– Daj spokój – ucięła. – Już raz zamieszałeś w moim życiu, na szczęście udało mi się uciec.

– Nasze małżeństwo było więc dla ciebie… zamętem? A rozwód – ucieczką?

– Tak samo jak dla ciebie – odparła z nagłym ożywieniem.

– Pomyśl tylko, jaki użytek możesz zrobić ze swojej wolności. Świat pełen jest pięknych kobiet.

– Ale ja wróciłem do domu, do ciebie – powiedział spokojnie, jakby z namaszczeniem.

– I powinnam być ci wdzięczna?

Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ pojawiło się kilkoro nowych gości. Jakaś młoda kobieta objęła Kelly ramieniem i wcisnęła jej w dłonie prezent.

– To od Harry'ego. Bardzo mu przykro, że nie mógł wrócić na czas, ale przesyła ci ten upominek i obiecuje, że zadzwoni za kilka dni. Bardzo za tobą tęskni.

– Ja za nim też. – Kelly wyjęła z papieru małą alabastrową figurkę. – Och, jaka piękna…

Pojawili się następni goście. Jake z rezygnacją wziął kieliszek i zniknął w tłumie.

Nad ranem przyjęcie dobiegło końca. Carl zebrał naczynia i zaniósł do kuchni. Frank zwijał się przy zlewie.

– To ja zgłosiłem się do zmywania – powiedział Carl.

– Idź do domu i zostaw wszystko mnie – zaoponował Frank.

– Zostawić Kelly z takim drapieżnikiem jak ty?

– Kto tu jest drapieżnikiem? – wtrąciła Kelly zalotnie. – Ty? Objął ją ramieniem.

– Mogę być wszystkim, czym tylko zechcesz – powiedział głębokim głosem.

– Teraz potrzebuję sprzątaczki.

– Każ mu więc odejść. Obiecuję ci najbardziej ekscytujące zmywanie na świecie, a potem…

Przegiął ją w tył teatralnym gestem znamionującym namiętność. Mało brakowało, a pocałowałby ją w szyję, ale Frank chwycił go znienacka za kark i odsunął.

– Wynoś się! Ona jest moja!

– Poczekaj – wtrąciła Kelly. – Chciałabym usłyszeć, co cie czeka potem…

– Moje „potem" jest bardziej interesujące niż jego – powiedział Carl, chwytając ją w talii i ciągnąc w swoją stronę.

– Nie powierzyłbym rodowej porcelany żadnemu z nich -odezwał się męski głos. Kelly odwróciła się i zobaczyła Jake'a swobodnie opartego o framugę drzwi. – Zmiatajcie stąd! – rozkazał ze zdradliwie szerokim uśmiechem.

– Sama potrafię o siebie zadbać – wtrąciła ostro Kelly.

– A więc powiedz im, żeby sobie poszli.

– Kiedy będę chciała.

Ruch głowy Jake'a był ledwie zauważalny, ale wystarczył, by Carl i Frank zaczęli się wycofywać.

– Hej, zaczekajcie! – zawołała Kelly, kiedy byli już przy drzwiach. – Nie zwracajcie na niego uwagi. Od wpół do jedenastej rano on tu już nie rządzi.

– Nie potrzebujesz ich, ale bardzo potrzebujesz mnie – powiedział Jake.

– Dziękuję, nie skorzystam.

– Cześć, chłopaki. – Jake nie dawał za wygraną.

Kelly zamilkła z oburzenia. Bez słowa patrzyła, jak jej dwaj adoratorzy zabierają marynarki i posłusznie wychodzą.

– Za kogo ty się uważasz, że śmiesz wyrzucać ludzi z mojego domu? – wycedziła ze złością.

– Kilka dni temu nie miałbym kłopotów z odpowiedzią. Ale teraz…

– Mówisz tak, jakby rozwód był dla ciebie niespodzianką – przerwała mu ostro. – Wiesz, że był przesądzony, od czasu gdy przespałeś się z Olimpią Statton.

– Jak długo mam ci powtarzać, że nie spałem z Olimpią! – krzyknął ze złością.

– Och, tylko zahaczyłeś o jej pokój hotelowy w Paryżu o trzeciej nad ranem – zadrwiła.

– Owszem, byłem u niej w pokoju. I poszedłem tam, cóż… w niecnych zamiarach, ale rozmyśliłem się prawie natychmiast. Nie mogłem odwrócić się i uciec jak przerażony młokos. Coś tam plotłem trzy po trzy, a potem wymówiłem się bólem głowy i wyszedłem. Skąd mogłem wiedzieć, że ludzie z ekipy zastawili na mnie pułapkę!

– Chwała im za to.

– Nie spałem z Olimpią, ale ty uwierzyłaś im, a nie mnie. Do licha, również Olimpii zarzuciłaś kłamstwo!

Och, Olimpia zaprzeczyła, ale w taki sposób, że jej słowa zabrzmiały jak przyznanie się do winy. Potrząsała tymi swoimi blond włosami i kusząco wyginała zgrabne ciało, jakby chciała powiedzieć: „Naprawdę uważasz, że facet mógł mi się oprzeć?".

– Olimpia powiedziała tylko to, czego od niej oczekiwałeś. Później sam to przyznałeś, nie pamiętasz?

– Nigdy nie przyznałem, że spałem z Olimpią – powiedział szybko. – W odpowiedzi na twój pozew przyznałem się ogólnie do cudzołóstwa.

– Żeby nazwisko Olimpii nie zostało wymienione. Doprawdy, to bardzo rycerskie z twojej strony.

– Nie zrobiłem tego dla niej, tylko dla ciebie! – wybuchnął.

– Byłaś zdecydowana na rozwód, tak czy inaczej. Nie chodziło o Olimpię. To był pretekst, by się mnie pozbyć. Chciałem ułatwić ci sprawę. Jeśli nie ona, byłoby coś innego…

– Coś czy raczej ktoś?

– Cokolwiek by ci się wyroiło w twojej upartej głowie.

– Nieważne, to już przeszłość.

– Uwierzyłaś, w co chciałaś, żeby zrobić swoje.

– Jeśli myślisz, że chciałam uwierzyć w twoje zdrady, to masz źle w głowie! Zaakceptowałam fakty, których nie sposób było dłużej odrzucać.

– O co ci znowu chodzi? – warknął.

– Zrozumiałam wreszcie, że marnowałam czas, czekając na ciebie, podczas gdy ty krążyłeś po świecie na każde skinienie Olimpii.

– Olimpia jest moim producentem, dzięki niej stałem się sławny. Do Ucha! – Sapnął i trochę się uspokoił. – Nie! Co ja gadam? To tobie wszystko zawdzięczam. Nigdy mnie nie ograniczałaś. Nie zapomniałem o tym.

– To było dawno temu – powiedziała już bez złości. – Nie ma sensu żyć przeszłością.

– Kelly…

– Należę do przeszłości. Ona jest teraźniejszością.

– Kelly, proszę…

– A teraz muszę pozmywać.

ROZDZIAŁ DRUGI

Jake pomagał jej sprzątać. Kelly myła naczynia, on je wycierał. W końcu odezwał się:

– Nie wiem, gdzie ustawiać rzeczy.

– Zostaw je i usiądź na chwilę, a ja zrobię kawę.

Kiedy przyniosła kawę, Jake leżał na kanapie. To był swojski widok i… niepokojąco przyjemny.

Na dźwięk filiżanek wyprostował się i przetarł oczy. Ale zaraz znów je zamknął.

– Długi lot? – spytała ze współczuciem.

– Dziesięć godzin. Jestem skonany.

Wstał, przeciągnął się, a potem zaczął chodzić po pokoju.

– Ładnie tu – pochwalił. – Niedaleko sklepy, park za oknem, blisko do college'u. – Otworzył drzwi do sypialni.

– Hej, to jest mój dom – zaprotestowała oburzona.

– W porządku, tylko trochę powęszę – powiedział lekko. – A co jest tam? – zapytał, podchodząc do następnych drzwi. – Pozwól, że odkryję twoje ciemne sekrety.

– Trzymam tam rzeczy, których nie zdążyłam rozpakować – wyjaśniła. – Wszystkie paczki wrzuciłam do garderoby.

– To do ciebie niepodobne! Zawsze byłaś taka porządna.

– Jestem teraz zbyt zajęta, by przejmować się drobiazgami. Jake z powrotem opadł na kanapę. Odwrócił się i wyciągnął zza pleców książkę.

– A to co takiego? „Jak sobie radzić w łóżku i w życiu”

– Mariannę dała mi tę książkę – zaśmiała się cicho.

– A te wszystkie podkreślenia? Czy to też dzieło Mariannę?

– Niektóre jej, niektóre moje.

– Które są czyje?

– Zgadnij. Poznałeś ją dziś wieczorem. I to chyba dość dobrze. Czy dała ci swój numer telefonu? Jeśli nie…

– Czy możesz przestać organizować mi moje życie prywatne? – powiedział zaniepokojony. – A co to znaczy? – Pokazał palcem książkę otwartą na rozdziale zatytułowanym „Czy nadeszła już pora na młodego kochanka?". – Czy to ona zaznaczyła? Ciekawe…

– Nie, Mariannę miała już takich kochanków – odpowiedziała Kelly słodko. – Jeśli chciałaby następnego, nie zawracałaby sobie głowy tobą. Spójrz prawdzie w oczy, Jake. Ile masz lat? Trzydzieści osiem?

– Trzydzieści dwa, jak dobrze wiesz.

– Doprawdy?

– W porządku, daruj sobie – powiedział ponuro. – A więc to twoje podkreślenie?

– Oczywiście.

– Cóż za miła i pouczająca lektura, pani Lindley – skomentował jadowicie.

– Panno Harmon – poprawiła poirytowana. – nie twój interes, co czytam.

Zaczął głośno cytować:

– „Śmiało decyduj się na zmiany. Poczuj sens wyzwolenia, wyrzucając wszystko co niechciane i niepotrzebne". Włącznie z niechcianymi mężami, prawda?

– Och, przestań. Nudziłeś się ze mną jak mops. Jesteś zły tylko dlatego, że to ja pierwsza złożyłam pozew o rozwód. Choć jeśli chodzi o rozpad małżeństwa, to palmę pierwszeństwa bez wątpienia dzierży Olimpia…

– Nie mieszaj jej do tego! – powiedział groźnym tonem.

– W porządku. – Wzruszyła ramionami. – Oddaj mi książkę.

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. „Zmiana jest siłą napędową istnienia. Jeśli pożycie seksualne z jednym partnerem znudzi cię, znajdź sobie młodego kochanka. Jego siła i wigor pomogą ci zwalczyć nudę." – Odłożył książkę. – Musisz być starsza, niż sądziłem.

– Widzisz? Ty mnie w ogóle nie znasz – szepnęła, przesuwając dłonie po obcisłych spodniach. – Poza tym jestem już trochę pomarszczona.

– Pozwól mi sprawdzić…

– Sprawdzałeś wiele razy – odparła, odpychając jego dłonie. – To się już nie powtórzy.

– Założysz się?

– Ostrzegam cię. Zachowaj dystans.

– W porządku, wróćmy zatem do głównego tematu. Młody kochanek…

– Nie mam młodego kochanka. Na razie.

– A to? – Znalazł w książce kolejny fragment. – „Jeśli jesteś zmęczona swoim starym wizerunkiem, spróbuj nowego, albo wielu nowych." Och, to wspaniałe! Ale skąd u diabła wiesz, który wizerunek jest dziś na służbie?

– To łatwe. Dajesz im odmienne imiona.

– Czy faceci nie są zdezorientowani?

– Trzeba przyjąć zasadę: jedna osobowość dla jednego faceta – wyjaśniła.

– A więc z którym z nich sypiasz? – ryknął nagle. – Z Carlem czy z Frankiem? A może z tajemniczym Harrym, który tak za tobą tęskni?

– Przestań!

– Czy też z którymś z tych, którzy wręcz rozbierali cię wzrokiem dziś wieczorem? Przyznać muszę, że nie było wiele do zdejmowania.

– Obrażasz mnie. Jesteś agresywny.