Katarzyna westchnęła, ogarnąwszy komnatę ponurym wejrzeniem. Z pomieszczenia nie było innego wyjścia, a nawet gdyby się znalazło, nic by to nie zmieniło w jej sytuacji. Takie było jej przeznaczenie i próba uniknięcia go była beznadziejna. Wcześniej lub później Filip będzie miał ostatnie słowo. Zmęczonym ruchem zdjęła z głowy aksamitny toczek, rzuciła go w kąt wraz z siateczką. Kiedy jej włosy osunęły się luźno na ramiona, zagryzła wargi, aby się nie rozpłakać. Minęło tak niewiele godzin od chwili, gdy Arnold zrobił to samo z czułą niecierpliwością. Katarzyna próbowała z całych sił odsunąć to zbyt dokładne i bliskie wspomnienie. Ze złością i pośpiechem zaczęła się rozbierać. Suknia spadła jej do stóp, taki sam los spotkał spodnią koszulę. Nerwowym ruchem chwyciła muślinową suknię, włożyła ją przez głowę, zdjęła buciki z aksamitu i pończochy, a nagie stopy wsunęła w małe pantofelki. Rzucając obojętne spojrzenie w kierunku lustra, stwierdziła, że materiał, z którego wykonano nocną toaletę, jest dosyć gęsty i ukazuje tylko zarysy ciała, kryjąc jego szczegóły. Następnie ruchem pełnym wyzwania odrzuciła do tyłu włosy, przełknęła ślinę i skierowała się zdecydowanym krokiem w kierunku drzwi.

Okazało się, że komnata Filipa jest pusta.

W pierwszym odruchu, widząc, że jest sama, podbiegła do drzwi, którymi ją tutaj wprowadzono. Spróbowała je otworzyć, ale daremnie. Były zamknięte na klucz. Z westchnieniem rezygnacji podeszła do kominka.

Pomimo palącego się ognia drżała w zbyt lekkim odzieniu. Wkrótce jednak ciepło ogarnęło ją całą i dodało ducha. Po pięciu minutach poczuła, że potrafi znieść to, co ją czeka. Filip musiał odejść na chwilę, ale z pewnością zaraz wróci.

Jakby na potwierdzenie tych myśli w zamku obrócił się klucz.

Otwierane drzwi zaskrzypiały lekko. Katarzyna zacisnęła zęby, odwróciła się... i stanęła twarzą w twarz z pokojówką w czepku i fartuchu z białego lnu, składającą ceremonialny ukłon: - Pościeliłam łoże - powiedziała nowo przybyła. Katarzyna nie zareagowała na te słowa, a służąca kontynuowała: - Jego Wysokość książę prosi cię, pani, abyś zechciała zjeść wieczerzę i położyć się spać, nie czekając na niego. Jego Wysokość będzie prawdopodobnie zajęty i prosi o wybaczenie. Zaraz przyniosę wieczerzę.

Stojąc przy stopniu łoża, pokojówka uniosła róg przykrycia, jakby namawiając, aby kobieta wślizgnęła się do pościeli. Katarzyna przyjęła to nieme zaproszenie. Zdjęła pantofelki i położyła się. Dzień był niezmiernie wyczerpujący, a ponieważ dzięki uczcie wydawanej dla ławników uzyskała odroczenie, należało z tego skorzystać i odpocząć.

Na dworze zrobiło się ciemno i zerwał się wiatr. Słyszała, jak wicher zawodzi w kominku, aż płomień chwilami przygasał. Wygodnie usadowiona wśród wielu jedwabnych poduszek, poczuła się dobrze. Komnata Filipa dała jej upragnioną samotność. Nie doznała jej, zakwaterowana w dwóch małych izbach dzielonych z Ermengardą i trzema innymi dwórkami. Myśląc o swej przyjaciółce, młoda kobieta uśmiechnęła się. Bóg jeden wie, co gruba księż- na mogła sobie teraz wyobrażać. Być może, że Katarzyna dała się porwać Arnoldowi i że galopuje teraz w kierunku Guise na grzbiecie rumaka? Ten obraz o mało co nie zniszczył całej odwagi, którą z takim trudem gromadziła od kilku godzin. Nie mogła myśleć o Arnoldzie, jeśli chciała zachować jasność myśli. Później tak, kiedy oczekująca ją próba będzie już za nią.

Wówczas będzie miała dużo czasu do zastanowienia.

Młoda pokojówka wniosła na tacy wieczerzę i Katarzyna posiliła się z wielkim apetytem. Nie miała nic w ustach od poprzedniego dnia.

Opuszczając dom późnym przedpołudniem, nie była w stanie zjeść czegokol- wiek pomimo wymówek ze strony Ermengardy. Teraz jej młode i zdrowe ciało domagało się jedzenia. Wypiła kubek bulionu z żółtkami, zjadła połowę pieczonej kury, plaster pasztetu z zająca, kilka marynowanych śliwek, popijając wszystko winem z Sancerre. Następnie odsunęła tacę, którą zabrała pokojówka, i ułożyła się wygodnie na poduszkach. Poczuła się znacznie lepiej. Ponieważ służąca zapytała uniżenie, czy życzy sobie jeszcze czegoś, Katarzyna zapytała, gdzie podział się książę. Ta odpowiedziała, że udał się do sali bankietowej, bo właśnie rozpoczęto ucztę.

- Proszę więc zasunąć zasłony i zostawić mnie samą - powiedziała młoda kobieta. - Już niczego nie potrzebuję.

Pokojówka zaciągnęła zasłony przy łożu, skłoniła się ponownie i wyszła na czubkach palców. Ułożona wygodnie Katarzyna próbowała zastanowić się nad zaistniałą sytuacją i przygotować na przyjście księcia, który zażąda zapłaty za to, co uważał za zaciągnięty dług.

Zmęczenie i ciężki żołądek, a także ciepło i wygoda łoża zwyciężyły.

Katarzyna szybko zapadła w głęboki sen.

* * * Po przebudzeniu się stwierdziła ze zdziwieniem, że zasłony łoża są rozsunięte i jest biały dzień. Jeśli nawet Filip znajdował się w komnacie, nie było go obok niej. Spostrzegła, że stoi obok okna, ubrany w ten sam szlafrok, co poprzedniego wieczoru, pisząc coś na wielkim pulpicie z kutego żelaza, pełnym zwojów pergaminu. Skrzypienie długiego gęsiego pióra i odległe pianie koguta wypełniały ciszę pomieszczenia. Usłyszał ruch, jaki uczyniła Katarzyna, siadając na łóżku, i, odwróciwszy głowę w jej kierunku, uśmiechnął się.

- Czy dobrze spałaś, pani?

Odłożywszy pióro, skierował się w stronę łoża, wszedł na dwa stopnie i oparł o jedną z kolumn, górując nad nią sylwetką. Katarzyna popatrzyła na księcia i na łoże, które było w takim porządku, jak gdyby wślizgnęła się doń przed minutą. Wyraz jej twarzy rozbawił Filipa.

- Nie... nie tknąłem cię, pani. Wróciłem wczesnym rankiem, gdyż przyjęcie trwało długo w noc, a ty spałaś tak smacznie, że nie chciałem cię budzić... choć miałem na to wielką ochotę. Nie lubię uprawiać miłości z zaspaną partnerką. Ależ jesteś piękna i świeża tego ranka, moje serce! Twoje oczy błyszczą jak almandyny, a twoje usta...

Rezygnując z niedbałej pozy, usiadł na brzegu łoża, otaczając ją bardzo delikatnie ramieniem i nie ściskając ani trochę. Powoli i z pewną zadumą pocałował ją, przymykając oczy. Myśl absurdalna i śmieszna przemknęła przez głowę Katarzyny. Przypominał jej wuja Mateusza w piwnicach w Marsannay, smakującego z beczki wyśmienite wino. Usta Filipa były niebywale zręczne i w niczym nie przypominały zachłannej brutalności ust Arnolda. Jego pocałunek był prawdziwą pieszczotą, kontrolowaną i przemyślaną, sprawiającą przyjemność. Dotyk był bardzo lekki, lecz Katarzyna czuła, że słabnie. Miała wrażenie, że znajduje się na śliskim zboczu, które ją porywa, szybko, coraz szybciej, w kierunku czegoś nieznanego. Nie mogła się zatrzymać... Był to zawrót głowy, cudowny i straszliwy, nieidący w parze z sercem. Ale ciało upajało się tym w skrytości.

Kiedy nie odrywając się od jej ust, Filip położył ją, westchnęła lekko i znieruchomiała w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. Ale nic się nie wydarzyło.

- Cóż za szkoda, że teraz wzywają mnie obowiązki, moja przyjaciółko.

Czułbym się wspaniale, gdybym mógł zapomnieć przy tobie o całym świecie.

Pomimo tych słów wydawało się, że panuje nad sobą po mistrzowsku.

Uśmiechał się, ale jego oczy pozostały chłodne. Katarzyna poczuła się nieswojo, gdyż odniosła wrażenie, że książę ją obserwuje. Nie przestając na nią spoglądać, podszedł do pulpitu, wziął z niego mały dzwoneczek i zadzwonił. Wszedł paź, kłaniając się nisko.

- Powiedz kapitanowi de Roussay'owi, że czekam na niego. Wie, kogo ma przyprowadzić...

Następnie, kiedy chłopak wyszedł, kłaniając się znowu, powrócił do Katarzyny i wyjaśnił: - Wybacz mi, pani, że w twojej obecności zajmuję się sprawami stanu - powiedział z uprzejmym uśmiechem - ale chcę zakończyć sprawę w twojej obecności, aby cię w pełni zadowolić i uspokoić. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa...

Zanim Katarzyna, niczego nie rozumiejąc z tej krótkiej przemowy, zdążyła odpowiedzieć, drzwi do komnaty otworzyły się pod ręką pazia.

Weszło trzech mężczyzn. Pierwszym był Jakub de Roussay; rozpoznając dwóch pozostałych, Katarzyna zagryzła wargi, aby nie krzyknąć: byli to Arnold i jego przyjaciel Xaintrailles.

Ściśnięta bólem tak gwałtownym, jak uderzenie sztyletu, poczuła, że uchodzi z niej życie. Krew odpłynęła z jej twarzy i dłoni w kierunku serca, które na moment przestało bić. Zrozumiała teraz, w jaką pułapkę schwytał ją R S Filip, aby upewnić się, że nie skłamała, mówiąc, iż z Arnoldem łączy ją tylko zwykła znajomość z lat dziecięcych. W łożu oświetlonym przez słońce, w tej przezroczystej szacie, pozwalającej odgadnąć kształt jej ciała, obok Filipa ubranego w szlafrok, była jak postawiona pod pręgierzem. Czyż Arnold mógł jeszcze wątpić w jej związek z księciem? Widziała tylko jego kamienny profil. Nie patrzył na nią, ale kiedy wchodził, spojrzał jej w twarz z pogardą.

Katarzyna cierpiała jak nigdy, poszukując beznadziejnie duchowej podpory, jakiejkolwiek pomocy. Czując na sobie ostre spojrzenie Filipa, robiła nadludzkie wysiłki, aby ukryć rozpacz i powstrzymać napływające łzy. Bardzo chciałaby wyskoczyć z łoża, podbiec do Arnolda i krzyknąć, że to nieprawda, żeby nie wierzył w tę ohydną komedię przygotowaną dla niego, potwierdzić, że jest godna jego miłości i że do niego należy. Nie mogła nawet opuścić powiek, pozwolić płynąć łzom zbierającym się i za- ciskającym jej gardło. Gdyby tylko cokolwiek dała po sobie poznać, Filip skierowałby swój gniew przeciw Arnoldowi. Nietrudno było odgadnąć, jak wielka byłaby wściekłość księcia, którego nazywano już, tu i ówdzie, Wielkim Księciem Zachodu!

Oznaczałoby to śmierć dla Arnolda, prawdopodobnie też dla Xaintrailles'a... podczas gdy ona nie dostąpiłaby najwyższej radości wspólnej z nimi śmierci.

Z rękami splecionymi na kolanach pozostawała nieruchoma i zrezygnowana, błagając w duchu niebiosa o rychłe zakończenie męki. Cisza, która wydawała się jej śmiertelnie długa, w rzeczywistości trwała tylko kilka sekund. Usłyszała niedbały i uprzejmy głos Filipa. Z pewnością był zadowolony z reakcji zgromadzonych przez siebie aktorów.