Maria de Vaugrigneuse przyjęła uwagę do wiadomości i nawet odwzajemniła nieśmiały uśmiech Katarzyny. Księżna, zadowolona, że sprawa została uregulowana, zwróciła się do Garina: - Zostaw nas teraz, panie. Pragniemy porozmawiać z twoją młodą żoną na temat spraw kobiecych i gospodarskich, nieciekawych dla męskich uszu.

Księżna urodziła się i spędziła młodość w Holandii, posiadała więc zalety dobrej gospodyni. Kochała porządek i dobrze utrzymany dom.

Zajmowała się chętnie sprawami pałacu, kontrolowała wydatki, czuwała nad kuchnią, a nawet nad drobiem. Znała, prawie co do jednego, zarówno liczbę swych prześcieradeł, jak i indyków, wiedziała, czy kwota przyznana na zakup świec jest właściwa, czy też zbyt duża. Lubiła rzadkie zwierzęta. W basenie założonym pośrodku ogrodu hodowała świnkę morską, czule zajmowała się jeżozwierzem, któremu kazała wybudować budę przy schodach wieży Nowej*. Miała również wspaniałą białą papugę kakadu z różowym czubkiem, przywiezioną przez weneckiego podróżnika z Moluków.

* Obecnie wieża nazywa się Bar (przyp. tłum.). Ponieważ paź przyniósł właśnie dostojnego ptaka, siedzącego na złotej żerdce, natychmiast znalazł się temat do rozmowy. Katarzyna podziwiała połyskujące upierzenie ptaka ze szczerością, która ujęła Małgorzatę za serce.

Dziewczyna opowiadała o swoim Gedeonie, na którego temat księżna zadała jej wiele pytań, nie kryjąc swego zainteresowania. Papuga księżnej nazywała się Cambrai, jak miasto, w którym odbył się jej ślub z księciem Janem.

Bardzo rozweseliły ją występki Gedeona i jego wygnanie do komnaty małego mauretańskiego medyka. R S - Niech ptak i jego strażnik przybędą tu kiedyś - wyraziła życzenie Małgorzata. - Jesteśmy ciekawi poznać jednego i drugiego. Może ten arabski medyk będzie mógł jakoś zaradzić naszym licznym dolegliwościom.

Księżna była tak zachwycona nową damą dworu, że kiedy kuchmistrze wnieśli przekąskę, kazała obsłużyć Katarzynę jako pierwszą. Do picia podano galanta - gotowane i silnie aromatyzowane wino. Stało się ono modne dzięki Katarzynie Flandryjskiej, która sama je robiła. Na lekki posiłek składały się ciastka, a głównie piernik sporządzony z mąki i miodu**.

** Przodek słynnego piernika z Dijon (przyp. tłum.). W atmosferze życzliwości i sympatii Katarzynę opuściła nieśmiałość.

Czuła, że podoba się w tym gronie, jeśli nawet dwie lub trzy ze szlachetnie urodzonych dam, jak na przykład Maria de Vaugrigneuse, krzywiły się na jej widok. Zjadła dwa ciastka i z przyjemnością wypiła kubek wina. Garin powiedział jej, że księżna, zgodnie z tradycją swego kraju, lubi ludzi mających dobry apetyt. Przekąska dobiegała końca i lokaje wynosili resztki, kiedy paź przybył z wiadomością, że jeździec z Wielkiej Stajni księcia przyjechał z Arras z pilną wiadomością dla księżnej.

- Przyprowadźcie go tutaj! - rozkazała Małgorzata.

Kilka minut później dały się słyszeć w korytarzu szybkie kroki.

Niewielki, ale silnie zbudowany mężczyzna, w mundurze z zielonego płótna ozdobionym stalowymi łuskami, jakie nosili jeźdźcy księcia, wszedł i prowadzony przez pazia ukląkł u stóp księżnej. Zdjął zakurzony hełm i trzymając go pod pachą, wyciągnął z haftowanej sakwy zwój pergaminu; podał go, kłaniając się z szacunkiem. Katarzyna patrzyła na głowę o gęstych, czarnych włosach przyciętych w kwadrat, z pełnym niepewności zaskoczeniem. Jej zdumienie, w miarę jak nabierała pewności, było coraz większe i radosne. Czy naprawdę mógł to być on? Czy to nie była iluzja?

Ostry profil tak bardzo przypominał jej utrwaloną w pamięci fizjonomię.

- Przyjeżdżasz prosto z Arras? - zapytała księżna.

- Prosto z Arras, pani, i na rozkazy Waszej Łaskawości. Książę pan osobiście zechciał mi to polecić. Wiadomości, które przywożę, są ważne.

Człowiek mówił odważnie, ale bez zuchwałości, a dźwięk jego głosu, trochę niższy niż dawniej, lecz tak znajomy, pozbawił Katarzynę ostatnich wątpliwości. Jeźdźcem Filipa Burgundzkiego był Landry Pigasse, jej przyjaciel z dzieciństwa. Nie patrzył na nią, nie odwrócił nawet głowy w stronę jedwabistej, szepczącej grupy dwórek. Klęcząc, oczekiwał na rozkazy.

Katarzyna musiała sobie przypomnieć o zasadach dobrego wychowania, aby się nie przepchnąć przez tłumek i nie rzucić na szyję towarzysza dziecięcych zabaw. Niestety, co wypadało Katarzynie Legoix, nie było dozwolone pani de Brazey, szczególnie w obecności księżnej.

Małgorzata dzierżyła pergamin opatrzony olbrzymią pieczęcią z czerwonego wosku i rozwijała go, trzymając w obu dłoniach. Marszcząc brwi, przebiegła oczami tekst, dosyć zresztą krótki. Jej twarz zachmurzyła się trochę, usta zacisnęły, a ciekawość dworu zamieniła się w zaniepokoje-nie. Czyżby wieści okazały się złe? Jednym ruchem księżna odesłała Landry'ego, który wstał z klęczek i oddalił się tyłem, ścigany natarczywym wzrokiem Katarzyny. Stłumiła westchnienie żalu, ale obiecała sobie, że go odszuka, gdy tylko to będzie możliwe... Małgorzata Bawarska milczała, z łokciem wspartym o poręcz fotela i brodą wspartą na dłoni. Po chwili wstała, spojrzała na krąg otaczających ją kobiet i zatrzymała spojrzenie na córkach.

- Wiadomości, które przesyła nam nasz pan i syn, są rzeczywiście ważne. Nie jest zbyt wcześnie, aby o nich mówić. Natychmiast musimy się przygotować, aby towarzyszyć w podróży tym z sióstr Jego Wysokości Filipa, które wzywa do siebie...

Podniósł się lekki szmer, a księżna zwróciła się do najstarszej córki, patrząc na nią z powagą.

- Małgorzato - powiedziała. - Twój brat postanowił oddać cię znowu we władanie męża. Właśnie przyrzekł twoją rękę wielmożnemu i potężnemu panu o świetnym nazwisku, wywodzącemu się ze starej szlachty.

- Komóż, moja matko? - zapytała Małgorzata, blednąc nieco.

- Poślubisz wkrótce Artura z Bretanii, księcia Richemontu. Co się zaś ciebie tyczy, Anno... - księżna zwróciła się do jednej z najmłodszych córek ze wzruszeniem, którego nie zdołała ukryć.

- Mnie, matko?

- Tak, moje dziecko. Dla ciebie również brat wybrał małżonka.

Pragnie, by równocześnie z zaręczynami siostry odbyły się i twoje, z regentem Francji, księciem de Bedfordem... - Głos księżnej przycichł przy ostatnich słowach, na które nałożył się okrzyk młodej dziewczyny.

- Anglik dla mnie?

- Jest sprzymierzeńcem twojego brata - powiedziała księżna z widocznym wysiłkiem. - Polityka wymaga zacieśnienia więzów naszej rodziny z rodziną króla Henryka.

Z głębi sali dobiegł mocny głos protestu: - Nie ma we Francji innego króla niż Jego Wysokość Karol, Anglik jest tylko złodziejem. Gdyby nie ta przeklęta dziewka Izabela, która przeczy królewskiemu pochodzeniu swego syna, nie byłoby na ten temat żadnych wątpliwości!

Wysoka i potężna dama, której barczyste ramiona żołnierza okrywał szkarłat, a twarz okalał delikatny, biały muślin, nie łagodząc jednak grubych rysów, stanęła w drzwiach jak osoba przyzwyczajona, że otwierają się przed nią same. Nie wyrażając cienia irytacji z powodu hałaśliwego wejścia, księżna popatrzyła na nią z uśmiechem. Wszyscy na dworze wiedzieli, że szlachetna pani Ermengarda de Chateauvillain, ochmistrzyni dworu księżnej, była jawną i nieprzejednaną przeciwniczką angielskiego sojuszu i że powiedziałaby to przed całym dworem z Westminsteru, gdyby okazało się to konieczne. Nienawidziła Anglika, nikt w to nie wątpił, a siłę jej gniewu poznał niejeden waleczny rycerz.

- Moja przyjaciółko - powiedziała uprzejmie księżna. - Na nieszczęście istnieją pewne wątpliwości.

- Nie dla mnie, gdyż jestem równie dobrą Francuzką, jak i Burgundką!

Więc mamy oddać to jagniątko angielskiemu rzeźnikowi - powiedziała, wyciągając w kierunku Anny dłoń wielką jak półmisek, lecz wielce urodziwą; księżniczka straciła kontenans i zapominając o protokole, zaczęła cicho płakać.

- Chce tego książę, moja dobra Ermengardo. Ponieważ jesteś dobrą Burgundką, wiesz, że nikt nie może sprzeciwić się jego woli.

- I to właśnie mnie złości! - ripostowała pani Ermengarda, siadając wygodnie w fotelu Anny Burgundzkiej, która go opuściła, aby uklęknąć w pobliżu matki.

Nagle jej spojrzenie spoczęło na Katarzynie asystującej z niemałym zdziwieniem hałaśliwej scenie. Piękna i olbrzymia dłoń skierowała się teraz w jej stronę.

- Czy to nasza nowa dama dworu? - zapytała.

- Tak, to pani Katarzyna de Brazey - odpowiedziała księżna, a ta skłoniła się z szacunkiem przed hrabiną de Chateauvillain, która spojrzała na nią i odpowiedziała skinieniem głowy, a następnie oznajmiła wesoło: - Ładniutka! Do licha, moja piękna, gdybym była na miejscu twego męża, otoczyłabym cię dobrymi strażnikami. Wkrótce nie będzie tutaj żadnego pana, który nie chciałby cię wziąć do swego łoża.

- Ermengardo! - powiedziała z wyrzutem księżna. - Zawstydzasz tę małą.

- No - powiedziała pani Ermengarda z szerokim uśmiechem, ukazując rząd mocnych, białych zębów - komplement jeszcze nigdy nikogo nie zabił, a przypuszczam, że pani Katarzyna słyszała już wiele innych...

Poczciwa dama z pewnością rozprawiałaby jeszcze dłuższą chwilę na ten temat, gdyż uwielbiała swawolne opowieści i nieprzyzwoite historie. Ale księżna ucięła rozmowy, informując swe damy, że powinny pakować kufry przed podróżą do Flandrii, i prosząc o pozostawienie jej sam na sam „z drogą przyjaciółką de Chateauvillain, z którą chciałaby omówić bardzo ważne sprawy".

Katarzyna pokłoniła się wraz z innymi i opuściła salę z nadzieją odszukania Landry'ego. W galerii chwyciła ją za rękaw Maria de Vaugrigneuse.

- Bardzo mi się podoba aksamit, który masz na sobie, moja droga. Czy dostarcza go twój szacowny wuj?

- Nie, pani - odpowiedziała Katarzyna z wdziękiem, pamiętając o wskazówkach Garina. - To osły twego szacownego dziada przywożą go z Genui...