o co prosiłam - odpowiedziała zgaszonym głosem. - Byłeś bardzo wspaniałomyślny.

- To ty, pani, jesteś wspaniałomyślna. Wybaczysz mi, że w ciebie zwątpiłem, nieprawdaż? Wczoraj, kiedy przyszłaś prosić o łaskę dla tych ludzi, a zwłaszcza gdy de Luxemburg powiedział mi, że spotkał cię w ich namiocie, byłem zazdrosny jak nigdy.

- A teraz - rzekła Katarzyna z nikłym uśmiechem - wierzysz mi, panie?

- Całkowicie, mój aniele...

Wszedł paź i przypomniał nieśmiało swojemu panu, że zbiera się rada i że kanclerz Rolin prosi go o przybycie. Filip zaklął przez zęby.

- Muszę cię znów zostawić, piękna Katarzyno... Powstałyby plotki, gdybyś nie wróciła do domu. Ale przysięgam na honor, po raz ostatni opuszczasz mnie w ten sposób. Dzisiaj wieczór poślę po ciebie... nikt i nic nie zdoła nam już przeszkodzić.

Pocałował ją lekko w usta i odszedł z żalem, dodając, że przyśle służące, aby pomogły jej się ubrać.

Katarzyna pozostała sama. Jej samotność przypominała samotność więźnia, za którym zamykają się bramy, szczękają zamki i skrzypią łańcuchy! Uwolniony Arnold pędził drogą do Guise! Ona musiała pozostać...