Wyrazisty gest uzupełnił słowa karła. Katarzyna stwierdziła ze zdziwieniem, że jest młody i mimo nerwowego tiku, który go zeszpecił, jego rysy są delikatne, a oczy piękne.

- Stryczek? - zapytała szczerze zdziwiona. - Dlaczego?

- Bo jeśli książę chce cię mieć dla siebie, to będzie cię miał. Może powinienem był zaspokoić moją chętkę. Zabawić się z tobą, a potem zawisnąć, byłby to miły sposób na zakończenie życia. Jesteś tego warta!

Jakub Marynarz stwierdził, że rozmowa bez wątpienia trwa zbyt długo.

Wolno położył rękę na ramieniu Katarzyny.

- Jeśli chcesz widzieć się z Barnabą, idź na górę do izby na poddaszu.

Leży, bo oberwał trzy dni temu koło Chenove, i chyba będzie ci się trudno z R S nim dogadać, o tej porze jest już zazwyczaj pijany na umór. Jedynym lekarstwem, jakie przyswaja, jest wino.

Pchnięta ręką właściciela oberży Katarzyna weszła na pierwsze stopnie. Przeszła obok Sary. Jej suknia dotknęła nawet sukni śpiewającej, ale Cyganka miała zamknięte oczy. Nuciła nadal, pogrążona w swoim wewnętrznym świecie, oddalona o tysiące mil od spelunki.

* * * Niedbale sklecone z desek drzwi przenikało światło świecy i Katarzyna nie miała żadnego kłopotu z ich otwarciem. Wystarczyło tylko lekkie pchnięcie. Wejście do mansardy było tak niskie, że dziewczyna musiała się pochylić. Znalazła się w ciemnej norze bez okna, w której większość przestrzeni wypełniała olbrzymia belka stropowa. Pod nią, przy łojowej świecy, śmierdzącej i kapiącej do cynowego naczynia, stało nędzne wyrko, na którym leżał Barnaba, trzymając w ręce dzban z winem. Był bardzo czerwony, ale jego spojrzenie było trzeźwe, kiedy popatrzył z osłupieniem na dziewczynę.

- Po co tu przychodzisz, kwiatuszku, i to o tej porze? Oparł się na łokciu i zaczął wstydliwie zasłaniać postrzępioną koszulą siwą pierś.

- Jesteś mi potrzebny, Barnabo. Przychodzę zatem po obiecaną pomoc - odparła z prostotą Katarzyna, siadając na sienniku pełnym dziur, z których wyłaziła słoma. - Czy jesteś ranny? - dodała, wskazując brudny opatrunek na jego głowie, poplamiony maścią i zaschniętą krwią.

Wzruszył beztrosko ramionami.

- To nic takiego! Cios rydlem. Zadał mi je pewien niegodziwiec, gdy zaproponowałem mu grzecznie, że policzę wraz z nim jego oszczędności. Już się prawie zagoiło.

- Więc nigdy się nie zmienisz? - westchnęła Katarzyna.

Nie dziwiła się tym zwierzeniom. Być może z powodu płomyka wesołości, który jarzył się w oczach starego przyjaciela, najgorsze potworności wychodzące z jego ust nabierały niewinnego i prawie zabawnego charakteru. To, że Barnaba był złodziejem, a może nawet gorzej, nie miał dla niej znaczenia. Był jej przyjacielem, a to najważniejsze, a poza tym mógł robić, co chciał. Dla spokoju sumienia uznała, że musi go przestrzec: - Jeśli nie będziesz uważał, znajdziesz się któregoś poranka na Wzgórzu Śmierci, między mistrzem Blaigny a konopnym sznurem. A mnie będzie bardzo smutno.

Niepewnym gestem Barnaba żachnął się, chcąc usunąć z wyobraźni nieprzyjemny obraz, wypił spory łyk wina, odstawił dzban i otarł wargi poszarpanym rękawem. Następnie rozsiadł się wygodnie pośród brudnych szmat.

- No, teraz opowiadaj, co cię sprowadza, chociaż chyba się domyślam.

- Domyślasz się? - zapytała Katarzyna szczerze zdziwiona.

- W każdym razie wiem, że książę Filip rozkazał ci poślubić Garina de Brazeya. Aby zmusić go do ożenku z siostrzenicą Mateusza Gautherina, daje ci duży posag. Książę Filip dobrze wie, co robi...

Oczy dziewczyny stały się zupełnie okrągłe ze zdziwienia. Barnaba miał taki sposób mówienia, jakby pewne sprawy były oczywiste. Jakby nie było niczym nadzwyczajnym, że włóczęga jest tak dobrze poinformowany o tym, co dzieje się w książęcych pałacach.

- Skąd o tym wiesz? - wykrztusiła.

- Wiem, i to powinno ci wystarczyć. Powiem jeszcze więcej, moja mała. Jeśli książę chce cię wydać za mąż, to dlatego, że w naszym mieście mieszczanie są wpływowi, lepiej jest więc mieć za kochankę kobietę zamężną niż pannę. Książę jest ostrożny i chce mieć wszystkie atuty po swojej stronie.

- Więc - powiedziała Katarzyna - nic już z tego nie rozumiem. Nie wydaje się, aby pan de Brazey był ulepiony z gliny, z której robi się płaczliwych mężów.

Logika tego rozumowania zaskoczyła Barnabę; podrapał się po głowie i wykrzywił.

- Przyznaję, że masz rację. Trudno zrozumieć, dlaczego diuk wybrał swego skarbnika zamiast kogoś innego, wyłączając tę zaletę, że nie jest on żonaty. O Garinie de Brazeyu można powiedzieć wszystko, ale nie to, że da się nim łatwo kierować. Może książę nie miał nikogo innego pod ręką wśród swoich popleczników? Bo jest oczywiste, że poprzez ten ślub pragnie wprowadzić cię na swój dwór. Sądzę, że zgodziłaś się na to. Nie odmawia się takiego przywileju.

- Mylisz się. Do tej pory odmawiałam...

I Katarzyna spokojnym głosem opowiedziała staremu przyjacielowi swoją przygodę we Flandrii. Ponieważ czuła, że sekrety nie mają już sensu, opisała wszystko: jak spotkała Arnolda de Montsalvy'ego i przywołując wspomnienie, o którym sądziła, że umarło, zakochała się w nim od pierw- szego wejrzenia, i o tym, jak dalsze wydarzenia wyrwały ją z ramion rannego rycerza.

Mówiła z prostotą i bez żadnego skrępowania. Siedząc w rogu siennika z rękami skrzyżowanymi na kolanach, z oczyma wpatrzonymi w czarny cień belek, zdawała się opowiadać samej sobie piękną historię miłosną. Barnaba wstrzymywał oddech, aby nie przerwać czaru, bo rozumiał, że w tej chwili zapomniała o jego istnieniu. Kiedy głos dziewczyny zamilkł, zapadła cisza.

Katarzyna spojrzała na starego przyjaciela. Barnaba wydawał się bardzo zasępiony.

- Jeśli dobrze rozumiem - powiedział po chwili - nie zgadzasz się na Garina de Brazeya, bo czekasz na młodzieńca, który cię nienawidzi i pogardza tobą. Oszczędził cię tylko dlatego, że jesteś kobietą, lub może dlatego, że działo się to w tej właśnie oberży, a w dodatku był ranny i obawiał się, że z tego nie wyjdzie. Powiedz mi, czy nie jesteś trochę szalona?

- Wierz lub nie - odparła ostro Katarzyna - ale tak właśnie jest. Nie chcę należeć do innego mężczyzny!

- Powiedz to księciu - mruknął Barnaba. - Ciekaw jestem, jak to przyjmie. Jak poradzisz sobie z Garinem? Nie rób sobie nadziei, usłucha księcia, bo jest zbyt wiernym sługą, a ty jesteś zbyt piękna, aby się sprzeciwił. Co więcej, nie masz prawa odmówić, bo sprowadzisz gniew naszego pana na swych bliskich. A książę nie jest zbyt wyrozumiały.

Prawda?

- Dlatego chciałam się z tobą spotkać...Katarzyna wstała i przeciągnęła się, rozprostowując zdrętwiałe członki. Jej smukła sylwetka wydłużyła się w tańczącym czerwonym świetle świecy. Złociste i połyskujące włosy otaczały ją czymś w rodzaju aureoli i żebrak poczuł, jak ściska mu się serce. Uroda dziewczyny była niebezpieczna. Barnaba, będąc do niej przywiązany bardziej, niż mógł przypuszczać, zrozumiał, że należy do kobiet, przez które wybuchają wojny, dla takich mężczyźni zabijają się wzajemnie, a one rzadko przynoszą szczęście swoim panom, tak jak wszelki nadmiar może stać się niebezpieczny. Nie jest dobrze wychylać się zbytnio ponad przyjęty poziom... Wychylił do dna dzbanek z winem i cisnął nim niedbale o ziemię.

Naczynie rozbiło się, a kilka okruchów potoczyło się w kurzu daleko od wyrka.

- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał spokojnie.

- Że uniemożliwisz to małżeństwo. Wiem, że masz swoje sposoby i oddanych ludzi. Może dałoby się coś zrobić, żebym nie musiała wychodzić za mąż bez konieczności odmowy i tak, by Garin de Brazey nie musiał sprzeciwiać się swemu panu?

- Tego nie da się zrobić. Tak więc, moja droga, widzę tylko jeden sposób: śmierć... Twoją albo Garina. Przypuszczam, że nie chcesz umrzeć?

Niezdolna do odpowiedzi Katarzyna zaprzeczyła ruchem głowy, wpatrując się uparcie w zakurzone buciki. Ale ta cisza nie zmyliła Barnaby.

- Tak więc to on ma umrzeć, prawda? Aby pozostać wierną jakiejś głupiej miłości, skazujesz bez namysłu człowieka na śmierć, i kilku innych wraz z nim! Nie sądzisz chyba, że po śmierci skarbnika książęcy namiestnik spocznie na laurach!

Twardy głos Barnaby docierał do najgłębszych zakamarków duszy dziewczyny z bezlitosnym okrucieństwem. Zmusił ją do jasnego spojrzenia na sprawę i wówczas ogarnął ją wstyd. Pobieżna ocena własnej natury dokonana tej dziwnej nocy napełniła ją przerażeniem. Jednakże, jeśli śmierć Garina mogła uratować ją od związku, który napawał ją strachem i obrzydzeniem, była gotowa rozważyć bezlitośnie tę ewentualność.

Oznajmiła to Barnabie z determinacją, co wprawiło żebraka w osłupienie.

- Nie chcę należeć do tego człowieka. Załatw to, jak chcesz! - Głęboka cisza znowu zapadła między dziewczyną, trwającą przy powziętym postanowieniu, i włóczęgą zadziwionym swoim odkryciem. W rzeczy samej, teraz wydawała mu się bliższa, bardziej zrozumiała, jakby była jego córką, nie zaś dzieckiem skromnych rzemieślników. Bo jakże poczciwy Gaucher i pobożna Jacquetta mogli dać życie temu dzikiemu stworzeniu? Barnaba zaśmiał się w duchu do siebie: Jakież byłoby ich osłupienie, gdyby o tym wiedzieli! Uśmiechnął się do Katarzyny.

- Zobaczę, co się da zrobić - powiedział w końcu. - Teraz wracaj do siebie. Nie miałaś kłopotów, idąc tutaj?

W kilku słowach Katarzyna opowiedziała mu o swoim spotkaniu z Niedzielnym Zabijaką i Jehanem Pieniążkiem i o tym, jak powstrzymała ich niecne zamiary.

- To dla ciebie dobra eskorta - powiedział Barnaba. - Powiem im, żeby cię odprowadzili. Bądź spokojna, możesz im zaufać, jeśli to ja zrobię z nich Aniołów Stróżów.

Rzeczywiście, kilka minut później, w towarzystwie dwóch budzących lęk mężczyzn, Katarzyna opuściła oberżę Jakuba Marynarza, zostawiając Sarę śpiącą na schodach. Droga powrotna minęła bardzo spokojnie. Jeśli pojawiał się jakiś niebezpieczny cień, któryś ze strażników szeptał kilka słów w niezrozumiałym żargonie włóczęgów i cień rozpływał się w ciemnościach.